Brenden Laila - Hannah - 06 Jad.pdf

(810 KB) Pobierz
423228644 UNPDF
LAILA BRENDEN
JAD
Rozdział 1
Ciało rozciągnięte między jałowcami i pozbawionymi liści krzewami karłowatej wierzby
dygotało z napięcia i chłodu. W górach spadł pierwszy śnieg, a teraz znowu się chmurzy, wkrótce
pewnie zacznie padać, ale ten, który kierował nieruchomy wzrok wprost na kamieniste zbocze
przed sobą, nie odczuwał zimna, nie zważał na pogodę. Mężczyzna wolno podpełzł jeszcze
kawałek, po czym znowu znieruchomiał i leżał niczym głaz. Po chwili ostrożnie wycelował w kark
renifera i już tylko czekał na odpowiedni moment. Wstrzymał dech, palec zastygł na spuście. Teraz!
Odgłos strzału przetoczył się nad pustkowiem niczym grzmot i w tej samej chwili zwierzę
osunęło się na ziemię. Było martwe na długo przed tym, nim echo wystrzału zagasło nad
zamarzniętymi mokradłami i skutymi lodem potokami, a kiedy Ole wstał, na ziemi przed nim leżał
tylko bezwładny kształt pokryty skórą, z rogami na głowie. Upolował dziś naprawdę wielkiego
samca. Kiedy jednak podszedł blisko i zobaczył zastygłe oczy, opadł na kolana i ukrył twarz w
dłoniach. Nieoczekiwanie spadła na niego rozpacz, pierś zacisnęła się boleśnie.
To nie ten martwy renifer sprawił, że ciałem wstrząsał rozpaczliwy szloch, ale strzał w jakiś
niewyjaśniony sposób wyzwolił napięcie i strach, tkwiący w nim od chwili, kiedy dostał list Niny.
Palce zaciskały się w rękawicach, paznokcie zaczepiały o szorstką wełnę. Co ma teraz zrobić?
Niezależnie od tego, jak postąpi, będzie źle, a najwięcej cierpienia przyczyni Åshild. Ole nie był w
stanie otrząsnąć się ze zgryzoty. Trudno mu było wciągać powietrze, bo płacz dławił w gardle, z
którego wydobywał się tylko bolesny szloch. Jakiś kamień wciskał się boleśnie w kolano, ale on
przeniósł na tę stronę cały ciężar ciała i ból stał się jeszcze większy. Zniszczył życie i sobie, i żonie.
Wkrótce cała wieś dowie się o jego zdradzie i opinia niewiernego męża przylgnie do niego na
zawsze. Najgorsze jednak to, że razem z nim cierpieć będzie Åshild...
- Nie, nie, nie... - Ole z jękiem wypowiadał słowa, unosząc głowę ku niebu. - Pomóż mi,
jeśli możesz, Boże. Åshild na to nie zasłużyła.
Wolno ocierał łzy i brud z twarzy. Przez wiele dni krążył po górskim pustkowiu, chodził po
świeżym śniegu w nadziei, że zbliży się na odległość strzału do jakiegoś renifera, ale w myślach
miał tylko jedno: oto zostanie ojcem...
Ole wspominał czas tuż po ślubie. Jak się cieszył, jakie przepełniało go szczęście, kiedy
Åshild powiedziała mu „tak". Był pewien, że nic na świecie nie zdoła mu tego szczęścia odebrać.
Ale już po kilku dniach przyszedł list z Christianii, od Niny, która pisała, że oczekuje jego dziecka,
i całe życie się zawaliło, niczym ciężki śnieg spadający z gałęzi.
Zatrzymał wzrok na szarobiałym reniferowym futrze i niczym dziecko wtulił twarz w
szorstką sierść, oparł na moment czoło o brzuch samca. Zewnętrzna sierść przemokła, ale w środku
futro było suche i gęste, w zwierzęciu wciąż jeszcze znajdowało się ciepło - ostatnie resztki życia.
Powinienem teraz być zadowolony i dumny, myślał Ole, wchłaniając zapach mokrej sierści.
Tymczasem ja leżę tu równie bezsilny jak moja zdobycz.
Podniósł się z westchnieniem i smutnymi oczyma spoglądał ku dolinie. Tam czeka na niego
Åshild. Nie zamierzał pozostawać w górach tak długo, ale naprawdę nie miał ochoty wracać do
domu bez zdobyczy, poza tym potrzebował paru dni w samotności. Åshild nie miała pojęcia o
tajemnicy, jaką nosi jej mąż, i Ole po prostu się wstydził. Głęboko i szczerze. Ciężko przetarł ręką
oczy i wypuścił powietrze z płuc. Najcięższa praca jeszcze go czeka. Trzeba sprawić zwierzę i
przenieść mięso na dół, do wsi.
Trafił mu się naprawdę piękny okaz. Na bokach zwierzęcia widniały równoległe smugi,
zaczynające się na grzbiecie sierścią brązową, prawie czarną, i jaśniejącą poniżej, aż do bieli.
Będzie z tego piękne okrycie na łóżko. Ole myślał o tym bez radości, z ponurą miną zrzucał kurtkę i
wyjmował nóż. Trzeba się porządnie spocić, żeby spuścić z upolowanego byka krew i
poćwiartować mięso.
Parę dni temu mało brakowało, a byłby powiedział Åshild o liście, ale w ostatniej chwili
odwaga go opuściła i milczał. W takiej sytuacji strasznie trudno znaleźć odpowiednie słowa. Poza
tym dręczyło go przeczucie, że z tym listem coś się nie zgadza, ale może to tylko dlatego, że bardzo
chciał, by się nie zgadzało. Żadne wizje nie potwierdzały jego podejrzeń. Zaraz po tym, jak
przeczytał list, napisał do Niny, poinformował, że się ożenił i że nie może zająć się nią i dzieckiem
jako ojciec rodziny. Wybrał Åshild i przy niej zamierza pozostać. Pytał też, kiedy Nina spodziewa
się rozwiązania i czy ma wszystko, czego potrzebuje. Żył w nadziei, że ona odpowie mu natych-
miast i wyjaśni coś więcej.
Ole wyprostował się i otarł krew z noża. Próbował sam chociaż z grubsza ustalić terminy.
Spotkali się w Kopenhadze chyba w marcu, w takim razie Nina urodzi koło Bożego Narodzenia.
- Przeklęte baby! - Zaklął głośno. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby go słyszeć, a
dobrze jest wykrzyczeć z siebie złość. Dlaczego ona zjawiła się w tej Danii? - Cholera! - Z wielką
siłą wbił nóż w udo renifera i odciął kawał mięsa. Byłoby lepiej, gdyby opowiedział o wszystkim
Åshild. Bo tak jak jest teraz, udręka wydaje się nie do zniesienia. Po pierwsze ma zostać ojcem
dziecka, którego wcale nie pragnie, a po drugie zataił wszystko. Åshild zrobi, co zechce. Jeśli
będzie wolała wrócić do swojej matki w Torset, to niech tak będzie.
Zasłużył na taką karę, ale pierś zaciskała mu się boleśnie, kiedy wyobrażał sobie izbę w
Rudningen bez Åshild. Przyzwyczaił się już, że ona przy nim jest, byłoby mu bardzo ciężko, gdyby
się od niego odwróciła. Prawdopodobnie jednak Åshild nie zechce uciekać. Nikt, kto raz wziął ślub,
tego nie robi, raczej cierpi w milczeniu.
Ole znowu westchnął ciężko i usiadł na kamieniu. Czy poradzi sobie przez resztę życia z
rozczarowaniem Åshild i jej pełnymi wyrzutu spojrzeniami? Czy to nie będzie wiekuista udręka?
Boże drogi, jakie życie ich czeka... ? A co z ich własnymi dziećmi, jeśli pojawią się na świecie? Jak
on sam będzie się czuł, wiedząc, że gdzieś w Christianii żyje jeszcze jedna istota z jego krwi i
kości, której nie uznał za swoje dziecko? Nie, to nie do zniesienia. To gorsze od wszystkiego, co
mógłby sobie wyobrazić. Ole wstał gwałtownie i zabrał się do porządkowania mięsa. Skradający się
ból głowy mówił mu, że powinien jak najprędzej szukać schronienia pod dachem.
Większość mięsa ukrył między wielkimi, ciasno ułożonymi kamieniami, a to, co był w
stanie udźwignąć, zabrał do chaty myśliwskiej na Flai. Jeśli pogoda się utrzyma, to jutro zrobi dwie
tury tam i z powrotem do kamiennej chaty, a wtedy zdobycz będzie bezpieczna. Przy chacie
zostawił konia, więc pojutrze bez trudu dotrze z mięsem do doliny. Ole szedł miarowym krokiem,
wyciągając nogi. Ciężar był znaczny, ale on utrzymywał niezłe tempo, musiał tylko uważać, żeby
nie poślizgnąć się na jakimś pokrytym śniegiem kamieniu. Fakt, że upolował byka, przynosił ulgę,
bo chciał, żeby Åshild się ucieszyła dodatkowym mięsem na zimę. Poza tym musiał przyznać, że
byłoby porażką wracać z pustymi rękami z pierwszego polowania po ślubie. Teraz będzie mógł z
dumą wkroczyć na dziedziniec. Radość powinna być wielka, ale myśl o tym, co musi opowiedzieć
Åshild na temat Niny i dziecka, kiedy znajdzie się już w obejściu, przesłaniała wszystko, a jedyne,
co odczuwał, to smutek i strach. Co z tego, że będzie mógł się najadać do syta dziczyzną, skoro to,
co było między nim i Åshild, być może legło w gruzach?
Z głęboką bruzdą na czole zrzucił ładunek na ziemię i pochylając głowę w drzwiach, wszedł
do środka. Kamienna chata była niewielka i niska, ale kiedy rozpalił ogień, we wnętrzu zrobiło się
ciepło i przytulnie. Ledwo zdołał napalić, bo bardzo szybko musiał usiąść z głową opartą na rękach.
Ból rozsadzał mu czaszkę, miał jednak nadzieję, że atak nie będzie taki straszny, jak ostatnio,
dlatego siedział bez ruchu i oddychał spokojnie. Tkwił tak dość długo, bojąc się poruszyć, by nie
zwiększać bólu. Kiedy jednak ogień zaczął przygasać, musiał dołożyć więcej drewna. Odetchnął z
ulgą, stwierdziwszy, że może poruszać się bez trudu. Musi teraz jak najszybciej coś zjeść, to ból z
pewnością całkiem ustąpi.
Wyjmował solone mięso i podpłomyki, gdy na dworze rozległo się głośne tupanie i zanim
zdążył się podnieść, ktoś otworzył drzwi.
- Dzień dobry i szczęść Boże przy jedzeniu.
Biały Emil zdjął czapkę i postawił strzelbę w kącie za drzwiami. Skórzany plecak
wylądował w tym samym miejscu, za nim rękawice.
- Upolowałeś coś tym razem? - Patrzył pytająco na Olego, rozpinając kurtkę. - Bo ja
postanowiłem dać za wygraną. Ani razu nie udało mi się podejść zwierzyny na odległość strzału i w
końcu nie mam już ani prowiantu, ani cierpliwości.
- Ze mną było tak samo - mruknął Ole z pełnymi ustami. Przesunął się, robiąc Białemu
Emilowi miejsce przy małym stole. Cieszyło go, że ma towarzystwo, dzięki temu uniknie zbyt
wielu ponurych myśli. - Ale w końcu szczęście mi dopisało i dzisiaj ustrzeliłem byczka, choć to
czysty przypadek.
- O, nie bądź taki skromny, jesteś przecież znany jako celny strzelec. - Biały Emil mówił to
normalnym głosem, bez cienia zazdrości. Choć łowieckie szczęście nie znalazło się tym razem po
jego stronie, potrafił się cieszyć z drugim. Wszyscy prowadzą tę samą walkę z wiatrem i pogodą, i
jeśli zwierzyna przetnie któremuś drogę, to jest to wynik raczej przypadku, niż czegoś innego.
- Tak, ale to się stało naprawdę w ostatniej chwili -odparł Ole. - Miałem zamiar jutro wracać
do domu.
Biały Emil przeczesał zmarzniętą dłonią lśniąco białe włosy, a czerwone oczy skierował na
Olego.
- Znajdzie się tu dla mnie miejsce na dzisiejszą noc?
- Oczywiście - Ole wskazał ręką przed siebie - tego łóżka nikt nie zamawiał, więc wyjmuj
skóry.
Chatę zbudowano jako schronienie dla myśliwych, toteż nie było w niej nic prócz dwóch
krzywych prycz, zbitego z desek stołu i wąskiej ławy pod ścianą. Palenisko pośrodku dawało
światło i ciepło.
Po długim dniu w górach obaj mężczyźni byli zmęczeni, teraz siedzieli każdy po swojej
stronie stołu, a ich ciała w cieple stawały się rozluźnione i senne. Jedli w milczeniu, Ole bez
wielkiego apetytu. Myśl o Ninie i dziecku nie dawała mu spokoju, a jedzenie rosło w ustach. Z
trudem przełykał, choć wiele czasu minęło od ostatniego posiłku. Prowiant, który przygotowała mu
Åshild... a teraz on będzie jej musiał powiedzieć...
- Jakoś nie widziałem w górach innych myśliwych. -Ole odsuwał od siebie zmartwienia.
Chciał rozmawiać o czymś zwyczajnym, żeby odzyskać spokój. Na szczęście ból głowy ustąpił. -
Nie wiedziałem, że ty też polujesz.
- Góry są wielkie. - Emil wpatrywał się w płomienie i najwyraźniej nad czymś rozmyślał. -
Ale zdaje mi się, że wczoraj nad jeziorem byli ludzie...
W kamiennej izbie zaległa cisza, Ole czekał na dalszy ciąg.
- Na dole, tam, gdzie znajduje się stara łódź Holdego, przez cały dzień kręcił się jakiś facet.
- Na ryby to chyba trochę za późno?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin