Lerum May Grethe - Córy Życia - 12 Zmierzch Słońca.pdf

(737 KB) Pobierz
407291870 UNPDF
MAY GRETHE LERUM
ZMIERZCH SŁOŃCA
ROZDZIAŁ I
Sankt Petersburg, wiosna 1722
Nie wiedziała, czy to powolne kołysanie powozu, wciąż ten sam stukot końskich kopyt
o kamienny bruk, czy po prostu widok cerkwi Świętej Trójcy przypomniał jej tamtą noc. Tym
razem stangret powoził dużo ostrożniej, mimo to odczuwała ból w całym ciele za każdym
razem, gdy powóz skręcał lub podskakiwał na wybojach.
Nadjana nie udawała się teraz do kościoła, jechała do samego zamku. Jeśli się dobrze
orientowała, Karl Martin nie nosił już noża ukrytego w cholewie ani nie zamierzał mordować
cara. Zdarzało się wprawdzie, że dostrzegała jeszcze w jego wzroku tamtą nienawiść, wciąż
też nie była pewna, z kim się spotyka. W narodzie nadal się gotowało, ale nie tak bardzo jak
wtedy, zaraz po śmierci carewicza Aleksego. Kiedy Piotr Wielki całował zimną twarz syna na
pożegnanie podczas pogrzebu, zgromadzony tłum kipiał nienawiścią.
Wciąż jeszcze pamiętała tamten lodowaty chłód, jaki przenikał ją mimo letniego
upału, chłód płynący od ludu, który w tym momencie nienawidził swego cara.
Pamiętała też lata, które nadeszły potem, lata nie kończącej się kary bożej spadającej
na Piotra Wielkiego.
Nie był już tak chętnie zapraszany do pięknych salonów Europy jak dawniej.
Opinia barbarzyńcy i dzikusa podkopywała szacunek, jaki królowie i ich poddani
żywili niegdyś dla rosyjskiego niedźwiedzia. A kiedy jego młodszy syn, Piotr, zmarł na
czarną ospę, nic nie było już w stanie go uratować. Nadjana wiele razy widziała władcę
płaczącego, także w chwilach wielkich zwycięstw. Rosyjski car nie radował się nawet
wówczas, gdy zostało spełnione jego największe marzenie i stanął jako dowódca na pokładzie
pierwszego zbudowanego w Rosji okrętu. „Staryj Dub" nie mógł zastąpić carowi
wszystkiego.
Coś jednak mu jeszcze zostało, przynoszące pociechę objęcia licznych kochanek oraz
zawsze optymistycznie usposobiona caryca Katarzyna.
To do niej właśnie jechała teraz Nadjana, do tej prostej kobiety, która została
małżonką cara i współwładczynią Rosji. Nadjana polubiła Katarzynę od pierwszej chwili,
chociaż ta bywała często i ordynarna, i nieobliczalna. Jesteśmy ulepione z tej samej gliny,
myślała Nadjana. Dwie umęczone, biedne dziewczyny, które los zdmuchnął niczym liście w
jesiennej wichurze. Jedną uczynił Wielką Matką Rosji. Drugą zaś królową carskich nierzą-
dnic, panią najpiękniejszego i najsłynniejszego pałacu uciech na świecie.
Nie odczuwała radości na myśl o tym, z utęsknieniem czekała, aż będzie się mogła
położyć na jednym z obitych jedwabiem szezlongów Katarzyny, a zarumieniona gospodyni
zacznie jej opowiadać wesołe historie lub flirtować ze swoim starannie ukrywanym przed
światem kochankiem Willim.
Katarzyna wiodła niebezpieczne życie. Nadjana również. Karl Martin także, on
nieustannie balansował na krawędzi katastrofy. Sam Piotr też ściągał sobie na głowę
niebezpieczeństwa, gdziekolwiek się znalazł.
Zmęczona Nadjana oparła się wygodnie, próbowała nie myśleć o bólu, który
podskakujący na wybojach powóz wywoływał w jej ciele. Wkrótce będzie na miejscu.
Wkrótce, wkrótce...
Popołudnia w zamku stanowiły zawsze bardzo przyjemną chwilę odpoczynku od
zmartwień i kłopotów. Dużo starsza Nadjana żywiła do carycy macierzyńskie uczucia.
Zresztą zadowolona uświadomiła sobie, że myśl o tym, iż nigdy nie zostanie matką, że ród
wyginie wraz z jej śmiercią, nie sprawiała jej już bólu.
Katarzyna zadbała o lektykę. Nadjana nie bardzo to lubiła, stwierdzała jednak, że stało
się już zwyczajem. Wysokie marmurowe schody wiodące do najbardziej osobistych pokojów
carycy były udręką. Kiedy Nadjana ostatnio próbowała na nie wejść, jedno biodro ją zawiodło
i w końcu dwaj ubrani na niebiesko mężczyźni musieli wnieść ją na górę niczym zarżnięte
zwierzę. Katarzyna nawymyślała im za mało uprzejme zachowanie i każdemu kazała
wymierzyć dziesięć biczów. Obaj służący kłaniali się zaczerwienieni, ale Nadjana nigdy wię-
cej ich już nie widziała.
- Gamonie! Durne Ruski! Gówniarze, pozbawieni wyobraźni głupcy...
- Jesteś wobec nich zbyt surowa, Katarzyno! Uważaj, żebyś nie przebrała miary.
- Nie! Oni zniosą wszystko. Powiedziałam ci już, to Ruski. Urodzeni niewolnicy!
Nadjana wolno skinęła głową, poprawiła sobie poduszki. Ciało opadło z powrotem na
wygodne posłanie, również Katarzyna na swoim ogromnym tapczanie przewróciła się na
drugi bok. Mebel zrobiono w Wenecji, złociste drewno pięknie wypolerowano i pokryto
twardą warstwą wosku. Tapczan był prosty, bez specjalnych ozdób, ale posiadał ciężar i
dostojność bardzo odpowiednią dla carycy.
- Czy słyszałaś już o lodowym święcie? - zapytała Katarzyna, kiedy zostały same.
Nadjana zmarszczyła brwi pod maseczką.
- Nie. Bal, teraz?
- To Will podsunął mi ten pomysł - odparła caryca i mrugnęła porozumiewawczo do
towarzyszki. Pochyliła się do przodu tak, że jej ciężkie, białe piersi o mało nie rozerwały
obszytego złotem wycięcia sukni. Szlachetne kamienie na staniku migotały, oczy carycy mia-
ły ten sam ciemny blask.
Bardzo lubię Willa, wiesz... on sprawia, że czuję się młoda! No i ma tyle zabawnych
pomysłów. Powiedz mi, Nadja, ty która widziałaś tyle świata... czy Anglicy są zawsze tacy
zabawni?
- Nie wiem - odparła Nadjana znużona. Mogłaby opowiedzieć Katarzynie o tych
angielskich oficerach, którzy mieli zwyczaj wpadać do Skjasry i zabawiać się tam z
udręczonymi więźniarkami.
- On w każdym razie zawsze wymyśli coś śmiesznego. Czy pamiętasz Witię? Tak go
nazywaliśmy, tę oślizgłą rybę.
- Syna Barańskich?
- Tak! Jego, tego głupka. Car wtrącił go do więzienia, on podobno jeszcze żyje. Taki
był rozpieszczony, delikatny, mogłabym się założyć, że już dawno umarł. Ale żyje, Will
widział go przy kopaniu rowów.
- Do czego ty zmierzasz, Katarzyno?
- Lodowy bal. Przedstawienie. Teatr! Urządzimy pożegnalny bal, którego Sankt
Petersburg nigdy nie zapomni!
- Ale przecież macie wyruszać na wojnę... Czy nie bardziej wypadałoby świętować po
powrocie do domu?
Oczy Katarzyny zrobiły się wąziutkie.
- Nie sprzeciwiaj mi się, Nadjano! Nikt nie potrafi zorganizować świetniejszego balu
niż ty. Musisz mi pomóc!
Nadjana westchnęła, ze zmęczenia zaczynało jej się kręcić w głowie. Może to też
wino, które wypiła, było przecież ciężkie, mocne i słodkie.
- Pomogę ci, Katarzyno.
- Oczywiście! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Tęga kobieta uniosła w górę dwie
zaciśnięte pięści.
- A może nie jesteś?
Nadjana uśmiechnęła się blado. Napotkała spojrzenie brązowych oczu, w których nie
było już rozbawienia, teraz to już inna kobieta z nią rozmawiała, a nie tamta żądna zabawy,
uwielbiająca dekadencję caryca. Biedną dziewczynę z Litwy łatwiej było lubić.
- Moja kochana... wiesz, że cię nie zawiodę. Caryca w zamyśleniu uniosła kieliszek
pełen wina, przez chwilę milczała, po czym strzeliła palcami i do pokoju wkroczył długi
szereg karłów, tresowanych zwierząt, żonglerów i błaznów.
- Popatrz na nich! Znają nowe sztuczki, nowe rozrywki. Przepędziła wesołków,
wezwała kucharzy. Nadjana jednym uchem słuchała wykładów o niezwykłych daniach, jakie
każdy z nich chciałby przygotować.
Na koniec wprowadzono niewielkiego mężczyznę o szarej brodzie.
- A oto mój najważniejszy ostatni wynalazek - powiedziała Katarzyna z tajemniczą
miną. - Jest rzeźbiarzem. Robi posągi najpotężniejszych ludzi świata. Tworzy również rzeźby
do kościelnych ołtarzy. Przybył tutaj, wraz z czternastoma swoimi pomocnikami, na moje we-
zwanie. Właśnie w tej chwili dwustu żołnierzy wraca z Uralu. A wiesz, Nadju, co oni wiozą?
Lód! Tysiące bloków lodu!
Opadła z powrotem na poduszki.
- Ci, którzy to zobaczą, nie uwierzą własnym oczom. Piotr będzie ze mnie bardzo
dumny...
Nadjana uważnie przyglądała się Katarzynie. Tamta przymknęła oczy. Rzeźbiarz i
służący sprawiali wrażenie zaszokowanych. Caryca nie była sobą, mówiła o carze, używając
tylko jego imienia, a w jej głosie brzmiała taka tęsknota i żal! To naprawdę nie przystoi, żeby
się tak obnażać w obecności poddanych. Nadjana miała ochotę podejść do tej ogromnej
kobiety, objąć ją i przytulić. Musiała jednak czekać, czekać, aż wszystkie przemykające się
istoty na dobre opuszczą komnaty carycy. Wtedy może Katarzyna opowie jej, dlaczego jest
taka podniecona i zarumieniona, i dlaczego głos jej się łamie.
Wino przestawało działać.
Nadjana słyszała szmer rozmów, zbliżający się i oddalający, unosił się nad nimi ostry
głos Katarzyny, napominający jakichś artystów, którzy mieli uczestniczyć w przygotowaniach
do balu.
Na koniec głośno klasnęła w dłonie i kazała wszystkim się wynosić.
- Nadjana, ty zostajesz!
Caryca wyglądała na zirytowaną. Zaraz jednak pochyliła głowę.
- Jesteś chyba bardzo zmęczona, staruszko. Widzisz, ja wciąż zapominam, że nie
jesteś już młoda. Ta twoja maseczka... to naprawdę znakomity pomysł. Kto wie, może ja
sama też... To wszyscy ci idioci musieliby przestać szeptać po kątach o moim podwójnym
podbródku!
- Oni są tylko zazdrośni, wiesz o tym dobrze. Jesteś wspaniałą kobietą!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin