Taylor Janelle
Wystarczy wierzyć
Rozdział 1
Gdyby los był kobietą, nie znalazłabym się w tej sytuacji, myślała Cammie Merrill. Sama bym sobie była szefem a mój eksmałżonek nie miałby nic do gadania. Co więcej, to ja bym rządziła, a on byłby moim niewolnikiem. Nie, jeszcze lepiej - ja byłabym szefem, a on żyłby na innej planecie...
Ale Paul Merrill stał właśnie przed nią, oparty o brzeg biurka. Założył ręce na piersi i niedbale skrzyżował nogi. Specjalnie przyjął taką pozę, By Cammie poczuła się swobodniej. Ona jednak miała dość rozsądku, by mieć się przed nim na baczności. Przez cztery lata małżeństwa dobrze go poznała i wiedziała, że dzisiejsze wezwanie nie wróży jej nic dobrego. Usiądź, Camillo - wskazał jeden z klubowych foteli ustawionych pod ścianą.
- Dziękuję, postoję.
Zacisnął lekko wargi i wzruszył ramionami.
- Wiesz, że wprowadzamy gruntowne zmiany do serialu - zaczął. - Przytniemy kilka drugorzędnych postaci i skupimy się na głównych bohaterach. To oni są siłą napędową Cherry Blossom Lane, a Donna Jenkins do nich nie należy.
Cammie spojrzała mu w oczy. Rozpaczliwie usiłowała uspokoić gwałtowne bicie serca. Nie chciała tak się czuć. Nie chciała, żeby Paul wiedział, jaki to dla niej cios.
- To ja załatwiłam ci tę pracę - przypomniała mu. - A teraz ty mnie zwalniasz?
Koniuszki uszu Paula poczerwieniały.
- To nie zależy ode mnie! Donna Jenkins ma za sobą już trzy sezony i, szczerze mówiąc, zużyła się. Może gdybyś stworzyła ciekawszą postać, sprawy wyglądałyby inaczej.
Cammie spojrzała na niego z gniewem i niedowierzaniem. Ale za nim zdołała odpowiedzieć, Paul dodał pośpiesznie:
- Wiem, że bardzo się starałaś. Po prostu nie wyszło.
Spojrzała na niego zimno. Nie wyszło? Wiedział równie dobrze jak ona, że z drugoplanowej rólki zrobiła żywą, prawdziwą postać, która poruszyła serca publiczności. Donna Jenkins, którą grała w serialu Cherry Bossom Lane, była kobietą szukającą miłości i wciąż trafiającą w ramiona niewłaściwych mężczyzn. A oni ją tylko wykorzystywali. Nie mogło być lepszej analogii do jej własnego życia.
- No, no, wiem, co sobie myślisz - Paul rozłożył ręce. - Ale ja nie miałem z tym nic wspólnego. Wszyscy cię tu lubią, ale za kilka tygodni, kiedy będziemy kręcić ostatni odcinek sezonu, Donna Jenkins umrze.
- W porządku.
Uniósł brwi ze zdumieniem. Nie spodziewał się kapitulacji.
- To wszystko?
- A czego się spodziewałeś, Paul? Że będę cię błagać, żebyś mnie zostawił w serialu?
- Camillo, uspokój się. Nie zachowuj się tak.
- To znaczy jak? - Cammie była zbyt wytrącona z równowagi, żeby pokornie podkulić pod siebie ogon i uciec.
- Wiem, że nie chciałaś, żebym tu pracował - wypalił. - Myślisz, że to moja robota. Ale musisz wiedzieć, że dostałem tę pracę nie tylko ze względu na twoją sławną rodzinkę. W tym mieście mnie znają. Mam dobrą opinię.
Niewiele brakowało, a Cammie parsknęłaby śmiechem. Niechętnie pomogła mu znaleźć pracę przy Cherry Blossom Lane, tylko dlatego, że żebrał o to przez cały czas trwania ich małżeństwa, na zmianę prosząc i grożąc. Ale dla Paula władza była narkotykiem i gdy tylko został członkiem ekipy, postawił sobie za cel wspinaczkę po szczeblach służbowej drabiny. I to mu się udało, w ciągu niecałych trzech lat z popychadła stał się współproducentem.
Mógł sobie mówić, że Cammie należy do „sławnej rodziny". Swoją rolę zdobyła tylko dzięki talentowi i determinacji. „Sławna rodzina" była w gruncie rzeczy rodziną przyszywaną. Z powodów, nad którymi nie lubiła się rozwodzić, nie utrzymywała kontaktów z żadnym z jej członków. Sama myśl o nich wywoływała w niej dreszcz zażenowania.
Z wysiłkiem odsunęła na bok te myśli i skupiła się na byłym mężu.
- No cóż, to chyba wszystko, co mieliśmy sobie do powiedzenia, tak się złożyło, że może ja też rozstanę się z serialem - powiedział z namysłem Paul.
Hmm. - Jego przyszłość w gruncie rzeczy jej nie interesowała. A przynajmniej tak sądziła, dopóki nie dodał:
- Pogadałem z odpowiednimi ludźmi i państwo Connelly zaproponował i mi, żebym się do nich przeniósł.
Nora i James Connelly? Niemal otworzyła usta ze zdumienia, ale zacisnęła zęby i pozwoliła sobie zademonstrować tylko lekkie zainteresowanie. Nora i James Connelly należeli do najlepszych producentów w Hollywood. Jeśli Paul mówi prawdę...
Cammie poczuła gniew, prawdziwą wściekłość. To nie w porządku, że tak po prostu postanowił się jej pozbyć. A teraz jeszcze chwali się swoim sukcesem! To niewybaczalne.
- Ale z ciebie numer - stwierdziła. - Postarałeś się, żeby mnie zwolnili, i jeszcze śmiesz mówić, że masz już nagraną lepszą pracę. Jeśli sądzisz, że ci pogratuluję, to się mylisz.
- Słuchaj, Camillo, nie o to chodzi - powiedział. - Nie obrażaj mnie.
- Nie oto chodzi! - wypaliła. - To przez ciebie straciłam pracę, I wiesz o tym. Co gorsza, wcale cię to nie obchodzi.
- To nie tak. Po prostu... rozluźnij się.
- Przestań gadać, żebym się rozluźniła, i przestań nazywać mnie Camillą. Wiesz, że tego nie cierpię.
Westchnął ciężko, jak gdyby nie można było z nią wytrzymać.
- Zawsze wyciągasz pochopne wnioski.
- Doprawdy? Chcesz powiedzieć, że wcale mnie nie wyrzuciłeś?
- Nie o tym chciałem z tobą mówić.
Potrząsnęła głową z głębokim niedowierzaniem.
- Żartujesz? Wybacz, Paul, ale tylko o tym mogę myśleć.
- Słuchaj, daj mi szansę wyjaśnienia...
- Taką, jaka ty mi dałeś?
Wydawało się, że wreszcie coś do niego dociera. Odwrócił na chwilę wzrok, ale odzyskał panowanie nad sobą szybciej, niż można się było spodziewać. Rzucił jej krótkie, taksujące spojrzenie, którego nie zrozumiała.
- Wymyśliłem dla ciebie coś innego.
- Och, bardzo ci dziękuję.
- To coś naprawdę dobrego. Prawdę mówiąc, wspaniałego. - Skubnął dolną wargę palcami. Ten gest był oznaką głębokiego skupienia.
Wciąż oszołomiona nowinami potrząsnęła głową. Nie chciała już nic więcej słyszeć.
- Uwierz mi, twoja rola w Cherry Blossom Lane została skreślona bez mojego udziału. Serial przechodzi radykalne zmiany. Już dawno postanowiono uśmiercić cię w końcu sezonu.
Cammie nie chciała przyznać, że słyszała takie plotki. W studiu zawsze krążyły plotki. W branży, gdzie z taką łatwością jedną ładną buzię można zastąpić drugą, panowała pewnego rodzaju psychoza z powodu stale grożącego zwolnienia.
- Cóż, taka jest prawda - Paul przerwał ciszę.
Znowu przyjrzał się Cammie i opadł na fotel koło biurka. Oparł stopy na wypolerowanym mahoniowym blacie.
- No więc dobrze, pogadałem z tym i owym i doprowadziłem do tego, że wywalili cię wcześniej, niż planowali. Wielka mi rzecz. A dzięki temu jesteś wolna i możesz spróbować czegoś innego.
- Tylko bez przysług, Paul!
- Finał będzie wspaniały. Judith i Becca zostaną oskarżone o to, że cię zabiły. To będzie cudowne. Oglądalność skoczy pod niebo! - Jego oczy naprawdę zwilgotniały. Paul Merrill był gotów omdleć z zachwytu.
- To mnie uszczęśliwia - mruknęła z ironią Cammie.
- Nie bądź uszczypliwa. Mówiłem ci, że mam coś dla ciebie, i to prawda. Coś naprawdę wielkiego. - Obdarzył ją krzywym uśmiechem. Na jego twarzy malowały się podniecenie i niepewność, jak gdyby wiedział, że nowiny nie okażą tak wspaniałe, jak chciał jej wmówić.
Cammie zebrała się w sobie.
- Co to jest? - zapytała, pewna, że za chwilę pozna drugą stronę medalu.
- Och, to tylko rola w filmie.
- Akurat.
- Duża rola.
- Paul... - powiedziała ostrzegawczym tonem.
Słyszała to już miliony razy. W połowie przypadków „duża rola" oznaczała drugorzędną rólkę, która kończyła się na podłodze montażowni.
Machnął ręką, bagatelizując jej wątpliwości.
- To okazja, jaka trafia się raz w życiu!
Nie uwierzyła mu. Na planie z reguły ignorowali się nawzajem, do prowadzając tę sztukę niemal do perfekcji. I nagle siedzieli sobie tutaj i gawędzili prawie jak przyjaciele. Była zbyt mądra, by mu zaufać. Już to kiedyś przerabiała.
- Paul... najpierw mnie zwalniasz, a potem próbujesz wmówić, że wyświadczasz mi przysługę! - Cammie zaczerpnęła powietrza. - Brak mi słów.
- Ty mnie nie słuchasz. Załatwiłem ci film, na litość boską! To o tym rozmawiałem z Connellymi! To będzie produkcja Summer Solstice, Camillo! Słyszysz?
- Summer Solstice? - powtórzyła. Ta wytwórnia filmowa należała i do Jamesa i Nory Connelly, a ich sukcesy stały się już legendą.
- Zdjęcia zaczynają się jesienią. I oni chcą ciebie! - zakończył z triumfem, rozkładając ramiona, jak gdyby oczekiwał, że Cammie rzuci się w jego objęcia.
Nie wiedziała, co o tym myśleć. Wciąż była na niego wściekła, ale wydawało się, że mówił poważnie. Film robiony przez Summer Solstice? Nieprawdopodobne. James i Nora Connelly byli młodym małżeństwem, które zyskało sławę i majątek dzięki serii skromnych sukcesów i filmowi z minionej zimy, który okazał się wielkim hitem. Hollywood oszalało na ich punkcie. Byli najnowszą złotą parą. Wszyscy, którzy coś znaczyli, próbowali zdobyć ich przychylność.
Nadal mu nie wierzyła. Nie mogła mu uwierzyć.
- Chcą, żebym zrobiła zdjęcia próbne - poprawiła go. - To tylko próba, nie rola.
- Nie, oni chcą ciebie. - Opuścił stopy na podłogę i pochylił się nad biurkiem.
- Gdzie jest haczyk?
- Krzywdzisz mnie, Cammie. Naprawdę.
- Właśnie mnie wylałeś, Paul - powiedziała. - Kto kogo skrzywdził?
- Och, Cammie... - westchnął głęboko i potrząsnął głową, ale Cammie nie ustąpiła.
Paul coś ukrywał, lecz dalsze wściekanie się na niego nie miało sensu. Co się stało, to się nie odstanie. Paul i Cherry Blossom Lane należeli do przeszłości, i to od pewnego czasu - jak się okazało - że ona dowiedziała się o tym ostatnia.
- W porządku, wchodzę w to. Co to za fantastyczna rola? - rzuciła.
- No cóż... - splótł dłonie oparte o blat biurka i wpatrywał się w nie, jakby kryły w sobie wszystkie tajemnice życia. Cammie podejrzewała, że szukał właściwego sposobu, by zwabić ją w pułapkę. - Zastanawiali się nad zaproponowaniem ci głównej roli kobiecej w filmie o miłości.
Cammie nawet nie drgnęła. Była pewna, że śni. Główna rola kobieca? Niemożliwe! Drugorzędna rólka, być może. Ale i to było mało prawdopodobne.
Kiedy nic nie powiedziała, Paul cmoknął niecierpliwie.
- Myślisz o mnie jak najgorzej, ale jak sądzisz, kto namówił Norę i Jima, żeby o tobie pomyśleli? Twój szczerze oddany, dobry stary Paul. To on załatwił ci zdjęcia próbne.
- Zdjęcia próbne - powtórzyła, łapiąc go za słowo.
Jej nadzieje się rozwiały i teraz odważyła się zaczerpnąć tchu. Miała rację. Zdjęcia próbne znaczyły, że znajdzie się w tłumie jako jedna z wielu chętnych.
Paul machnął ręką.
- Nie słyszałaś? W tej chwili ty jesteś ich faworytką.
- Nie.
- Tak!
- Jakim cudem? - wybuchnęła, wściekła na siebie, że nie potrafi całkiem zdławić nadziei. Jeśli nie będzie się mieć na baczności, ta nadzieja ją zadusi. - Jak mogę być ich faworytką? Nawet mnie nie znają! Poza telewizją nikt mnie nie zna! Dlaczego James i Nora Connelly mieliby brać pod uwagę takie zero jak ja? Okłamujesz mnie.
- Nie okłamuję! W piątek masz przesłuchanie. Dzięki mnie - przypomniał jej. - I tak mi dziękujesz.
- Paul!
- Ta rola jest wprost stworzona dla ciebie. Młoda kobieta, która próbuje odnieść sukces, spotyka faceta, zakochuje się, zachodzi w ciążę, facet ją porzuca, ona rodzi dziecko, a w końcu schodzą się ze sobą.
- Cóż za oryginalna fabuła.
- To tylko twoja rola. Główny wątek to historia faceta, który traci wszystko przez chciwość, potem z wysiłkiem wraca na szczyty, po drodze odkupując swoje winy.
- Mówisz prawdę, Paul?
- Dlaczego tak we mnie wątpisz? Spójrz...
Sięgnął do szuflady i rzucił na blat egzemplarz scenariusza, który ześliznął się po kancie biurka i z trzepotem kartek spadł na podłogę. Cammie podniosła go.
- Na dnie - odczytała szeptem tytuł.
Wątły płomyk nadziei wciąż jeszcze się w niej tlił. Westchnęła i poddała się.
- Co ty knujesz, Paul? Będę musiała rozebrać się do naga i uprawiać zapasy w błocie, lub coś podobnego? Nie, nie chcę wiedzieć. - Uniosła dłoń, gdy tylko zaczął mówić. - Cokolwiek to jest, nie ma mowy. Nie jestem już taka naiwna.
- Przeczytaj ten cholerny scenariusz! Sama zobaczysz.
- Przeczytam.
- Dobrze.
- Dobrze - powtórzyła z napięciem, nie odrywając od niego oczu.
Zapadło długie milczenie. Cammie przyglądała się, jak Paul znowu zaczyna skubać dolną wargę.
- Chcesz coś jeszcze powiedzieć - zgadła.
- Jest coś... - przyznał, krzywiąc się lekko. Cammie, która przysiadła na skraju fotela, by sięgnąć po scenariusz, gwałtownie opadła na siedzenie.
- Nie chcę tego słyszeć!
- No, no, tylko się nie złość.
Parsknęła oburzona, skrzyżowała ramiona na piersi i starała się nie pamiętać, jakim draniem jest Paul Merril. Co za łobuz! Uwielbiał budzić w niej nadzieję tylko po to, by ją zniszczyć.
- To nic wielkiego. Nie będziesz musiała robić przed kamerą niczego, co budziłoby twoje obiekcje. Oczywiście w granicach rozsądku Nora i James chcą tylko, żebyś pomogła im zwerbować twojego partnera.
- Co to ma znaczyć? - spytała.
- W piątek wieczorem organizują małe spotkanie. W swoim domu w Rrentwood. Moglibyśmy tam pójść.
Sprawy rozwijały się zbyt szybko. Czy istniał choć cień szansy, że Paul mówi prawdę? Summer Solstice wybrało ją? O ile wiedziała, Connelly brali pod uwagę tylko aktorów z pierwszej listy hollywoodzkich gwiazd - a ona z pewnością do nich nie należała.
Cammie z wysiłkiem otrząsnęła się z zamyślenia.
- Pomóc zwerbować mojego partnera? Nie rozumiem. Nie mam już żadnych wpływów.
- No cóż, to nie do końca prawda.
- O kogo im chodzi?
Zanim skończyła wymawiać ostatnie słowo, przez jej mózg przemknęła odpowiedź: Stovallowie. Jej sławna przyszywana rodzina.
- Jeśli chodzi im o Samuela Stovalla, sami mogą do niego zatelefonować - stwierdziła z naciskiem.
Jej były ojczym był hollywoodzkim idolem i jednym z największych egoistów, jakich miała nieszczęście spotkać na swej drodze.
- Nie chodzi im o Samuela - powiedział wolno Paul, uważnie obserwując jej twarz.
Cammie siedziała bez ruchu, w całkowitym oszołomieniu. W rodzinie Stovallów był jeszcze inny aktor. Sama myśl o nim sprawiała, że Cammie skręcała się w środku i czuła gorąco na twarzy.
- Nie - powiedziała cicho.
Paul skinął z powagą głową.
- Nie... - wyszeptała znowu, nie wierząc, że to może być prawda.
- Tyler Stovall - powiedział głośno.
Tyler Stovall... Nawet po tylu latach na dźwięk jego imienia Cammie rozpływała się w środku. Był jej największą pomyłką - większą niż małżeństwo z Paulem - i myśl o nim nadal wywierała na nią taki wpływ, że przez chwilę nie mogła się odezwać.
- Zniknął przed dziesięcioma laty - powiedziała wreszcie.
- Ty możesz go odnaleźć - stwierdził z przekonaniem.
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
- Czyś ty zwariował? Tyler Stovall? To twój pomysł? Na litość boską, Paul. Jesteś niesamowity!
- Przecież to nie takie trudne.
- Nie takie trudne!
- Znasz go - podkreślił Paul. ...
Vivichomik