James Stephanie - Diabelska cena.pdf
(
618 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - James Stephanie - Diabelska cena
STEPHANIE JAMES
DIABELSKA CENA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Emelina Stratton nie mogła si
ħ
pozby
ę
uczucia,
Ň
e kto
Ļ
j
Ģ
obserwuje.
Z r
ħ
k
Ģ
na klamce pustego domu na pla
Ň
y zatrzymała si
ħ
i nerwowo zatoczyła kr
Ģ
g latark
Ģ
.
ĺ
wiatło
z trudem przebiło si
ħ
przez g
ħ
stniej
Ģ
c
Ģ
mgł
ħ
. Widoczno
Ļę
nie przekraczała trzech metrów i stale mala-
ła. Pla
Ň
a pełna była ruchomych cieni. Emelina nie zauwa
Ň
yła niczego podejrzanego. Pomy
Ļ
lała,
Ň
e to
na pewno tylko jej nadpobudliwa wyobra
Ņ
nia, która nawet w zwykłych warunkach była wystarczaj
Ģ
co
bujna, a w tych okoliczno
Ļ
ciach miała szerokie pole do popisu.
Wzi
ħ
ła si
ħ
w gar
Ļę
, przerzuciła przez rami
ħ
długi, ci
ħŇ
ki warkocz kasztanowych włosów
i spróbowała przekr
ħ
ci
ę
klamk
ħ
. Zamkni
ħ
te. Jasne,
Ň
e tak. Trudno było si
ħ
spodziewa
ę
,
Ň
e Leighton
oka
Ň
e si
ħ
tak lekkomy
Ļ
lny, by zostawi
ę
drzwi otwarte. Jeszcze kilka razy poruszyła klamk
Ģ
, a
Ň
wresz-
cie poddała si
ħ
. Pozostały tylko okna. Mo
Ň
e zbi
ę
szyb
ħ
i modli
ę
si
ħ
, by Leighton uznał to za wyczyn
jakich
Ļ
młodocianych chuliganów. Czy wystarczy jej odwagi?
Schodz
Ģ
c po schodach znów poczuła,
Ň
e kto
Ļ
j
Ģ
obserwuje. Jeszcze raz rozejrzała si
ħ
niepewnie po
ciemnej, mglistej pla
Ň
y. O kilka metrów dalej niewielka fala uderzała o skaliste wybrze
Ň
e Oregonu.
Poza cichym odgłosem oceanu Emelina nie słyszała niczego, ale pod
Ļ
wiadomo
Ļę
coraz wyra
Ņ
niej
ostrzegała j
Ģ
przed czaj
Ģ
cym si
ħ
w pobli
Ň
u niebezpiecze
ı
stwem.
Zadr
Ň
ała i potarła ramiona dło
ı
mi. O północy na wybrze
Ň
u było zimno. Obcisły, czarny sweter, który
miała na sobie, zupełnie jej nie chronił przed dotkliwym chłodem. Szkoda. Nało
Ň
yła go, bo z wygl
Ģ
du
doskonale si
ħ
nadawał na komandosk
Ģ
misj
ħ
.
Po raz tysi
ħ
czny powtórzyła sobie,
Ň
e o tej porze na pewno nikogo nie ma na pla
Ň
y. Nawet gdyby
w spokojnej wiosce na wybrze
Ň
u znale
Ņ
li si
ħ
jacy
Ļ
amatorzy spacerów o północy, to g
ħ
stniej
Ģ
ca
z minuty na minut
ħ
mgła powinna ich skutecznie odstraszy
ę
. Za domem Leightona znajdowało si
ħ
jeszcze kilka innych, ale o tej porze roku wszystkie
Ļ
wieciły pustkami. Kilka domów stało tak
Ň
e na
urwisku nad pla
ŇĢ
. Te były zamieszkane. Emelina sama zajmowała jeden z nich, ale, o ile wiedziała,
wszyscy inni mieszka
ı
cy ju
Ň
spali. Ludzie z wioski wyznawali zasad
ħ
,
Ň
e kto rano wstaje, temu Pan
Bóg daje.
Podeszła do okna i nacisn
ħ
ła ram
ħ
. Okno nawet nie drgn
ħ
ło. Z okrzykiem zniech
ħ
cenia cofn
ħ
ła si
ħ
o krok i rozejrzała za odpowiednim kamieniem. Naraz znieruchomiała. Z mgły za jej plecami wyłoni-
ły si
ħ
dwie postacie.
- O mój Bo
Ň
e! - szepn
ħ
ła z przestrachem, wci
Ģ
gaj
Ģ
c gwałtownie oddech i instynktownie spojrzała
najpierw na dobermana. Smukły, czarno-br
Ģ
zowy pies nawet nie drgn
Ģ
ł; spokojnie warował z czujnie
postawionymi uszami. Ciemne spojrzenie nie odrywało si
ħ
od niej ani na chwil
ħ
.
Powoli i z niech
ħ
ci
Ģ
Emelina przeniosła wzrok na ciemnowłosego m
ħŇ
czyzn
ħ
, który stał obok psa,
i niespodziewanie uderzyło j
Ģ
podobie
ı
stwo tych dwóch postaci. Po raz pierwszy widziała ich z tak
bliska. Emanowali pełn
Ģ
wdzi
ħ
ku sił
Ģ
.
- Dobry wieczór. - Na d
Ņ
wi
ħ
k cichego, gardłowego głosu m
ħŇ
czyzny Emelina poczuła si
ħ
jak boha-
terka filmu o Drakuli, która wła
Ļ
nie zostaje przedstawiona samemu ksi
ħ
ciu. - Je
Ļ
li szukasz miejsca na
nocleg, mog
ħ
ci zaoferowa
ę
o wiele lepsze warunki od tych, które znajdziesz w tym pustym domu.
A tak, na pewno, pomy
Ļ
lała Emelina. My
Ļ
l o ucieczce natychmiast odrzuciła, zdrowy rozs
Ģ
dek mó-
wił jej,
Ň
e
Ň
aden człowiek nie potrafi biec szybciej od dobermana.
- Nie. - Emelina przygryzła wyschni
ħ
t
Ģ
doln
Ģ
warg
ħ
, wepchn
ħ
ła dło
ı
w kiesze
ı
czarnych d
Ň
insów, by
nie było wida
ę
jej dr
Ň
enia, i spróbowała jeszcze raz.
- Nie, nie szukałam miejsca na nocleg. - Czy
Ň
by wzi
Ģ
ł j
Ģ
za autostopowiczk
ħ
? -Ja... wyszłam tylko na
spacer.
- Na spacer. - M
ħŇ
czyzna podszedł o krok bli
Ň
ej, ignoruj
Ģ
c błysk latarki. Doberman szedł za nim. -
To dosy
ę
dziwna pora na spacery, prawda? - zapytał uprzejmie.
W
Ļ
wietle latarki Emelina niewyra
Ņ
nie dostrzegała rysy jego twarzy. Spojrzenie miał zupełnie nie-
przeniknione.
- Zdaje si
ħ
,
Ň
e pan robi to samo - odparowała.
- Ach, tak - zgodził si
ħ
z lekkim, uprzejmym skinieniem głowy. Krótki błysk białych z
ħ
bów był ozna-
k
Ģ
rozbawionego u
Ļ
mieszku. - Ale ja mam powód, dla którego znalazłem si
ħ
na pla
Ň
y o północy.
- Naprawd
ħ
? - spytała nieco dr
ŇĢ
cym głosem. Czy
Ň
by niechc
Ģ
cy przerwała jakie
Ļ
niebezpieczne spo-
tkanie?
- Mhm. Szedłem za tob
Ģ
.
- Co takiego? - Na chwil
ħ
strach Emeliny został przytłumiony przez w
Ļ
ciekło
Ļę
. - Szedł pan za mn
Ģ
!
Nie miał pan prawa tego robi
ę
! Za mn
Ģ
! Po co?
- No có
Ň
, w tej wiosce nie ma zbyt wiele do roboty, jak by
ę
mo
Ň
e zauwa
Ň
yła
Ļ
- wyja
Ļ
nił przepraszaj
Ģ
-
co.
- Zaciekawiła
Ļ
mnie.
- Bo
Ň
e drogi! Nie bł
Ģ
kam si
ħ
po tym odludziu tylko po to,
Ň
eby dostarczy
ę
panu rozrywki!
- Zdaj
ħ
sobie z tego spraw
ħ
. Doprowadza nas to do interesuj
Ģ
cej kwestii: co tu robisz? Mo
Ň
e wrócisz
ze mn
Ģ
i z Kserksesem do domu i porozmawiamy o tym nad szklaneczk
Ģ
brandy. Nie s
Ģ
dzisz,
Ň
e robi
si
ħ
nieco chłodno?
Na d
Ņ
wi
ħ
k swojego imienia pies przypadł do nóg pana i spojrzał na niego wyczekuj
Ģ
co. Emelina
popatrzyła na obydwu i znów przebiegła jej przez głow
ħ
my
Ļ
l o ucieczce.
- Nie - odparła. -To niemo
Ň
liwe. Nie mam ochoty
i
Ļę
do pana, panie Colter! Na jego twarzy pojawił si
ħ
drapie
Ň
ny u
Ļ
miech.
- Widz
ħ
,
Ň
e znasz moje nazwisko. To daje ci pewn
Ģ
przewag
ħ
. Ja nie wiem, jak ty si
ħ
nazywasz.
- To dobrze - odparła Emelina bez zastanowienia. Wygl
Ģ
dał na nieco rozczarowanego.
- Nie daj si
ħ
prosi
ę
, królowo nocy. Przed snem musz
ħ
usłysze
ę
kilka wyja
Ļ
nie
ı
.
Podszedł o krok bli
Ň
ej. Emelina poczuła,
Ň
e nerwy j
Ģ
zawodz
Ģ
. W
Ļ
lepej panice odwróciła si
ħ
i pobiegła pla
ŇĢ
prosto przed siebie. Nie był to najrozs
Ģ
dniejszy pomysł. Wybrze
Ň
e było kamieniste
i nierówne. we mgle nie widziała nawet na metr. Biegła na o
Ļ
lep, jakby
Ļ
cigał j
Ģ
sam Drakula
ze swym ulubionym wilkołakiem. Nie widziała przed sob
Ģ
innej mo
Ň
liwo
Ļ
ci. Wiedziała, co ludzie
w miasteczku mówili o Julianie Colterze i wspomnienie tych wygłaszanych przyciszonym tonem do-
mysłów wystarczyło, by j
Ģ
zmusi
ę
do ucieczki.
Wilkołak dogonił j
Ģ
pierwszy. Doberman po prostu wyłonił si
ħ
z mgły tu
Ň
przy jej boku. W blasku
ksi
ħŇ
yca biegł swobodnie, z otwartym, jakby roze
Ļ
mianym pyskiem. Emelina odwróciła si
ħ
i wyci
Ģ
gn
ħ
ła r
ħ
ce przed siebie, przygotowuj
Ģ
c si
ħ
na odparcie ataku.
Pies jednak nie zaatakował. Tak
Ň
e si
ħ
zatrzymał, przysiadł na tylnych łapach. Z opó
Ņ
nieniem
u
Ļ
wiadomiła sobie,
Ň
e dla niego była to po prostu zabawa. Nie kazano mu atakowa
ę
. Patrzyła jeszcze
na zwierz
ħ
, gdy z mgły wynurzył si
ħ
jego wła
Ļ
ciciel. Je
Ļ
li nawet biegł, nie było tego po nim wida
ę
.
ņ
aden z nich nie był zm
ħ
czony, Emelina za
Ļ
gwałtownie łapała oddech.
- Je
Ļ
li cz
ħĻ
ciej b
ħ
dziesz go zabiera
ę
na takie przebie
Ň
ki, zaskarbisz sobie jego przyja
Ņı
na całe
Ň
ycie -
u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
Colter, wskazuj
Ģ
c na psa. - Uwielbia dobre wy
Ļ
cigi. Potem, zanim zd
ĢŇ
yła si
ħ
na to
przygotowa
ę
, wyci
Ģ
gn
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
i uj
Ģ
ł j
Ģ
za rami
ħ
. - Ale to nie jest najlepsza noc na bieganie, prawda?
Wracajmy do domu. Chod
Ņ
, Kserkses.
Emelina szła obok Coltera równie posłusznie jak jego pies, cho
ę
mo
Ň
e nie tak ch
ħ
tnie. Nie miała
jednak wielkiego wyboru. Mocne palce
Ļ
ciskały jej rami
ħ
. Nie było to bolesne, ale wyczuwała w tym
u
Ļ
cisku
Ň
elazn
Ģ
wol
ħ
. Desperacko próbowała zapanowa
ę
nad własnymi my
Ļ
lami. Wiedziała,
Ň
e musi
opowiedzie
ę
jak
ĢĻ
przekonuj
Ģ
c
Ģ
historyjk
ħ
, bo w przeciwnym wypadku sama wykopie sobie grób.
Grób! Co za okropny obraz. Przekl
ħ
ta wyobra
Ņ
nia, pomy
Ļ
lała.
- Czy masz jakie
Ļ
nazwisko, królowo nocy?
- Emelina. Emelina Stratton - odrzekła pochmurnie, maskuj
Ģ
c strach.
- Emelina. Podoba mi si
ħ
to imi
ħ
. B
ħ
d
ħ
ci
ħ
nazywał Emmy. Nie musisz si
ħ
mnie ba
ę
, Emmy - dodał
niespodziewanie.
- Nie boj
ħ
si
ħ
pana. W ka
Ň
dym razie nie bardziej ni
Ň
ka
Ň
dego innego m
ħŇ
czyzny, który by mnie za-
czepił na pla
Ň
y o północy! - wybuchn
ħ
ła.
Skin
Ģ
ł głow
Ģ
ze zrozumieniem i poprowadził j
Ģ
Ļ
cie
Ň
k
Ģ
wspinaj
Ģ
c
Ģ
si
ħ
na urwisko nad pla
ŇĢ
.
- Chciałbym tylko usłysze
ę
kilka wyja
Ļ
nie
ı
, Emmy.
- Dlaczego? Co pana obchodzi, co robi
ħ
o północy?
- Mówiłem ci ju
Ň
,
Ň
e mnie zainteresowała
Ļ
. Przyjechała
Ļ
tydzie
ı
temu, zupełnie sama, i wynaj
ħ
ła
Ļ
dom o jedn
Ģ
przecznic
ħ
od mojego. Jest
Ļ
rodek zimy. W tej cz
ħĻ
ci kraju nie jest to raczej sezon tury-
styczny. Przez całe dnie obserwujesz ten pusty dom na pla
Ň
y, a potem pewnej nocy widz
ħ
,
Ň
e scho-
dzisz ulic
Ģ
w stron
ħ
Ļ
cie
Ň
ki i zastaj
ħ
ci
ħ
przy tym domu w chwili, gdy masz si
ħ
zamiar do niego wła-
ma
ę
. Pytam sam siebie, co mo
Ň
na ukra
Ļę
z takiej ruiny i dlaczego kobieta taka jak ty miałaby tu przy-
je
Ň
d
Ň
a
ę
w
Ļ
rodku zimy i dokonywa
ę
takich wyczynów, i nie potrafi
ħ
wymy
Ļ
li
ę
Ň
adnej odpowiedzi.
Dlatego obydwaj z Kserksesem postanowili
Ļ
my pój
Ļę
dzisiaj za tob
Ģ
i zapyta
ę
. Proste, prawda?
Za proste.
- Panie Colter, zapewniam pana,
Ň
e to nie pa
ı
ska sprawa. To nie ma z panem absolutnie nic wspólne-
go. - Emelina przypomniała sobie rzeczy, jakie słyszała o tym człowieku, i wzdrygn
ħ
ła si
ħ
.
- Mafia - o
Ļ
wiadczyła tego ranka kelnerka w kawiarni, gdzie Emelina piła porann
Ģ
kaw
ħ
, klientowi
siedz
Ģ
cemu przy s
Ģ
siednim stoliku. -Prawdopodobnie na wschodzie zrobiło si
ħ
za gor
Ģ
co i ukrywa si
ħ
tutaj, a
Ň
b
ħ
dzie mógł bezpiecznie wróci
ę
.
Emelina wiedziała,
Ň
e kelnerka nie była odosobniona w swoich wnioskach.
- Człowiek syndykatu - oznajmił sprzedawca w sklepie spo
Ň
ywczym, gdy osoba stoj
Ģ
ca w kolejce
przed Emelina wymieniła nazwisko Coltera.
Julian Colter stanowił przedmiot wielu docieka
ı
w
Ļ
ród mieszka
ı
ców wioski. Nie szukał towarzy-
stwa, w rozmowach z urz
ħ
dnikiem czy sprzedawc
Ģ
zachowywał dystans i wsz
ħ
dzie chodził ze swoim
psem. Wszyscy wiedzieli,
Ň
e dobermany to okrutne bestie, tresowane do ataku. W oczach mieszka
ı
-
ców wioski pies tej rasy był odpowiednim towarzyszem dla takiego człowieka.
Emelina zaryzykowała ukradkowe spojrzenie na m
ħŇ
czyzn
ħ
, który szedł obok niej. To była prawda.
Istniały pewne podobie
ı
stwa mi
ħ
dzy psem a jego panem. Tego wieczoru po raz pierwszy zobaczyła
Juliana Coltera z bliska i teraz ju
Ň
rozumiała, sk
Ģ
d si
ħ
wzi
ħ
ło wra
Ň
enie mieszka
ı
ców wioski.
Z orlego nosa i agresywnej szcz
ħ
ki emanowała siła. W wilgotnym powietrzu kruczoczarne włosy
wygl
Ģ
dały na jeszcze ciemniejsze. Skronie miał posrebrzone i wida
ę
było,
Ň
e gdy przekroczy czter-
dziestk
ħ
, ta siwizna zacznie si
ħ
szybko rozszerza
ę
.
Emelina pomy
Ļ
lała bezlito
Ļ
nie,
Ň
e nie zostało mu ju
Ň
du
Ň
o czasu do tej chwili. Gdyby miała okre
Ļ
li
ę
jego wiek, powiedziałaby,
Ň
e mo
Ň
e mie
ę
trzydzie
Ļ
ci osiem lub trzydzie
Ļ
ci dziewi
ħę
lat, ale je
Ļ
li chodzi
o do
Ļ
wiadczenie
Ň
yciowe, Julian Colter prawdopodobnie jest o wiele starszy. Ponuro wyrze
Ņ
bione
linie w k
Ģ
cikach ust i odległy, cyniczny wyraz ciemnych oczu
Ļ
wiadczyły o tym,
Ň
e Colter zapłacił
wysok
Ģ
cen
ħ
za swe do
Ļ
wiadczenie.
Ciało miał smukłe i silne. Ci
ħŇ
ka skórzana kurtka nie wpływała na lekko
Ļę
jego ruchów, przywo-
dz
Ģ
cych na my
Ļ
l naturalny wdzi
ħ
k ruchów psa. Emelina nerwowo przygryzła doln
Ģ
warg
ħ
. Czy pod
skórzan
Ģ
kurtk
Ģ
miał bro
ı
? Co powinna teraz zrobi
ę
? Musi go jako
Ļ
przekona
ę
,
Ň
e nie stanowi dla nie-
go
Ň
adnego zagro
Ň
enia, s
Ģ
dziła bowiem,
Ň
e prawdopodobnie wła
Ļ
nie dlatego
Ļ
ledził j
Ģ
dzisiejszego
wieczoru. To naturalne,
Ň
e ukrywaj
Ģ
cy si
ħ
pod przybranym nazwiskiem szef mafii jest podejrzliwy
wobec innej obcej osoby w wiosce.
Kserkses wbiegł na urwisko i czekał na nich. Gdy si
ħ
z nim zrównali, odwrócił si
ħ
i pobiegł do naj-
bli
Ň
szego domu. Julian w milczeniu wyj
Ģ
ł klucz i wło
Ň
ył go w zamek.
- Prawdopodobnie nie ma potrzeby zamyka
ę
drzwi w tej okolicy, ale niektóre nawyki trudno jest prze-
łama
ę
, prawda? - zapytał przeci
Ģ
gle, otwieraj
Ģ
c drzwi przed swym niech
ħ
tnym go
Ļ
ciem. - Tym bar-
dziej
Ň
e jakie
Ļ
obce osoby kr
ħ
c
Ģ
si
ħ
tu po nocy...
Kserkses delikatnie dotkn
Ģ
ł nosem dłoni Emeliny, jakby zapraszaj
Ģ
c j
Ģ
do
Ļ
rodka. Wzdrygn
ħ
ła si
ħ
nerwowo.
- Wszystko w porz
Ģ
dku. Wydaje mi si
ħ
,
Ň
e Kserkses ci
ħ
lubi - powiedział Julian, przeprowadzaj
Ģ
c j
Ģ
przez próg.
- Sk
Ģ
d wiesz? - zapytała niech
ħ
tnie.
- Bo jeszcze nie skoczył ci do gardła, prawda?
- Julian zapalił
Ļ
wiatło. Na jego twarzy pojawił si
ħ
przelotny u
Ļ
miech.
- Twoje poczucie humoru pozostawia nieco do
Ň
yczenia - powiedziała Emelina i odruchowo skierowa-
ła si
ħ
w stron
ħ
kominka, na którym jeszcze
Ň
arzyły si
ħ
pozostało
Ļ
ci ognia. Dom był typowy dla tej
okolicy, wygl
Ģ
dał tak samo jak inne zniszczone wiatrem i deszczem budynki rozrzucone po wzgó-
rzach. Na podłodze le
Ň
ały przetarte dywaniki, meble były stare i odrapane, ale mimo to było tu zaska-
kuj
Ģ
co przyjemnie.
- Nalej
ħ
ci brandy. Jest bardzo zimno na dworze, a ty masz na sobie tylko ten cienki sweter.
Emelina nie odpowiedziała. Nie miała zamiaru wyja
Ļ
nia
ę
,
Ň
e chodziło jej o swobod
ħ
ruchów na wy-
padek, gdyby trzeba było ucieka
ę
lub si
ħ
schowa
ę
. Julian nalewał brandy w małej kuchni. Emelina
czuła na sobie jego taksuj
Ģ
ce spojrzenie i wiedziała, co on widzi.
Długi kasztanowy warkocz spadał jej na plecy.
ĺ
ci
Ģ
gni
ħ
te z czoła g
ħ
ste włosy odkrywały przeci
ħ
tne
rysy twarzy. W ka
Ň
dym razie Emelina zawsze uwa
Ň
ała je za przeci
ħ
tne. W jej twarzy dominowały
du
Ň
e, lekko sko
Ļ
ne oczy, które nie były ani niebieskie, ani zielone. Pod nimi znajdował si
ħ
prosty nos
i mi
ħ
kko zarysowane usta. Miała trzydzie
Ļ
ci jeden lat.
ņ
aden z rysów jej twarzy, potraktowany osobno, nie miał w sobie niczego szczególnego, ale razem
tworzyły wyrazist
Ģ
, bardzo indywidualn
Ģ
cało
Ļę
, która odzwierciedlała jej osobowo
Ļę
. Patrz
Ģ
c na
Emelin
ħ
, nie mo
Ň
na było w
Ģ
tpi
ę
,
Ň
e pod t
Ģ
twarz
Ģ
kryje si
ħ
inteligencja, wyobra
Ņ
nia, ciekawo
Ļę
Ļ
wiata
i spostrzegawczo
Ļę
. Była to twarz, na której łatwo odbijały si
ħ
Ļ
miech, zdumienie i wszelkie inne
uczucia. Ci, którzy znali j
Ģ
dobrze, byli przekonani,
Ň
e w chwilach du
Ň
ego napi
ħ
cia emocjonalnego jej
oczy zmieniaj
Ģ
kolor.
Patrz
Ģ
c w lustro Emelina widziała,
Ň
e wygl
Ģ
da zdrowo. Ten zdrowy wygl
Ģ
d podkre
Ļ
lały jeszcze
wydatne zaokr
Ģ
glenia jej kobiecej sylwetki. Emelina cz
ħ
sto dochodziła do wniosku,
Ň
e wolałaby, by
tych zaokr
Ģ
gle
ı
było nieco mniej. Czarne d
Ň
insy
Ļ
ci
Ļ
le przylegały do okr
Ģ
głych bioder, a obcisły swe-
ter podkre
Ļ
lał pełne piersi. Przez chwil
ħ
po
Ň
ałowała,
Ň
e nie nało
Ň
yła biustonosza, ale wychodz
Ģ
c
z domu, nie spodziewała si
ħ
,
Ň
e kogo
Ļ
spotka.
-Lepiej si
ħ
czujesz? - zapytał Julian uprzejmie, podaj
Ģ
c jej szklank
ħ
. Kserkses rozci
Ģ
gn
Ģ
ł si
ħ
wy-
godnie na dywaniku przed kominkiem.
- Tak, dzi
ħ
kuj
ħ
. - Emelina niech
ħ
tnie upiła łyk brandy zastanawiaj
Ģ
c si
ħ
, jak si
ħ
prowadzi towarzysk
Ģ
konwersacj
ħ
z szefem mafii.
- Usi
Ģ
d
Ņ
, Emmy - powiedział takim tonem, jakby chciał wypróbowa
ę
brzmienie jej imienia, i wskazał
wygodne, wy
Ļ
ciełane krzesło stoj
Ģ
ce za jej plecami. Usiadł naprzeciwko i oparł nogi na pufie.
- A teraz powiedz mi spokojnie, dlaczego tak ci
ħ
interesuje ten stary dom.
- To nie ma nic wspólnego z panem - zapewniła gorliwie i pomy
Ļ
lała z ulg
Ģ
,
Ň
e w ka
Ň
dym razie nie
zauwa
Ň
yła
Ň
adnej broni, gdy zdj
Ģ
ł kurtk
ħ
. - Nie mogłam zasn
Ģę
i po prostu postanowiłam si
ħ
przej
Ļę
.
- O północy? - zapytał z łagodnym sceptycyzmem.
- Lubi
ħ
spacerowa
ę
po pla
Ň
y o północy!
- Tylko w cienkim swetrze i d
Ň
insach?
- Panie Colter, nie rozumiem, dlaczego tak pana interesuj
Ģ
moje nocne zwyczaje - odparła z rozpacz
Ģ
.
- Daj
ħ
panu słowo,
Ň
e nie maj
Ģ
absolutnie nic wspólnego z panem!
- Mo
Ň
e mogliby
Ļ
my to zmieni
ę
- podsun
Ģ
ł swobodnie.
- Przepraszam, co takiego? - Emelina spojrzała na niego ze zdumieniem.
-To była subtelna próba uwodzenia, Emmy -wyja
Ļ
nił krótko ze
Ļ
miechem. -Mo
Ň
e nawet zbyt sub-
telna, bo zdaje si
ħ
,
Ň
e zupełnie do ciebie nie dotarła. Dziwi mnie to niezmiernie. Wygl
Ģ
dasz na dosy
ę
inteligentn
Ģ
kobiet
ħ
i z pewno
Ļ
ci
Ģ
nie jeste
Ļ
a
Ň
tak młoda, by nie poj
Ģę
aluzji, mniej czy bardziej sub-
telnej.
Plik z chomika:
LadyHenrietta
Inne pliki z tego folderu:
James Stephanie - Przygoda na Karaibach.pdf
(542 KB)
James Stephanie - Diabelska cena.pdf
(618 KB)
Stephanie James - Mężczyzna znad jeziora.pdf
(433 KB)
Stephanie James - Cena miłości.pdf
(328 KB)
Krentz Jayne Ann - Zaufaj mi.pdf
(1580 KB)
Inne foldery tego chomika:
A
Abbi Glines
Abby Green
Abecassis Eliette
Abelar T
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin