Weis Margaret & Hickman Tracy - Miecz mroków 02 - Przeznaczenie Miecza Mroków.pdf

(2842 KB) Pobierz
MIECZ MROKÓW
TOM 1
WYKUCIE MIECZA MROKÓW
TOM 2
PRZEZNACZENIE MIECZA MROKÓW
TOM 3
TRIUMF MIECZA MROKÓW
912294629.005.png 912294629.006.png 912294629.007.png
MARGARET WEIS
TRACY HICKMAN
PRZEZNACZENIE
MIECZA
MROKÓW
912294629.008.png
P RZYPOMNIENIE
T
EGO WIECZORU Biskup Vanya odwołał proszoną kolację. —
Jego Świątobliwość jest niedysponowany. — Taką wia-
domość poniosły zaproszonym Ariele. Dotyczyło to również
szwagra Imperatora, który ostatnio bywał zapraszany na kolacje
do Źródła coraz częściej, w miarę jak gasło zdrowie jego siostry.
Każdy z powiadomionych wyrażał najwyższą troskę o Biskupa
i ogromną wdzięczność za fatygę. Imperator ofiarował Vanyi
usługi osobistego Theldara, z całym jednak szacunkiem nie sko-
rzystano z propozycji.
Vanya spożył więc kolację samotnie, myślami zaś tak daleki
był od stołu, że mógłby zjeść parówki w towarzystwie Magów Pól,
zamiast smakołyków z pawich języczków i ogonów
jaszczur-czych, których zaledwie pokosztował i nawet nie
zauważył, że nie zostały należycie dopieczone.
Zjadłszy kolację i odesławszy zastawę, łyknął nieco koniaku
i nastawił się na czekanie, dopóki mały księżyc w czasomierzu na
biurku nie wzniesie się do zenitu. Czekanie nie było trudne, ponie-
waż umysł Vanyi był tak zajęty, iż Biskup odkrył, że czas upływa
szybciej, niż się tego spodziewał. Pulchne palce Jego Świątobli-
wości pełzały nieustannie po poręczach fotela, dotykając tej lub
tamtej nici sieci intryg, sprawdzając, czy któraś z nich nie wymaga
wzmocnienia albo naprawy, w razie konieczności zaś zarzucając
nowe włókna.
Imperatorowa — mucha, której zostało już niewiele życia.
912294629.001.png 912294629.002.png
Jej brat — dziedzic tronu. Jako owad innego rodzaju wymagał
szczególnie rozważnego podejścia.
Imperator—jego zdrowie psychiczne było w najlepszym razie
niepewne, przede wszystkim zaś śmierć ukochanej żony i utrata
pozycji mogą spowodować całkowite załamanie.
Sharakan—inne imperia Thimhallan obserwowały to buntow-
nicze państewko ze zbytnią uwagą. Musi zostać zmiażdżone,
a jego mieszkańcom należy się bolesna nauczka. Równocześnie
zaś Czarnoksiężników Dziewiątej Tajemnicy trzeba zetrzeć z po
wierzchni ziemi. Cały plan rysował się tak pięknie... jeszcze tak
niedawno.
Vanya poruszył się niespokojnie i spojrzał na czasomierz. Ma-
leńki księżyc dopiero pojawił się na horyzoncie. Biskup sapnął
niecierpliwie i nalał sobie lampkę koniaku.
Ten chłopiec. Bodaj go szlag trafił. A przy okazji tego postrze-
lonego katalistę. Czarny kamień. Vanya zamknął oczy i wzdrygnął
się mimo woli. Znalazł się w niebezpieczeństwie, śmiertelnym
niebezpieczeństwie. Jeśli ktokolwiek odkryje niewiarygodny
błąd, jaki popełnił wtedy...
Vanya ujrzał te chciwe, wpatrzone w niego oczy, czyhające na
jego upadek. Oczy Lorda Kardynała Merilon, który —jak już plot-
kowano — nakreślił plany zmian dekoracji komnat Biskupa na te-
renie Źródła. Oczy jego własnego Kardynała, człowieka może
i niezbyt bystrego, który jednak umiał wspinać się po szczeblach
drabiny władzy wolno, ale skutecznie, tratując wszystko i wszyst-
kich ośmielających się stanąć mu na drodze. Byli i inni. Czy-
hający, obserwujący go, chciwi.
Jeśli zwęszą choć ślad jego błędu, rzucą się jak gryfy i rozedrą
szponami na strzępy.
Niedoczekanie! Vanya zacisnął pulchną dłoń i zmusił się do
zachowania spokoju. Wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Przewidział wszystkie ewentualności, nawet te nieprawdo-
podobne.
912294629.003.png
Z tą myślą, dostrzegłszy, że księżyc wreszcie zbliżył się do naj-
wyższego punktu czasomierza, Biskup dźwignął swe cielsko z fo-
tela i wolnym, równo odmierzanym krokiem ruszył ku Komnacie
Dyskrecji.
Ciemność była pusta i milcząca. Żadnego śladu zakłóceń men-
talnych. Sadowiąc się pośrodku okrągłego pomieszczenia, Vanya
pomyślał, że może to być dobrym znakiem. Gdy jednak Biskup
wysyłał wezwanie swemu słudze, siecią wstrząsnął dreszcz lęku.
Czekał, a jego palce drgały niczym łapy pająka.
Mrok był spokojny, zimny i nie odpowiadał na wezwanie.
Vanya, zaciskając dłonie, wysłał zew raz jeszcze.
Być może się nie zgłoszę — zastrzegał się wprawdzie ostatnio.
Oczywiście, to było do niego podobne, mógł się na to zdobyć ten
arogancki...
Vanya zaklął, jego dłonie zacisnęły się na poręczach krzesła,
a na czoło wystąpił mu pot. Musiał wiedzieć! Sprawa była zbyt po-
ważna! Powinien...
Tak...
Dłonie Biskupa rozluźniły uścisk. Vanya przez chwilę za-
stanawiał się, oceniając pomysł. Swoją sieć splótł tak, by była go-
towa na wszelkie ewentualności. Tę jedną nić zarzucił właściwie
bezwiednie. Takie postępowanie cechuje umysły genialne.
Nieco głębiej zapadając w fotel, Biskup Vanya dotknął myślą
kolejnej nici swej sieci, wysyłając wezwanie komuś, o kim wie-
dział, że mocno go ono zaskoczy.
912294629.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin