Brenden Laila - Hannah - 02 Prześladowana.pdf

(811 KB) Pobierz
422169175 UNPDF
LAILA BRENDEN
PRZEŚLADOWANA
Rozdział 1
Hannah usiadła wygodniej w powozie i rozprostowała plecy. Tym razem jechała przez
Hemsedal w pełnym świetle dnia, więc spotkanie z mieszkańcami wioski było nieuniknione.
Minęło wiele miesięcy, odkąd wyruszyła z Olem w długą podróż do Danii. Wtedy opuścili
wioskę wcześnie rano, zanim poranne słońce ukazało się nad szczytami świerków. Nie chcieli
zwracać na siebie niczyjej uwagi.
Dziś czuła, że jej elegancki powóz wzbudza powszechne zainteresowanie. Podróżowała
sama.
Liczyła się z tym, że jej ponowne pojawienie się we wsi wywoła zdziwienie, zazdrość i
plotki u wielu mieszkańców, lecz nic nie mogło teraz popsuć jej radości z powrotu do wysokich gór
i szumu rzeki Heimsila. Dopiero w tej chwili zrozumiała, jak bardzo do tego tęskniła podczas
pobytu w swojej posiadłości w Danii.
Gdy przejechali przez rzekę, Hannah poczuła się cudownie lekko. Dawno nie oddychała z
taką swobodą. Wciągała w płuca świeże górskie powietrze. Nie mogła się już doczekać, kiedy
znajdzie się w domu.
Ostatni odcinek do dworu Rudningen prowadził przez las, wąską i krętą drogą, więc powóz
poruszał się dość wolno. Hannah z trwogą spojrzała na wysoką skałę. Nigdy nie zapomni tamtego
strasznego dnia, gdy z trudem wspinała się pod górę, spiesząc synom na ratunek. Minął dokładnie
rok, odkąd straciła jednego z bliźniaków.
Siłą woli odsunęła od siebie złe myśli i lekko wychyliła się z powozu, by obserwować drogę
wijącą się przez las. Pomiędzy świerkami coś się poruszyło, a po chwili zza drzew wyłoniła się
ciemna postać i znieruchomiała na skraju drogi. Hannah zmrużyła oczy. Nieopodal stała przygar-
biona Barbo.
Hannah poleciła woźnicy, by zatrzymał powóz. Zeskoczyła zwinnie na ziemię i podbiegła
do starej kobiety.
- Barbo, jakże się cieszę! - ujęła dłonie staruszki i je uścisnęła. Spojrzały na nią łagodne
oczy, pełne mądrości i siły. Barbo nosiła spódnicę, w której Hannah rozpoznała swoje dawne
ubranie.
- Witaj w domu! Dobrze wyglądasz. - Głos Barbo mieszał się ze śpiewem ptaków.
Hannah uznała to spotkanie za dobry znak. Chciała prosić Barbo, by pojechała razem z nią
do domu, lecz zanim zdążyła coś powiedzieć, staruszka ją uprzedziła:
- Spodziewałam się ciebie dzisiaj. Cieszę się, że wróciłaś. Niejeden tęsknił za tobą tej zimy.
Większość ludzi we wsi serdecznie cię powita.
Hannah drgnęła. Coś w głosie staruszki obudziło jej czujność.
- Miło to słyszeć - odparła.
Barbo skinęła głową i położyła dłoń na ramieniu Hannah.
- Musiałam się upewnić, czy przyjedziesz. - Zerknęła na pusty powóz. Hannah od razu
zrozumiała, o co chodzi staruszce. Ole, syn Hannah, został w Danii, tak jak Barbo prosiła w swoim
liście.
Stara kobieta zbliżyła się jeszcze o krok i rzekła:
- Masz dużo do zrobienia we wsi. Wielu ludziom sprawisz radość. Ale bądź czujna! Strzeż
się lensmana i pastora! - Opuściła wzrok na brzuch Hannah i dodała: - Musisz chronić swój skarb.
Nic więcej nie powiedziała, odwróciła się i zniknęła między świerkami.
Hannah zaskoczona stała jeszcze przez chwilę i wpatrywała się w las. Ogarnęło ją
nieprzyjemne uczucie. Wiedziała, że warto słuchać ostrzeżeń Barbo. Musi uważać.
Wsiadając do powozu, uśmiechnęła się do siebie. O dziwo, stara żebraczka odkryła jej
tajemnicę.
Wkrótce wyjechali z lasu. Droga zataczała tu duży łuk wokół dworu, do przebycia pozostało
jedynie niewielkie wzniesienie. Hannah ujrzała zabudowania ze świeżo wysmołowanych
drewnianych bali, które połyskiwały w promieniach słonecznych i szybko zapomniała o niepokoją-
cym ostrzeżeniu Barbo. Ach, jakże tęskniła za tym miejscem! Bóstwa pogody sprawiły, że powrót
do domu stał się właśnie taki, jak sobie wymarzyła. Wioska, dwór, góry, wszystko lśniło skąpane w
łagodnym wiosennym słońcu.
Na łące pasły się owce. Hannah wypatrywała ludzi, lecz obora przysłaniała jej widok.
Wokół dało się wyczuć aromat młodej trawy, rozwijających się listków, świeżych świerkowych
pędów i żyznej ziemi. Zapach obornika, nie do pomylenia z niczym innym, nie pozostawiał
żadnych wątpliwości. To wiosna. Wszystko wokół było uprzątnięte i zadbane. Hannah nawet
zauważyła wyreperowany płot.
Powóz ze zgrzytem wtoczył się na podwórze. Między zabudowaniami panowała cisza.
Hannah delikatnie postawiła stopy na własnej ziemi. Na ziemi w Hemsedal. Wielka radość z
powrotu do domu przesłoniła wszystkie złe wspomnienia wiążące się z tym miejscem.
Lekkimi ruchami wygładziła spódnicę i poprawiła kapelusz. W drzwiach domu dostrzegła
Mari i Simena. Oboje z podziwem przyglądali się gospodyni, uśmiechając się promiennie. Po
chwili przypadli do niej, zamykając w ciepłych, serdecznych objęciach.
- Służbie nie przystoi takie zachowanie - odezwała się w końcu Mari. - Ale gospodyni musi
wiedzieć, że nie mogliśmy się już doczekać tego dnia!
Hannah roześmiała się i nagle poczuła się w swoim eleganckim podróżnym kostiumie
trochę niezręcznie.
- Przygotowałaś moją codzienną spódnicę? - spytała szybko służącą tak zwyczajnie, jakby
wracała tylko z wioski po załatwieniu jakiejś sprawy.
- Na szczęście pomyślałam o tym - zaśmiała się Mari. - Spódnica wisi w alkierzu, czysta i
gotowa do włożenia.
Simen wprost nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie będzie mógł pokazać Hannah
gospodarstwo. Cieszył się, że wszystko jest w tak dobrym stanie.
Kiedy woźnica wniósł cały bagaż Hannah pod dach, Mari zrobiła wielkie oczy. Gospodyni
przywiozła znacznie więcej rzeczy, niż ze sobą zabrała. Dziewczyna była bardzo zaciekawiona i
ukradkiem zerkała na torby podróżne z gobelinowej tkaniny.
Tymczasem Hannah starała się nacieszyć oczy widokiem wioski. Po przeciwległej stronie
doliny lekko zieleniły się pola. Nieco dalej za świerkami kryły się kościół i cmentarz. Przypomniała
sobie prowadzącą w tamtą stronę stromą, krętą drogę. Do kościoła ciężko było dotrzeć, lecz widok
stamtąd wynagradzał wysiłek. Zaraz po przyjeździe do wioski zamierzała odwiedzić grób syna. Na
wspomnienie Knuta po twarzy Hannah przemknął cień smutku. Szybko skierowała wzrok na łąkę.
- Na miłość boską, jak to się stało, że mamy tyle owiec? - zdziwiona spytała Simena.
- No właśnie - chłopak nie był w stanie ukryć dumy w swoim głosie. - Trzeba przyznać, że
w oborze od jakiegoś czasu jest dość tłoczno.
Hannah roześmiała się radośnie.
- Nie bądź taki skromny - rzekła wesoło. - Bez należytej opieki nie dałoby się odchować
takich silnych jagniąt. To dowód, że tej zimy domem zajmował się dobry gospodarz.
Simen ucieszył się, gdy nazwała go gospodarzem, ale dobrze wiedział, że jeszcze dużo
czasu upłynie, zanim będzie mógł gospodarować na własnej ziemi.
Przed wejściem do domu Hannah jeszcze raz zatrzymała się i popatrzyła na podwórze. Nie
zauważyła pochylonej sylwetki przemykającej do lasu.
Lensman od dłuższego czasu ukrywał się za domem. Bardzo chciał być obecny w chwili
powrotu Hannah do wsi, lecz jednocześnie pragnął, by nikt go nie zauważył. Miał nadzieję, że ujrzy
smutną, zagubioną kobietę, spragnioną pociechy i wsparcia silnego mężczyzny. Zamiast tego
zobaczył kobietę uśmiechniętą, elegancką, która bez wątpienia umiała radzić sobie sama.
Za parę dni wszystko będzie wyglądało inaczej, stwierdził zadowolony, gdy zauważył, że
Ole nie przyjechał. Przez zimę sporo myślał i uznał, że nie chce dłużej być sam. Był zdecydowany
uczynić wszystko, co w jego mocy, by związać się z Hannah. Tak bardzo pragnął ją mieć dla siebie,
że był gotów również usunąć z drogi Olego, gdyby to okazało się konieczne. Myśl o tym, by
poślubić Hannah go opętała. Teraz nadszedł czas, by zrealizować swój cel. Kobieta, której pragnął,
wróciła do domu.
Niewiele czasu zajęło Hannah zrzucenie podróżnego stroju i przebranie się w wygodną
spódnicę na szelkach, noszoną w okolicach Hallingdal. W pasie przewiązała się rzemieniem, jednak
włosy zostawiła rozpuszczone.
Mari wysprzątała wszystkie kąty. W alkierzu łóżko zaścielone było bieloną na słońcu lnianą
pościelą. Firanki lekko powiewały w otwartym oknie, Hannah wychyliła się przez nie, by poczuć
zapach nasmołowanego drewna.
W miejscu, gdzie droga znikała między drzewami, wyraźnie dostrzegła człowieka. Ktoś
szybkim krokiem kierował się do wioski. Dziwne, pomyślała. Kto mógł mieć sprawę w tej okolicy?
Bez konia? Przypomniały jej się ostrzegawcze słowa Barbo i przyrzekła sobie, że będzie czujna.
Mari zaprosiła gospodynię na powitalny posiłek. Przygotowanie go musiało zająć
dziewczynie dużo czasu. Na stole stała kwaśna śmietana, placki, kruche naleśniki, wędzone mięso,
dżem z moroszek i dobre masło.
- Smacznego - powiedziała służąca skrępowana. Nie bardzo wiedziała, czy może sobie
pozwolić na rolę gospodyni, gdy wróciła pani tego domu. - Na wieczór będzie zupa mięsna -
dodała.
Hannah rozkoszowała się każdym kęsem prostego wiejskiego jedzenia.
- Tak się najadłam, ale i tak już się cieszę na wieczorny posiłek.
Zupa mięsna była we wsi szczególnym, odświętnym daniem, a jej przygotowanie zabierało
dużo czasu. Gotowano ją na kościach i wędzonym udźcu baranim. Do porządnej zupy mięsnej
należało dodać mięso wołowe, soloną słoninę i wędzoną szynkę, a oprócz tego cebulę, marchew,
ziemniaki i kapustę. Hannah nawet przez moment nie wątpiła, że Mari przygotowała wszystko we-
dług najlepszego przepisu.
- Musicie mi wreszcie opowiedzieć, jak wam minęła zima w Rudningen - dopominała się
Hannah.
Simen mówił z ożywieniem. Zaczął o cieleniu krów, o wyrębie lasu i narodzinach jagniąt, o
swoich wyprawach w góry po pardwy, na które zakładał sidła. Opowiadał o wszystkim, co zrobił w
gospodarstwie z takim przejęciem, jakby wszelka praca była dla niego ogromną radością.
W tym czasie Mari przyglądała się Hannah. Gospodyni miała bledszą cerę i coś w jej
postawie się zmieniło. Trzymała się prosto jak dawniej, ale jakby dostojniej. Służąca, prawdę
mówiąc, ledwie rozpoznała w niej swoją panią, gdy ta wysiadała z powozu. Hannah w eleganckim
stroju podróżnym nie była zwykłą chłopką z Hemsedal. To było pewne.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin