474. Eames Anne - Ukochany z Montany.pdf
(
593 KB
)
Pobierz
112861165 UNPDF
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Dawaj, dawaj! - krzyknęła Taylor Phillips, nie zważając
na widoczne zmęczenie pacjenta.
- Jak długo mam się jeszcze tak męczyć? - spytał Josh,
posłusznie unosząc hantle.
- Co najmniej minutę... a jeśli dasz radę, to nawet pięć.
Josh jęknął i bez cienia entuzjazmu machał dalej ciężarkami.
- Ma pan jakieś problemy, panie Malone? O ile dobrze pa
miętam, chwaliłeś się, że jesteś w znakomitej formie.
Taylor celowo prowokowała pacjenta, mając nadzieję, że
nieco złości pomoże mu wykrzesać więcej energii.
Josh ćwiczył jeszcze przez chwilę, po czym z głośnym wes
tchnieniem opadł na podłogę obok rehabilitantki. Hantle z ło
skotem potoczyły się po macie.
- Wystarczy.
Taylor uśmiechnęła się triumfująco. Spojrzała na zegarek,
potem wstała i wyciągnęła rękę do podopiecznego.
- Nieźle. Cztery minuty dłużej niż wczoraj.
Josh skorzystał z pomocy Taylor, wstał i rękawem koszulki
otarł pot z czoła.
- Kto ci dał dyplom fizykoterapeuty? - mruknął. - Kończy
łaś wydział sadomasochizmu?
Taylor parsknęła śmiechem i wpisała aktualne informacje do
karty, z trudem powstrzymując się, by nie umieścić tam również
swojej prywatnej uwagi: bogaci młodzieńcy powinni dawać
6
UKOCHANY Z MONTANY
z siebie wszystko. Biedaczek. Kątem oka widziała, jak patrzy
na nią z tym swoim głupim uśmieszkiem, który na pewno wy
ćwiczył przed lustrem i który, jak słyszała, wypróbował na licz
nych mieszkankach Bozeman. Ciekawa była, czy ten zarozu
miały playboy zdaje sobie sprawę, jak wiele przyjemności spra
wia Taylor ignorowanie jego zalotów. Ramię Josha zagoiło się
już dawno, a mimo to nadal zamawiał u niej seanse rehabilita
cyjne i było jasne jak słońce, dlaczego tak postępował.
Kończyła akurat notowanie, kiedy usłyszała ciche kroki
Maksa.
W ręku ściskał słuchawkę bezprzewodowego telefonu i był
wyraźnie zdenerwowany.
Josh, jakby tego nie zauważył, próbował żartować:
- Hej, tato, czy to ty nauczyłeś Taylor tych tortur?
Max zignorował pytanie syna.
- Josh... przepraszam cię na chwilę. Jest pilny telefon z Ann
Arbor - zwrócił się do Taylor. - Twój ojciec - dodał i podał jej
słuchawkę.
Przez chwilę wpatrywała się w nią bez słowa, a serce biło jej
coraz szybciej. Ojciec nigdy nie zadzwoniłby na ranczo Malo-
ne'ów, skoro wie, że Taylor pracuje w klinice Maksa... szcze
gólnie tak wcześnie rano... chyba że...
Gotowa w końcu stawić czoło nawet najgorszym wiadomo
ściom, nacisnęła guzik.
- Tato?
Brzmienie jego głosu od razu potwierdziło jej obawy. Stało
się coś strasznego. I dotyczyło jej matki.
Ze słuchawką w ręku przeszła do gabinetu Maksa, gdzie na
podłodze siedziała jego synowa, Savanna. Obok niej klęczał
Billy, jej synek, i przyglądał się, jak mama zmienia pieluszki
jego maleńkiemu braciszkowi. Kiedy tylko Savanna spojrzała
na twarz fizykoterapeutki, uśmiech zniknął z jej twarzy.
UKOCHANY Z MONTANY
7
Taylor opadła na fotel przy biurku i uważnie słuchała słów
ojca.
- Pod czyją jest opieką? - spytała w końcu. Kiedy usłyszała
odpowiedź, wstała i podeszła do okna. - Wsiadam w najbliższy
samolot, tato. Wyruszam natychmiast.
Zrobiło jej się słabo, więc z ulgą zakończyła rozmowę. No
cóż, ten dzień musiał kiedyś nadejść, pomyślała. Wyłączyła
telefon i w zamyśleniu spojrzała na ciągnące się ku górom łąki.
- Taylor, czy mogę ci jakoś pomóc? - Savanna była wy
raźnie zaniepokojona.
- Zadzwonię na lotnisko i zarezerwuję ci bilet - rzekł Max,
który wraz z Joshem wszedł do gabinetu.
Bezwiednie skinęła głową, wciąż oszołomiona rozmową
z ojcem.
- Muszę wpaść do domu i się spakować. Nie wiem, jak
długo mnie nie będzie...
Max był głęboko poruszony całą sytuacją. Nic dziwnego,
pomyślała Taylor, przecież kiedyś przyjaźnił się z moją mamą.
- Damy sobie tu radę bez ciebie - rzekł i położył jej ręce na
ramionach. - O nic sienie martw. Myślę jednak, że nie powinnaś
prowadzić.
Chciała zaprotestować, ale Josh był szybszy:
- Zawiozę cię na lotnisko.
Savanna spojrzała na zegarek.
- O ile dobrze pamiętam, jedyny samolot do Detroit odlatuje
przed południem, więc nie zdążysz już podjechać do domu.
Powinniście natychmiast pędzić na lotnisko, bo macie naprawdę
mało czasu. Damy ci z Jenny trochę naszych ciuchów, a ty, Max,
dowiedz się, o której dokładnie jest odlot.
Krokiem lunatyczki Taylor powędrowała do pokoju przyjaciół
ki. Savanna wsadziła Chrisa do kojca i powierzyła Billy'emu opie
kę nad małym, sama zaś wyjęła z szafy dwie torby.
8
UKOCHANY Z MONTANY
- Mam zapasową suszarkę, lokówkę i inne drobiazgi, ale
jeśli chodzi o ubrania, to rzeczy Jenny będą lepiej na ciebie
pasowały.
Wręczyła jej dużą torbę i jak marionetkę skierowała ku
drzwiom. Taylor wymamrotała kilka słów podziękowania i po
wlokła się do kuchni, gdzie o tej porze spodziewała się znaleźć
Jenny. Miała nadzieję, że będzie tam także Ryder albo Shane.
Stanowczo wolała, by na lotnisko odwiózł ją ktoś inny, na przy
kład mąż Savanny lub Jenny. Podczas tych kilku miesięcy, które
przepracowała u Maksa, skutecznie udawało jej się ignorować
najmłodszego z braci Malone'ow - dopóki ten nie zwichnął
sobie ramienia. Jednak bolesna terapia to jedno, a kilka godzin
sam na sam w samochodzie to zupełnie coś innego.
Zresztą zawsze mogę pojechać sama, pomyślała, słysząc do
biegający z kuchni śmiech. Kiedy jednak wyciągnęła przed sie
bie ręce i zauważyła, jak bardzo drżą jej palce, zrozumiała, że
byłoby to zbyt niebezpieczne. Westchnęła zrezygnowana
i otworzyła drzwi. Co tam Josh, w tej chwili najważniejsza jest
mama, do której musi dotrzeć jak najszybciej.
W środku zastała roześmianą Hannę, otyłą, jowialną gospo
dynię, oraz Jenny. Na widok jej smutnej twarzy obie natych
miast spoważniały.
- Moja mama ciężko zachorowała i muszę natychmiast je
chać na lotnisko - powiedziała drżącym głosem Taylor i spo
jrzała na Jenny. - Savanna wymyśliła, że może pożyczyłabyś
mi coś do ubrania...
Jenny wyszła zza blatu i wytarła ręce w fartuch, opasujący
jej ogromny brzuch.
- Oczywiście. - Ujęła Taylor pod ramię i poprowadziła ku
drzwiom. - Chodź ze mną do mego domku. Możesz wybrać, co
chcesz, przez najbliższe miesiące i tak nie zmieszczę się w żad
ną z tych rzeczy.
UKOCHANY Z MONTANY
9
Idąc wysypaną żwirem ścieżką koło stajni Jenny, jak na
kobietę w szóstym miesiącu ciąży, i to bliźniaczej, poruszała się
zadziwiająco lekko. Od kiedy Taylor przyjęła tę dodatkową
pracę, ona i Jenny niespecjalnie się zaprzyjaźniły, ale nie były
też do siebie wrogo usposobione. Taylor podejrzewała, że rezer
wa Jenny wobec jej osoby wynikała z niechęci, jaką rehabili-
tantka żywiła wobec Josha.
Dziewczyny przeszły przez stajnię i znalazły się w małym,
dobudowanym do niej domku. Szybko włożyły do torby kilka
letnich sukienek, spódnic, bluzek i dżinsów.
- Dzięki - powiedziała Taylor, której coraz bardziej się spie
szyło.
Kiedy wróciły do domu, Max wyglądał przez tylne okno
kuchni, a Josh akurat skończył telefoniczną rozmowę.
- Super! Wszystko załatwione i na resztę dnia mam wolne
- oznajmił, zacierając ręce. - Gotowa?
Taylor najlepiej jak umiała ukryła rozczarowanie. Josh może
i nie jest jej ulubieńcem, ale przecież wyświadcza jej przysługę.
- Tak, chyba tak.
- Jeśli pasują, weź je. - Savanna podała dziewczynie parę
butów.
Rozmiar był dobry, więc Taylor wsunęła je do bocznej kie
szeni torby. Odgłos zasuwanego zamka wyrwał Maksa z zadu
my. Szybko podszedł do Taylor, jakby dopiero teraz zdał sobie
sprawę z jej obecności.
- Zdobyłem ci miejsce, ale musisz się spieszyć. Samolot
odlatuje za niecałe dwie godziny - dodał, spoglądając na ze
garek.
- Nie ma się co niepokoić, tato. - Josh machnął ręką. - Po
lecimy moim samolotem i jeszcze będziemy przed czasem.
- O ile dobrze pamiętam, mówiłeś, że wymaga jakiejś na
prawy. - Max spojrzał na niego spod oka.
Plik z chomika:
DagaD91
Inne pliki z tego folderu:
925. Hohl Joan - Spełniony sen.pdf
(506 KB)
811 DUO Allison Margaret - Upragniony pocalunek.rtf
(1516 KB)
811 DUO Galitz Cathleen - Cudowne zauroczenie.rtf
(684 KB)
835. DUO Colley Jan - Nowa sąsiadka.pdf
(610 KB)
842. Celmer Michelle - Miłosna gra.pdf
(660 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin