Józefowicz T Zjawa.txt

(24 KB) Pobierz
J�zefowicz Tadeusz

Zjawa

Noc by�a jasna. Ksi�yc wisz�cy majestatycznie nad �wiatem rozlewa� z g��bi 
nieba swoje 
seledynowe �wiat�o na srebrzysty �niegowy kobierzec, otulaj�cy ca�� ziemi�.,Na 
polach i 
drogach, na gzymsach budynk�w, na dachach i na ga��ziach drzew, kt�re zamieni�y 
sw�j 
zielony letni str�j na dostojn�, powa�n�, bia�� szat� zimow� - wsz�dzie by�o 
pe�no �niegu, 
ra��cego oczy deszczem iskier po�yskuj�cych w ksi�ycowym blasku. Z dach�w 
zwisa�y 
sople lodu, l�ni�ce niczym czarodziejskie �wietliki zamkni�te w kryszta�owych 
flakonach. W 
tym krajobrazie podobnym do ba�niowego pa�acu kr�lowej zimy panowa�a tajemnicza 
cisza i 
spok�j. Marcin szed� z wolna, rozgl�daj�c si� po okolicy, kt�r� opu�ci� przed 
p� wiekiem, a 
przecie� dot�d zachowa� w pami�ci ka�dy szczeg�. Przez ca�y czas, jaki sp�dzi� 
na 
obczy�nie, zachowa� w swej pami�ci obraz rodzinnych stron, kt�ry teraz ukazywa� 
si� mu w 
innych, odmienionych kszta�tach. Kiedy opuszcza� kraj, by� rok 1907, a teraz 
1957. Nie z 
w�asnej woli opuszcza� strony rodzinne. Jego dzia�alno�� rewolucyjna nie usz�a 
uwagi 
carskiej �andarmerii. Wtedy tak�e seledynowy ksi�yc rozprasza� mroki zimowej 
nocy, kiedy 
sznur kibitek uwozi� na wsch�d zes�a�c�w. Wtedy tak�e nie mia� przy sobie nikogo 
z 
najbli�szych. Czy teraz odnajdzie kogo� z rodziny, przyjaci� czy znajomych? Czy 
odnajdzie 
gr�b swojej Ma�gosi? A jednak wraca�, by w ojczystej ziemi z�o�y� swoje ko�ci. 
Na Syberii 
nie przebywa� d�ugo. Uda�o mu si� zbiec z zsy�ki i po kilkuletniej w�dr�wce po 
�wiecie 
osiedli� si� w Kanadzie. Nie mia� �atwego �ycia. Ci�ko pracowa�, niewiele 
wydawa� na 
w�asne potrzeby, tote� z czasem dorobi� si� do�� poka�nego kapita�u. Nie wraca� 
z pustymi 
r�kami. Byle mia� do kogo wr�ci�. 
Mia� trzech braci i trzy siostry. Trudno by�o wszystkim utrzyma� si� na dw�ch 
morgach 
piaszczystej ziemi. Po �mierci rodzic�w gospodark� obj�� najstarszy brat, kt�ry 
wkr�tce si� 
o�eni�. Wprawdzie bratowa dosta�a w posagu krow� i morg� takiego samego piasku, 
jaki 
mieli oni, ale zacz�o przybywa� i dzieci, jak to zwykle bywa w m�odym 
ma��e�stwie. Bracia 
i siostry Marcina w miar� dorastania pocz�li opuszcza� gniazdo rodzinne. Jemu 
uda�o si� 
dosta� do terminu u stolarza. W mie�cie zetkn�� si� z socjalistami i wst�pi� do 
partii. Chcia� 
walczy� o wolno�� i sprawiedliwo�� spo�eczn�, a popad� w niewol� i ci�kie 
tarapaty. Z 
zes�ania do�� szybko uda�o mu si� uciec, ale du�o wody up�yn�o zanim zdo�a� si� 
usamodzielni�. Z Syberii uszed� do Chin, a stamt�d do Japonii. Wreszcie osiedli� 
si� na sta�e 
w Kanadzie. Tu pracowa� jako stolarz przy budowie okr�t�w. Zrazu nie pisa� do 
domu w 
obawie, by nie nara�a� rodziny na k�opoty ze strony �andarm�w carskich. Potem 
wys�a� 
jeszcze kilka list�w, kiedy ju� Polska by�a wolna, ale nie otrzyma� �adnej 
odpowiedzi. Nie 
mia� wi�c po co wraca� do kraju, a w Kanadzie mia� przynajmniej zapewniony byt, 
a i grosza 
m�g� od�o�y�. Mia� nawet zamiar zapisa� si� do wojska podczas drugiej wojny, ale 
nie by� 
ju� taki m�ody i wi�cej by�o z niego po�ytku przy budowie okr�t�w ni� gdzie� w 
okopach. Po 
wojnie r�nie m�wili o tej Polsce, a �e na jego listy w dalszym ci�gu nikt z 
kraju nie 
odpowiada�, �y� samotnie na obczy�nie i t�skni� do stron rodzinnych. Wreszcie 
postanowi� 
wraca� i odszuka� krewniak�w i mo�e gr�b swojej Ma�gosi? Braci i si�str mo�e nie 
zastanie, 
ale przecie� nie podobna, �eby nie by�o nikogo z ich dzieci. O �mierci Ma�gosi 
powiadomili 
go towarzysze, kiedy po dziewi�ciomiesi�cznej rozprawie czeka� w wi�zieniu na 
zsy�k�. I oto 
szed� teraz dobrze znan�, cho� nie piaszczyst�, jak dawniej, ale jak zauwa�y� 
wybrukowan� 
drog�, kt�ra prowadzi�a z miasta do jego wsi. Ju� z daleka ujrza� srebrny pas 
rzeki skutej 
lodem, kt�ry w blasku ksi�yca l�ni� jak szklana tafla. Jeszcze chwila i stan�� 
na mo�cie. Most 
te� by� inny, ni� tamten jaki zachowa� si� w jego pami�ci. Ten most by� szerszy, 
solidnie 
zbudowany, z wysokimi, mocnymi por�czami. Przypomnia�o mu si�, jak niegdy� 
siadywa� na 
tamtym spr�chnia�ym mo�cie i zapuszcza� w�dk� na ryby, a tam dalej za nim hucza� 
m�yn i 
nagle poczu� w piersi gniot�cy, przez p� wieku t�umiony b�l. Teraz by�o cicho. 
Spojrza� 
przed siebie. Nie by�o ni �ladu po m�ynie. Tylko dziwnym trafem woda w tym 
miejscu nie 
by�a zamarzni�ta i z pluskiem wp�ywa�a pod most, gdzie t�uk�a si� o jego pale. 
Musia�y w tym 
miejscu dzia�a� jakie� wiry podwodne. Wiod�c wzrokiem za drobnymi falami, 
pochyli� si� 
przez barier� i spojrza� w d�. Obraz, jaki ujrza� pod sob�, zmrozi� mu krew w 
�y�ach. 
Po�rodku rzeki, prawie pod samym mostem k�pa�a si� m�oda kobieta. By�a 
pochylona, wi�c 
twarzy nie widzia�, tylko jej niewyra�ne odbicie, po�amane bryzgami fali. Za to 
wyra�nie 
widzia� jej smuk��, zgrabn� posta�, blade od blasku ksi�yca ramiona i plecy, na 
kt�rych 
widnia�y ciemne pr�gi jakby �lady raz�w zadanych batem. Kobieta nabiera�a w 
d�onie wod�, 
kt�ra si�ga�a jej poza kolana, i polewa�a ni� ca�e cia�o. Widok by� tak 
niezwyk�y, �e Marcin 
sta� jak skamienia�y, nie wiedz�c co pocz��. Na Syberii, a potem w Kanadzie 
widzia� 
wprawdzie amator�w k�pieli w lodowatej wodzie, ale to by�o co innego. W bia�y 
dzie�, na 
oczach licznych gapi�w wskakiwali oni do przer�bli, zanurzali si� po szyj� i 
wyskakiwali, 
wycieraj�c si� czym pr�dzej, po czym wk�adali ciep�y ko�uch. Robili to, jak 
m�wili, dla 
hartowania cia�a, a troch� chyba dla popisu. Ta kobieta nie chcia�a si� 
popisywa�, nie chcia�a 
wystawia� na pokaz swojego cia�a, szczup�ych ramion, poci�tych biczem plec�w. 
Ale 
dlaczego zdecydowa�a si� na k�piel w lodowatej wodzie, w samotno�ci, w�r�d 
mro�nej nocy? 
Przecie� to grozi�o w najlepszym wypadku ci�k� chorob�, a najprawdopodobniej 
niechybn� 
�mierci�, kt�rej zapewne nie szuka�a, bo przecie� mog�aby od razu rzuci� si� pod 
l�d. 
Marcina ogarn�a naraz taka �a�o�� i wsp�czucie, �e chcia� pobiec do niej, 
przywo�a� i okry� 
j� swoim ciep�ym futrem. W por� jednak si� opanowa�. Co b�dzie kiedy spostrze�e, 
�e jest 
�ledzona, co b�dzie jak si� przestraszy i osunie si� do wody, pod l�d? 
Zrozumia�, �e najlepiej 
zrobi, gdy zostawi kobiet� jej w�asnemu losowi i sam jak najszybciej si� oddali. 
Ostro�nie 
zbieg� z mostu i wszed� na drog�, prowadz�c� ku wiosce. Jeszcze raz obr�ci� si� 
w stron� 
rzeki i ujrza� kobiet� w ca�ej swej nago�ci zwr�con� przodem ku niemu. Jedynie 
twarz 
zas�oni�t� d�ugimi jasnymi w�osami mia�a zwr�con� w stron�, gdzie niegdy� sta� 
m�yn. Nie 
czeka� d�u�ej. �adnie by wygl�da�, gdyby tak si� odwr�ci�a i zauwa�y�a, �e si� 
na ni� patrzy, 
kiedy tak jest roznegli�owana. Swoj� drog�, jak mo�na sta� na mrozie bez ubrania 
i patrze� 
nie wiadomo na co. Czym pr�dzej skry� si� za krzakami pokrytymi �niegow� ko�dr�, 
kt�re 
ros�y na zakr�cie drogi prowadz�cej do wioski. Wie�, jak dawniej, rozci�ga�a si� 
po obu 
stronach drogi, na kt�rej pali�y si� co kilkadziesi�t metr�w lampy elektryczne. 
Ju� z daleka 
dolatywa�o go szczekanie ps�w, kt�re wkr�tce otoczy�y go ze wszystkich stron. Na 
szcz�cie 
psy nie by�y gro�ne. Widocznie wyczu�y w nim dobrego cz�owieka, bo po chwili 
towarzyszy�y mu tylko, rado�nie ujadaj�c i wymachuj�c ogonami. W ten spos�b 
dosz�y z nim 
do wi�kszego budynku, z kt�rego dochodzi�y odg�osy muzyki i gwar ludzki. 
Prawdopodobnie 
mie�ci�a si� tam �wietlica wiejska, w kt�rej odbywa�a si� zabawa. By�aby to 
pomy�lna 
sytuacja dla Marcina. Nie m�g� przecie� dobija� si� po p�nocy do nieznajomych i 
pyta� o 
kogo�, kto �y� w tej wsi przed p� wiekiem. Tu przynajmniej b�dzie m�g� zagrza� 
si� przy 
kuflu grzanego piwa i zasi�gn�� potrzebnych informacji. Mo�e wreszcie uda mu si� 
znale�� 
jaki� nocleg. Nacisn�� klamk� i wszed� do �rodka. Nie myli� si�. To wiejska 
ochotnicza stra� 
po�arna zorganizowa�a karnawa�ow� zabaw�. Dowiedzia� si� o tym przy samym 
wej�ciu. 
Kiedy powiedzia�, �e przybywa po pi��dziesi�ciu latach z Kanady w poszukiwaniu 
krewnych 
i chcia�by znale�� gdzie� schronienie na t� noc, kierownik zabawy poprosi� go, 
by zaj�� 
miejsce przy stole, stoj�cym pod �cian�. Zaraz te� pojawi� si� bigos i kufel 
grzanego piwa. 
Jak si� okaza�o, gospodarzem zabawy by� komendant ochotniczej stra�y po�arnej. 
Razem z 
�on�, kt�ra by�a kierowniczk� �wietlicy, zajmowali mieszkanie s�u�bowe nad 
�wietlic�. Nie 
by�o wi�c k�opotu z noclegiem. Kiedy jednak spyta� czy mieszka na wsi nijaki 
Socha, ani on 
ani jego �ona nie mogli mu udzieli� �adnych informacji.
- Tu nikt taki nie mieszka. Mo�e dawniej, ale teraz we wsi mieszkaj� przewa�nie 
m�odzi.
Komendant zamy�li� si�.
- Mo�e nasz dziadek by wiedzia� - wtr�ci�a jego �ona.
- �e macie tu m�odych i odwa�nych, sam widzia�em, kiedy przechodzi�em przez 
most. Tylko 
czy taki wyczyn nie sko�czy si� chorob� lub, co nie daj Bo�e, �mierci�? Trzeba 
mie� odwag�, 
by� zahartowan� no i troch� lekkomy�ln�, �eby tak samotnie wchodzi� o p�nocy do 
lodowatej rzeki... Pierwszy raz w �yciu co� takiego widzia�em.
- Niech pan si� nie �mieje. Trzeba by�o zm�wi� �wieczny odpoczynek� za t� 
nieszcz�liw� - 
powiedzia�a z l�kiem w g�osie jaka� kobieta spo�r�d gromady, jaka zebra�a si� 
wok� sto�u.
- Co to pomo�e - odezwa� si� kto� inny. - Ju� i ksi�dz modli� si� przy mo�cie i 
na msz� dawali 
i nic nie pomog�o.
- Wi�c to by�a zjawa? - zdziwi� si� Marcin z niedowierzaniem.
- Od jak dawna si� ukazuje? Ja j� wyra�nie widzia�em prawie pod samym mostem, 
jak �yw�. 
Co to za dziewczyna? Czy to z tej wsi?
Zapanowa�o przykre milczenie. Wreszcie zagra�a orkiestra i go�cie po�pieszyli do 
ta�ca. 
Oddali� si� r�wnie� komendant stra�y. Tymczasem do sto�u zbli�y� si� m�czyzna, 
kt�ry, 
mimo podesz�ego wieku i do�� poka�nej tuszy, szed� prosto i porusza� si� 
energicznie. 
Przyby�y wida� nie mia� trudno�ci w nawi�zywaniu kontakt�w z nieznajomymi,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin