Brenden Laila - Hannah - 01 Wybór.pdf

(863 KB) Pobierz
420032776 UNPDF
LAILA BRENDEN
WYBÓR
420032776.002.png
Drogi Czytelniku,
Dawno, dawno temu, kiedy wycie wilków unosiło się nad pustkowiem Hemsedal, a
niedźwiedzie zakradały się do obór, do doliny przybył młody chłopak z zachodu, by szukać
tutaj środków do życia. Po dziadku odziedziczył zdolność przewidywania przyszłości, która
pomagała mu w dokonywaniu mądrych wyborów. Młodzieniec radził sobie bardzo dobrze, a
wkrótce ożenił się z piękną dziewczyną ze wsi. Niedługo potem w domu pojawiły się dzieci.
Dzieci dorastały i ojciec z przyjemnością patrzył, jak zakładają własne gniazda, i jak
rodzina rozprzestrzenia się szeroko po okolicy. Żadne z jego dzieci nie odziedziczyło jednak
tych zdolności, które przekazał mu dziadek, wyglądało na to, że nikt z potomków nie będzie
ich posiadał. Kiedy nasz bohater wydawał ostatnie tchnienie, nie wiedział, że jego prawnuk,
jeden z braci bliźniaków otrzymał jednak w darze jego zdolności.
Opowieść o Hannah powstała jedynie w mojej wyobraźni. Możemy wprawdzie w
gminnych księgach wyczytać, że niegdyś żyła tu żebraczka imieniem Barbo, oraz że w
Hemsedal mieszkał pewien człowiek o przezwisku Psiarz, ale historię tych postaci
wymyśliłam sama. Używam w książce nazw miejscowych, które jeszcze i dzisiaj istnieją w
Hemsedal i w Danii, robię tak dlatego, by przybliżyć moją opowieść do historii. Podkreślam
jednak, że żadna z osób, o których piszę w moich książkach, nie ma
nic wspólnego z rzeczywistością. Natomiast nazwy miejscowe oraz opisy przyrody w
Hemsedal i Danii są jak najbardziej prawdziwe.
Posiadłość w Danii opisałam na podstawie majątku istniejącego do dzisiaj. Zmieniłam
trochę opis otoczenia, ale wiele szczegółów odpowiada prawdzie.
Historię o Hannah napisałam z miłości do Hemsedal, wsi, która jest mi bardzo droga.
Z pozdrowieniami Laila
420032776.003.png
Rozdział 1
Potarła dłonią spocone czoło. Szorstkie palce przesunęły się po ogorzałej skórze i
natychmiast też zrobiły się lepkie od wilgoci.
Dzień był pochmurny i duszny, nie b y ł o czym oddychać.
Hemsedal, nieduża wieś między wschodem i zachodem, tam, gdzie rzeki się
rozdzielają i każda zaczyna płynąć w swoją stronę. Jedna jako Heimsila podąża w dół ku
Hallingdal. Druga znajduje ujście w słonych wodach fiordu między stromymi górami koło
Laerdalsoyri.
Miało się na burzę, sinoczarne chmury zbierały się na niebie ponad doliną. Ludzie w
pośpiechu wprowadzali pod dach wozy, chowali narzędzia, wszędzie starannie zamykano
drzwi i okna.
Hannah ukończyła pracę przy krosnach, ale jakoś nie miała jeszcze ochoty odcinać
osnowy. Przymknęła powieki. Można z tym poczekać do jutra. Nic nie sprawia takiego
wrażenia pustki, jak krosna bez osnowy.
Zerknęła pospiesznie przez okno w stronę opuszczonych zabudowań po tamtej stronie
pól. Małe budynki z drewnianych bali jakby dostały oczu. Mroczne, pozbawione życia gapiły
się uporczywie, jak to tylko opuszczone domy potrafią. Kiedy stary Mekkel umarł tak nagle,
w duszy Hannah pojawiło się straszne podejrzenie, choć wszyscy inni uważali, że zmarł w
wyniku tragicznego zbiegu okoliczności, któremu sam był winien.
Przeniknął ją dreszcz, odsunęła taboret na miejsce pod krosnami. Utkała sztukę
pięknego kraciastego płótna, z którego można będzie uszyć pościelową bieliznę.
Uśmiechała się zadowolona z pracy, ale zawsze jest jej trochę przykro, kiedy ostatnia
nić zostaje odcięta, a ręce bezczynnie spoczywają na podołku.
Hannah zamknęła drzwi izby i wyszła na ganek. Ciężkie, ciemne chmury piętrzyły się
nad stromą górską ścianą tuż za dworem, a w oddali słychać było przeciągły grzmot. Potężne
góry trwały w przytłaczającej ciszy, której teraz nie przerywał nawet krótki, ostry krzyk orła.
Pobiegła przez dziedziniec, by zebrać pranie ze sznura rozwieszonego między
warsztatem stolarskim i spichlerzem. Lepiej to schować, zanim spadnie deszcz i wszystko od
nowa zmoczy.
Ledwo zdążyła wbiec do domu z naręczem suchego prania, gdy spadły pierwsze
wielkie krople deszczu, a owce zbiły się w gromadkę pod ścianą stodoły.
Hannah nie lubiła być tak długo sama, ale trzy dni temu mąż z bliźniakami wybrał się
na targ do Laerdal i można się ich spodziewać najwcześniej w przyszłym tygodniu. Służący,
420032776.004.png
Simen i Mari, pojechali do Al, bo przyszła wiadomość, że matka Mari jest umierająca.
Pożyczyli konia i Hannah miała nadzieję, że dotarli na czas, by Mari mogła pożegnać się z
matką.
Owce sprowadzono już z gór, krowy wyskubują resztki zielonej trawy koło
zabudowań, dolina przygotowuje się do długiej zimy. Hannah z niepokojem pomyślała o
nadchodzących chłodach. Domy po tamtej stronie niewielkich poletek, leżące tuż obok
wysokich, ciemnych świerków, przypominają jej nieustannie, że życie tutaj, w górach, jest dla
silnych ludzi. Ze smutnym uśmiechem na wargach przypomniała sobie czasy sprzed
szesnastu, wkrótce siedemnastu laty, kiedy zakochana bujała w obłokach przekonana, że
podoła wszystkiemu. Pełne zajęć dni wiejskiej gospodyni wcale jej nie przerażały, surowe
zimy i ponure góry też nie. Oddała bez reszty swoje młode serce przystojnemu Engebretowi i
nie zamierzała wracać do rodzinnej posiadłości w Danii. Młodzieńcze marzenia o miłości
ponad wszystko przekonywały ją, że postępuje słusznie. Szła za głosem serca bardzo dumna z
tego, że zdobyła najwspanialszego kawalera ze wsi, w dodatku dziedzica dworu. Tak było
wtedy.
Hannah westchnęła.
Nagle z zamyślenia wyrwał ją ogłuszający huk grzmotu. Szybkim krokiem ruszyła ku
przeznaczonej na bieliznę skrzyni w korytarzu, ale nie uszła daleko, bo nogi się pod nią
ugięły, a krew odpłynęła z twarzy. Od strony sieni pojawiła się jakaś ogromna postać.
Milczący, z twarzą ukrytą w cieniu, obcy mężczyzna robił straszne wrażenie. Hannah oparła
się na moment o ścianę i przymknęła oczy. Potem jednak wyprostowała się i patrzyła na
kapelusz nieznajomego, z którego ciekła woda, tworząc na podłodze wielką kałużę.
- Proszę miwybaczyć. Nie chciałempaniprzestraszyć. Pukałem, ale nikt nie
odpowiadał, pchnąłem więc drzwi.
Mężczyzna miał głęboki, trochę szorstki, ale przyjemny głos.
- Zaskoczył mnie deszcz, szukam schronienia, dopóki najgorsze nie minie.
A ponieważ gospodyni milczała, dodał:
- Będę wdzięczny nawet za jakiś stołek w sieni, jeśli to możliwe.
Hannah powoli odzyskiwała rumieńce, zdołała się opanować.
- Och nie, proszę, niech pan wejdzie i usiądzie wygodnie - ruchem głowy wskazała
drzwi do izby, sama pospiesznie układała czystą pościel w wielkiej duńskiej skrzyni z
dębowego drewna. Drgnęła, gdy wieko opadło, i sama siebie musiała przywołać do porządku.
Tu nie ma się czego bać, przeciwnie, przynajmniej na trochę będzie mieć towarzystwo.
- Co sprowadza obcych w nasze strony? - spytała, ocierając spocone dłonie o
420032776.005.png
spódnicę. - Nieczęsto miewamy tu takie odwiedziny.
Pod niskim sufitem izby mężczyzna wydawał się ogromny, Hannah pomyślała, że
musi mieć ze dwa metry.
Wskazała mu miejsce przy długim stole, a kiedy usiadł, w pomieszczeniu zrobiło się
przestronniej.
Jasna, mokra grzywka opadała niesfornie na czoło, ogorzała twarz uśmiechała się do
Hannah.
- No tak, rozumiem. Miejsce rzeczywiście nie leży przy ruchliwej drodze. - Gość
wyglądał przez małe okienka. Rozciągał się stąd widok aż na drugą stronę doliny, bo las
został w wielu miejscach wykarczowany, by powiększyć pola. Droga natomiast wiodła niżej,
przecinała wieś wzdłuż rzeki. O tej porze roku Heimsila płynie spokojnie, ale przy
wiosennych roztopach ona też potrafi pokazać silę. Z Rudningen trzeba iść dobre pół godziny
leśną dróżką, by dotrzeć do traktu, ale Hannah była z tego rada. Nie musi się niepokoić
odwiedzinami włóczęgów, którzy od czasu do czasu przychodzą tutaj zza gór.
- Tak, to prawda - Hannah zwlekała z odpowiedzią. Ale co miałaby mówić?
Intensywnie niebieskie oczy mrużyły się przed nią. Obcy robił wrażenie
rozbawionego.
Hannah zarumieniła się i spuściła wzrok. Coś w głosie tego jasnowłosego obudziło w
niej tęsknotę. Wspomnienia zepchnięte bardzo głęboko zaczynały się budzić, Hannah aż się
paliła, by spytać, skąd gość pochodzi.
Nie zrobiła tego jednak, pobiegła do kuchni, przyniosła śmietanę, ser i solone mięso. Z
izby słyszała wolne kroki, gość zatrzymywał się, znowu chodził, a potem przystawał. Kiedy
zaczęła nakrywać do stołu, on stał pochylony nad warsztatem tkackim.
- To twoje dzieło? - Nie odwrócił się, wciąż uważnie studiował wzór.
- Oczywiście, moje. - Hannah sama słyszała, że odpowiedź jest zbyt zwięzła i
pospieszyła dodać: - Przeznaczę płótno na bieliznę pościelową. Tego zawsze w domu mało.
- A tak, masz rację. - Mężczyzna podszedł do niej i wyciągnął rękę. - Nie
przedstawiłem się, przepraszam, nazywam się Flemming Vilbo.
Hannah uśmiechnęła się, jej podejrzenia się potwierdziły. Oto odwiedził ją krajan.
- Pochodzę z Danii, miałem wielką ochotę zobaczyć dzikie norweskie góry -
tłumaczył gość, wciąż ściskając rękę Hannah.
- Hannah Birgitte Sorholm. - Przedstawiła się panieńskim nazwiskiem, dźwięcznym
głosem, z naciskiem wypowiedziała: Birgitte Sorholm. - Witaj w Rudningen - dodała i
zaprosiła gościa do stołu.
420032776.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin