Zmiana, rozwój i poświęcenie [Ainzfern] (rozdz. 19-36).rtf

(515 KB) Pobierz

 

ZMIANA,ROZWÓJ I POŚWIĘCENIE

 

AINZFERN

 

ROZDZIAŁ XIX

 

 

 

W słoneczne przedpołudnie w kuchni aprtamentu na ostatnim piętrze Wieży Eos, w niekwestionowanym królestwie Mebla Dane toczyła się niezwykle poważna rozmowa. Siedząc na jednym z taboretów z łokciami opartymi o stół Riki patrzył na Dane, który właśnie przygotowywał sosy i pasty do posiłków na ten tydzień i rozmawiał z młodym człowiekiem, który stał się jego najlepszym przyjacielem.

 

- ... Chodzi o to - Riki skinął głową dziękując Dane  za podaną kawę - że łatwo zakładać, że Iason jest niekwestionowanym liderem Amoi i do pewnego stopnia to prawda - skrzywł się i wzruszył ramionami - Ale to bardziej skomplikowane.

 

Skrzętnie siekając i mieląc mięso z pachnącymi składnikami, Dane skinął głową - Rada - powiedział swoim miłym głosem.

 

- Rada - powtórzył uroczyście Riki - Wiem, że slowo Iasona jest prawem i myślę, że tak może być i w tym przypadku, ale ...

 

- Ale? - Dane starannie ubijał przygotowaną masę w słoiku i zalał ją olejem.

 

- Ale to czyni go odpowiedzialnym za tą decyzję - Riki wyprostował się  i uniósł kubek wpatrując się w jego zawartość. - A jeśli Rada nie zgodzi się z jego decyzją, jeśli wkurzy się na Iasona na tyle ... że uchwali większością głosów wotum nieufności to, cholera, podważą  jego władzę.

 

Dane  zmarzczył brwi z niepokojem - Napewno nie będą ...- przerwał na chwilę przygryzając wargę zanim nie zaczął kontynuować - Pan Iason wiele zrobił, żeby poprawić infrastukturę i gospodarkę Amoi. Zrobił wszystko co możliwe dla ludności cywilnej i Elit, żeby mogli cieszyć się wolnością taką jak nigdy dotąd - w jego czarnych oczach pojawiło się oburzenie - Nie zwrócą się przeciwko niemu, nie po tym co dla nich zrobił.

 

Riki roześmiał się gorzko - To polityka, dziecko - powiedział wprost - Nikogo nie obchodzi to co się zrobiło wczoraj.

 

- Och.

 

- A wszystko przez Jupiter - dodał jeszcze bardziej ponuro Riki - To ona naprawdę żąda krwi. I to z jej powodu Iason próbuje znależć sposób, żeby wymyślić "karę", która, kurwa. nie zamieni się w rzeź.

 

Dane odłożył nóż i usiadł na taborecie obok Rikiego - Czy myślisz, że będzie to w stanie zrobić?

 

Riki westchnął, zmęczenie i stres, które starał się utrzymać w ryzach przez cały poranek wzięły górę - Nie wiem, stary. Naprawdę nie wiem. To znaczy jeśli ktokolwiek potrafi to zrobić to tylko on ... ale to wszystko zdarzyło się tak nagle.Ma bardzo mało czasu.

 

Dane patrzył na niego przez chwilę - A jak ty się z tym czujesz?

 

Riki zacisnął szczęki - Dobrze - wzruszył ramionami - Wiesz, w porządku.

 

Spokojne, mądre oczy Dane wpatrywały się w niego cierpliwie.

 

Riki westchnął i opuścił ramiona - Czuję się rozdarty Dane - wymarotał nieszczęśliwym głosem - Jestem rozdarty ... na dwoje, kurwa, przez całe to

gówno.

 

- Nie jest łatwo stać pośrodku, prawda? - powiedział ze smutkiem Dane współczując przyjacielowi.

 

- Bez jaj - Riki parsknął cicho - To nie jest tak, że cały czas kochałem Ceres, ale... były takie chwile, tacy ludzie, ktorzy coś dla mnie znaczyli, rozumiesz?

 

- Tak.

 

- Ja - Riki przełknął ślinę i potarł twarz - widzę Iasona, który stara się na  mnie nie wkurzać, bo "oddalam się" od niego, bo wie, że mnie rani - jęknął oburzony - Ale człowieku ... robi się z tego jeszcze większe gówno, bo w końcu przestaniemy o tym rozmawiać.

 

Dane przechylił na bok głowę i przypatrywał mu się w zamyśleniu - Wybacz mi  jesłi się mylę Riki, ale nie raz mówiłeś mi,  że "jestem maszyną rutynowo  używaną do napędzania zwariowanych sytuacji"

 

Riki zamrugał, na jego ładnej twarzy pojawił się grymas - Ok. Świetny komentarz - uśmiechnął się zawadiacko - Mądrala.

 

Dane odpowiedział mu uśmiechem, który rozświetlił całe pomieszczenie.

 

- Dobrze - Riki uniósł ręce w geście kapitulacji - Nic więcej nie mów. Postaram się ...

 

Przerwał mu dzwonek do drzwi - Spodziewasz się kogoś? - zapytał wesoło .

 

Dane wstał z wdziękiem, na twarzy jeo malowało się zdziwienie - Nie. Nie  zamiawiałem na dzisiaj żadnych dostaw - Idąc w kierunku drzwi machnąl ręką w kierunku Rikiego - Poczekaj, OK? Pozbędę się tego kogoś i zaraz wracam.

 

Riki zaśmiał się cicho. Westchnął,  kiedy Dane opuścił kuchnię i po raz kolejny oparł brodę na dłoniach wpatrując się posępnie w ścianę.

 

To musiało być powiedziane, pomyślał kiedy siedział w ciszy ... Blondie są kurwa, czasami nie do zniesienia.

 

- Riki? - delikatny głos Dane rozległ się od strony drzwi

 

Odwrócił się do niego z uśmiechem - Pozbyłeś się go?

 

- Właściwie to nie - Mebel sporzał na niego z powagą - Uważam, że ty lepiej poradzisz sobie z tym gościem.

 

Riki zmarszczył brwi, wstał i przeszedł do salonu, zaskoczony i trochę zaciekawiony kiedy spostrzegł gościa siedzącego w jednym z głębokich foteli na środku pokoju.

 

Na uprzywilejowanym miejscu.

 

- Raul? - zbliżył się do Blondie z uśmiechem. Kiedy ten wstał przyjrzał mu się uważnie i dostrzegł wszystko całą postawę Elity, delikatne bruzdy na pięknej twarzy ... zdenerwowanie, którego nie mógł ukryć  pod płaszczykiem zwykłego spokoju.

 

- Hej...- powiedział cicho - To dla ciebie dość niezwykłe zjawiać się z wizytą w połowie tygodnia.

 

Raul, jak nigdy, skrzywił się lekko - Bardzo przepraszam za najście ...

 

Riki uśmiechnął się ponownie, nadal uważnie mu się przypatrywał  - Raul, poważnie, nie musisz przy mnie wysilać się na konwenanse. Człowieku, chciałem tylko powiedzieć, że Iason jest w Wieży Jupiter, to wszystko.

 

Raul skinął głową - Tak naprawdę nie chciałem spotkać się z Iasonem.

 

Riki zamrugał - Nie?

 

Blondie spojrzał na niego niepewnie - Ja ... miałem nadzieję, że będziesz wiedział gdzie jest Katze.

 

Riki poczuł ucisk w żołądku, oczy rozszerzyły mu się, przepraszająco wzruszył  ramionami - Przykro mi, nie wiem. Nie widziałem Katze od czasu kiedy był tu z tobą.

 

Raul odwrócił się twarzą w kierunku okna w jego szmaradowych oczach widać było tylko niepokój - Rozumiem. Cóż ...- odwrócił się i kiwnął głową - Dziękuję ci za poświęcony czas.

 

- Łał, poczekaj ...- Riki podniósł rękę - Może uda mi się pomóc. - Skinął głową w kierunku foteli, usiadł ipoczekał, aż  Raula  też zajął swoje miejsce - Możesz mi powiedzieć coś więcej? Może razem dojdziemy do tego gdzie jest?

 

Po znaczącej pauzie, Blondie zrezygnowany opuścił ramiona i wrócił na swoje miejsce, jego twarz była zimna, cała postawa nieprzyjemnie sztywna, obronna. Riki stłumił westchnienie i pochylił się do przodu przypominając sobie to o czym myślał w kuchni.

 

Trudni do zniesienia? Bez jaj.

 

- No dobrze - Kundel odważył się cicho odezwać - Będę z tobą szczery. Iason powiedział mi co zrobił Katze. Więc wiem, że przynajmniej wczoraj był w domu.

 

- Rozumiem - twarz Raula pociemniała.

 

Riki zignorował jego reakcję i kontynuwał dalej spokojnie  - Więc zgaduję, że "zapytałeś "go o to?

 

- Tak.

 

- I nie wyszło dobrze?

 

Raul zawahał się przed udzieleniem odpowiedzi, otwarcie okazywał niepokój - Myślę, że jeśli miłabym być dokładny - skrzywił się delikatnie zanim ponownie odzyskał spokój - ...mieliśmy o to"sprzeczkę".

 

- Acha. - Riki oblizał wargi - Więc ...nie poszło dobrze?

 

- Nie.

 

- Raul - Riki zaniechał subtelnych metod sondowania, potarł twarz, zdecydował się na zmianę taktyki, na coś bardziej  skutecznego  -  Posłuchaj człowieku, jeśli naprawdę chcemy znaleźć go przed zachodem slońca, musisz mi pomóc... Co dokładnie się stało?

 

Raul patrzył na niego długo zanim podjął decyzję. Zrobił wolny wdech i prawie niechętnie zaczął cicho opowiadać, czasami nie można było nawet usłyszeć niektórych jego słów. Riki siedział nieruchomo, nie reagując, kiedy Elita wyjaśniał mu co się stało, opisywał własny  gniew, zaprzeczenia Katze i w końcu to co doprowadziło do furii jego kolegę i spowodowało  ucieczkę.

 

- Ja ... zgubiłem się, zupełnie nie wiem co zrobić Riki - zakończył cicho - Nie spodziewałem się, że coś takiego się stanie.

 

Riki patrzył na niego uważnie, wychwytując najmniejsze niuanse  wyraźnego zmęczenia. Prawda, starał się tego nie okazywać, ale on znał Elity, wiedział czego i gdzie szukać i zauważył jak Blondie bardzo cierpiał. Wiedział ile go kosztowała ta rozmowa, z nim, Kundelkiem,o czymś tak intymnym i prywatnym.

 

W dziwny sposób Riki bardzo to doceniał.

 

- Wiem, że tak naprawdę nie chciałeś tego zrobić - mruknął - Ale ... tak się czasem zdarza w życiu. Gówno  zawsze wychodzi bokiem, wiesz?

 

Wygląd Raula mówił wszystko, Riki uśmiechnął się ponuro, czy Blondie rzeczywiście "wiedział?.

 

No może teraz.

 

- Ale powiem ci coś, dobrze? - ciągnął tym samym tonem - Katze cię kocha, człowieku ... i to jest powód, dla którego jeszcze bije jego serce. Zanim nie spotkał się z tobą był, kurwa, najsamotniejszym człowiekiem na tej planecie. Był jakiś ... pusty, oddalony od wszystich. - wzruszył ramionami - Myślę, że taki chciał być. Bo mam wrażenie, Raul, że zanim osiągnął władzę i bogactwo, zanim zaczął pracować na czarnym rynku, prowadził bardzo samotne życie.

 

Raul bardzo spokojnie, z całkowitą uwagą słuchał każdego jego słowa.

 

- Myślę też - mówił dalej -  w oparciu o kilka rzeczy, które powiedział przez te wszystkie lata, że coś bardzo złego stało się z nim kiedy mieszkał w Ceres.

On zgłosił się na Mebla. To oznacza, że miał wybór i zdecydował się na to. Nie wiem dlaczego, ale jeśli ty się dowiesz ... wtedy znajdziesz i inne odpowiedzi.

 

Raul powoli zamknął oczy, przez chwilę na jego pięknej twarzy malował się

ból.- Kluczem będzie jednak zanlezienie go, żeby móc poszukać tych odpowiedzi.

 

Riki uśmiechnąl się- No cóż, mówiąc o kluczach, myślę, że będę ci mógł pomóc.

 

Raul spojrzał na niego.

 

- Katze ma kilka  mieszkań w Midas i Eos - powiedział Riki - To są jego dziuple.Trent nadal korzysta z nich od czasu do czasu jeśli jakiś ich człowiek potrzebuje zaszyć się na chwilę.

 

- Zdaję sobie z tego sprawę - Raul uniósł brwi.

 

- Dał mi komplet kart dostępu kilka lat temu, tak na wszelki wypadek. Trzymałem je ukryte w moim biurze i jeśli ma mówić szczerze to prawie o nich zapomniałem.

 

- Riki ...- w głosie Raula brzmiało zniecierpliwienie, Blondie wyraźnie chciał, żeby Kundel nie odbiegał od tematu.

 

Riki zmarszczył czoło - OK...Dam ci je, nie ma problemu. Intuicja podpowiada mi, że Katze prawdopodobnie jest w jednym z tych mieszkań - popatrzył  na niego - Nie ma już czipa, prawda?

 

- Nie - Raul  przesunął pasmo wlosów z twarzy - Został usunięty kiedy przestał być Meblem Iasona.

 

- W porządku,więc to najlepszy pomysł - Riki spoważniał - Ale musisz mi coś obiecać, zanim cokolwiek zrobisz,OK?

 

Raul spojrzał na niego pytająco.

 

Riki zebrał się w sobie i spojrzał na niego twardo - Przestań być takim kurewskim "Blondie" - powiedział stanowczo.

 

- Słucham?

 

Riki wyczuł niebezpieczny ton w jego głosie, ale nie wystraszył się tego - To nie znaczy, że cię nie szanuję Raul ... ale będziesz miał do czynienia tylko z emocjami. Musisz postepować zgodnie z instynktem. Na władzę i logikę - wzruszył ramionami -  nie ma  tutaj miejsca.  Czujesz, że swoim postępowanien on cię skrzywdził ... wiem, że tak jest.

 

Mina Raula stała się nieprzyjazna.

 

Riki uśmiechnął się - A to - ciągnął delikatnie - powoduje, że automatycznie przechodzisz " w tryb obronny".To nie zadziała. Musisz myśleć tylko o Katze.

 

- Nie robię nic innego, Riki - Raul zaczerwienił się lekko.

 

- Więc powiedz mu to - Riki pchylił się do przodu - Posłuchaj, jeśli Katze kłamał, okłamał ciebie, to musiał mieć cholernie dobry powód, prawda?

 

- Raczej tak.

 

- Więc też mu to powiedz - Riki wstał i uśmiechnął się ponwnie do Blondie - Wiesz, że on cię kocha. Bardziej niż swoje życie. I coś mi mówi, że poprostu stara się  chronić ciebie, bo jesteś wszystkim co ma.

 

Raul westchnąl, w końcu  zrozumiał - Teraz już to wiem - wyszeptał.

 

- To dobrze - Riki skinął do niego - Przyniosę ci kody dostępu - odwrócił się i wyszedł do swojego biura pozostawiając zmartwionego i głęboko zamyślonego Elitę.

 

 

                                                     * * *

 

Marszcząc delikatnie czoło, Laron Tak, Szafirowy Elita i aktualny szef Departamentu Sztuki  i Starożytności Syndykatu wysyłał zwięzłą odpodwiedź  na okólnik zwołujący  zebranie Rady Syndykatu na jutro na godzinę dziewiątą rano.

 

Nie był głupi. Był świadomy co będzie przedmiotem dyskusji. Wtargnięcie Kundli do Midas, napaść na funkcjonariuszy policji i Ochrony Syndykatu były powodem niepokoju wszystkich obywateli Tangury, a Elit  w szczególny sposób.

 

Oczywiście pojawi się tam i wesprze stanowisko Isona Minka. Bez żadnych wątpliwości Blondie będzie starał się zachować równowagę między obowiązkiem wobec swoich braci, a opinią partnera. Laron uśmiechnł się, Biorąc pod uwagę ognisty temeprament pierwszego Towarzysza, to będzie raczej trudne zadanie.

 

- Um ....sir Laron, sir? - od strony drzwi dobiegł niepewny głos Quinna.

 

Podnosząc do góry głowę, Laron uniósł pytająco brwi - Tak, panie Quinn?- zapytał spkojnie.

 

- Um ,jestem, ach ... Przepraszam, że przeszkadzam, sir Laron, sir, ale ..-malutki mężczyzna wyglądał na zaniepokojonego - Um, um,sir ...sir Kyle Li jest tutaj, um ... chce pana zobaczyć.

 

Laron spojrzał na niego z zaskoczeniem - Jest tutaj? - powiedział cicho, podejrzewając coś - No cóż, myślę, że najlepiej będzie jeśli zaprosimy go tutaj, prawda? Nie będziemy zdzierać nosa?

 

Quinn roseśmiał się nerwowo - Ależ oczywiście, że nie, sir Laron - skinął głową- Ja napewno nie będę. - Wycofał się i wrócił po chwili z wysokim Blondie u boku - Um .... sir Kyle, sir - oznajmił kiedy weszli.

 

- Dziekuję Quinn - Laron wstał, kiedy kurator wycofał się z biura. Wskazał  jeden z foteli naprzeciwko biurka - Sir Kyle ...- zaczął formalnie - Co za nieoczekiwana przyjemność.Zechce pan usiąść?

 

Kyle sztywno wyprostowany, z opanowanym wyrazem twarzy z wdziękiem skinął głową - Dziękuję, sir Laron - odpowiedział równie formalnym tonem.

 

- Proszę bardzo. Teraz... - Laron zajął swoje miejsce i spojrzał chłodno na Blondie -  Jaki jest powód tej przynoszącej mi zaszczyt wizyty?

 

Kyle spojrzał na niego uważnie jakby szukał  oznak ironii, która mogłaby być dla niego obrazą.W końcu skinął sztywno głową i spojrzał twardo - Zdaję sobie sprawę, że pod koniec tego tygodnia planujesz swój udział w posiedzeniu w sprawie  budowy Parku Jupiter .

 

- Tak - Laron lekko przechylił głowę - Od dłuższego czasu. Czy jest coś o czym chciałbyś mnie poinformować przed spotkaniem?

 

Kyle zacisnął szczęki - Nie, sir Laron. Chciałem tylko zapewnić cię osobiście, że możesz spodziewać się ode mnie tylko najwyższego poziomu fachowości i wszelkich ułatwień logistycznych ze strony całego mojego działu.

 

- Czy ze swojej strony mam cię też zapewnić o tym samym standardzie  ze strony mojej i mojego działu? - odpowiedział mu gładko Laron.

 

- To jest mile widziane, sir Laron.

 

- Dziękuję.

 

Dwie Elity patrzyły na siebie przez chilę w milczeniu. Bez wrogości jako takiej, zauważył Laron.

 

Raczej z ostrożnością.

 

- Tak. Cóż ...- mina Larona była mistrzowsko opanowana, ale jego oczy byszczły z rozbawienia - To jest na pewno komfortowe ale i dość nieoczekiwane, że doszliśmy do porozumienia w tej sprawie - wyprostował się patrząc z ciekawością na Blondie - Jeśli to wszystko sir Kye, pozwolę sobie podziękować ci za poświęcony mi czas.

 

Kyle skinął głową, delikatny cień dyskomfortu  pojawił się na jego twarzy - Rzeczywiście,cóż - podniósł się i pochylił głowę z wykwintną grzecznością, kiedy Laron również wstał - Oczekuję na nasze spotkanie z sir Iasonem. A do tego czasu ... - zawahał się, a potem odwrócił się w kierunku wyjścia.

 

Laron westchnął cicho, niewielki grymas zniecierpliwienia przemknął przez jego twarz, zrobił głęboki wdech  i podniósł do góry brodę - Sir Kyle - powiedział stanowczo i z irytacją w głosie - Na miłość boską usiądź.

 

Kyle odwrócił się błyskawicznie. W jego oczach było widać zaskoczenie z powodu takiego afrontu, spojrzał pytająco na Larona.

 

Szafir uśmiechnął się - Nie przyszedłeś w środku tygodnia tylko po to, żeby mi powiedzieć o czymś co już wiem - eleganckim gestem wskazał na fotel - Proszę ...-  powiedział grzecznie.

 

Coś na kształ rezygnacji zamigotało w oczach Kyle, kiedy skinął głową i ostrożnie ponownie zajął swoje miejsce - Masz rację -powiedzial ostrożnie, na jego twarzy widać było wyraźne napięcie - Rzeczywiście przyszełem z innego powodu. Jednak to ... dość delikatny temat i nie jestem całkiem pewny czy należy go poruszyć.

 

Laron całą siłą woli powstrzymywał śmiech. Doskonale wiedział o czym Kyle chciał z nim porozmawiać, ale nie mógł zaprzeczyć, że cała ta sytuacja ogromnie go bawiła.

 

Sir Kyle Li w końcu przyszedł z prośbą do Larona Taka.

 

Sir Tahna  byłby zachwycony jeśli mogłby to zobaczyć.

 

- Ośmielę się założyć, sir Kye, - Laron ostentacyjnie pochylił się do przodu i oparł się rękami o biurko - że chcesz porozmawiać ze mną o swoim towarzyszu? Prawda?

 

Kyle  zamarł  na sekundę wpatrzony w ciemne oczy Larona - Tak, rzeczywiście taki był mój zamiar - opowiedział wreszcie.

 

Laron przechylił na bok głowę, złośliwie cisząc się z wyraźnego dyskomfortu swojego dawnego prześladowcy.

 

Tahna miał rację. Na coś takiego warto było poczekać.

 

- A więc  - Szafir praktycznie wymruczał - słucham cię.

 

Kyle odchrząknął  i podniósł głowę  - Zdaję sobie sprawę, sir Laron - powiedział starannie kontrolowanym tonem - Że nasza ...raczej "niefortunna" przeszłość zawodowa i prywatna jest dość powszechnie znana, podobnie jak i to, że później sam zdecydowałem się mieć  partnera.

 

Laron chłodno skinął  głową potwierdzając prawdziwość tych słów.

 

- Jednak. Ja  ... mam nadzieję, że - Kyle poprawił się na fotelu  wyraźnie starając się właściwie dobierać słowa  - możesz rozważyć przyjęcie Sash na staż do programu budowy  Parku Jupiter w oparciu o jego dorobek, a nie odrzucić go z powodu, że jest moim Towarzyszem.

 

- Ponieważ, jestem pewien, że gdyby sytuacja była odwrotna  ty zrobiiłbyś to na pewno - Laron uśmiechnął się lekko.

 

Kyle zjeżył się na chwilę, a potem popatrzył na niego zrezygnowanym wzrokiem.

 

Ciekawe ... i tak bardzo wymowne.

 

Blondie westchnął cicho - Rozumiem - ramiona opadły mu z rezygnacją - Jestem bardzo świadomy jaka był moja rola kiedy podejmowałeś decyzję o opuszczeniu mojego działu.I nie wypieram się mojej odpowiedzialności w tym zakresie.

 

Oczy Larona rozszerzyły się ze zdziwienia.

 

On naprawdę przyznał się do winy. Cuda jednak się zdarzają.

 

Kyle całkowicie zignorował jego reakcję - Chodzi mi o to, że Sash nie zrobił ci nic złego ...i jego związek ze mną  nie powinien mieć wpływu na twoje decyzje.

 

Laron usiadł prosto i skrzyżował ramiona na piersi wpatrując się w Blondie - Nie zaprzeczam pana słowom, sir Kyle, ale jednak...

 

- Laron - przerwał mu Kyle cicho i ze znużeniem porzucając wszelkie pozory dumnego zachowania,wyglądał teraz na bardzo zmęczonego - Nie karz Sash za moje złe uczynki. To wszystko o co cię proszę.

 

Na długą chwilę zapadła cisza, Kyle spuścil wzrok. Szafir zrobił głęboki wdech - Będę całkowicie uczciwy, Kyle - powiedzial spokojnie  - Sash zaprezentował się bardzo dobrze w trakcie naszej rozmowy. Jednak nie zamierzam wybrać go na staż.

 

Kyle na moment zamknął oczy, zacisnął szczęki, żeby się opanować. Wyraz jego twarzy był prawie nieczytelny, ale bystre oczy Larona  zauważyły  zdenerwowanie, a nawet coś na kształt  bólu.

 

Uśmiechnął się delikatnie, świadomy, że jego chwila zemsty nadeszła i że zaraz minie.

 

Wystarczy ... dosyć.

 

- Zamiast tego zaproponuję mu stanowisko w nadzorze - dodał lagodnym tonem.

 

Kyle uniósł głowę i spojrzał na niego z ogromnym zaskoczeniem.

 

- Zasługuje na to, ma udokumentowane kwalifikacje, projektował już ogrody - wyjaśniał spokojnie Laron obserwując jreakcję Blondie - A co najważniejsze ma doświadczenie  w pracy w nadzorze w rafinerii w Libertat.

 

Kyle odchrząknąl cicho, w jego oczach widać było prawdziwą ulgę - Tak, to prawda.Jestem ... szczęśliwy, Laron, że jesteś gotów zaoferować mu taką szansę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin