Biblioteczka Wabeno - Legendy plemion algonkińskich.doc

(12897 KB) Pobierz
LEGENDY I OPOWIADANIA

 

 

 

 

 

             LEGENDY I OPOWIADANIA

 

      PLEMION ALGONKIŃSKICH



 

 

                     BIBLIOTECZKA  WABENO NR 16

 

 

 


Jak Gluskapi pochwycił Lato

 


 


Ta stara piękna historia opowiada o tym jak Gluskapi pochwycił Lato.

Od dłuższego już czasu Gluskapi wędrował daleko na północy po lodowej krainie.Gdy zrobił się zmęczony i głodny postanowił schronić się w wigwamie zamieszkałym przez potężnego olbrzyma Zimę. Przyjęto gościa bardzo serdecznie i podano mu fajkę nabitą tytoniem. Zima zabawiał go uroczą historyjką z dawnych czasów pykając przy tym swoją fajkę. Monotonne opowiadanie wywołało lodową atmosferę, która ogarnęła Gluskapiego swym czarem i został uśpiony. Zapadł w głęboki sen- sen zimowy. Spał sześć długich miesięcy, po których gdy czary i mróz ustąpiły obudził się. Udał się w drogę powrotną do domu. Szedł daleko na południe aż zrobiło się tak ciepło, że kwiaty zaczęły kwitnąć dookoła. Doszedł w końcu do tajemniczego lasu, w którym pod starymi drzewami tańczyło dużo malutkich ludzi. Władczynią tego ludu była Lato niezwykle piękna, również bardzo mała istota. Gluskapi pochwycił ją w swoją dużą dłoń. Lassem zrobionym z łosiowej skóry okręcił delikatnie jej ciało i zaczął uciekać ciągnąc ją za sobą. Delikatna istotka biegła z tyłu przeraźliwie wrzeszcząc i szarpiąc za lasso. Gluskapi biegł jednak dalej. Ponownie dotarł na północ i udał się do wigwamu Zimy. Olbrzym przyjął go jak poprzednio bardzo gościnnie i począł opowiadać mu starą historię. Ale teraz Gluskapi był dobrze przygotowany. Lato leżała na jego piersi i emanowała taką siłą i gorącem, że te potężne czary spowodowały u Zimy pierwsze oznaki wyczerpania. Pot spływał mu obwicie z twarzy i powoli zaczął się topić. Zaczęła się również topić jego czapa. Natura wokoło poczęła się budzić i ożywało wszelkie ćwierkające ptactwo. Zielone trawy wschodziły a zwiędnięte ostatniej jesieni liście spłynęły z odwilżą w dół rzeki. Gdy nastała wreszcie nowa pora Gluskapi uwolnił Lato i pozwolił jej wrócić na południe.

 

Gluskapi i niemowlę

 

   Gluskapi zwyciężył już między innymi Kewawkqu-rasę olbrzymów, Medocolins-przebiegłych i chytrych czarodziejów oraz Pomola-złego ducha nocy. Poczuł się z tego powodu bardzo potężnie. Chełpił się przed pewną kobietą, że może wszystkich pokonać. Ale kobieta uśmiechnęła się i powiedziała:

-Jesteś pewny mistrzu? Wielu chciało go pokonać i nikt go jeszcze nie zwyciężył. -

Zaskoczony Gluskapi chciał się dowiedzieć jak nazywa się ta osoba.

-Nazywa się Wasis-powiedziała kobieta-ale nie radzę ci mierzyć się z nim. -

Wasis był tylko niemowlęciem. Siedział na ziemi i ssał kawałek klonowego cukru mrucząc prostą melodię. Gluskapi nigdy nie był żonaty więc był kompletnie niedoświadczony w obchodzeniu się z dziećmi. Z całą ufnością i radością poprosił dziecko aby do niego podeszło. Dziecko uśmiechało się, ale ciągle siedziało na miejscu. Gluskapi więc przepięknym głosem dokładnie naśladował głos ptaka. Ale Wasis nie zwracał na niego żadnej uwagi dalej ssąc swój cukier. Gluskapi do czegoś takiego nie był przyzwyczajony. Zezłościł się i strasznie groźnym głosem powiedział Wasisowi aby do niego podszedł. lecz Wasis zaczął tak głośno krzyczeć, że górował nawet nad słowami Gluskapiego ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Gluskapi był bardzo wściekły, poruszył wszystkie swoje magiczne sztuczki. Wypowiadał straszliwe czarodziejskie zaklęcia i okropne egzorcyzmy. Śpiewał pieśni, wskrzeszał zmarłych i wypędzał z głębokich ciemności złe moce. Ale Wasis myślał oczywiście, że to zabawa. Zmęczony już śmiechem patrzył na to znudzony. Zrozpaczony Gluskapi wypadł z szałasu a Wasis ciągle siedząc na ziemi triumfalnie wołał:

-Gugu-

I do dzisiaj jeszcze Indianie utrzymują, że kiedy dziecko woła „Gugu” przypomina czasy gdy Gluskapi chciał je pokonać.

 

Gluskapi i Malsum

 

  Gluskapi i jego brat wilk Malsum byli bliźniakami. Ich matka zmarła przy porodzie. Z jej ciała Gluskapi stworzył  Słońce, Księżyc, zwierzęta, ryby i ludzi. Jego złośliwy brat Malsum zrobił góry, doliny, węże i wszelkie uciążliwości dla ludzi. Bracia byli prawie że nieśmiertelni. Istniały bowiem sposoby aby ich zabić. Malsum spytał Gluskapiego co może spowodować jego śmierć. Gluskapi odpowiedział szczerze, że kontakt z sowimi piórami lub z kwitnącym sitowiem może być dla niego śmiertelny. Malsum ze swojej strony przyznał, że tylko uderzenie korzeniem paproci może go zabić. Złośliwy i podstępny wilk zaraz wziął swój łuk i ustrzelił sowę. Piórem wyrwanym ze skrzydła ptaka dotknął śpiącego Gluskapiego. Gluskapi zmarł od razu ale ze złości na Malsuma obudził się ponownie do życia. Wilkowi tajemnica brata nie dawała spokoju, przy najbliższej okazji postanowił go zniszczyć. Gluskapi wyjaśnił mu, że może umrzeć tylko przez uderzenie korzeniem sosny. Śmiejąc się popędził Malsuma do lasu. Sam zaś przeprawił się przez rzekę mrucząc do siebie:

-Tylko kwitnące sitowie może mnie zabić-

Ale tylko tak mówił bowiem wiedział, że Quah-beet wielki bóbr siedział ukryty na brzegu i słyszał jego słowa. Bóbr zaraz udał się do Malsuma by zdradzić mu swą wielką tajemnicę. Prosił by Malsum dał mu skrzydła takie jak u gołębia. Złośliwy wilk szydził z Quah-beeta wołając:

-Hej, ty z ogonem jak pilnik po co ci skrzydła?-

Na to zezłościł się bóbr i poszedł do Gluskapiego. Powiedział mu, że Malsum zrobił sobie z niego żarty. Teraz zdenerwował się na brata Gluskapi. Poszedł w głąb lasu, wykopał z poszycia korzeń paproci, odnalazł swojego wiarołomnego brata i zabił go.



Gdy Gluskapi skończył formować świat stworzył ludzi i małe nadprzyrodzone istoty jak np. karły i czarodziejki. Ludzi uformował z pnia jesionu a elfy z kory. Wytresował dwa ptaki by przynosiły mu informacje z całego świata. Wybrał białego i czarnego wilka na swoje sługi. Był wtedy często nieobecny, ponieważ prowadził gwałtowne i niszczące wojny przeciwko złym potworom nawiedzającym świat. Takie same wojny prowadził przeciwko czarodziejom i czarownicom wyrządzającym ludziom szkody. Wyrównał pagórki, podporządkował sobie prawa natury. Zrobił się tak wielki jak olbrzymy. Ale dla ludzi był dobry, pobłażliwy i z humorem patrzył na ich słabostki. Pewnego razu wziął się za olbrzymiego czarodzieja Win-pe, potężną i wpływową postać mieszkającą wtedy na ziemi. Win-pe zrobił się tak wielki jak najwyższe drzewa w lesie ale Gluskapi uśmiechnął się i zrobił jeszcze większy sięgając aż do gwiazd. Następnie dotknął lekko czarodzieja swym łukiem z pnia, nadepnął go i zabił. I mimo, że Gluskapi zniszczył dużo potworów i złych mocy, ludzie nie stawali się lepsi i mądrzejsi. Wręcz przeciwnie, im więcej dla nich czynił, tym gorsi się stawali. Osiągnęli w końcu taki stopień zła, że Gluskapi postanowił opuścić świat na zawsze. Jednak istoty te nie były mu obojętne. Zdecydował dać im jeszcze jedną szansę. Ogłosił, że w ciągu następnych 7-miu lat spełni każde ich życzenie. Wielu chciało skorzystać z tej propozycji ale było to bardzo trudne, gdyż nie było łatwo odnaleźć miejsce pobytu Gluskapiego. Tych, którzy go znaleźli i prosili o rozsądne rzeczy hojnie nagradzał ale tych, którzy prosili o niemądre rzeczy surowo karał. Czwórka Indian, która wyruszyła na poszukiwanie miejsca zamieszkania Gluskapiego dotarła do ziemi tak pięknej, że stanęli zachwyceni. Gluskapi spytał z czym do niego przychodzą. Pierwszy powiedział, że ma złe serce i łatwo wpada w złość. Chciałby stać się łagodnym i pogodnym. Drugi, że jest biednym człowiekiem a chciałby stać się bogatym. Trzeci, że jest niskiego stanu i jego krewni w plemieniu pogardzają nim. Chciałby być przez wszystkich poważanym i szanowanym. Czwarty był zarozumiałym mężczyzną. Chociaż był wielki wypchał skórą swoje mokasyny by robiły wrażenie jeszcze większych. Chciał być największym w plemieniu i żyć sto lat. Gluskapi wyjął ze swojego czarodziejskiego worka 4-ry zawiniątka i dał każdemu o co prosił. Powiedział, że mogą je otworzyć dopiero gdy przybędą do domu. Kiedy trzej pierwsi wrócili do domu i otworzyli swe zawiniątka znaleźli w środku maść o cudownym zapachu. Po nasmarowaniu się maścią zły człowiek stał się pogodnym i cierpliwym, biedny stał się dość szybko bogatym a pogardzany stał się poważanym i szanowanym. Czwarty podczas swego powrotu zatrzymał się w rzadkim lesie. Rozwinął swoje zawiniątko i posmarował się maścią. Jego życzenie również się spełniło ale nie w taki sposób jaki oczekiwał. Został zamieniony w sosnę, gatunek wysokiego rosnącego sto lat drzewa.

 

Pożegnanie Gluskapiego

 

  Nadszedł dzień kiedy Gluskapi musiał opuścić już Ziemię. Z okazji tego wydarzenia urządził wielkie święto na brzegu jeziora Minas. Na tę ostatnią uroczystość przybyły wszystkie zwierzęta. Po uroczystości Gluskapi wsiadł do swojego wielkiego kanu i odpłynął. Powoli nikł im z oczu i wkrótce nie było go już widać. Z oddali słychać było jednak jego przepiękny śpiew, który powoli cichł aż w końcu umilkł całkowicie. Stało się wtedy coś dziwnego. Dzikie zwierzęta, które do tej pory mówiły wspólnym językiem nie mogły teraz się porozumieć. Języki ich poplątały się, nie mogły również żyć już w przyjaźni. Ale do dzisiaj wierzą, że pewnego dnia Gluskapi wróci i przywróci ponownie dawny stan.

 

Przyjazny wilk

 

Pewnego razu Czarne Stopy zostały zmuszone do poszukania sobie nowego obozowiska, ponieważ ich stary obóz został wytropiony przez plemię Wron. Czarne Stopy maszerowały powoli w długiej kolumnie-starcy, kobiety i dzieci w środku a z przodu i z tyłu wojownicy. Wrony zastawiły na swych nieprzyjaciół pułapkę i zaatakowały środek kolumny. Nim wojownicy Czarnych Stóp mogli stawić czoła napastnikom zginęło już wiele kobiet i dzieci a wielu z nich zostało wziętych do niewoli. Między jeńcami znajdowała się pewna młoda kobieta, którą zwano Ta Która Siedzi Przy Drzwiach. Droga do obozu Wron była długa i ciężka ale w końcu na swych wycieńczonych koniach udało się osiągnąć cel. Wojownik, który prowadził Tą Która Siedzi Przy Drzwiach podarował ją swemu przyjacielowi a ten z kolei swej żonie, która była nieco starsza od swej niewolnicy. Młoda kobieta Czarnych Stop była bardzo źle traktowana przez plemię Wron. Każdej nocy wojownik wiązał jej nogi by nie mogła uciec i dodatkowo obwiązywał ją w talii liną, której koniec przywiązywał do swej żony.

Kobieta Wron była jednak pełna współczucia dla branki Czarnych Stóp i za każdym razem, gdy jej mąż odchodził rozmawiała z nią i dawała jej znać, że jej żałuje. Pewnego dnia opowiedziała Tej Która Siedzi Przy Drzwiach iż podsłuchała rozmowę męża z jego przyjaciółmi, w której planowali ją zabić. Dodała też, że pomoże jej w ucieczce gdy tylko się ściemni. Kiedy nastała noc kobieta z plemienia Wron czekała tak długo aż jej mąż zaczął pochrapywać, bo wiedziała, że śpi. Potem podniosła się ostrożnie, rozwiązała linę, którą była związana niewolnica, dała jej parę mokasynów, broń i sakwę suszonego mięsa. Poprosiła kobietę aby śpieszyła się i uciekała przed swym losem. Kobieta drżała ale posłuchała swej wybawczyni i w ciągu nocy nadłożyła spory kawałek drogi. O świcie ukryła się i błagała aby nie znaleźli jej prześladowcy. Tymczasem zauważyli oni jej nieobecność w wiosce i szukali jej wszędzie ale nie

znaleźli żadnego tropu. W końcu zwątpili i powrócili do swych domów.



Po czterech nocach wędrówki dziewczyna stwierdziła, że nie musi się już ukrywać podczas dnia. Jeszcze ciągle nie była bezpieczna. Jej zapasy już się kończyły i groziła jej śmierć głodowa. Poza tym mokasyny były już przetarte a nogi krwawiły jej. Na domiar złego była jeszcze prześladowana przez wilka, któremu daremnie próbowała uciec. Była na skraju wyczerpania. Wilk podchodził coraz bliżej, aż  w końcu legł u jej stóp. Zawsze gdy kobieta ruszała w drogę wilk podążał za nią, a gdy wypoczywała on kładł się u jej stóp. W końcu wyczerpana kobieta porosiła swego towarzysza o pomoc, ponieważ czuła, że wkrótce umrze z głodu jeśli nie dostanie czegoś do jedzenia. Zwierzę usłuchało i poszło by po jakimś czasie powrócić z cielakiem bizona, którego zabiło i położyło przed kobietą. Przy pomocy strzelby otrzymanej od kobiety Wron, Ta Która Siedzi Przy Drzwiach rozpaliła ognisko i ugotowała część bizoniego mięsa. Tak posilona ruszyła w dalszą drogę. Od czasu do czasu wilk w podobny sposób zdobywał pożywienie aż w końcu dotarli do obozu Czarnych Stóp. Kobieta zaprowadziła wilka do swego domu a całą historię niewoli i ucieczki opowiedziała swym przyjaciołom. Opowiadała im też o pomocy wilka i prosiła ich o dobre traktowanie zwierzęcia. Jednak wkrótce kobieta zachorowała i biedny wilk został wygnany z obozu przez psy. Każdego wieczoru podchodził na szczyt wzgórza, patrzył na obozowisko i na

chatkę, w której mieszkała Ta Która Siedzi Przy

Drzwiach. Mimo, że wilk był dokarmiany przez jej przyjaciół zniknął pewnego dnia i już nigdy nie wrócił.

 

Historia Blizny Na Twarzy

 

Blizna Na Twarzy był dzielny ale biedny. Jego rodzice zmarli kiedy był jeszcze chłopcem a nie

miał żadnych bliskich krewnych. Mimo to miał dobre serce i był wyśmienitym myśliwym. Starcy przepowiadali mu wielką przyszłość a młodzi wyśmiewali się z niego z powodu blizny, którą zadał mu grizly podczas walki, w której go zabił.

Wódz jego plemienia miał piękną córkę, o której względy zabiegali wszyscy młodzieńcy.

Również Blizna Na Twarzy zakochał się w niej ale nie odważył się wyznać jej swej miłości z powodu swojej biedy. Dziewczyna odrzuciła już propozycje połowy młodzieńców plemienia. Dlaczego więc miałaby akurat go wybrać, przecież był biedny i szpetny.

Pewnego dnia przechodził obok jej chaty kiedy

siedziała przed drzwiami. Obserwował ją czule.

Mężczyzna, który to widział przedrzeźniał go:

- Blizna Na Twarzy chce córkę naszego wodza. No, Blizno Na Twarzy oto twoja  szansa!-

Blizna Na Twarzy zwrócił się do swego

szydziciela ze spokojnymi słowami, że

rzeczywiście chce prosić córkę wodza o rękę.

Ten dalej go wyśmiewał lecz młody Indianin

nie słuchając jego słów poszedł szukać dziewczyny. Znalazł ją nad rzeką gdy zbierała sitowie potrzebne do wyrobu koszyków. Podszedł do niej i uprzejmie przemówił:

- Jestem biedny ale moje serce jest bogate

w miłość do ciebie. Nie posiadam innego bogactwa typu: skóry czy suszone mięso. Żyję z mego łuku i włóczni. Kocham cię. Czy chciałabyś mieszkać w moim domu i zostać moją żoną? -

Dziewczyna spojrzała na niego bardzo przyjaźnie. Jej bojaźliwe oczy patrzyły przez rzęsy jak poranne słońce prześwitujące przez gałęzie.

- Mój mąż nie będzie biedny– odpowiedziała

- ponieważ mój ojciec jest bogaty i w jegochacie panuje dostatek. Ale Bóg Słońcazdecydował za mnie, iż jeszcze nie mogę wyjść za mąż. –

- To są ostre słowa – powiedział Blizna Na  Twarzy – nie ma możliwości żeby tę decyzję zmienić? -

- Jest jedno wyjście – odpowiedziała dziewczyna – znajdź Boga Słońce i poproś go żeby zwolnił mnie z tej obietnicy. Gdy się zgodzi poproś go jeszcze aby usunął ci bliznę z twarzy. Po tym poznam, że jestem wolna i wtedy będę twoja. –

Blizna Na Twarzy był smutny, ponieważ nie myślał by Bóg Słońca tak piękną dziewczynę, którą sobie wybrał oddał właśnie jemu. Ale obiecał dziewczynie, że go odnajdzie i spyta czy nie spełniłby jego prośby. Przez wiele miesięcy Indianin szukał Boga Słońca. Przemierzał doliny, lasy, wysokie góry ale nie mógł odnaleźć żadnego tropu, który mógłby go poprowadzić. Pytał zwierząt leśnych-wilka, niedźwiedzia, borsuka ale żadne nie mogło mu wskazać drogi do jego domu. Pytał też ptaków ale i one, chociaż latały dużo i daleko też nie wiedziały. W końcu spotkał rosomaka, który powiedział, że sam już kiedyś tam był i obiecał, że mu wskaże drogę. Po długiej i uciążliwej wędrówce dotarli do wielkiej wody, której nie można było przebyć bo była za szeroka i za głęboka Blizna Na Twarzy siedział na brzegu i przeklinał swój los. Wtedy przyleciały do niego dwa łabędzie i zaoferowały mu przelot na swych plecach na drugą stronę. Potem wskazały mu jeszcze drogę i odleciały. Młodzieniec nie uszedł daleko kiedy natknął się na łuk i strzały leżące na ziemi. Nie zabrał ich ze sobą gdyż był szczery a one nie należały do niego. Wkrótce potem zobaczył młodzieńca, który się do niego uśmiechał.

- Zgubiłem mój łuk i strzały, nie widziałeś ich?-

zapytał.

Blizna na Twarzy odpowiedział, że widział je przed chwilą. Piękny młodzieniec pochwalił go za szczerość oraz za to, że ich nie zabrał. Spytał go jeszcze dokąd podąża.

- Szukam miejsca zamieszkania Boga Słońca. -

odpowiedział Indianin – i myślę, że jestem już

blisko celu. –

- Zgadza się – odpowiedział młodzieniec – ja

jestem synem Boga Słońca. Mam na imię Asipirahts -Gwiazda Poranna. Zaprowadzę cię do mego ojca. –

Chwilę maszerowali aż Asipirahts wskazał mu dużą chatę, która pełna była złotego światła, o pięknie i uroku jakiego Blizna Na Twarzy jeszcze nigdy przedtem nie widział. Przy wejściu stała prześliczna kobieta, matka Gwiazdy Porannej. Była to Bogini Księżyca –Kokomikis, która serdecznie przyjęła wyczerpanego Indianina. Przybył także Bóg

Słońca, przepiękny w swej mocy i tak samo potężny jak planeta, którą rządził. Pozdrowił Bliznę Na Twarzy, zaprosił by był jego gościem a także by wybrał się na polowanie z jego synem. Blizna Na Twarzy wraz z Gwiazdą Poranną wesoło wyruszyli w drogę jednak przed wyruszeniem Bóg Słońca ostrzegł ich przed zbliżaniem się do wielkiej wody i mieszkających w niej dzikich ptaków, które mogły zniszczyć Gwiazdę Poranną. Blizna Na Twarzy został przy Bogu Słońca, jego żonie i synu, jednak nie odważył się już teraz prosić go o to po co przyszedł. Czekał aż on sam go o to spyta.

Pewnego ranka kiedy Bóg Słońca z Indianinem  byli na polowaniu młodzieniec wyślizgnął się z obozu, ponieważ chciał upolować ptaki, o których mówił jego ojciec. Ale Blizna Na Twarzy podkradł się za nim i uratował go z niebezpiecznej sytuacji zabijając zagrażającego mu potwora. Bóg Słońca był mu bardzo wdzięczny za uratowanie syna i spytał go o

przyczynę jego odwiedzin. Blizna Na Twarzy

opowiedział mu całą historię swej miłości do

córki wodza i o jego marzeniu by się z nią ożenić. Bóg Słońca był gotów spełnić jego prośby.

- Wróć do dziewczyny, którą kochasz. – powiedział – Weź ją za żonę. Aby dać ci znak, że się zgadzam usunę ci bliznę z twarzy. -

Ruchem swej potężnej ręki usunął szpetną

bliznę a podczas pożegnania jego rodzina obdarowała go jeszcze wieloma pięknymi

prezentami.

Wkrótce Blizna Na Twarzy dotarł do swej wioski. Kiedy odwiedził córkę wodza ona nie poznała go na początku, tak piękne i świecące było odzienie, które przyniósł z Krainy Słońca. A gdy w końcu go poznała, rzuciła mu się z okrzykiem radości na szyję. Jeszcze Tego samego dnia została jego żoną. Od tego czasu Blizna Na Twarzy został nazwany Piękną Twarzą.

 

Pan Mroźnej Pogody

 

Lodowaty wiatr ostrzega gęsi przed nadchodzącą zimną porą roku. Jest znakiem by rozpoczęły przygotowania do podróży. Myśliwi Czarnych Stóp, plemienia z rodziny Algonkin by przetrwać ponure zimowe miesiące musieli mieć wystarczającą ilość żywności i ciepłą odzież.

Święta Wydra miał szczęście. Upolował kilka bizonów. Razem ze swym synem szybko i zwinnie zdejmował z nich skóry. Zajęci pracą nie zauważyli zbierających się nad nimi chmur, które zapowiadały nadciągającą burzę. Nagle chmury spadły w dół jak stado czarnych orłów i z groźnym rykiem zaatakował blizzard. Mężczyźni szukając schronienia przycupnęli za resztkami bizona ale Święta Wydra wiedział, że jeśli nie znajdą lepszego schronienia przed lodowatym wiatrem – zginą. Dlatego ze skóry bizona zrobił malutki szałas, do którego obaj

wpęłzneli. Pozwoliło im to przetrzymać gwałtowną zamieć a przyjemne ciepło panujące w środku  spowodowało, że zapadli  w drzemkę. Podczas snu Święta Wydra ujrzał w oddali wielkie tipi błyszczące jak złote promienie słoneczne. Na tipi namalowana była grupa gwiazd symbolizująca północ. Z drugiej,

przeciwnej strony czerwona tarcza słońca z

przymocowanym ogonem świętego bizona.

Brzegi namiotu przedstawiały lód a po bokach

namalowanych było wiele żółtych nóg z zielonymi pazurami symbolizującymi Ptaka Grzmotu. Jaskrawo czerwony bizon spoglądał w dół na wejście, przy którym przymocowany był pęk wronich piór z malutkim dzwoneczkiem. Dzwoneczek i pióra poruszały się na wietrze. Święta Wydra stał zdumiony przed tipi przyglądając się rysunkom, gdy nagle wystraszył go głos mówiący do niego:

- Kto tam chodzi koło mego tipi? Niech wejdzie! –

Święta Wydra zbliżył się i ujrzał siedzącego w tipi wielkiego białowłosego mężczyznę ubranego na biało. Indianin usiadł ale właściciel tipi nie patrzył na niego lecz obojętnie palił swą fajkę. Przed nim stał

gliniany ołtarz a na nim leżał jałowiec, taki jak zazwyczaj przy Ceremonii Słońca. Twarz mężczyzny pomalowana była na żółto a wokół ust i od oczu do uszów namalowaną miał czerwoną linię. Na piersi miał skórkę z norki, przepasany był wąskim paskiem ze skóry wydry. Przy każdej skórce miał dzwoneczek. Długą chwilę trwało milczenie ale w końcu mężczyzna odłożył swą czarną, kamienną fajkę i zwrócił się do Świętej Wydry z następującymi słowami:

- Jestem Es-tonea-pesta, Pan Mroźnej Pogody a to jest moje Śnieżne Tipi lub Żółty Szałas. Kontroluję i wysyłam zamiecie śnieżne oraz lodowate wiatry z północy. Jesteś tu, bo zlitowałem się nad tobą i twoim synem widząc jak radzicie sobie z blizzardem. Podaruję ci to Śnieżne Tipi z moimi symbolami, moim lekiem-woreczkiem tytoniu ze skórki norki, moją czarną kamienną fajkę i moją nadnaturalną moc. Po swoim powrocie do obozu zbuduj tipi podobne do tego. –

Później Pan Mroźnej Pogody dokładnie objaśnił

Świętej Wydrze symbole jakie ma namalować na tipi a także przynależne mu pieśni i ceremonie. W tym momencie Święta Wydra obudził się. Stwierdził, że wichura trochę przycichła i zrobiło się dość widno. Wypęłzneli ze swej kryjówki i brnąc w śniegu po pas udali się do obozu. Podczas długich, zimnych nocy

Święta Wydra robił swoje Śnieżne Tipi by gdy nadejdzie wiosna postawić je i pomalować tak

jak widział w swym śnie. Przygotował również zioła potrzebne do ceremonii. Jego moc znacznie wzrosła gdyż był posiadaczem tipi, które dał mu Pan Mroźnej Pogody. Jeszcze tej zimy udowodnił swa siłę i mądrość. Pewnego razu gdy Indianie polowali daleko od obozu znów znaleźli się w blizzardzie. Myśliwi prosili Świętą Wydrę by użył swego leku, który dostał od Pana Mroźnej Pogody. Święta Wydra poradził będącym z nimi kobietom i dzieciom by usiadły na travios a mężczyznom by torowali końmi drogę przez śnieg. Następnie wyjął woreczek z tytoniem i czarną kamienną fajkę. Zapalił ją i

dmuchnął dymem w kierunku nadchodzącej burzy, prosząc Pana Mroźnej Pogody o litość dla ludzi. Chmury burzowe rozstąpiły się i pokazało się niebieskie niebo. Ludzie śpieszyli się wiedząc, że blizzard wkrótce może powrócić. Ale ponieważ znajdowali się już niedaleko od obozu udało im

się tam bezpiecznie dotrzeć.

 

Nosiciel Chmur i Naród Gwiazd

 

Nad brzegami jeziora Huron żył ze swoimi

rodzicami piękny młodzieniec. Starzy rodzice byli bardzo dumni z syna i chcieli aby został dzielnym wojownikiem. Gdy był starszy nadszedł czas by zebrał zioła do swojego leczniczego zawiniątka. Poszedł więc do lasu poszukać potrzebnych roślin. Podczas poszukiwań zmęczył się, położył się więc

i zasnął. Usłyszał wtedy jak ktoś pięknym głosem szeptał do niego:

- Nosicielu Chmur, przybywam do ciebie aby

cię zabrać. Chodź ze mną –

Młodzieniec poderwał się.

- Śniło mi się. To było urojenie – mruknął, ale



ujrzał przed sobą istotę, która do niego mówiła. Była to młoda dziewczyna o tak olśniewającej urodzie, że całkowicie zaślepiła Nosiciela Chmur.

- Chodź ze mną – rzekła znów i uniosła się do góry tak lekko jak puszek ostu. Zdumiony młodzieniec również uniósł się lekko do góry. Wznosili się coraz wyżej i wyżej, ponad wierzchołkami drzew aż do nieba. Wreszcie przez szeroki otwór wlecieli na sklepienie niebieskie. Wtedy Nosiciel Chmur zauważył, że znalazł się na ziemi Gwiezdnego Ludu, i że jego towarzyszka nie jest śmiertelnikiem.

Był tak oczarowany jej wdziękiem i urodą, że

poszedł za nią do jej wielkiej chaty. Dziewczyna poprosiła by wszedł. Nosiciel Chmur znalazł w środku broń i niezwykłe ozdoby ze srebra. Przechadzał się chwilę po chacie, podziwiał i chwalił wszystko co widział. Jego krew wojownika burzyła się na widok nadzwyczajnej broni. Nagle dziewczyna zawołała:

- Cicho! Mój brat nadchodzi! Ukryj się, szybko -

Młodzieniec przykucnął w kącie a dziewczyna

zakryła go kolorowym pledem. Ledwo to zrobiła, wkroczył dumnie, wyglądający srogo wojownik.

- Nemissa, moja kochana siostro – rzekł po chwili – czyż nie zabroniłem ci rozmawiać z ziemskimi ludźmi? Myślisz, że dobrze schowałaś tego młodzieńca? –

Odwrócił się od zarumienionej Nemissy i rzekł

wesoło do Nosiciela Chmur:

- Jak tam dłużej zostaniesz to zgłodniejesz.

Wychodź, porozmawiamy. –

Młodzieniec zrobił jak mu kazano. Brat Nemissy podarował mu fajkę i łuk ze strzałami. Dał mu również Nemissę za żonę i żyli razem długo i szczęśliwie.

 

Kobieta Niedźwiedzia Skóra

 

W pewnej rodzinie żyło kiedyś 9–cioro dzieci:

7-mioro chłopców i 2-wie dziewczynki. Gdy sześciu najstarszych chłopców przebywało na wojennej wyprawie, starsza siostra, która nazywała się Niedźwiedzia Skóra poślubiła niedźwiedzia grizzly. Ojciec dziewczyny gdy dowiedział się o tym rozgniewał się bardzo. Zebrał przyjaciół, udał się do pieczary i zabił niedźwiedzia. Dziewczyna na wieść o śmierci swojego małżonka odcięła kawałek jego skóry i sporządziła z niego amulet. Z pomocą jego czarodziejskiej mocy przemieniła się w niedźwiedzicę grizzly. Popędziła do obozu i pozabijała wszystkich ludzi, nawet swego ojca

i matkę. Oszczędziła tylko młodszego brata Okinaia i siostrę Sinopę. Potem przyjęła znów swą pierwotną postać i wróciła do szałasu gdzie siedziało przerażone rodzeństwo.

Po kilku dniach Sinopa spotkała nad rzeką

swoich 6-ciu braci. Opowiedziała im co wydarzyło się podczas ich nieobecności. Bracia uspokoili ją i poprosili by zebrała dużą ilość ostowych kolcy. Miała je w nocy rozrzucić wkoło szałasu, zostawiając tylko jej znaną wąską ścieżkę. W ciemnościach nocy Okinai i Sinopa wypełzneli z szałasu i ostrożnie przeszli wąską ścieżką tak aby nie nadepnąć na oset. Wkrótce spotkali się z resztą braci. Kobieta

usłyszała jednak jak rodzeństwo opuszczało

szałas i wyszła za nimi na zewnątrz. Gdy nadepnęła na oset zawyła z bólu i wściekłości. Przemieniając się w niedźwiedzia pogoniła za rodzeństwem. Okinai wystrzelił strzałę by powstrzymać kobietę ale ona już ich doganiała. Wtedy chłopiec machając magicznymi piórami spowodował, że na ścieżce wyrosły gęste krzaki. Kobieta-grizzly pokonała je jednak szybko i znów ich doganiała. Okinai wyczarował na drodze niedźwiedzia wielkie jezioro ale i ono zostało szybko pokonane. Teraz Okinai stworzył olbrzymie drzewo, na którym schronili się uciekinierzy. Kobieta-grizzly próbowała dosięgnąć 4-ch braci siedzących trochę niżej ale Okinai wystrzelił strzałę z Sinopą w niebo a następnie sześć strzał z braćmi. Sam poszybował jako ostatni.

I tak rodzeństwo znalazło się wśród gwiazd tworząc nową konstelację gwiazd znaną jako Wielka Niedźwiedzica. Dziś można ich oglądać w stałym układzie: trzech braci i Sinopa wyżej oraz czterej bracia niżej w pozycji w jakiej znajdowali się na drzewie gdy próbowała ich dosięgnąć kobieta- niedźwiedzica.

 

Śmiertelna huśtawka

 

Wśród Chippewa żył kiedyś pewien myśliwy ze swoją żoną. Było to kochające się małżeństwo. Mąż na dowód swej miłości przynosił żonie z polowania najlepsze mięso. Wywoływało to zazdrość i nienawiść jego matki, która z nimi mieszkała. Uważała, że uprzejmości, które okazywał swej żonie należą się jej jako matce. Dobroduszna młoda żona nie domyślała się przyczyny nienawiści jaką darzyła ją teściowa. Jej czas wypełniony był czynnościami domowymi i zajmowaniem się dzieckiem oraz małym chłopcem sierotą, którego adoptowali. Synowa próbowała zaprzyjaźnić się ze starą kobietą ale wszystkie jej zabiegi nie były odwzajemnione. Teściowa ciągle chodziła w złym humorze a jej nienawiść do młodej kobiety była tak duża, że w końcu postanowiła ją zabić. Dość długo myślała w jaki sposób zrealizować swój zamiar aż w końcu uknuła pewien plan. Wychodziła często z szałasu i gdy wracała była szczęśliwa, w bardzo dobrym humorze. Synowa była zaskoczona i bardzo cieszyła się z tej odmiany, gdyż jej dotychczasowe współżycie z teściową było  dla niej bardzo męczące. Stara kobieta przez wiele dni wychodziła a gdy wracała niezmiennie była uradowana i wesoły uśmiech gościł na jej pomarszczonej twarzy. Młoda kobieta była bardzo ciekawa przyczyny tej odmiany i w końcu spytała swą teściową co ją tak zmieniło.

- Skoro chcesz wiedzieć – odpowiedziała stara

kobieta – to ci powiem. Zrobiłam sobie nad jeziorem piękną huśtawkę. Ilekroć się na niej



huśtam czuję się bardzo szczęśliwa i zadowolona. –

Synowa prosiła ją aby ona także mogła się na niej pohuśtać.

- Jutro możesz mi towarzyszyć – rzekła stara.

Ale następnego dnia teściowa znalazła jakąś wymówkę aby jej nie zabrać. Tak było przez wiele dni i młoda kobieta nie mogła już wytrzymać z ciekawości. W końcu pewnego dnia stara kobieta powiedziała:

- Chodź, zaprowadzę cię do huśtawki. Zawiń

dziecko i pozostaw je pod opieką sieroty. –

Gdy znalazły się nad brzegiem jeziora młoda kobieta ujrzała giętkie drzewo pochylone nad wodą.

- Oto moja huśtawka – rzekła stara. Zrzuciła z siebie suknię, obwiązała się w pasie rzemieniem i przywiązała do drzewa. Bujała się wysoko nad wodą śmiejąc się przy tym radośnie. Widać było, że jest z tej rozrywki bardzo zadowolona. Synowa chciała również spróbować nowej zabawy.

- Obwiążę cię rzemieniem – powiedziała stara

kobieta kiedy znudziła się ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin