Mój szwagier zawsze najpierw zacznie robotę, a dopiero później myśli, czy uda mu się ją skończyć. Tym razem też tak było. Zadzwonił do mnie, żebym pojechał na jego działkę przywieźć wiertarkę. Prawko miałem od paru tygodni, to wiadomo, że od razu się zgodziłem.
Już po półgodzinie udowadniałem sobie i mojemu wilczurowi Szatanowi, którego wziąłem ze sobą, jak zajebiście potrafię robić garaż tyłem, zwłaszcza że parking przed działkami był pusty, bo to środek grudnia. Zdziwiły mnie świeże ślady na śniegu przed i za furtką od działki szwagra. Otworzyłem bramkę. Pies od razu rzucił się, szczekając, w stronę altanki. Poszedłem za nim. Zobaczyłem, że kłódka jest wyłamana, a drzwi uchylone. Zajrzałem do środka i zobaczyłem zasłaniającego się przed Szatanem kolesia. Wszystko było jasne, ale wrzasnąłem:
- Co ty tu, kurwa, robisz?
- Ja... ja... - jąkał się. - Wszystko powiem, tylko weź psa.
- Szatan, noga! - złapałem psa za obrożę.
Koleś trochę się odsłonił.
- No to co tu robisz, chuju?! Co chciałeś zajebać?
Zaczął coś tam pierdolić o bezrobotnych starych, że nie mają kasy, a on jest na przepustce z poprawczaka.
- Co ty mi tu za ściemy wciskasz?
- Nie, nie. To wszystko prawda.
- E tam, nie wali mnie to, zadzwonimy po gumisiów, to im się potłumaczysz. Może ci uwierzą.
- Nie! - zobaczyłem, że tamten się nastraszył. - Zrobię dla ciebie co zechcesz, tylko nie dzwoń. Wiesz, jak mnie teraz złapią, to mi dojebią dodatkową karę.
- O kurwa, ale się wzruszyłem.
- Proszę cię. Naprawdę zrobię co będziesz chciał.
Nie myślałem długo, co bym chciał. Koleś wyglądał jak trzeba. Nie wiem, ile miał lat, ale nie był dużo młodszy ode mnie. Chyba w domu naprawdę nie było najlepiej, bo chudy był jak patyk, niebieskie spodnie dresowe nie były najnowsze, tak samo jak i flek. Ale jego adidasy były w najgorszym stanie. Popękane w paru miejscach, tak że było przez te dziury widać szare skarpety.
- Wiem już, co zrobisz. Podejdź tu.
Koleś zbliżył się, a ja przez dres złapałem go za fujarę mówiąc:
- Pobawimy się. Jak się dobrze spiszesz, to może nikomu nic nie powiem.
- Zrobię co będziesz chciał – powiedział cicho.
Widziałem, że się wstydzi, bo zrobił się czerwony. To mnie podjarało. Chuj zaczynał mi twardnieć.
- Coś mówiłeś? Nic nie słyszę? Powtórz, cwelu!
- Zrobię co zechcesz – powiedział spuszczając głowę.
To mi się nie spodobało, więc złapałem go za głowę i wrzasnąłem prosto do ucha:
- Głośniej!
Na to pies zaczął ujadać i musiałem go uspokoić. Za chwilę wróciłem do gnojka.
- To jak?
- Zrobię co zechcesz - odpowiedział, teraz już patrząc jak trzeba.
Złapałem złodzieja za spodnie i opuściłem mu je do kostek razem z majtkami. Zobaczyłem skurczonego od zimna fiuta. Moja pała była teraz w całkiem innym stanie. Wyprężona maksymalnie, śliniła się w majtkach. Nie mogłem się doczekać, aż zniknie w jego mordzie, ale powoli odpinałem guziki w rozporku moich moraczy. Cwel klęczał przede mną i na pewno już wiedział, co go czeka. Odpiąłem ostatni guzik. Spodnie zjechały w dół. Za moment wywaliłem z gatek swojego chuja. Nie zapachniało mydełkiem rumiankowym. Parę dni go nie myłem, a że parę razy się spuszczałem, śmierdział spermą i pewnie trochę szczynami.
- Wypucuj go dokładnie - nakazałem podsuwając mu pałę pod nos.
Nie spodobał mu się mój brudny chuj, bo chociaż trzymałem go za łeb, to próbował się odsunąć.
- Co jest, kurwa? Nie podoba ci się moja laska?! Może wolisz, cwelu, zrobić loda mojemu psu?
- N...nie... już będę robił co każesz - obiecywał.
- Coś ci nie wierzę - odpowiedziałem.
Miałem nowy pomysł. Usiadłem na rozlatującym się łóżku. Gostek klęczał przy moich buciorach.
- Wyliż mi glany - powiedziałem podsuwając mu jednego pod mordę.
Teraz już robił co kazałem. Jeździł po całej górnej stronie. Specjalnie nie dawałem mu podeszew do lizania, bo całe były ujebane, a przecież jeszcze miał mi robić laskę. Po chwili pozwoliłem mu rozsznurować jednego buta. Jak zakładałem skarpety, to były całe białe, tylko na górze miały dwa czarne paski, ale po paru dniach, szczególnie na spodach, zmieniły kolor.
- Nie podobał ci się zapach fiuta, chuju, to wąchaj, jak jebią moje skarpety - rozkazałem, żeby nie miał wątpliwości, jakie jest nowe zadanie.
Wyciągnąłem się na łóżku, podsuwając syry, ciągle w skarpetkach, do wąchania, a sam głaskałem się po fujarze. Jarała mnie cała sytuacja. Chuj stał mi maksymalnie. Z fioletowego, błyszczącego łba sączył się śluz. Zawsze idzie mi go sporo. Czasem jak fujara bryknie mi gdzieś na ulicy, to mam potem prawie całe mokre majtki.
W końcu pozwoliłem mu lizać moje bose stopy. Może mu się spodobał ich słony smak, bo lizał je z dużym zapałem. Odlot był niezły. Najbardziej kręciło mnie, jak lizał podeszwy i dużego palucha. Ciepły język trochę łaskotał, ale to łaskotanie było zajebiście relaksujące.
- Wystarczy - powiedziałem, gdy mi się znudziło.
Kazałem mu klęknąć na łóżku, tyłem do mnie.
- A teraz zrobię ci to, co mój pies robi byle suce. Wyrucham cię w dupę.
Pochyliłem go jak trzeba i nacelowałem kutasa. Żadne tam zabawy palcami czy poślizgi.. Po prostu pchnąłem. Zwyczajnie, na suchara. Chuj nie wszedł, bo ten gnojek odchylił się sycząc z bólu.
- Nie jęcz, gnoju!
- Ale to boli.
- Ma boleć. Zatkaj mordę! - powiedziałem, na wszelki wypadek kneblując mu gębę śmierdzącymi skarpetami.
Spróbowałem znowu. Trzymałem gnoja jedną ręką, a drugą pomagałem sobie ładować wata do jego dupy. Naparłem z całej siły. Złodziej zawył już czułem, że fioletowa głowa siedzi w środku. Następne pchnięcie - i już pół fujary było w środku. Po trzecim razie cały chuj by' już w nim aż po same jaja. A dupę miał zajebiście ciasną. Chyba nigdy przedtem nie było tam jeszcze żadnego chuja. Czułem, jak ściska mojego fiuta. Zacząłem jebankę. Wyjmowałem prawie całego fiuta, żeby natychmiast nabić go aż do końca. Było ekstra. Tamten wił się z bólu, ale tłumiłem jego jęczenie skarpetami. Zajebista zabawa. Chwyciłem go za chuja. Nie stał tak jak mój, ale też nie był całkiem zwiędnięty. Nie przerywając ruchania miętosiłem jego worek. Wyjąłem na chwilę kutasa z jego dupy i podsunąłem mu go do obrobienia.
- Masz! Nie chciałeś przedtem, to posmakuj teraz - powiedziałem, pakując mu go do gęby.
Posuwałem go w ryja. Chciałem, żeby kutas cały znikał w jego mordzie, ale trochę było z tym problemów, bo się nim dławi!. Wreszcie się w niego spompowałem. Tamten połknął moją śmietanę.
- Możesz sobie też zwalić - zgodziłem się.
Koleś zaczął bawić się swoją laską. Spuścił się po chwili.
- Spierdalaj! - powiedziałem na pożegnanie. - I najpierw pomyśl, jak znów będziesz chciał coś zajebać.
der77