Topnienie tajemnicy Wielkiej Epoki Lodowcowej 1_2008.doc

(891 KB) Pobierz
Badanie okresów zlodowaceń rozpoczęto w połowie XIX wieku, jednak uczeni do dzisiaj nie sa zgodni w sprawie tego, co je powodu

Badanie okresów zlodowaceń rozpoczęto w połowie XIX wieku, jednak uczeni do dzisiaj nie są zgodni w sprawie tego, co je powoduje i kiedy rozpocznie się kolejna epoka lodowcowa.

Edward F. Malkowski

Copyright © 2004, 2007

www.sonsofgod-daughtersofmen.com

Tytuł oryginalny: „Melting the Mystery of the Great Ice Age", (Nexus, vol. 14, nr 4)

ŚCIANY ZE ŚNIEGU I LODU

Ci, którzy mieszkają na tak zwanym „Midweście"[1] Stanów Zjednoczonych, narzekają, że mają to co najgorsze z obu światów: gorące, wilgotne lato z temperaturami dochodzącymi do 35° C i mroźne zimy, w czasie których temperatury spadają grubo poniżej zera. Mimo tych pozornie trudnych do zniesienia ekstremów jest to kraina obfitości, ponieważ są tu najżyźniejsze w świecie ziemie będące zasługą Wielkiej Epoki Lodowcowej.

Naukowcy twierdzą, że w okresie ostatnich dwóch milionów lat doszło do przynajmniej czterech, a możliwe że i sześciu, zlodowaceń, w czasie których lodowce wyorały z Kanady wiele skał i przesunęły je na południe wewnątrz trzydziestometrowych bloków lodu i śniegu, po czym roztarty je na skalnym podłożu i pozostawiły na równinach Midwestu. Lodowa pokrywa naniosła duże ilości żwiru, piasku i szlamu. Mieszanina tych materiałów, czyli gleba, pokrywa obecnie większość terenów w stanie Ohio oraz w dolinach górnego biegu Missisipi. Pozostałości tych gigantycznych płyt lodu można jeszcze dziś zobaczyć w postaci licznych jezior, którymi jest upstrzona północna część Midwestu. Cofające się lodowce pozostawiły wgniecenia w skorupie ziemskiej, które napełniły się wodą pochodzącą z topniejących lodowców, tworząc liczne jeziora, z których najwspanialszymi są tak zwane Wielkie Jeziora. Kiedyś na terenie obecnej Kanady istniały jeszcze inne wielkie jeziora, takie jak Winnipeg, Reindeer, Athabasca, Great Slave i Great Bear, ale dawno temu wyschły i zniknęły.[2]

Lodowce dotarty na południe aż do miejsca, w którym leży obecnie stan Ohio i swoje wody toczy Missouri, przy czym ostatni lodowiec noszący nazwę Wisconsin zatrzymał się w połowie obecnego stanu Illinois około 18000 lat temu i dwa tysiące lat później zaczął się cofać. Miejscowe podania mówią, że lodowiec zatrzymał się 32 kilometry na północ od stolicy stanu, Springfield. Jest tam wielki pagórek o nazwie Elkhart Hill mający w obwodzie ponad 1,5 km. Jak podaje książka History of Logan County, Illinois (Historia okręgu Logan, Illinois), Elkhart Hill jest „najbardziej rzucającym się w oczy szczegółem zdobiącym krajobraz okręgu Logan... z dziewiczym lasem na szczycie i stokach", wznoszącym się nad otaczającą go okolicą.[3]

Postęp i cofanie się lodowców miały również dramatyczny wpływ na obszary położone na południe od nich. Przemieszczanie się do przodu pokrywy lodowej na półkuli północnej 30000 lat temu spowodowało obniżenie poziomu mórz o około 130 metrów. Tak ogromna ilość wody wycofana z naturalnego cyklu obiegu i zakuta w lód sprawiła, że płaskie kontynentalne szelfy stały się suchym lądem. Dało to skutek podobny do wyniesienia lądu w górę, co powodowało wcinanie się rzek głęboko w doliny, czego przykładem jest dolna Missisipi, Tombigbee-Alabama i dorzecze Rzeki Czerwonej. Kiedy płyta lodowa Wisconsin zaczęła topnieć, doliny wypełniły się osadami niesionymi przez wezbrane wody rzek. Większość wód na południe od lodowców zasiliła baseny górnej Missisipi, Ohio i Missouri. Bogata w osady woda wlała się do dolnej Missisipi, tworząc ogromną równinę zalewową rozciągającą się na długości ponad 800 kilometrów i szerokości 320 kilometrów.

Wysokość lodowych klifów na czołowych krawędziach lodowców dochodziła do 60 metrów i znad ich zamarzniętych koron wiaty w dół lodowate wiatry. Najostrzejsze warunki klimatyczne panowały na obszarach położonych tuż przy lodowcu. Niskie temperatury i silne wiatry tworzyły coś w rodzaju arktycznej pustyni - pustkowia zaśmieconego resztkami skał i drobnoziarnistym osadem. Silne wiatry zmiatały te osady z lodowca i kumulowały je w postaci czasami bardzo grubych i rozległych warstw tak zwanego lessu, który pokrywał większość Midwestu i sięgał na południe aż do Luizjany i Missisipi. Pokłady tego osadu tworzą wiele skarp ciągnących się wzdłuż brzegów Missisipi i stanowią podstawę gruntów ornych, jakimi cieszą się dziś farmerzy z Midwestu.

Sunąca powoli na południe kontynentu północnoamerykańskiego pokrywa lodowa pchała przed sobą granicę strefy subarktycznej. Do lodowca przylegała tundra, za nią krzewiasta tundra i dalej lasy brzozowe, północne lasy arktyczne (drzewa iglaste takie jak świerk, jodła i sosna) i bardziej na południe lasy liściaste.

Osiemnaście tysięcy lat temu, kiedy ostatnie lodowce znajdowały się na swoich maksymalnie na południe wysuniętych pozycjach w Ameryce Północnej, na Wybrzeżu Zatokowym[4] było również chłodniej i suszej. Roczne opady na obszarze Luizjany i Missisipi wynosiły zaledwie 100 cm, czyli mniej niż obecnie. Północne lasy arktyczne ciągnęły się aż do północnej części Luizjany, Missisipi i Alabamy. Rzadkie lasy z przewagą północnej sosny pokrywały prawdopodobnie północną i środkową część Wybrzeża Zatokowego. U ujścia rzek rosły lasy dębowe i orzechowe. Floryda była suchsza, a jej średnia roczna temperatura była niższa o 10° F (5,6° C), jej powierzchnię pokrywała rzadka krzaczasta roślinność, piaskowe wydmy, a otwarte tereny porastała trawa. Środkowy Teksas zdobiły prerie z wysoką trawą oraz rosnące w dolinach rzek sosny i osiki. Zachodni Teksas był przypuszczalnie prerią porośniętą krótką trawą.

Jest niezaprzeczalnym faktem, że lodowiec miał ogromny wpływ na Amerykę Północną, czego dowodem są geologiczne ślady w postaci moren (materiał skalny niesiony i osadzany przez lodowiec), jeziorek wytopiskowych, wyżłobień podłoża skalnego i nieregularnie rozrzuconych głazów narzutowych. Próbki lodu z Grenlandii i Antarktyki dowodzą, że poziom dwutlenku węgla zmieniał się. Niższym poziomem CO2, charakteryzują się okresy ochłodzenia, przy czym nie wiadomo, czy te niższe poziomy były przyczyną, czy też skutkiem.

Badaniu lodowców i epok lodowcowych poświęcono dużą liczbę naukowych dociekań, w wyniku których uzyskano ogromną wiedzę, ale to, dlaczego doszło do zlodowaceń, jest równie wielką zagadką dzisiaj, jak było w roku 1843, kiedy Joseph Adhemar przedstawił w swojej książce Revolutions de la mer: deluges periodiąues (Rewolucje mórz - okresowe powodzie) pierwszą szczegółową teorię powstania epoki lodowcowej.



ODKRYWANIE WIELKIEJ EPOKI LODOWCOWEJ

Już w roku 1787 Bernard Kuhn uważał, że nieregularnie rozrzucone po szwajcarskiej Jurze głazy to pozostałości starożytnego zlodowacenia. Kiedy siedem lat później Jurę odwiedził szkocki geolog James Hutton, doszedł do tego samego wniosku. Mimo to dominujący aż do połowy XIX wieku model wyjaśniający istnienie tych geologicznych pozostałości mówił, że to wszystko jest rezultatem wielkiego biblijnego potopu. Tymi głazami i morenami zafascynował się geolog niemieckiego pochodzenia Jean de Charpentier, który w latach 1830. sformułował pierwszą teorię zlodowacenia. W roku 1841 teoria ta została opublikowana pod tytułem Essai sur les glaciers (Rozważania o lodowcach) i była pierwszą szczegółową naukową rozprawą na temat zlodowacenia.

Louis Agassiz, którego do wyjaśnienia zlodowacenia również przyciągnęły te geologiczne kurioza, poszedł jeszcze dalej i zintegrował wszystkie geologiczne zjawiska w jednolitą teorię mówiącą, że Ziemię ogarnęła kiedyś Wielka Epoka Lodowcowa. Agassiz przedstawił tę teorię w roku 1840 w swojej książce Etudes sur les glaciers (Badania lodowców). W kolejnej książce Systeme glaciaire (Układ lodowcowy), opublikowanej w roku 1847, przedstawił dalsze dowody znalezione w całej Europie, które wspierały jego teorię, W roku 1846 odbył podróż do Ameryki, gdzie natrafił na kolejne dowody świadczące o zlodowaceniu. W roku 1848 przyjął posadę na Harvardzie.

W roku 1870 teoria mówiąca, że w historii Ziemi występowały okresy zlodowaceń, była już powszechnie akceptowana przez uczonych.

ORBITA I CHYBOTANIE ZIEMI

Zgodziwszy się, że rzeczywiście doszło do Wielkiej Epoki Lodowcowej uczeni nadal poszukiwali jej przyczyny. Według pierwszej teorii, przedstawionej przez Josepha Adhemara, tkwiła ona w wahaniach nachylenia osi Ziemi względem Słońca zachodzących w trwającym 22000 lat cyklu powszechnie określanym jako precesja równonocy (obecnie uważa się, że ten okres wynosi 25 800 lat). Wraz z upływem czasu konstelacje znaków zodiaku powoli zmieniają - w odwrotnej kolejności - swoje położenie w określonym dniu roku (zazwyczaj w dniu równonocy wiosennej). Obecnie Słońce w dniu wiosennej równonocy wschodzi w gwiazdozbiorze Ryb. 2000 lat wcześniej wschodziło w gwiazdozbiorze Barana, a od roku 2070 będzie wschodziło w gwiazdozbiorze Wodnika.

To pochylenie ziemskiej osi nosi nazwę płaszczyzny nachylenia i tworzy wielkie koło na sferze niebieskiej zwane ekliptyką, zaś kąt tego pochylenia to inklinacja ekliptyki, która wynosi obecnie 23,5 stopnia w stosunku do pionu i zmienia się w przedziale od 24,5 do 22,1 stopnia. Jak wiemy, kąt nachylenia ziemskiej osi jest czynnikiem określającym pory roku w strefach umiarkowanego klimatu. Według teorii Adhemara półkula, która ma dłuższą zimę, będzie miała epokę lodowcową. Stąd co 11000 lat epoka lodowcowa występuje na przemian na poszczególnych półkulach.

James Croll, badacz samouk i były dozorca w Andersonian College & Museum w Szkocji poddał teorię Adhemara w wątpliwość i za najprawdopodobniejszą przyczynę zmian klimatu uznał wahania promieniowania Słońca docierającego do Ziemi, zwanego insolacją (nasłonecznieniem), będące następstwem kształtu ziemskiej orbity, która ma postać elipsy i może zmieniać się w czasie do 5 procent. Ta ekscentryczność wpływa na ilość promieniowania słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi w aphelium (punkcie położonym najdalej od Słońca) i peryhelium (punkcie położonym najbliżej Słońca).

Według Crolla spadek ilości promieniowania słonecznego podczas zimy sprzyja gromadzeniu śniegu, co powoduje dodatkową utratę ciepła z powodu odbijania przez śnieg promieni słonecznych w przestrzeń kosmiczną.

Jeśli zima następuje wtedy, gdy Ziemia jest blisko Słońca, temperatury będą naturalnie wyższe niż normalnie, a kiedy zima występuje, gdy Słońce jest dalej, temperatury będą niższe niż normalnie. Tak więc, jeśli obszar polarny danej półkuli ochładza się, pasaty będą na tej półkuli silniejsze i ciepłe oceaniczne prądy równikowe przesuną się na przeciwną półkulę, jeszcze bardziej pogłębiając utratę ciepła. Gdyby orbita Ziemi była kołowa, powolne chybotanie osi nie miałoby wpływu na klimat. Każda z pór roku następowałaby w tej samej odległości od Słońca. Ale ponieważ insolacja na północnej półkuli nie jest zgodna w fazie z nasłonecznieniem na południowej półkuli, Croll uważał, że epoki lodowcowe występują alternatywnie na północnej i południowej półkuli.

Mimo iż alternatywność epok lodowcowych okazała się nieprawdą, poglądy Crolla posłużyły jako podstawa do określania ich przyczyn. Był pierwszym, który dostrzegł znaczenie prądów oceanicznych, promieniowania słonecznego i ekscentryczności ziemskiej orbity dla budowy modelu zlodowaceń. W roku 1876 przyjęto go w poczet członków Towarzystwa Królewskiego w Londynie.

Na początku XX wieku Milutin Milankowicz, profesor fizyki, matematyki i astronomii na Uniwersytecie Belgradzkim, rozwinął teorię insolacji Crolla i przystąpił do uszczegółowienia insolacji w oparciu o najnowsze dane dotyczące ziemskiej orbity. Wykazał, że insolacja zmienia się w cyklu wynoszącym 23000 lat, i skonstatował, że epoki lodowcowe są najintensywniejsze, gdy insolacja spada poniżej pewnej wartości progowej. Ponieważ cykl krzywej nasłonecznienia wynosi około 100000 lat, uważał, że podobny cykl może charakteryzować również występowanie epok lodowcowych. Zauważył też trafnie, że dominować będzie północna półkula, ponieważ zawiera 2/3 ziemskich lądów. Napędzane ilością promieniowania na północy epoki lodowcowe występowałyby na obu półkulach synchronicznie.

Teoria insolacji Milankowicza odeszła w zapomnienie, kiedy pojawiła się możliwość datowania epok metodą radiowęglową (za pomocą izotopu węgla 14C) i dowiedziono, że jego określenie czasu epok lodowcowych było błędne. Z kolei przeprowadzone w latach 1960. i 1970. badania izotopowe osadów na dnie mórz, które dotyczyły głównie zmian ziemskiego klimatu, ożywiły zainteresowanie jego teorią.

Znajdowane na dnie głębokich mórz osady, które składają się ze skorupek planktonowatych organizmów zwanych foraminiferami, podtrzymały historię zmian klimatu. Kiedy żyły, organizmy te przyswajały dwa typy atomów tlenu - obficie występujący i bardziej pospolity izotop 16O oraz rzadszy 18O. Cięższy izotop tlenu 18O jest wzbogacany w wodzie morskiej, natomiast lżejszy występuje w większych koncentracjach w śniegu i lodzie. Zawsze gdy woda jest wyciągana z oceanu do wytwarzania większej ilości lodu, w tlenie pozostaje wizytówka. To wzbogacenie z tlenu 16O do tlenu 18O jest widoczne w węglanowych skorupkach foraminiferów (wykonanych z CaCO3). Węglan wytrąca się z wody morskiej tak, że tlen wchodzący w skład kryształów węglanu obrazuje skład morskiej wody. Analizując występujące w foraminiferach izotopy tlenu, naukowcy mogą określać, kiedy Ziemia wytwarzała więcej lodowców oraz okresy czasu, w których dochodziło do epok lodowcowych. W osadach występujących na dnie mórz znaleziono dowody na istnienie cykli klimatycznych wynoszących nie tylko 100000 lat, ale również 41000 lat i 23000 lat. Mimo to wciąż jest wiele pytań, na które brak odpowiedzi.

W danych glacjalnych dominuje cykl wynoszący 100000 lat, cykl o długości 41000 lat jest słabszy, a najsłabszy trwający 23000 lat. Z kolei w teorii insolacji sprawa przedstawia się odwrotnie - dominuje cykl wynoszący 23000 lat, a najsłabszy jest trwający 100000 lat.[5]

WYNIESIENIE HIMALAJÓW A GLOBALNY KLIMAT

Jedna z najnowszych teorii wyjaśniających epoki lodowcowe łączy je ze zmianami klimatu wywołanymi przez powstanie jednej z najbardziej spektakularnych formacji geologicznych na Ziemi - Himalajów. Według tej teorii, wysuniętej w roku 1988 przez Maureen Raymo, profesor nauk o Ziemi na Uniwersytecie Bostońskim, wraz z wyniesieniem Himalajów na działanie żywiołów wystawiona została ogromna ilość skał. Monsunowe deszcze moczyły ląd i powierzchnia tylko co wysoko wyniesionych skał erodowała. Ten proces wymywania przez wodę wyekstrahował z atmosfery tyle dwutlenku węgla, że temperatury spadły na całym globie, co zainicjowało epokę lodowcową.[6] Aby udowodnić, że tak właśnie było, Raymo przystąpiła do badania osadów pochodzących z dna morza oraz strontu.

Jest kilka typów (izotopów) strontu, każdy o różnej masie atomowej. Stront 87Sr, jego cięższa odmiana, jest wymywany do morza w rezultacie chemicznego erodowania skał. Jego lżejsza wersja 86Sr zostaje uwolniona w procesie poszerzania dna morza i pochodzi z głębi Ziemi. Raymo uważała, że porównując ilość izotopów w różnych warstwach dowie się, który z procesów był aktywniejszy w określonym okresie czasu. 35 milionów lat temu ilość strontu 87Sr wzrosła gwałtownie, co pokrywa się z czasem wynoszenia Himalajów.

Mając dowód w postaci strontu, Maureen Raymo uznała, że rozwiązała zagadkę epoki lodowcowej. Po pierwsze, wyniesienie regionu Tybetu zintensyfikowało monsuny. Potem monsunowe deszcze zerodowały góry, ogałacając atmosferę z dwutlenku węgla. I w końcu zubożona o dwutlenek węgla atmosfera powoli oziębiła się.

PRĄDY OCEANICZNE I NOWA EPOKA LODOWCOWA

Mimo iż wyraźne prądy oceaniczne są znane od jakiegoś czasu, naukowcy ustalili ostatnio, że to właśnie one odgrywają zasadniczą rolę w stabilizacji klimatu i pogody. Nowe badania dowodzą, że płytkie ciepłowodne prądy płyną z Pacyfiku na zachód, następnie wokół Afryki i na północ wzdłuż wybrzeży Afryki i Europy.[7]



Napływ tych wód utrzymuje Europę w cieple w przeciwieństwie do położonego po drugiej stronie Atlantyku jej odpowiednika - Labradoru. Ciepły prąd dostarcza zachodniej Europie jedną trzecią ciepła, jakie otrzymuje ze Słońca, i stanowi część globalnego oceanicznego systemu utrzymującego klimatyczne status quo.

Na północnym Atlantyku Prąd Zatokowy (Golfsztrom) niesie na północ i wschód ciepło w postaci ciepłych wód. W czasie posuwania się na północ część jego wód wyparowuje i kiedy dociera on do szerokości Islandii, gęstość wód rośnie i prąd opada na dno, gdzie staje się częścią odwrotnego cyklu - zimnej wody płynącej na południe Atlantyku w kierunku Antarktyki, następnie wokół Afryki i z powrotem na Pacyfik wzdłuż południowego wybrzeża Australii. Gdyby ciepłe wody zaprzestały z jakiegoś powodu swojej wędrówki, Europa wkroczyłaby w mini epokę lodowcową. Ostatnie badania sugerują, że jest to możliwe i że losy obecnej pętli tego transportera wód w północnym Atlantyku są nie do przewidzenia.[8] Od czasu ostatniego zlodowacenia arktyczna czapa lodowa nadal się topi, wprowadzając do Atlantyku słodką wodę. Jeśli ocean wchłonie za dużo słodkiej wody (co spowoduje rozcieńczenie znajdującej się w wodzie soli i zmniejszenie jej gęstości), to nie opadnie ona na dno i nie przyłączy się do powrotnych prądów przydennych, ale pozostanie na miejscu i zablokuje dostęp ciepłym prądom, zmieniając w ten sposób klimat Europy.

Zimne słone wody, które płyną z Południowego Atlantyku na wschód w pobliżu wybrzeży Antarktydy opadają niżej i zwiększają w ten sposób swój udział w napędzaniu wewnętrznie połączonego systemu prądów oceanicznych.

Według Wallace'a Broeckera z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku antarktyczne wody powierzchniowe opadają obecnie na dno w tempie wynoszącym 1/3 tempa sprzed stu lat. Jeśli tak jest rzeczywiście, to spowolnienie antarktycznego głębokiego prądu ochłodzi rejon antarktyczny i ociepli Golfsztrom (Prąd Zatokowy). Obecny trend globalnego ocieplenia zaczął się w latach 1880. i w latach 1970. doznał na skutek działalności człowieka przyspieszenia. Broecker uważa, że obecne ocieplenie jest zawinione przez człowieka i walczy z trendem naturalnego oziębienia.[9]

ODWIEDZAJĄCA KOMETA

Donald Patten proponuje zupełnie inną teorię na temat przyczyny epoki lodowcowej, która obejmuje katastrofę o globalnym zasięgu. Chociaż jego pomysł wydaje się być równie teologiczny, co naukowy, przedstawia dobrze udokumentowane i logiczne wyjaśnienie skutków będących efektem wpływu, jaki na ziemski klimat miałaby kometa, która „niemal zderzyłaby się" z Ziemią.[10] Omawia również motywy i wierzenia - niemal kreacjonistyczny zamach na geologiczny uniformitaryzm[11] - i powołuje się na poglądy naukowców i pisarzy, orędowników katastroficznego podejścia do ziemskiej geologii. George McCready Price, Byron C. Nelson, Alfred M. Rehwinkel, Henry Morris, Charles Hapgood, Ivan T. Sanderson, Immanuel Velikovsky, Dolph E. Hooker i inni głoszą od lat 1920., że przyczyną nastania epoki lodowcowej była nagła katastrofa.

Zjawisko opisane przez Pattena i innych to dziwne dane w postaci zamarzniętych mamutów, które do dzisiaj stanowią zagadkę. Chociaż mamuty nie są jedynymi zamarzniętymi zwierzętami, jakie znaleziono (oprócz nich odnaleziono jeszcze nosorożce, owce, konie, woły, lwy, tygrysy i bizony), to jako wymarły gatunek stały się głównym punktem zainteresowania naukowców. Na Syberii i Alasce odnaleziono do dzisiaj dziesiątki tysięcy ich szczątków, czasami w postaci całych ciał, które dostarczają nieprzerwanie światu kości słoniowej.

Rosja od 2000 lat zaopatruje świat w kość słoniową (w rzeczywistości mamucią) pochodzącą z syberyjskich wysp. W latach 1880-1900 z jednej tylko wyspy wywieziono prawie 20000 kłów. Szacuje się, że na Syberii wciąż jest w ziemi około 3 milionów mamutów.[12] W artykule opublikowanym w National Geographic eksperci szacują, że do wydobycia jest jeszcze około 600000 ton kości słoniowej.[13] Nagła katastrofa, jak na przykład uderzenie asteroidy lub bliskie przejście komety, przekonywająco tłumaczy śmierć milionów zwierząt. Precedensem jest największa zagłada życia, do której doszło pod koniec kredy, kiedy to uderzenie gigantycznej asteroidy spowodowało wyginięcie dinozaurów.

W swojej teorii „niemal zderzenia" Patten wyjaśnia także tworzenie łańcuchów górskich i to, dlaczego biegną one łukiem w poprzek kontynentów. Kiedy lodowy gość zbliżył się zbyt mocno do Ziemi, został uwięziony na 9 miesięcy na orbicie i obiegał Ziemię jako drugi księżyc. W dwóch momentach, kiedy zbliżył się za bardzo do Ziemi, jego grawitacja przyciągnęła z ogromną siłą nie tylko wody oceanów, tworząc ogromne fale pływowe, ale także płynne jądro Ziemi. Magma jądra zareagowała na przyciąganie grawitacyjne podobnie jak oceany. W rezultacie przy każdym bliskim przejściu komety płynna magma była podciągana w górę i wypychała ziemską skorupę.

Kiedy kometa tańczyła na ziemskiej orbicie, lód który oderwał się od głównej masy (komety), został przemieszczony za sprawą elektromagnetycznych oddziaływań. [Uwaga: obecnie teorię „brudnej kuli śniegowej" próbuje zastąpić się teorią komet plazmowych - redakcja]. Według teorii Pattena na Ziemię, zarówno na półkulę północną, jak i południową, trafiło 25 milionów kilometrów sześciennych lodu o temperaturze minus stu stopni Celsjusza. W centralnych węzłach lód miał grubość prawie pięciu kilometrów i przypominał stertę głazów. Pojawił się nagle w krótkim czasie. Tylko to mogło według tej teorii spowodować nagłe zamarznięcie milionów zwierząt.

Patten przekonuje ponadto, że kształt płyt lodowych pasuje do teorii „niemal zderzenia". Lodowce wielkości kontynentu z ostatniego zlodowacenia miały w środku największą grubość. Z badań klimatu Antarktydy wiemy, że w środku kontynentu spada bardzo mało śniegu. Powodem jest to, że bardzo zimne i suche powietrze nie jest w stanie utrzymać wilgoci. Jest tam pustynia wypełniona skałami i szutrem, natomiast na obrzeżu są znaczne opady śniegu z powodu zderzania się ciepłego wilgotnego powietrza z zimnym. Gdyby śnieg miał być głównym czynnikiem tworzącym lodowce w epoce lodowcowej, wówczas byłyby one grubsze na krawędziach, a nie w środku.

WĘDRUJĄCE BIEGUNY

Jednym z najbardziej intrygujących ludzkich aspektów teorii wędrujących biegunów profesora historii Charlesa Hapgooda jest to, że Albert Einstein uznał, iż to zagadnienie jest warte zbadania i że „odrzucenie tego pomysłu a priori jako kontrowersyjnego byłoby nieuzasadnione”.[14] W swojej książce The Path of the Pole (Droga bieguna) Charles Hapgood zamieścił list Einsteina z 24 listopada 1952 roku, w którym czytamy:

Często piszą do mnie ludzie, który chcieliby skonsultować ze mną swoje nie publikowane pomysły. Nie muszę mówić, że te pomysły bardzo rzadko przedstawiają jakąś wartość naukową. Jednak pierwsza wiadomość, jaką otrzymałem od pana Hapgooda, zelektryzowała mnie. Jego pomysł jest oryginalny, cechuje go wielka prostota i jeśli okaże się prawdziwy, będzie miał ogromne znaczenie dla wszystkiego, co ma związek z historią powierzchni Ziemi.[15]



Hapgood zaczął badania wędrówek biegunów w rezultacie swoich zainteresowań geografią i starożytnymi mapami, które doprowadziły go do odkrycia mapy Piri Reisa, ręcznie malowanej tureckiej mapy morskiej, która zapomniana pokrywała się kurzem od XVI wieku. Według jego źródeł mapa została narysowana kilka lat po pierwszej wyprawie Kolumba do Ameryk. Admirał i kartograf Piri Reis twierdził, że jego mapa była sporządzona w oparciu o bardzo stare mapy. Po jej uważnym obejrzeniu Hapgood odkrył, że mapa jest wykonana zgodnie z zasadami trygonometrii sferycznej i że jej twórca posiadał szczegółową wiedzę na temat globalnej geografii, w tym starożytnej linii brzegowej Antarktydy, kiedy była ona wolna od lodu. Mapa była wykonana bardzo dokładnie i to w czasie, kiedy nikt nie mógł znać rejonów przybrzeżnych Antarktydy. To skłoniło Hapgooda do wyjaśnienia tej sprawy i doprowadziło go do sformułowania kontrowersyjnej teorii.

Według jego teorii wędrówek biegunów co 20000-30000 lat ziemskie płyty kontynentalne nagle rozpoczynają wędrówkę na duże odległości. Zjawisko to, zwane dryfem kontynentów, zachodzi również dziś, ale w znacznie wolniejszym tempie. Jego teoria przewiduje, że kiedy powstają warunki stwarzające nierównowagę w żyroskopowym wirowaniu Ziemi, ziemskie płyty przemieszczają się w sposób mający przywrócić równowagę ruchu wirowego.[16]

Geologiczne dane sugerujące, że w okresie plejstocenu bieguny mogły być w innych miejscach, robią duże wrażenie. Wykorzystując geomagnetyczne i węglowe metody ustalania wieku, Hapgood określił położenie czterech poprzednich biegunów i wykreślił drogi ich wędrówek. Biegun północny przesunął się na swoje obecne miejsce na Oceanie Arktycznym pod koniec plejstocenu około 11600 lat temu. 50000 lat temu znajdował się w Zatoce Hudsona, a 75000 lat temu na Morzu Grenlandzkim, zaś 120000 lat temu w prowincji Jukon w Kanadzie.[17]

Jak dochodzi do tych ruchów, łatwo wyjaśnić na podstawie budowy Ziemi. My żyjemy na skorupie, zewnętrznej powierzchni, która składa się z sześciu głównych płyt kontynentalnych i kilku mniejszych. Wewnętrzne jądro składa się ze stałego żelaza, zaś otaczające je zewnętrzne z płynnego. Dalej na zewnątrz jest płynna skała stanowiąca płaszcz (niższy płaszcz) i stała skała (górny płaszcz). Górny płaszcz i skorupa są luźno połączone i mają możliwość ślizgania się po sobie, czego jednym z efektów jest dryf kontynentów. Teoretycznie każda z tych warstw ma możliwość przemieszczania się niezależnie od pozostałych. Według Hapgooda po przyłożeniu odpowiednich sił dwie górne warstwy mogą ślizgać się względem siebie, przy czym jądro, oś i orbita planety pozostają niezmienne. Trudności nastręcza odpowiedź na pytanie, co jest przyczyną tego ślizgania?

Według Hapgooda siły tej dostarcza moment obrotowy czap lodowych, które są ekscentryczne w stosunku do biegunów. Duża masa lodu na biegunach stwarza stan nierównowagi w rotacji Ziemi. W końcu dochodzi do momentu, w którym konieczna jest zmiana, aby przywrócić równowagę. Hapgood rozumiał, że nie ma potrzeby przemieszczania całej planety wokół jej osi, aby przywrócić równowagę. Wystarczy, jeśli przesunie się tylko zewnętrzna skorupa, tak jak luźna skórka obranej pomarańczy, która może ślizgać się wokół wewnętrznego owocu. Przedstawił wizję katastroficznego, wręcz dramatycznego ruchu całej skorupy, który powoduje stopienie czap biegunowych w nowym cieplejszym klimacie. Następnie lód zaczyna nawarstwiać się na nowych biegunach i po pewnym czasie powoduje kolejne przesunięcie skorupy. Gwałtowny ruch skorupy stwarza oczywiście zamęt w środowisku. Jeśli obecny poziom sejsmicznej i wulkanicznej aktywności jest skutkiem przesuwania się płyt w tempie od jednego do czterech centymetrów rocznie, to znacznie szybsze zmiany położenia muszą mieć charakter apokaliptyczny.

Bez względu na to, jak zmieniałoby się położenie biegunów, regionalne klimaty zmieniałyby się na pewno w sposób dramatyczny. Przemieszczony polarny lód topiłby się powodując potężne powodzie. W krótkim czasie zamarzłyby nowe obszary podbiegunowe, niemal natychmiast zabijając nawykłe do cieplejszego klimatu życie. Znaczne obszary doznałyby dużych zmian klimatycznych - pustynie za sprawą opadów deszczu zatętniłyby życiem, zaś tropikalne lasy obróciłyby się w pustynie. Rośliny i zwierzęta musiałyby zaadaptować się do nowych warunków lub wyginąć. Tyle wynika z danych.

Na Alasce znajdują się zamarznięte osady składające się z gleby, skał, roślin i resztek zwierząt, pospolicie zwane błotem. Profesor Frank Hibben z Uniwersytetu Nowego Meksyku wyjaśnia:

W wielu miejscach alaskańskie błoto jest nafaszerowane zwierzęcymi kośćmi i innymi szczątkami w ogromnych ilościach. Kości mamutów, mastodontów, kilku gatunków bizonów, koni, wilków, niedźwiedzi i lwów wiele mówią o populacji zwierząt... w tej zamarzniętej masie znajdują się poskręcane części zwierząt i drzew poprzedzielane soczewkami lodu oraz warstwami torfu i mchów. Wygląda to, jakby w czasie jakiegoś katastroficznego wydarzenia, do którego doszło dziesięć tysięcy lat temu, cały alaskański świat zwierząt i roślin został nagle zamrożony w trakcie ruchu niczym w jakiejś ponurej pantomimie... poskręcane i porozrywane drzewa leżą w stosach odłamków... w tych pokładach można dostrzec co najmniej cztery pokaźne warstwy wulkanicznego popiołu, które są jednak bardzo zniekształcone.[18]



Około 10000 lat temu w kalifornijskich jeziorkach asfaltowych , w La Brea skamienieniu uległo ponad 565 gatunków zwierząt. W czasie pierwszych prac wykopaliskowych w roku 1906 naukowcy znaleźli łoże zawierające ponad 700 czaszek tygrysa szablastozębnego. W jednym metrze sześciennym było ich razem z czaszkami wilków około 20.[19] Było więcej kości niż smoły i znaleziono je „połamane, rozgniecione, wykrzywione, zmieszane w heterogeniczną masę”...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin