14 - Lilja i Goram.pdf

(519 KB) Pobierz
Margit Sandemo
Margit Sandemo
Lilja i Goram
Saga o Królestwie Światła 14
Z norweskiego przełożyła
ANNA MARCINIAKÓWNA
POL-NORDICA
Otwock
1
Strażnik Goram ma do wykonania ważne zadanie w Małym Madrycie, zwanym inaczej
miastem nieprzystosowanych. Młoda dziewczyna, Lilia, prosi mianowicie o pomoc dla
swego siedmioletniego kuzyna, Silasa, który jest bardzo źle traktowany i w rodzinnym
domu, i w szkole. Tymczasem wysłannikom Królestwa Światła udaje się wylądować poza
terytorium Gór Czarnych, ale dalsza droga do domu wydaje się znacznie trudniejsza niż
kiedykolwiek przedtem...
RODZINA CZARNOKSIĘŻNIKA
LUDZIE LODU
INNI
Ram, najwyższy dowódca Strażników
Inni Strażnicy: Rok, Tell, Kiro, Goram
Faron, potężny Obcy
Oriana
Thomas
Helge, Wareg
Geri i Freki, dwa wilki
Ponadto w Królestwie Światła mieszkają ludzie wywodzący się z rozmaitych epok,
tajemniczy Obcy, Lemuryjczycy, Madragowie, duchy Móriego, duchy przodków Ludzi
Lodu, elfy wraz z innymi duszkami przyrody, istoty zamieszkujące Starą Twierdzę oraz
wiele różnych zwierząt.
Poza tym w południowej części Królestwa Światła żyją Atlantydzi. Istnieją też nieznane
plemiona w Królestwie Ciemności oraz to, co kryje się w Górach Czarnych, źródło
pełnego skargi zawodzenia.
Wnętrze Ziemi
2
(jedna połowa)
STRESZCZENIE
Królestwo Światła leży w samym centrum Ziemi. Oświeca je Święte Słońce, poza jego
granicami rozciąga się Ciemność, nieznana i przerażająca.
Wielkim celem Obcych jest zaprowadzenie trwałego pokoju na Ziemi i uratowanie przed
zniszczeniem planety Tellus. Żeby się to mogło udać, ludzie muszą się gruntownie
odmienić. Można to osiągnąć jedynie poprzez stworzenie specjalnego eliksiru, który
wykorzeni zło z ludzkich umysłów.
Obcy, Lemuryjczycy i Madragowie oraz część zamieszkujących w Królestwie Światła
ludzi mają już wszystko, czego trzeba do stworzenia eliksiru. Brak tylko jasnej wody,
której źródło znajduje się w Górach Czarnych, siedzibie zła.
Z Królestwa Światła wyrusza ekspedycja, żeby zdobyć wodę. Po wielu trudnych do
opowiedzenia przygodach i licznych walkach ze złymi istotami, udaje się wysłannikom
dotrzeć do źródeł. Czeka ich jednak jeszcze droga powrotna do domu, trzeba opuścić
Góry Czarne, a to nie będzie łatwe.
1
NIGDY NIE WRÓCIMY DO DOMU
Zadanie zostało wypełnione. Nawet gruntowniej niż zakładano.
Oko Nocy zdołał odnaleźć źródło dobra i zaczerpnąć jasnej wody.
Marco unicestwił zło w Górach Czarnych.
Do tej pory wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Ale nieoczekiwanie Marca ogarnęła wściekłość. Przez całe swoje bardzo długie życie ów
szlachetny książę nienawidził zła i zwalczał je. Teraz popełnił fatalny krok:
Część dobrej wody wlał do źródła zła i zmieszał ją ze złą wodą.
Skutki okazały się potworne. Ponieważ źródło miało połączenia ze światem
zewnętrznym, doszło do potężnego wybuchu na Północnym Atlantyku, a wewnątrz kuli
ziemskiej Góry Czarne zostały kompletnie zniszczone, słup mętnej, brudnej wody buchał
wysoko ku przeciwległej części tego świata, do Królestwa Światła. Nikt jednak nie
wiedział, jak wysoko bije ta błotnista ciecz, ani jakie szkody wyrządziła w murze
otaczającym królestwo.
Nawet J2, Juggernaut, który znajdował się daleko od źródeł, uległ potężnemu wstrząsowi
i doznał poważnych uszkodzeń, które załoga odkryła nie od razu.
A sam Marco, ów fantastycznie piękny, samotny książę Czarnych Sal, został uwięziony
pomiędzy kamiennymi blokami, które wybuch cisnął na ziemię. Ponieważ książę był
nieśmiertelny, jego przyszłość przedstawiała się ponuro: mógł leżeć bezradnie przez całą
wieczność, w bólach, daleko od jakiegokolwiek ludzkiego życia... Czy może kogoś
spotkać gorszy los?
Ale młody Tsi, który, po groźnym wypadku, niemal przez całą wyprawę pozostawał
nieprzytomny, ale odzyskał życie dzięki jasnej wodzie, teraz bez pozwolenia podjął
hazardową decyzję: małą gondolą wyruszył samotnie, by ratować Marca. Ziemia, śmieci i
kamienie spadały na gondolę, on tymczasem niezmordowanie przedzierał się w
ciemnościach, dopóki nie odnalazł przyjaciela. Wezwał J2 na pomoc, tutaj potrzebny był
3
bowiem dźwig, więc Juggernaut mozolnie posuwał się po okolicy wokół źródeł, poprzez
ruiny królestwa zła w Górach Czarnych.
Nie zdając sobie sprawy ze skutków swojego czynu, działając w dobrej wierze, Tsi dał
Marcowi jasnej wody do picia, co książę odkrył zbyt późno. Dla niego bowiem
przełknięcie tej wody mogło mieć fatalne skutki, Tsi jednak o tym nie wiedział. Chciał
dobrze! I na tym kończy się poprzedni tom naszej opowieści, zatytułowany „Tajemnica
Gór Czarnych”.
Kamienne bloki ściągnięto z Marca wielkim dźwigiem. Wszyscy wyszli na zewnątrz, na
czarny, lodowato zimny deszcz, i pomagali. Akcją ratunkową kierował Ram, było to
niezwykle trudne, ponieważ Marco znajdował się w miejscu bardzo ciasnym i prawie
niedostępnym. Madrag Tich siedział jak zwykle przy swojej tablicy rozdzielczej na
pokładzie ukochanego pojazdu. Niezdarnymi z pozoru rękami manewrował sprawnie i
zdecydowanie pod komendę Lemuryjczyka, Ram, najwyższy dowódca Strażników w
Królestwie Światła, czuł się w takich sytuacjach jak ryba w wodzie. Nikt nie myślał o tym,
że są przemoczeni do suchej nitki, a włosy i ubrania oblepia czarna maź.
Faron, ów Obcy, który kierował całą ekspedycją do Gór Czarnych, klęczał teraz obok
Marca razem z synem czarnoksiężnika, Dolgiem. Dla nikogo więcej nie było tam już
miejsca, chociaż leśny elf Tsi robił co mógł, by wszystkim wchodzić w drogę, i nie
przestawał opowiadać z zapałem, jak to znalazł Marca i w jaki sposób powinni próbować
go uwolnić.
Dolg, strażnik dwóch szlachetnych kamieni, przykładał teraz szafir do piersi Marca. To
wyraźnie łagodziło cierpienia księcia.
Ostatni wielki blok kamienny został usunięty z nóg Marca. Faron i Dolg z trudem
wstrzymywali okrzyki zgrozy. Nogi były dosłownie zmiażdżone.
- Jak zdołamy go przenieść na pokład? - jęknął Faron. - Dolg, co szafir mógłby jeszcze
zrobić?
Obaj wiedzieli, że takie rany jak te mógłby wyleczyć tylko jeden człowiek, a mianowicie
sam Marco. Wiedzieli jednak również, że niezwykle rzadko zdarza się, by uzdrowicielskie
siły ktoś nimi obdarzony mógł spożytkować dla siebie samego. Dolg przypominał sobie
zresztą, że Marco kilkakrotnie o czymś takim wspominał. Cudowna moc, którą został
obdarzony, nie działa na jego organizm.
Dolg spojrzał na szafir, który zdążył ukryć pod kurtką, żeby brudny deszcz nie padał na
piękny klejnot.
- Nie wiem, Faron - powiedział swoim łagodnym głosem. - Szafir jest zmęczony, bo w
ostatnich czasach używaliśmy go zbyt często. Widzisz, niebieskie promienie są bardzo
słabe. A farangil...
Umilkł. Popatrzyli po sobie nawzajem. Farangil, groźny czerwony kamień, został
niebezpiecznie uszkodzony, stał się mętny i niemal granatowy po wszystkich spotkaniach
ze złem, przez jakie musiał przejść w górach. Poza tym farangil to siła atakująca, w
najlepszym razie obronna, siejąca zniszczenie. Chyba w tej sytuacji się nie nada.
4
Przypominali sobie jednak, jakim intensywnym blaskiem kamień płonął, jakby ze
szczęścia, pewnego razu, zresztą całkiem niedawno, kiedy mógł działać pozytywnie, a
nie tylko przeciwstawiać się atakom czy mordować przenikniętych złem wrogów.
- Przyniosę go - zdecydował Dolg i wstał.
Musiał przedzierać się przez otaczających ich kręgiem przyjaciół, stojących w skalnym
rumowisku, pragnących pomóc.
Na pokładzie J2 znajdował się jedynie Tich oraz duchy żywiołów, zbyt wrażliwe, by
spotkać się ze złem na zewnątrz. Dolg opowiedział pośpiesznie Tichowi o strasznym
stanie Marca i o tym, jak próbują uratować jego nogi.
- Świetnie - poparł jego zamiary Tich. - My zawsze w pełni na tobie polegamy, Dolgu. Na
tobie i na twoich magicznych kamieniach.
- Dziękuję, ale... Tich, sprawiasz wrażenie zatroskanego?
Madrag westchnął.
- Tak, jestem poważnie zmartwiony, to prawda. Bo widzisz, kiedy zmierzaliśmy tutaj... to
wcale nie była łatwa sprawa.
- Wiem o tym - skinął Dolg, wyjmując skórzany futerał z farangilem. - Po prostu nie mogę
zrozumieć, w jaki sposób ci się to udało, przecież tu nie ma żadnych dróg, wszystko jest
kompletnym chaosem, tylko kamienie, głazy i rumowisko. Wydaje się
nieprawdopodobne, że J2 wspiął się aż tutaj!
Sympatyczny Madrag skrył uśmiech dumy.
- No, muszę powiedzieć, że otrzymałem znaczną pomoc...
Dolg popatrzył na niego pytająco.
- Pomoc od żywiołów - szepnął Tich tajemniczo. Duchy znajdowały się na dole w dużym
pomieszczeniu, nigdy jednak nie wiadomo, ile są w stanie usłyszeć. - One oczyszczały
drogę, rozumiesz. Zarówno Ziemia, jak i Kamień, i Ogień pomagały mi z całych sił. Stały
tutaj na mostku i dyrygowały, wyglądając przez okienko na przedzie. Mimo to podróż była
dość kłopotliwa.
- Kłopotliwa, to bardzo łagodne określenie... wszyscy przecież widzieliśmy. Nigdy jeszcze
żaden pojazd mnie tak nie wytrząsł.
- Ale być może zwróciłeś uwagę, że właśnie teraz też otrzymaliśmy pomoc?
- A to w jaki sposób?
- Tego ostatniego bloku kamiennego nigdy byśmy sami nie usunęli z Marca, nie było jak
zamocować wokół niego liny. To duch kamieni go podniósł. Tutaj z okna.
- Shama? No, no, nieźle - rzekł Dolg z podziwem. - Ale zacząłeś mówić, że coś cię
martwi...
- Już w chwili, kiedy startowaliśmy z doliny, słyszałem w silnikach jakieś gwizdy. Przecież
eksplozja potrząsnęła też porządnie całym J2. Te jakieś trzaski tutaj wciąż się nasilały.
Teraz już nie muszę kierować dźwigami, więc wyjdę z tobą na zewnątrz. Bardzo się boję,
że stało się coś złego z lewą gąsienicą.
- Uff, nie strasz! Czy mam sprowadzić Rama?
- Tak! Byłbym ci wdzięczny.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin