kwartalnik_wccm_18_12_03.pdf

(1046 KB) Pobierz
Chrześcijańska Medytacja
KWARTALNIK ŚWIATOWEJ WSPÓLNOTY MEDYTACJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
WWW.WCCM.PL • EDYCJA POLSKA, NR 18, KWiECiEń 2012
Medytacja zaprasza nas do
wkroczenia w rzeczywistość
Zmartwychwstania. Musimy
wyjść poza zewnętrzne iluzje
naszych zmysłów, poza
umysłowe koncepcje i otworzyć
się na rzeczywistość Chrystusa
wewnątrz nas, Chrystusa
Zmar twychwstałego.
Bede Griiths
808955468.002.png
 
EDYCJA POLSKA, NR 18, KWiECiEń 2012
XX rocznica powstania wccM –
refleksje
D wadzieścia lat temu Semina-
w „kościele bez dachu”: w ogrodzonej przestrzeni ogrodu,
przeznaczonej dla gości różnych wyznań. To właśnie tu-
taj istniejący już i rozwijający się klasztor bez ścian został
nazwany Światową Wspólnotą [dla] Medytacji Chrześci-
jańskiej. Osoby medytujące z wielu stron świata zebrały
się w jednym miejscu; wśród nich te, które rozpoczynały
podróż bezpośrednio u boku Johna Maina, oraz te, które
przywiodło jego nauczanie. Wszyscy zastanawialiśmy się
nad przyszłością wspólnoty, która – jak nauczał o. John
– powoływana jest do istnienia pośród ludzi wspólnie
medytujących. Wszystkich nas ujęła świadomość chwili
wyłaniającej się i rosnącej duchowej formy, której byliśmy
cząstką. Poczuliśmy wtedy, że jeśli wspólnota ma rozwi-
nąć swój pełny potencjał, będzie potrzebowała nieco
wsparcia, struktur, organizacji.
Była to chwila Pięćdziesiątnicy. Nie zdawaliśmy sobie
do końca sprawy z tego, co się działo. Aż do momentu
rozstania. Spostrzegliśmy wówczas, że przystaliśmy na
coś, co domagało się odtąd troskliwej uwagi. Przydługa
nazwa, którą daliśmy wspólnocie, godziny debatowania
nad tym, czy powinna to być wspólnota medytacji czy
też wspólnota dla medytacji (impas został rozstrzygnięty
ostatecznie przez o. Bede, który zauważył, że w pierwszej
rium Johna Maina odbywało się
w miejscowości New Harmony,
w stanie indiana, założonej przez wspól-
notę utopistów w XViii wieku. Jak więk-
szość takich wspólnot, rozbiła się rychło
o twardą rzeczywistość i zniknęła. Mia-
steczko zaś trwało na przestrzeni wieków, nieświadome
swoich korzeni. i oto pewnego dnia odżyło jako centrum
duchowe i ilantropijne za sprawą natchnionego ideali-
zmu Jane Blafer-Owen, która łaskawie przyjęła u siebie
uczestników seminarium i prowadzącego je ojca Bede
Griithsa. Było to dziewięć lat po śmierci Johna Maina.
O. Bede nalegał, że chce mówić o nauczaniu medyta-
cji o. Johna i o związku medytacji ze wspólnotą (wystą-
pienia o. Bede zostały opublikowane w formie jednej
z najlepszych i najszerzej dostępnych jego książek: „Nowe
Stworzenie w Chrystusie: Medytacja i Wspólnota”. Z oka-
zji rocznicy nagrania wideo tych konferencji są one obec-
nie dostępne do ściągnięcia na stronie wspólnoty: www.
wccm.org). Konferencje o. Bede, odznaczające się inten-
sywnością i swobodą, odbywały się w przestronnej sali.
Medytacje i sprawowanie Eucharystii zorganizowano
2
808955468.003.png
EDYCJA POLSKA, NR 18, KWiECiEń 2012
kolejności powinniśmy być wspólnotą dla medytacji) są
znamiennym świadectwem tego, jak zbiorowy charakter
miał cały ten proces rozeznawania.
Wspólnoty potrzebują organizacji podobnie jak rodzi-
ny, stowarzyszenia miłośników ptaków czy międzyna-
rodowe organizacje humanitarne. Zawsze istnieje nie-
bezpieczeństwo, że organizacja rozrośnie się i stanie się
bardziej celem sama dla siebie niż narzędziem służącym
pierwotnemu powołaniu. Ale bez organizacji – tego „wła-
ściwego ładu”, o którym św. Benedykt mówił, że jest ko-
nieczny, aby wspólnota nie popadła w marazm – istnieje
też groźba utraty z pola widzenia fundamentu. Na różnych
etapach rozwoju naszej wspólnoty mówiono mi, że staje-
my się zbyt duzi, zbyt zabiegani, zbyt ustrukturyzowani.
Słucham uważnie głosów krytyki: sympatyzuję nawet
z nimi, mając usposobienie uznające wyższość sponta-
nicznych decyzji w miejsce długich konsultacji albo swo-
bodnych ustaleń zamiast sformalizowanych uzgodnień.
Szczęśliwie jednak jesteśmy
wspólnotą pobłogosławioną
bogactwem różnych tem-
peramentów i postaw, któ-
re uzupełniają się dla dobra
dzieła i wizji, którym się po-
święciliśmy. Po dwudziestu
latach odnoszę wrażenie, że
w dalszym ciągu najpierw je-
steśmy wspólnotą, a dopiero
potem organizacją. Gdy lu-
dzie mówią, że jesteśmy zbyt
zorganizowani, pragnę wte-
dy, aby wskazali dokładnie,
na czym miałoby to polegać.
*
Klasztory bez ścian i ko-
ścioły bez dachów są jak książki bez kartek albo budyn-
ki postawione bez użycia cegieł. Św. Piotr być może to
właśnie miał na myśli, gdy zwracał się do wiernych „niby
żywych kamieni, budowanych jako duchowa świątynia”
(1P 2,4). Byty trudne do uchwycenia i kierowania, ale ma-
jące potencjał rozwoju i wzrostu we wszystkich kierun-
kach. Wzrost w człowieczym królestwie potrzebuje formy
i celu. inaczej przerodzi się w chaos. Wyzwaniem jest za-
chowanie nieograniczonej ścianami i dachem przestrzeni
przy jednoczesnej trosce o zapewnienie strawy i schro-
nienia dla pielgrzymujących. Jedyną odpowiedzią może
być wspólnota rozumiana w sposób dynamiczny, otwarta
na wszystko i złożona z ludzi, którzy są razem w podróży
dopóty, dopóki chcą ze sobą pozostawać. O. John był, jak
rzadko kto, mistrzem w rozeznawaniu czasu, w którym
należało porzucić jeden etap w życiu i rzucić się w proces
przemiany następnego etapu. Mawiał, że idealna wspól-
nota mieszkałaby w namiotach. Przypominałoby to mni-
chom, że nie mają trwałego domu oraz że muszą być go-
towi porzucić wszystko w jednej chwili.
Życie w namiocie to kwestia percepcji. Podarowano
nam kiedyś dom i pozwolono wprowadzić się do niego,
zanim darczyńca zdążył usunąć meble, dywany i dzieła
sztuki. Skutek był taki, że przyzwyczailiśmy się i przywią-
zali do tych pięknych wytworów rąk ludzkich. Aż któregoś
dnia, i potem jeszcze przez kilka kolejnych dni, zjawiał się
ktoś i zabierał systematycznie przedmioty, pozostawiając
niektórych z nas z dojmującym uczuciem straty. O. John
nie ukrywał radości za każdym razem, gdy następował
nagły akt ogołocenia, i powtarzał, że sam nie wymyśliłby
lepszego sposobu nauczenia nas, co oznacza życie w du-
chu medytacji. On naprawdę mieszkał w namiocie. My
byliśmy zniewoleni murami.
Rocznice bywają nieraz próbą uczepienia się rzeczy,
wspomnień ulotnych jak
chmury albo osiągnięć czy
nadziei, które już dawno
powinniśmy byli przero-
snąć. Mogą też posłużyć
za niedoskonałe narzędzie
zmierzenia niczym nieogra-
niczonej wymiarowości
ducha. Wyrażenie „klątwa
wymiarowości” odnosi się
do zjawiska polegającego
na tym, że im bardziej usi-
łujesz coś zorganizować lub
zanalizować, tym większe
się to staje. Jak przy wysił-
kach zdeiniowania Boga
albo mówienia za Niego.
Rocznice rodzą takie niebezpieczeństwa. Są jednak tak-
że źródłem wytchnienia, okazją do świętowania, czasem
danym, aby zatrzymać się i z większą świadomością do-
świadczyć warstw czasu (jak warstw chmur nad nami),
z których składa się ludzkie doświadczenie.
*
Robimy właściwy użytek z pamięci wtedy, gdy stajemy
się bardziej obecni, a nie gdy pogrążamy się w nostalgicz-
nym rozpamiętywaniu lub w samozadowoleniu. Bardziej
obecni jesteśmy wtedy, gdy intensywniej uświadamiamy
sobie jednoczesność fenomenu narodzin i śmierci. Nic
nie jest zdolne ich rozdzielić. Odczuwam to z całą mocą
pod koniec każdego roku, kiedy rozważam teologiczne
znaczenie narodzin Chrystusa w historii i w naszych ser-
cach, oraz w psychologicznych rozmyślaniach o śmierci
o. Johna, który dzisiaj miałby 85 lat (mniej niż o. Bede
W ciągu siedmiu lat silnie promie-
niującego nauczania john main
nigdy nie odstąpił od zasadniczej
prostoty tego, co odkrył i do po-
znania czego proWadził innych.
Wierność temu fundamentoWi
nauki pomagała Wspólnocie
Wzrastać na Wiele różnych, nie-
oczekiWanych, lecz WeWnętrznie
spójnych sposobóW
3
 
EDYCJA POLSKA, NR 18, KWiECiEń 2012
w chwili, gdy prowadził seminarium). Wszak jego przed-
wczesne odejście jest nierozerwalnie związane z narodzi-
nami wspólnoty, która nieustannie rozwija się na glebie
krótkiego, lecz niezwykle intensywnego okresu jego pu-
blicznego nauczania.
Rocznice dają nam przelotne poczucie formy pośród
zmieniających się kształtów życia, przebłyskującego tym,
co jest poza wszelką formą. Zgłębiając je dostrzegamy,
że narodziny i śmierć łączą się, są niczym dwa końce liny
w odwiecznym cyklu. Na wyższym poziomie możemy
ujrzeć, jak ten cykl zostaje raz na zawsze przekroczony
w zmartwychwstaniu, ostatecznym i nieskończenie dyna-
micznym przejawie transcendencji. O. Bede napisał w „No-
wym Stworzeniu”: „Zmartwychwstanie nie sprowadza się
wyłącznie do ukazania się Jezusa uczniom po śmierci.
Wielu sądzi, że te objawienia w Galilei i Jerozolimie są
zmartwychwstaniem. A one są jedynie potwierdzeniem
wiary uczniów. Prawdziwe zmartwychwstanie to przej-
ście poza świat widzialny. Jest przejściem Jezusa z tego
świata do Ojca. Nie jest wydarzeniem w czasie i przestrze-
ni, ale przejściem poza czas i przestrzeń do przedwieczne-
go, do rzeczywistości. Jezus przeszedł do rzeczywistości.
Oto punkt, z którego zaczynamy. Medytacja zaprasza nas
do wkroczenia w tę rzeczywistość. Nie musimy czekać na
izyczną śmierć, ale już teraz możemy wejść do tego wie-
kuistego świata. Musimy wyjść poza zewnętrzne iluzje
naszych zmysłów, poza umysłowe koncepcje i otworzyć
się na rzeczywistość Chrystusa wewnątrz nas, Chrystusa
Zmartwychwstałego” („The New Cre-
ation in Christ”, str. 77).
O. John i o. Bede nie byli zwolenni-
kami odkrywania Chrystusa poprzez
spoglądanie wstecz. O. Bede koncen-
trował się bardziej na przemieniają-
cym doświadczeniu Chrystusa obec-
nego tu i teraz. Dla obu medytacja
stanowiła prostą, pewną i uniwersalną
drogę do zanurzenia się w tę obec-
ność.
Podróżując po miejscach, do których
sięga nasz klasztor bez ścian, niemal
codziennie korzystam z przywileju siadania do medy-
tacji z osobami na bardzo różnych etapach tej wspólnej
wewnętrznej pielgrzymki. Ważnym środkiem zachęca-
nia do wytrwałości w drodze jest pomoc w jej zrozumie-
niu. Często więc mówię o etapach w powtarzaniu man-
try. Zdaję też sobie doskonale sprawę z faktu, jak wiele
czasu w moim życiu poświęciłem znajdowaniu nowych
sposobów na podkreślanie wagi „powtarzania jednego
małego słowa”. Myślę jednak, że na początku drogi – lub
wtedy, gdy czujesz, że medytacja jest sztucznym czy na-
wet bezużytecznym mechanicznym ćwiczeniem – war-
to usłyszeć, że wierne powtarzanie mantry prowadzi do
wzrostu. Powtarzamy mantrę coraz delikatniej, słyszymy
ją coraz bliżej siebie. Powtarzamy ją z rosnącą wrażliwo-
ścią, wypowiadając coraz wierniej. W czasie znanym tyl-
ko Bogu może nas zaprowadzić w przestrzeń czystego
nieba, głębokiej ciszy. Wtedy chmury rozpływają się jak
po deszczu i oto trwa przejrzyste niebo Chrystusowego
umysłu, w którym światło Ojca jaśnieje nad wszystkim.
Nie należy o tym mówić za dużo, bo stanie się jakimś wy-
imaginowanym celem, obiektem pożądania i ściągnie
gęste chmury ego, grożąc nawałnicą. Trzeba jednak wie-
dzieć, że zmierzamy od wypowiadania, przez wybrzmie-
wanie, do słuchania słowa mantry – w kierunku czystej
nadziei, miłującej wiary, bezwarunkowej akceptacji.
*
Początkujący potrzebują jakiejś mapy
na ścieżce medytacji. i osoby z do-
świadczeniem czerpią motywację z za-
pewnienia, że pozostają na właściwej
drodze. Czasem znane nam krajobrazy
i oznaczenia znikają z pola widzenia.
A kiedy gubimy się, obwiniamy zwykle
innych za niedostateczne drogowskazy.
Może się to przydarzyć człowiekowi po
wielu latach medytacji, gdy na skutek
zawału serca, otarcia się o śmierć, do-
znania straty, nie jest już w stanie po-
wtarzać słowa mantry, nie potrai być
obecny. Musimy wtedy pamiętać, że to jego wędrówka,
a nie nasza, że to jego droga modlitwy, nie nasza. Będzie
to okazją do osiągnięcia wyższego poziomu bezinte-
resowności medytacji, kiedy – jak o. John powiedział –
uwolnimy mantrę i pozwolimy mantrze swobodnie wy-
brzmiewać w naszym sercu.
Kiedy ludzie zaczynają się zastanawiać nad duchowym
lub religijnym kontekstem medytacji, pomocne będzie
przypomnienie, że wędrówka, kiedy trwa, ma różne wy-
miary. Wiele osób zaczyna medytować, aby obniżyć po-
jedyną odpoWiedzią
może być Wspólnota
rozumiana W sposób
dynamiczny, otWarta
na Wszystko i złożona
z ludzi, którzy są
razem W podróży
dopóty, dopóki chcą
ze sobą pozostaWać
4
808955468.001.png
EDYCJA POLSKA, NR 18, KWiECiEń 2012
ziom stresu, wzmocnić psychiczną odporność, poprawić
samopoczucie, co zresztą ma miejsce, jak dowodzą ba-
dania naukowe. Od tego podstawowego poziomu mo-
tywacji prowadzeni jesteśmy do poziomu duchowego,
gdy zauważamy, że medytacja oddziałuje nie tylko na
nasz cholesterol. Odkrywamy, że możemy przemienić się
od wewnątrz i że owoce ducha – szczególnie te najważ-
niejsze z nich – manifestują się we wszystkich przejawach
naszego życia, zaczynając od stosunku do siebie, naszej
aktywności, a kończąc na poczuciu społecznej odpowie-
dzialności. Dalej idąc, niektórzy dotrzeć mogą do chrysto-
centrycznej warstwy świadomości, gdzie motywacja do
medytacji nie bierze się już z tego, co ona daje dobrego,
ale z samego zjednoczenia z Chrystusem, co nie potrze-
buje ani uzasadnienia, ani żadnych pomiarów.
Wspólnotę budują osoby, znajdujące się na różnych
etapach wędrówki. Akceptacja swojego miejsca w struk-
turze jedności jest formą przekraczania ego. We wspólno-
cie nie da się uniknąć konliktów, ponieważ nikt nie może
ominąć pracy nad przekraczaniem własnego ego i otwie-
raniem pokładów słabości, doznanych krzywd, które żą-
dają uzdrawiającego działania miłości oraz pogłębienia
wiary. To często bolesna praca, która mimo wszystko
uczy nas, aby nie lękać się cierpienia i licznych doświad-
czeń śmierci, prowadzących od izolacji do komunii. Nikt
nie jest zmuszony do uczestniczenia we współtworzeniu
wspólnoty, ale ci, którzy w niej trwają, szybciej odnajdują
wolność prawdziwego ja.
Kroku Chrześcijańskiej Medytacji, osoby wychodzące
z uzależnienia od alkoholu czy narkotyków rozumieją
i przystępują do medytacji intuicyjnie. Dużo trzeba jesz-
cze zrobić, aby dotrzeć z medytacją do biznesu i świata
inansów, niemniej pionierskie prace zapoczątkowali
już Peter Ng i Sean Hagan z naszej wspólnoty. Podczas
Meditatio w styczniu 2012 w Singapurze, którego temat
brzmiał: Wspólna płaszczyzna: Kontemplacyjny wymiar
wiary, można było zauważyć, że medytacja otwiera głę-
boki wymiar międzyreligijnego dialogu, jako działania na
rzecz sprawiedliwości społecznej. Wspólnotowa strona
internetowa – ulepszona z okazji rocznicy przez Adriano
Massi, naszego twórczego koordynatora iT – pokazuje,
jak technologia staje się częścią budowania nowocze-
snej, globalnej wspólnoty duchowej. Meditatio - integral-
ny element wspólnotowego wychodzenia do świata, jest
świadectwem tego, że przybliżamy duchowe owoce me-
dytacji codziennej działalności świeckich instytucji.
Gdy dwadzieścia lat temu słuchaliśmy o. Bede i medy-
towaliśmy w kościele bez dachu, z całą pewnością nie
sięgaliśmy wyobraźnią tak daleko. Wydawało się niemal
nieprawdopodobne, aby rozkwit tego nauczania tak peł-
nego prostoty (i dlatego też tak bardzo wymagającego)
był zdolny przejawić się na tak wiele sposobów. Lecz co-
fając się jeszcze o dziewięć lat , do ostatnich dni o. Joh-
na, widzę, że ziarno wspólnoty wówczas zostało zasia-
ne. Jego własne zanurzenie się w głębię ciszy i komunii
stawało się coraz bardziej oczywiste i namacalne z każdą
chwilą, gdy zbliżał się dzień 30 grudnia. Często opowiadał
mi o swoim doświadczeniu bycia wciąganym w głębsze
rejony światła, w potężniejące wiry miłości. Stąd pocho-
dzi energia naszej wspólnoty.
*
W rocznicowym roku spotkałem się ze wszystkimi na-
szymi krajowymi koordynatorami w cyklu sześciu regio-
nalnych konferencji, których owocny przebieg zawdzię-
czamy również umiejętnościom i zaangażowaniu Pauline
Peters, pozostającej w kontakcie z krajowymi wspólnota-
mi. Spotkania były objawieniem energii i kreatywności
wspólnoty, a także bezgranicznej miłości, która wypływa
z medytacji. Krajowe wspólnoty zbliżyły się do siebie, po-
nieważ kraje bardziej zaawansowane przychodziły z po-
mocą tym, którym brakowało niezbędnych zasobów. Cu-
downie było obserwować w Jacksonville, jak najbogatsze
i najbiedniejsze kraje półkuli północnej mówiły o różnych
odmianach swojego ubóstwa i jak bardzo wzbogacały się
wzajemnie. Dyskutowaliśmy priorytety programu Medi-
tatio. Wiele wspólnot podjęło wyzwanie zaniesienia me-
dytacji do dzieci, a także szerszego tłumaczenia naszych
materiałów. Rozmawialiśmy o wadze utrzymania prostej
formy cotygodniowej grupy medytacyjnej, tej zasadni-
*
W ciągu siedmiu lat silnie promieniującego nauczania
John Main nigdy nie odstąpił od zasadniczej prostoty
tego, co odkrył i do poznania czego prowadził innych.
Wierność temu fundamentowi nauki pomagała wspól-
nocie wzrastać na wiele różnych, nieoczekiwanych, lecz
wewnętrznie spójnych sposobów. Szczera prostota jest
przecież także uniwersalna. Jest jak rozmiar, pasujący do
wszystkiego. Utrzymując prostotę i zorientowane na nią
życie wspólnoty, obserwujemy, jak to podejście do me-
dytacji (nie jedyne dostępne na rynku) zdolne jest poru-
szać ludzi, wywodzących się z różnych kultur i przynosić
im owoce.
Podczas mojej niedawnej podróży do Azji opowiadano
mi nawet o 3-latkach, świetnie reagujących na medyta-
cję. Ale przecież wiemy z niezwykłej pracy rozpoczętej
w Townsville przez Cathy Day i Ernie Christie, wspiera-
nych przez biskupa Michaela Putney’a, że dzieci szkolne
w każdym wieku potraią medytować, lubią to i czerpią
z tego korzyści. Wiemy też z Georgetown, że miejsce co-
dziennej, regularnej medytacji w uniwersyteckim kam-
pusie przynosi korzyść studentom. Jak można zauwa-
żyć na stronie internetowej poświęconej Praktyce 11.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin