SPOŁECZNOŚĆ WIĘZIENNA JAKO ZBIOROWOŚĆ PODLEGAJĄCA PRAWOM.pdf

(86 KB) Pobierz
SPOŁECZNOŚĆ WIĘZIENNA JAKO ZBIOROWOŚĆ PODLEGAJĄCA PRAWOM
PSYCHOLOGII TŁUMU I PRZEJAWIAJĄCA JEGO CECHY. PSYCHOLOGICZNE
I SOCJOLOGICZNE ASPEKTY ODDZIAŁYWAŃ NA ZBIOROWOŚĆ (TŁUM)
OSADZONYCH PRZEZ ADMINISTRACJĘ, PRZY POMOCY
NIEUŚWIADOMIONYCH TECHNIK PROPAGANDY .
CZĘŚĆ I
Społeczność więzienna jako zbiorowość podlegająca prawom psychologii tłumu i
przejawiająca cechy tego tłumu.
"Psychologia tłumu" - fundamentalna praca francuskiego lekarza, socjologa i psychologa
Gustawa Le Bona w żadnym fragmencie nie próbuje odnieść do zbiorowości więziennej jako
"tłumu" będącego tematem rozważań. Z perspektywy 100 lat od ukazania się pierwszego
wydania francuskiego tej klasycznej już dziś pracy psychologicznej - można być niemalże
pewnym, że Le Bon nie zajął się tym ujęciem problemu tylko dlatego, że więzienia
funkcjonowały wtedy na marginesie społeczeństwa. Częściej były rozbijane przez tłum
przychodzący z zewnątrz by uwolnić "ciemiężonych" przez królów lub rewolucje, niż
opisywane przez ówczesnych naukowców.
Dopiero XX wiek przyniósł dorobek w dziedzinie nauk społecznych i humanistycznych, który
miał wpływ na kształt nowoczesnego więziennictwa gdzieniegdzie być może nawet
nadmierny i przeintelektualizowany, stawiający skazanego na piedestale podmiotowości.
Nadmiernego z kolei zainteresowania naukowców zmierzających wszelkimi sposobami. do
usprawiedliwienia jego przestępczego, uprzedniego przed skazaniem zachowania. Nie ma
potrzeby dłuższego uzasadniania tego, że socjologia poszukiwała przyczyn wykolejania
społecznego i drogi przestępczej w uwarunkowaniach społecznych, psychologia w
odchyleniach od normy psychicznej, psychiatria w chorobie psychicznej, a np. wiktymologia
poszukiwała genezy przestępstwa ofierze tegoż, a nie w przestępcy.
Wracając do myśli głównej zauważamy, że Le Bon nie mógł zauważyć jak bardzo jego
przemyślenia dotyczą społeczności więziennej bo ta społeczność w ogóle go nie interesowała.
Przypominam jednak, że współcześnie Le Bon przynajmniej w części swego dzieła poszedłby
w tym kierunku.
Niniejsze opracowanie będzie próbą odpowiedzi na dwa ogólnie sformułowane pytania:
- Czy społeczność więzienna jest tłumem (a jeśli tak to jakim?)?
- Czy społeczność więzienna prezentuje cechy typowe dla tłumu w ujęciu Le Bona?
Dla potrzeb stratyfikacji wyjaśniam jeszcze co rozumiemy przez społeczność więzienną.
Zwykle praktycy penitencjarni uznają za społeczność więzienną osadzonych przebywających
w jednostce jak i funkcjonariuszy w niej zatrudnionych, badając wzajemne relacje tych grup.
W niniejszym opracowaniu odejdziemy od takiego spojrzenia na społeczność więzienną
ograniczając się do osadzonych choćby z tego powodu, że to te jednostki znajdują się w
zakładzie karnym lub areszcie z powodu przymusu państwa, a nie z wyboru zawodu
funkcjonariusza państwowego. Zdefiniujemy więc społeczność więzienną ograniczając się do
osadzonych.
Jest to zbiorowisko ludzkie o charakterze przypadkowym, w którym jedynym namacalnym i
sprawdzalnym mianownikiem jest fakt znalezienia się w izolacji więziennej na skutek
działania szeroko rozumianego prawa. Definicja ta nie wyklucza wzajemnych powiązań
jednostek pochodzących sprzed aresztowania (rodzinne, koleżeńskie, środowiskowe,
przestępcze) jak i powiązań powstałych po przybyciu do jednostki penitencjarnej
(przynależność podkulturowa, koleżeństwo, wejście w konflikt, zderzenie, postawa lub
wreszcie zwykłe osadzenie w tej samej celi mocą decyzji administracji zakładu). Sięgając do
najprostszego podziału tłumów na heterogeniczne i homogeniczne (według Le Bona)
społeczność więzienna bliższa jest tej pierwszej definicji - tłumu heterogenicznego -
bezimiennego, składającego się z bardzo różnych jednostek pod względem zawodowym,
rozwoju umysłowego, wieku, zaangażowania i znaczenia przestępczego. W jednym jednak
elemencie jako praktyk muszę zauważyć, że "tłum więzienny" ma cechę tłumu
homogenicznego. Chodzi mi tu o zjawisko podkultury więziennej, które z definicji ma
charakter sekciarski jest podstawą kastowości (rozwarstwienia) całości populacji. Innym
słowy twierdzę, że na "zewnątrz" tłum więzienny ma charakter heterogeniczny, natomiast
wewnątrz dzieli się na tłumy homogeniczne o skrajnie sprzecznych poglądach i interesach.
Celowo używam sformułowania "na zewnątrz" zdając sobie sprawę z jednolitości tego tłumu
w jednej podstawowej dążności - do ucieczki, wyjścia z zamknięcia, umiłowania i pragnienia
wolności, zwalczania wszystkiego co stoi do tego na drodze. Natomiast "wewnątrz" w
sytuacji spokoju w jednostce penitencjarnej obowiązuje dychotomiczny podział na grupę tzw.
"grypsujących" i "niegrypsujących", które to grupy w tym momencie są tłumami
homogenicznymi, gdyż w tym momencie mają charakter kastowy. Do obecnego grona
słuchaczy nie muszę wyjaśniać czym jest podkultura więzienna i jakie zasady, podziały w niej
obowiązują.
Kiedy więc społeczność więzienna staje się tłumem heterogenicznym, albo też czy jest nim
stale, sądzę, że użycie określenia "tłumu w uśpieniu" najlepiej oddaje istotę sprawy. Jako
kierownik działu penitencjarnego dużej ,jednostki penitencjarnej odpowiedzialny między
innymi za utrzymanie pożądanego status quo tzn. względnego spokoju i bezpieczeństwa w
takiej jednostce zdaję sobie sprawę, że w istocie rzeczy chodzi o utrzymanie tłumu
więziennego w tym uśpieniu. Nikt bowiem z funkcjonariuszy jednostek penitencjarnych
obecnych na sali (i nie tylko) nie życzy sobie doświadczyć tłumu więziennego obudzonego,
co może w skrajnym przypadku sytuację buntu totalnego, a w sytuacji mniej skrajnej bierny
protest głodowy, który może wtórnie przerodzić się w bunt agresywny. Pojęcia tłumu w
"uśpieniu" i "obudzeniu" skonstruowano li tylko na potrzeby zobrazowania specyfiki tłumu
więziennego gdyż trudno pozbyć się odczucia, że jednak różni się on od tłumu ulicznego,
wiecowego, rewolucyjnego czy też wyborczego. W moim przekonaniu różni się właśnie tym,
że zwykle nie przejawia wszystkich cech czy też własności "tłumu" Le Bona, a raczej nie
przejawia ich wszystkich na co dzień. Pełny zestaw cech tłumu można zaobserwować i
wygenerować z tłumu więziennego dopiero gdy jesteśmy uczestnikami "zwykłego dnia" w
jednostce penitencjarnej, a także gdy mamy nieszczęście uczestniczyć w burzliwych i
skomplikowanych wydarzeniach więziennych jakimi są czynne lub bierne wystąpienia
zbiorowe osadzonych. Piszący te słowa doświadczył bezpośrednio atmosfery zbiorowego
wystąpienia o dość szczególnym charakterze. W roku 1989 osadzeni przebywający w II
pawilonie Aresztu Śledczego w Łodzi po mszy świętej nie powrócili do cel mieszkalnych,
wysunęli postulaty nie posuwając się jednak do poczynań agresywnych wobec
funkcjonariuszy w nim zatrudnionych. Niewątpliwie w mojej ocenie z więziennego tłumu w
"uśpieniu" przeszli w stan tłumu '"obudzonego" choć wystąpienie w tej formie nie miało
charakteru buntu agresywnego. Co spowodowało '"przebudzenie tłumu więziennego""? Poza
wieloma czynnikami wewnętrznymi (tzn. o etiologii więziennej) w głównej mierze
decydującym był tu początek transformacji ustrojowej w naszym kraju. Czyli czynnik
polityczny. Ale także, co nie mniej ważne - nadmierne zainteresowanie w jednostkach
penitencjarnych ze strony nowych elit politycznych. Elity te na skutek działań uprzedniego
reżimu były w pewnych fragmentach swej walki politycznej izolowane w jednostkach
penitencjarnych wspólnie bądź co bądź z elementem kryminalnym. Znaleźć można
psychologiczne uzasadnienie wytworzenia się pewnej więzi między intelektualną elitą
ówczesnej opozycji, a środowiskami więziennymi. Nie ma nie co bardziej łączy emocjonalnie
jak wspólna "niedola" więziennej izolacji. Jako funkcjonariusz mogę więc zrozumieć
czynione szczególnie pod adresem recydywistów "umizgi" i roztaczanie mglistych wizji
amnestii, rewizji wyroków z lat 80-tych i innych możliwych łagodzących kroków. Trudno
natomiast zrozumieć dlaczego te obietnice (bo tak były odbierane przez skazanych) nie
zostały zrealizowane. Osoby, których pobyt w izolacji więziennej byłby nawet najkrótszy -
wiedzą przecież, że słowność i dotrzymywanie obietnic ma w tych warunkach wartość
najwyższą. W takiej sytuacji trudno dziwić się, że skazani chcieli swoiście pomóc w
urealnieniu słów i gestów co w dramatycznej wersji poskutkowało ofiarami śmiertelnymi np.
w Zakładzie Karnym w Czarnem.
Wracając do głównego wątku wystąpienia przedstawię katalog cech tłumu więziennego, które
przejawiała zbiorowość osadzonych po przejęciu "władzy" w pawilonie II Aresztu Śledczego
w Łodzi - jesienią 1989 r. Pierwszą najbardziej zauważalną cechą tego tłumu była przesada i
prostota wyrażanych poglądów. Poglądy te emanowały przede wszystkim z członków tzw.
komitetu strajkowego, który negocjował z władzami więziennymi realizację postulatów, a był
jednocześnie jak gdyby wyrazicielem poglądów całej populacji. "Przesada" to oczywiście
kwestia niemożności spełnienia części postulatów przez administrację Aresztu (np.
nowelizacja całego szeregu zarządzeń Ministra Sprawiedliwości) i brak zrozumienia tej
niemożności przez negocjujących. Także samo przesada i prostota - to bezwarunkowe
twierdzenia i całkowita nieustępliwość w negocjacjach oraz nieuzasadnienie logiki
argumentacji, która w normalnych warunkach byłaby nie do podważenia. Negocjujący
komitet protestacyjny posunął się w swej przesadzie tak daleko, że przekonywanie o tym , że
"przesada" może w swej konsekwencji uniemożliwić realizację nawet zasadnych i możliwych
propozycji - nie dawało rezultatów. Oczywiście można by zapytać się czy przesadny i
prostacki był bardziej tłum, czy też przesada i prostackość wynikała bardziej z postawy
członków komitetu protestacyjnego, którym stali się oczywiście samodzielni przywódcy
tłumu. Wydaje się, że zjawisko to miało charakter swego rodzaju sprzężenia.
Tłum w swej masie był przesadny i prostacki, a przywódcy inteligentni, pomysłowi i
entuzjastyczni. Tłum zaszczepiał przywódcom przesadę i prostackość, a przywódcy
wypełniali to konkretną treścią intelektualną lub pseudointelektualną. W tym miejscu można
przejść do następnych cech, a mianowicie sugestywność i łatwowierność. To co
powiedziałem, o intelektualnej lub pseudointelektualnej treści jest niczym innym jak
sugerowaniem tłumowi przez przywódców możliwych do osiągnięcia celów i ich łatwowierne
przyjmowanie za własne i możliwe do przez prostacki tłum. Można chyba powiedzieć nie
myląc się wiele, że już chwilę po pojawieniu się w tłumie jakiejś tezy lub "myśli" nikt nie wie
kto był jej autorem albo też wszyscy uważają się za jej autorów. Czynienie takich wniosków
przekonywującymi i zweryfikowanymi utrudnia prosty fakt "niezapraszania" nikogo z
funkcjonariuszy na wewnętrzne narady komitetu protestacyjnego, ani tym bardziej na
utajnione "narady" liderów z tłumem więziennym. Przypuszczam jednak kładąc na szalę tego
przypuszczenia wszystkie swe doświadczenia więziennika, że przebiegu treści, motywów
ustaleń podejmowanych wtedy w tłumie więziennym - nie byliby w stanie odtworzyć sami
liderzy komitetu protestacyjnego. Tylko obiektywne oko kamery i mikrofon (gdyby ich
zainstalowanie wówczas było możliwe) mogłoby wspomóc i potwierdzić cechę
sugestywności tłumu wobec gwałtownych, przesadnych wypowiedzi przywódców lub nawet
innych pojedynczych więźniów. Zresztą należy jeszcze dodać, że te ustalenia odbywały się w
różnych miejscach zakładu tzn. przedstawiciele z pawilonu I i III byli doprowadzani do
opanowanego pawilonu II, a ponadto osadzeni kontaktowali się głosowo pomiędzy
pawilonami w sposób masowy. Wszystkie osoby, które ze strony administracji zakładu
uczestniczyły w prowadzonych negocjacjach do dziś potwierdzają, że odbywały się one w
atmosferze skrajnej przesady drugiej strony. Bezwarunkowe twierdzenia, powtarzanie w
kółko tego samego, brak logiki to obraz negocjatorów ze strony tłumu więziennego.
Jednocześnie brak stałości żądań i poglądów prowadzący do kompletnego chaosu,
uniemożliwiającego realne porozumienie (co zresztą stało się faktem finalnym). Przykładem
zmienności i przesadności było postulowanie zwolnienia jednego lekarza Aresztu w
początkowej fazie konfliktu kiedy to żądanie stało się faktem poprzez odsunięcie lekarza od
czynności służbowych, a następnie ustalenie przejścia na emeryturę - w rozmowach pojawiły
się kolejne nazwiska funkcjonariuszy innych działów. Można przypuszczać, że gdyby
zgodzono się na kolejne takie odsunięcie to po jakimś czasie być może pojawiłoby się żądanie
wymiany całej załogi aresztu. Mechanizm tego zjawiska miał w gruncie rzeczy za pragenezę
indywidualne konflikty osadzonych z konkretnymi funkcjonariuszami.
Więzienie jako takie jest miejscem konfliktogennym a funkcjonariusz nie może z mocy prawa
i zdrowego rozsądku spełnić wszystkich żądań i próśb osadzonych - niezależnie od kierunku
lub charakteru tych próśb. Poszczególni osadzeni doskonale pamiętają funkcjonariuszy,
którzy odmówili spełnienia potrzeby lub żądania. Z reguły to wspomnienie nie podlega.
obiektywnej ocenie osadzonego a jest wstępem do negatywnej oceny funkcjonariusza. Taka
negatywna ocena wyartykułowana przed tłumem więziennym w sytuacji zbiorowego
wystąpienia była natychmiast przechwytywana i akceptowana przez tłum jako własna. W
tłumie tym na pewno znajdowało się wielu osadzonych, których indywidualne oceny o danym
funkcjonariuszu były przeciwne ale więź z tłumem brała prymat nad obiektywizmem. Oceny
pozytywne nie mogły być uzewnętrznione bo byłyby niezgodne z oczekiwaniami potrzebami
tłumu w tej sytuacji. Innymi słowy były to obawy przed nietolerancyjnością tłumu i
możliwością zachowania o charakterze pierwotnym np. w postaci pobicia jednostki, która
odważyłaby się skierować swój głos pod prąd wspólnego strumienia poglądów większości.
Nie należy też wykluczać, że poczucie anonimowości i bezkarności powodowało wygłaszanie
oskarżeń wobec funkcjonariuszy, które były z gruntu fałszywe. Oskarżenia takie nie były
przecież przez "tłum" weryfikowane. Więcej! Nikt nawet nie myślał o możliwości ich
weryfikowania. Anonimowe poglądy i oskarżenia były wygodne dla komitetu
protestacyjnego, bo pozwalały formułować kolejne coraz to bardziej absurdalne postulaty
przy jednoczesnym wyjaśnianiu, że anonimowość źródła informacji ma gwarantować
bezpieczeństwo osadzonych przed ewentualną "zemstą" administracji w bliżej nieokreślonej
przyszłości.
Powyższy opis wskazuje, że tłum więzienny nie kierował się obiektywną moralnością,
aczkolwiek sam w swoim mniemaniu był moralnym, ale swoiście moralnym. Moralnością
sztuczną i wyimaginowaną dla siebie, a nie zobiektywizowaną. Nie można natomiast
zaprzeczyć, że tłum więzienny w roku 1989 w Areszcie Śledczym w Łodzi był pełen
entuzjazmu. Dla osób uczestniczących w tych wydarzeniach wystarczy wspomnieć
rozgorączkowane twarze osadzonych, gremialnie wznoszone okrzyki przez okna, prężność
działania zwykle leniwych więźniów. Entuzjazm nie jest tym zachowaniem tłumu, które
można zmierzyć jest to rodzaj paliwa, które ma człowiek stykający się z entuzjazmem tłumu.
Jestem przekonany o sile tego entuzjazmu. W tym czasie radiowęzeł udostępniono
przywódcom komitetu strajkowego, którzy przy użyciu mikrofonu i sieci radiowęzłowej
przemawiali do wszystkich więźniów w areszcie. W tych momentach można było słyszeć i
poczuć entuzjazm osadzonych głośno reagujących na wypowiadane przez lidera słowa.
Odnosiło się wrażenie, że ten tłum jest jednością i reprezentuje realną siłę groźną dla
bezpieczeństwa jednostki. W innych sytuacjach, gdy przez radiowęzeł poglądy swe lub
zmiany obwieszczała administracja można było usłyszeć reakcje "tłumu", które potwierdzały
jego drażliwość i impulsywność. Każda przekazywana informacja, która nie była zgodna z
oczekiwaniami osadzonych budziła co najmniej groźny pomruk niezadowolenia, a w drugiej
postaci wulgarne, głośne okrzyki protestu. Pozostałe cechy tłumu takie jak niszczycielskość,
bohaterstwo i panika w warunkach buntu łódzkiego na szczęście nie zostały zaobserwowane
stąd też nie odważam się poddawać ich analizie. Jako więziennicy wiemy jednak, że cechy te
były obserwowane w zachowaniach tłumów więziennych w czasie buntów w takich
zakładach karnych jak Zakład Karny w Czarnem i Zakład Karny w Nowogardzie. Cena tych
wydarzeń jaką musiała zapłacić społeczność więzienna była wysoka - ofiary śmiertelne, ranni
i zniszczone zakłady. I ciężar odpowiedzialności, którego skala i rozkład na osadzonych i
funkcjonariuszy nie jest chyba do końca wyjaśniony. Powyższe zagadnienie jako
niewątpliwie interesujące zasługuje na osobne potraktowanie i nie jest głównym wątkiem
niniejszego referatu.
Naturalną konsekwencją przyjęcia tezy o analogiczności społeczności więźniów z pojęciem
tłumu jest konieczność zastanowienia się nad tym kto może być przywódcą tłumu
więziennego. Cechy osobowościowe i uzdolnienia takowego przywódcy są oczywiste: wysoki
poziom inteligencji, dobry mówca, aktywny człowiek czynu, silna wola, dar przekonywania
słuchaczy, fanatyczność przekonania o swoim posłannictwie, charyzma i wreszcie to co jest
właściwe dla przywódców więziennych - bogate doświadczenie kryminalne, skazanie
najlepiej wielokrotne za poważne przestępstwa, znajomość realiów życia więziennego i
przynależność do podkultury więziennej. Podkreślam przynależność do podkultury
więziennej, pomimo tego, że znane są więziennikom przypadki przejmowania przywództwa
w sytuacjach kryzysowych przez osadzonych nie będących związanymi ze strukturami
nieformalnymi. Takie sytuacje zdarzają się tam gdy cechy osobowościowe takiego
osadzonego ją większą moc oddziaływania na grupę niźli przywódcy podkultury więziennej,
której źródło leży tylko w utrwalonych zasadach i kryteriach wyłaniania takiego przywódcy.
Przykład - przywódcą podkultury więziennej może zostać jej uczestnik tylko i wyłącznie z
uwagi na niezwykłą siłę fizyczną i bezwzględność przestępczą. Taki przywódca będzie się
sprawdzał w życiu codziennym więzienia. Jednak w sytuacji buntowej lub strajkowej może
się okazać, że inteligencja, znajomość prawa i jego luk, nieumiejętność formułowania
postulatów itp. będą bardziej przydatne dla zasadniczych celów tłumu. Wtedy osadzony
niegrypsujący może stać się przywódcą lub co najmniej znaleźć się w grupie przywódczej
jako potrzebny i akceptowany. Powyższe spostrzeżenia czynię tylko i wyłącznie dla celów
poznawczych. Generalnie bowiem przywódcy wywodzą się z uczestników tzw. II życia, gdyż
łączą w sobie większość przytoczonych cech osobowych, uzdolnień i umiejętności. Ponadto
należy podkreślić, te osoby kierujące się w swym życiu swego rodzaju ideologią, religią,
filozofią (jaka by ona nie była) są aktywniejsi od osób "niezaangażowanych". To takie osoby
są ekspansywne wychodząc do innych z własną koncepcją życia, a w sytuacji jej
nieakceptowania są skłonni do zachowań wrogich wobec świata zewnętrznego lub wręcz
agresji. Osobiście uznaję, że przynależność do podkultury więziennej jest swego rodzaju
filozofią życiową więźniów a w skrajnych przypadkach nawet quasi religią o niespotykanej
sile wewnętrznej akceptacji. Za zupełnie błędne uznaję twierdzenia o konieczności miesienia
populacji osadzonych, która nie akceptuje zasad podkulturowych. Zwłaszcza mam tu na myśli
wspólny pobyt w celach mieszkalnych. Taką konieczność, zwykle uzasadniano pozytywnym
oddziaływaniem niegrypsujących na uczestników podkultury. Stanowczo twierdzę, że
oddziaływanie może być tylko odwrotne, a to oznacza negatywizm skutków. Sadzę, że dla
psychologów jest oczywiste, że człowiek ideowy jest ekspansywnym głosicielem swoich
poglądów. Trudno więc oczekiwać by prymat psychologiczny głosił człowiek bez głęboko
utrwalonego przekonania, które ma niejednokrotnie charakter wręcz magiczny. Jest więc tak
w codziennym życiu więźnia, a tym bardziej w sytuacjach konfrontacji z administracją
więzienną. Na codzień dominują w sferze aktywności, osadzeni uczestniczący w podkulturze
więziennej, to spośród nich wyłaniają się przywódcy grup lub całej populacji. I wreszcie to że
przywódcy przyjmują samorzutnie rolę liderów w sytuacji buntowej. Inaczej mówiąc to
przywódcy kierują zachowaniami bieżącymi tłumu więziennego uśpionego w czasie zwykłej
więziennej normalności. To oni także biorą na siebie ciężar odpowiedzialności za tłum
więzienny pobudzony w fazie konfrontacji z administracją. A ich znaczenie w takim czasie
istotnie wzrasta, zgodnie z zasadą zastępowania władzy państwowej gdy ona traci na
znaczeniu. Czymże innym jest bunt w więzieniu i odebranie jednego pawilonu strażnikom
Zgłoś jeśli naruszono regulamin