elitafium.pdf

(47 KB) Pobierz
6925660 UNPDF
ELI-TAFIUM 1
w ciemnej Êcianie blizna okna
postaç w cieniach
sieç wodnika w toni mokra
ciebie nie ma
gdy bezsi∏a obezw∏adnia
d∏oƒ umyka
ma t´sknota jest bezradna
radoÊç znika
zamknàç oczy by twe cia∏o
objàç blisko
woda której zawsze ma∏o
bierze wszystko
oddaj prosz´ choç na chwil´
∏ez zas∏ona
chlupot Êmiechu w wodnej bryle
to nie ona
zgasiç wspomnieƒ odblask jasny
pójÊç w nieznane
tylko dziwne ˝e te gwiazdy
wcià˝ te same
ELITAFIUM 2
Zbyt ma∏o mi tego, czym by∏aÊ.
Zach∏annie chc´ twego powrotu,
by widzieÊ, jak si´ rozwijasz,
jak d∏onie twe biegnà wÊród splotu
warkocza niesfornym pokr´cie.
A wzrok twój coÊ ∏owi w przeêroczy,
a stopy chcà biec zawsze-wsz´dzie
i nie doÊç ci, co zgarnà oczy...
Zbyt ma∏o mi tego, czym by∏aÊ.
Na pró˝no zabijam utrat´
tej dumy, gdy pi´knoÊç tworzy∏aÊ
nieledwie rozkwit∏ym z mg∏y kwiatem...
A dni, jakby Êmiejàc si´ ze mnie
tak jeden w drugiego podobny
za cieniem biec ka˝à mi wspomnieƒ
ból czyniàc mi przy tym ogromny -
...i nie chcà mi sensu wyjawiç
otch∏ani, co ciebie mi skry∏a.
BezradnoÊç w rozpaczy dech d∏awi...
Zbyt ma∏o mi tego, czym by∏aÊ.
MOST
Pierwsze wejÊcie na most
cienka lina
nie patrz´ w bok
gdzie skoczy∏aÊ
SITOWIE
Z sinego oddechu wynurzam si´ z rana
nie∏askà obj´ta pami´ci.
Mg∏à snu oblepiona, przestrachem owiana
co chce mnie w bezsile uwi´ziç
w Êwit jasny uciekam. A dusza mi cià˝y,
chce wróciç do mrocznej topieli
i nie wiem, jak biec, by za cieniem nadà˝yç
co z palców wymyka si´ dr˝àcych,
jak objàç, przytuliç, co ch∏odem si´ bieli
co szuka, nie znajdzie - lecz krà˝y,
i mami i ∏udzi, ˝e w blasku anieli...
A˝ pustka na dwoje rozdzieli,
a˝ znaç ju˝ nie b´d´ co dziÊ a co wczoraj,
a˝ zamkn´ si´ w krzyku rozpaczy.
A ludzie popatrzà, powiedzà, ˝em chora
okreÊlà, co gest dany znaczy
i jakie lekarstwo wydzieliç...
Zostawcie mnie wszyscy! Nie wiecie, jak rani
szloch, który mnie budzi o Êwicie,
jak ci´˝ko odnaleêç si´ w Êwiecie bez granic
gdy bezsens zabija mnie skrycie
gdy t´skni´ wieczoru, by skryç si´ w sitowiu
majaków rozmytych w niebycie...
a ˝ycie chichotem obdarza sowicie
a wiara umiera bez siewu
a mi∏oÊç przemija bez ˝alu, bez gniewu
a resztki nadziei...
có˝ wiecie?
Wi´c zasnàç. A czas niech si´ plecie.
ŚLEPY PTAK
Nie lubi´ tego miasta
na ka˝dym skrzy˝owaniu
czeka na mnie kostrowaty
dziad wspomnieƒ
sucha piszczel stojàca w gardle
patrzy na mnie sp∏owiale
i nic nie mówi
rechocze
a ja uciekam spojrzeniem
Nie lubi´ tego nieba
jest puste jak ulica
pomi´dzy nimi rozpi´te druty
ptasiego zapomnienia
Wi´c b´d´ ptakiem
o Êlepych oczach
przez ten jeden moment
w którym musz´ wróciç
do przesz∏oÊci
Zgłoś jeśli naruszono regulamin