Karol Wojtyła - Przed Sklepem Jubilera.pdf

(207 KB) Pobierz
I
1
Karol Wojtyła
PRZED SKLEPEM
JUBILERA
26635417.001.png
2
I. SYGNAŁY
(Teresa, Andrzej)
1.
TERESA
Andrzej wybrał mnie i poprosił o moją rk.
Stało si to dzi midzy godziną piątą a szóstą po południu.
Dokładnie nie pamitam, nie zdążyłam spojrze na zegarek
ani też dostrzec godziny na wieży starego ratusza.
W takich momentach nie sprawdza si godziny,
momenty takie wyrastają w człowieku ponad czas.
Ale nawet gdybym pamitała, że trzeba spojrze na zegar ratusza,
Nie mogłabym tego uczyni, musiałabym bowiem
Patrze ponad głową Andrzeja.
Szlimy włanie prawą stroną rynku, gdy Andrzej odwrócił si i rzekł:
„czy chcesz by moją towarzyszkążycia?”
Tak powiedział. Nie powiedział: czy zechcesz by mojążoną,
ale: moją towarzyszkążycia.
Było wic przemylane to, co zamierzał powiedzie.
Mówił to za patrząc przed siebie, jakby si lkał wówczas
czyta w moich oczach, a równoczenie jakby chciał zaznaczy,
że przed nami jest jaka droga, której kresu nie wida
jest lub przynajmniej może by, jeli na jego pro ja odpowiem „tak”.
Odpowiedziałam „tak” – nie od razu,
ale po upływie kilku minut,
a jednak nie mogło by w ciągu tych minut żadnej refleksji,
nie mogło też byżadnej walki motywów.
Odpowied wic była prawie że zdeterminowana.
Wiedzielimy oboje, że siga w całą przeszło
i wychyla si w przyszło daleko,
że zanurza si w naszym istnieniu jak czółno tkackie,
aby uchwyci ten główny wątek, co decyduje o wzorze tkaniny.
Pamitam, że Andrzej nie od razu zwrócił ku mnie wzrok,
ale do długo patrzył przed siebie, jakby wpatrywał si
w t drog, która jest przed nami.
ANDRZEJ
Doszedłem do Teresy drogą dosy długą, nie odnalazłem jej od razu.
Nie pamitam nawet, czy pierwszemu naszemu spotkaniu
towarzyszyło jakie przeczucie lub co w tym rodzaju.
I chyba nawet nie wiem, co znaczy „miło z pierwszego wejrzenia”.
Po pewnym czasie stwierdziłem, że znalazła si w polu mojej uwagi,
to znaczy, że m u s i ałe m nią si interesowa,
i równoczenie g o d z iłe m s i na to, że musz.
3
Mogłem wprawdzie nie postpowa tak, jak czułem, że musz,
lecz sądziłem, że nie miało by to sensu.
Widocznie co było w Teresie, co odpowiadało mej osobowoci.
Mylałem wówczas wiele o „drugim ja”.
Teresa była przecież całym wiatem, tak samo odległym,
jak każdy inny człowiek, jak każda inna kobieta
– a jednak co pozwalało myle o przerzuceniu pomostu.
Pozwalałem tej myli trwa, a nawet rozwija si we mnie.
Nie było to pozwolenie nie zależne od aktu woli.
Nie poddawałem si tylko wrażeniu i urokowi zmysłów,
bo wiem, że wówczas naprawd nie wyszedłbym z mego „ja”
i nie dotarł do drugiej osoby – ale tu był włanie wysiłek.
Bo przecież moje zmysły karmiły si co krok
wdzikiem napotykanych kobiet.
Gdy kilka razy próbowałem za nimi pój,
spotykałem wyspy odludne.
Pomylałem też wówczas, że pikno dostpna dla zmysłów
może by darem trudnym lub niebezpiecznym,
spotykałem wszakże osoby, które ona wiodła do cudzej krzywdy
– i tak powoli nauczyłem si ceni pikno
dostpną dla umysłu, czyli prawd.
Postanowiłem wic szuka kobiety, która naprawd bdzie
dla mego „drugim ja”, a pomost midzy nami rzucony
nie bdzie chwiejną kładką wród nenufarów i trzcin.
Spotkałem kilka dziewcząt, które zaabsorbowały mą wyobrani,
a także moją myl – i oto w momentach,
w których najbardziej zdawałem si sobie nimi zajty,
stwierdzałem nagle, że Teresa wciąż tkwi w mej wiadomoci i pamici,
a każdą z tamtych z nią odruchowo porównuj.
A przecież nawet pragnąłem, by ją wyparły z mej wiadomoci,
poniekąd liczyłem na to.
I gotów byłem też i za wrażeniem, za wrażeniem natarczywym i mocnym.
Miło uważa chciałem za namitno
i za uczucie, które przewyższy wszystko
– wierzyłem w absolut uczucia.
I dlatego nie mogłem wprost poją,
na czym opiera si to przedziwne trwanie Teresy we mnie,
dziki czemu jest we mnie obecna,
co jej zapewnia miejsce w moim „ja”,
i co stwarza wokół niej ten jaki
dziwny rezonans, to „powiniene”.
Unikałem jej przeto przezornie, omijałem wrcz z premedytacją
to, co mogłoby wzbudzi bodaj cie domysłu.
Czasem aż zncałem si nad nią w moich mylach,
równoczenie za w niej widziałem mą przeladowczyni.
4
Wydawało mi si, że ciga mnie swoją miłocią,
a ja musz odcią si stanowczo.
Tak za rosło me zainteresowanie dla Teresy,
miło wyrastała poniekąd ze sprzeciwu.
Miło może by bowiem zderzeniem,
w którym dwie osobowoci uwiadamiają sobie do głbi,
że powinny do siebie należe, chociaż brak nastrojów i wraże.
Jest to jeden z tych procesów we wszechwiecie, co sprowadzają syntez
i jednoczą to, co rozdzielone, a co ciasne i ograniczone, to rozszerzają i bogacą.
TERESA
Musz przyzna, że owiadczyny Andrzeja
były dla mnie czym nieoczekiwanym.
Nie miałam zaprawd powodu, by na nie liczy.
Zdawało mi si zawsze, że Andrzej czyni wszystko,
abym była mu niepotrzebna i by mnie o tym przekona.
Jeżeli te owiadczyny nie zastały mnie całkiem nie przygotowaną,
to dlatego, że czułam, iż jako jestem dla niego,
i że chyba mogłabym go kocha.
Chyba nawet tąwiadomocią już go kochałam.
Ale tylko tyle.
Nie dopuciłam nigdy do tego, aby nosi w sobie uczucie,
które zostanie bez odpowiedzi.
Dzi jednak mog si przyzna sama przed sobą,
i nie było to dla mnie łatwe.
Pamitam zwłaszcza taki jeden miesiąc,
w tym miesiącu jeden taki wieczór –
wdrowalimy wówczas po górach,
towarzystwo było liczne i bardzo z sobą zżyte,
bardziej chyba niż po koleżesku –
zrozumielimy si doskonale.
Andrzej wówczas dosy wyranie interesował si Krystyną.
Nie psuło mi to jednak uroku wdrówki.
Zawsze bowiem byłam twarda jak drzewo,
które pierwej spróchnieje niż si rozklei.
Jeżeli płakałam nad sobą,
to nie z racji zawodu w miłoci.
A jednak było mi ciżko.
Zwłaszcza owego wieczoru, gdy przy zejciu zastała nas noc.
Nie zapomn nigdy tych jeziorek, co zaskoczyły nas po drodze
jak gdyby dwie cysterny niezgłbionego snu.
Spał metal zmieszany z odblaskiem
jasnej sierpniowej nocy.
5
Ksiżyca jednak nie było.
Nagle, gdy tak stalimy wpatrzeni
– tego nie zapomn do koca życia –
gdzie sponad naszych głów
doszło wyrane wołanie.
Było ono zresztą podobne
do zawodzenia raczej lub jku
czy też może nawet do kwilenia.
Wszyscy wstrzymali oddech.
Nie było wiadomo, czy woła człowiek,
czy też zawodzi spóniony ptak.
Ten sam głos powtórzył si raz jeszcze,
wówczas chłopcy zdecydowali si odkrzykną.
Przez cichy upiony las,
przez noc bieszczadzką szedł sygnał.
Jeli to człowiek – mógł go usłysze.
Jednakże tamten głos już nie odezwał si wicej.
I włanie wówczas, gdy wszyscy zamilkli,
nasłuchując, czy si nie odezwie,
mnie nagle błysnła inna myl: też o sygnałach –
myl ta wróciła do mnie dzisiaj
pomidzy profilem Andrzeja
a wieżą starego ratusza
w naszym miecie –
dzi midzy godziną piątą a szóstą po południu,
gdy Andrzej poprosił mnie o rk –
wówczas mylałam o sygnałach, które nie mogą si z sobą spotka.
A była to myl o Andrzeju i o mnie.
I poczułam, jak trudno jest ży.
Tej nocy było mi tak strasznie ciżko,
cho była to naprawd wspaniała i pełna tajemnic natury noc bieszczadzka.
Wszystko wokół zdawało mi si
tak bardzo potrzebne
i tak zharmonizowane z całociąwiata,
tylko człowiek wytrącony i zagubiony.
Nie wiem zresztą, czy każdy człowiek,
ale wiem na pewno, że ja.
Dzisiaj wic, gdy Andrzej zapytał:
„czy zechciałaby zosta na zawsze towarzyszką mojego życia?”
ja po upływie dziesiciu minut, odpowiedziałam „tak”,
a po chwili spytałam go jeszcze, czy wierzy w sygnały.
ANDRZEJ
Zgłoś jeśli naruszono regulamin