Love Storm (rozdziały 1-9) - Kirhan_san.doc

(205 KB) Pobierz
Stary, dwupiętrowy dom na skraju miasta, oddzielający centrum Londynu od rozległych pól i gęstego lasu

Stary, dwupiętrowy dom na skraju miasta, oddzielający centrum Londynu od rozległych pól i gęstego lasu. Białe mury przez lata poszarzały i pokryły się licznymi zaciekami, które powstały podczas deszczów. Zarośnięty ogród dawno już stracił wiele ze swej świetności, a wiele drzew i krzewów uschło zapewne z powodu nadmiernych opadów i suszy następującej zaraz po nich.

- Wygląda całkiem przytulnie – roześmiał się jeden ze stojących przy drodze mężczyzn z czułością obejmując partnera. Długie, czarne włosy sięgające, co najmniej połowy pleców spłynęły kilkoma pasmami na ramiona niższego nieznajomego kontrastując z jego jasno brązowymi kosmykami i złotymi tęczówkami roześmianych oczu.
- Dla ciebie każde zgliszcza są przytulne – mruknął złotooki i odchylając głowę w tył spojrzał w szare tęczówki błyszczące zabawnie pośród pięknej twarzy o szlachetnych rysach.
- Podoba ci się tutaj, przyznaj się – kruczowłosy zmrużył oczy wyzywająco.
- Dopóki jesteśmy razem mogę mieszkać wszędzie... Byleby z daleka od twojej matki. – na jasnym czole pojawiła się delikatna zmarszczka – Chodź już, zobaczymy jak jest w środku! – niższy mężczyzna złapał towarzysza za rękę i pociągnął w stronę furtki, a zaraz potem drzwi do mieszkania.

Ciche skrzypnięcie poprzedziło nieprzyjemne uderzenie zapachem stęchlizny. Mimo wszystko jasnowłosy entuzjastycznie przekroczył próg, co sprawiło, że maleńkie drobiny kurzu uniosły się, a odbijając nikłe promienie słońca wpadające przez otwarte drzwi wytworzyły wokół drobnego ciała chłopaka delikatnie srebrną poświatę.
Złotooki odwrócił się przodem do stojącego w wejściu partnera i posyłając szczery uśmiech zachęcił by także on rozejrzał się po ich nowym domu.
- Jesteś piękny... – westchnął długowłosy i dołączył do kompana uważnie rozglądając się po przestronnym, zaniedbanym wnętrzu.

Po pewnym czasie dwóch nieznajomych dotarło na strych. Nie spodziewali się znaleźć tam aż tak dużej ilości rzeczy należących do poprzednich właścicieli. Zdjęcia, kufry, pusta klatka na po jakimś ptaku, stare książki, pergaminy, a nawet lampa naftowa.
Ciemnowłosy z zadowoleniem stwierdził, że bez przeszkód jest w stanie ją rozpalić, a po pomieszczeniu rozlał się przyjemny blask.
Złotooki w tym czasie przeglądał półki z liczą ilością całkiem ciekawych tomów, kiedy to jedna z książek niczym wypchana przez kogoś spomiędzy innych z głuchym łoskotem upadła na ziemię. Obydwu mężczyzną serce stanęło w gardle, jednak zaraz potem odetchnęli z ulgą. Jasnowłosy podniósł leżący wolumin i zainteresowany spojrzał na bordową, skórzaną oprawę ze złotymi emblematami czterech zwierząt – lwa, węża, kruka i borsuka. Zajrzał do środka. Pierwsza strona oznaczona została starannym napisem.
- ‘Harry Potter, prawdziwa historia’ – lekko ostry ton głosu ciemnowłosego zabrzmiał za plecami niższego mężczyzny. – To może być ciekawe. Poczytaj mi... – uśmiechnął się i usiadł na podłodze ciągnąc za sobą partnera, który opadł na jego kolana.
- Nie powinniśmy, to wygląda na czyjś pamiętnik. – jęknął chłopak przewracając szybko zapisane atramentem kartki.
- Nawet, jeśli to ten ktoś już dawno nie żyje.
- Może masz rację... – ciche westchnienie jak gdyby zapoczątkowało całą historię.
Złotooki otworzył wolumin na kolejnej z rzędu stronie i wtulając się w pierś kochanka powoli zaczął czytać pierwsze zdania.
 

 

Rozdział I


Pociąg nieubłaganie zmierzał do celu stanowiąc swego rodzaju azyl, miejsce, które jako jedyne nie przerażało mnie tak jak znana, jednak znienawidzona przeszłość, czy też niepojęta, lecz ekscytująca przyszłość.
Sam nie wiedziałem, co zrobiłbym gdyby nie nowo poznany rudzielec, dzięki któremu chociaż na chwilę mogłem zapomnieć o tym, co mnie czeka. Ron wydawał się być takim samym nieudacznikiem jak ja, jednak bez wątpienia był bardziej pewny siebie, a czasami opryskliwy. Pod pewnymi względami można było mu tego zazdrościć, lub po prostu podziwiać za samo nie zrażanie się niemiłymi komentarzami. Był wysoki i na swój sposób może i przystojny, lecz nie wyglądał na typowego czarodzieje. Prędzej na wesołego, najzwyklejszego w świecie nastolatka, który wolał przebywać w znanym sobie gronie przyjaciół, niż w otoczeniu ludzi różnego pokroju. Miał łagodny, zabawny głos, który często załamywał się lekko w chwilach, gdy rudzielec bał się czegoś, lub nadmiernie zdenerwował.
- ...Harry Potter...
Tak, osoba wypowiadająca moje imię bez wątpienia nie należała do wesołych, rozwrzeszczanych dzieciaków, które w głowach mają jedynie zabawę z magią. Poważna, niesamowicie piękna twarz o delikatnych rysach, cudownych, wąskich oczach, których kolor nieodparcie kojarzył się z lodową powłoką pokrywającą zamarzniętą taflę wody, idealnie wykrojone usta, które wydawały się tylko wymuszać uśmiech będąc stworzonymi wyłącznie do sarkazmu i jasne, niemal białe włosy spływające niewielkimi pasmami na mleczną skórę. Ideał już za młodu, niemal bóstwo, które z wdziękiem i nonszalancją stąpało po ziemi tylko po to, by zmusić ludzi do ulegania jego samolubnym zachcianką. Chłód spojrzenia niesamowicie zgryzał się z pełnym ironii i pewności siebie oziębłym głosem. Dracon Malfoy – imię i nazwisko chłopaka niemal irracjonalnie pasowały do tej jakże dumnej i niesamowicie uwodzicielskiej postaci.
Zamarłem i utkwiłem spojrzenie w jasnowłosym chłopcu, który niedawno pojawił się w drzwiach przedziału. Widziałem jak wyciąga do mnie dłoń i gdyby nie dziwna obawa, i zawstydzenie spowodowane pewnego rodzaju majestatem, który bił od Dracona na pewno uścisnąłbym ją pragnąć tego pierwszego dotyku. Byłem pewny, że jego skóra była chłodna i niesamowicie delikatna, niczym porcelana, z której wyłącznie mistrz potrafi stworzyć najpiękniejszą i nieskazitelną lalkę.
Dopiero po chwili dotarło do mnie to, o czym myślę i w jaki sposób mój wzrok błądzi po szczupłej, zgrabnej oraz jakże proporcjonalnej sylwetce. Jedynie swego rodzaju opryskliwość mogła wyzwolić mnie od przemożnej chęci rzucenia się na chłopca, lub przynajmniej wyplenienia z każdej komórki mózgu niesamowitego obrazu, jaki ukazywał się moim oczom.
Jeszcze przez długi czas po tym jak jasnowłosy opuścił przedział wciąż wpatrywałem się w drzwi, za którymi zniknął.

Kilka razy przyłapałem się na tym, że mimowolnie szukałem wzrokiem znanej mi już postaci, a gdy moje spojrzenie spotkało się z jego na peronie, przechodziły przeze mnie silne, lecz rozkosznie drażniące impulsy docierające dosłownie do każdego miejsca na moim ciele. To samo działo się ze mną zarówno, kiedy przepływaliśmy przez jezioro, jak i w wielkiej sali, kiedy to on siedział przy stole Slytherinu, zaś ja Gryffindoru.

Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, młody bohater, który sam nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielkiego czynu dokonał. Nawet, jeśli mój ojciec i jego przyjaciele byli wściekli z tego powodu, ja spokojnie mogłem przyznać, że cieszy mnie fakt jego wygranej nad Czarnym Panem. Nie spodziewałem się, że jakże interesujący chłopak spotkany na Pokątnej może być tym samym, którego powinienem w tej chwili nienawidzić.
Gęste, czarne włosy, które jak na złość nie chciały spokojnie układać się na właściwych miejscach i bez przerwy potęgowały nieład na jego głowie odsłaniając tym samym, równie znaną jak samo nazwisko, bliznę. Duże, cudownie zielone oczy w kształcie dwóch migdałów i te charakterystyczne, okrągłe okulary. Pełne, lekko rozchylone usta, których kąciki podnosiły się delikatnie ku górze i niespokojne, szybkie oddechy, które muskały lekko czerwone wargi.
Nawet, jeśli Wesley chciałby się dobrać do niego jako pierwszy to z jego niskim poziomem inteligencji niemal każdy mógłby być przed nim, a tym bardziej ja. W końcu ojciec od lat uczył mnie, że każdą okazję do zaspokajania własnych potrzeb należy wykorzystać, nawet, jeśli jest ona niemoralna, a przecież ojca należy słuchać.
Opór Pottera, który dał o sobie znać już na samym początku nie musiał, a nawet nie mógł, stanowić najmniejszej przeszkody na drodze do zdobycia nowego doświadczenie, podwładnego, lub najlepiej uległego kochanka.
Chyba w końcu, po wielu tygodniach, zrozumiałem, po co ojciec poprosił swojego szkolnego chłopaka o zajęcie się mną. Cóż, jak to mówił „jako Malfoy nie mogę pozwolić sobie na to, by pod jakimkolwiek względem być gorszym od innych, a tym bardziej, jeśli chodzi o sztukę kochania”. Jeśli zapewnienia, że będę pod dobrą opieką i okiem najlepszego z możliwych nauczycieli, się urzeczywistnią jest duże prawdopodobieństwo, że bardzo szybko zdołam sprawdzić wszystkie nowo nabyte umiejętności, w dodatku z pożytkiem dla siebie.

Tęskne spojrzenia Pottera, które już teraz nie odstępowały mnie ani na krok, były dla mnie cichym zapewnieniem naiwnej uległości, ale i zaczynały działać w sposób jak najbardziej właściwy na moje ciało i umysł. Nie spodziewałem się, że wielki bohater świata czarodziejów sam będzie się pchał w moje ręce, w ręce kogoś, kto w przyszłości podzieli los ojca stając u boku Czarnego Pana. Myśl o tym jeszcze bardziej mnie podniecała, a błyszczące, zielone oczy odbijające w sobie srebrną poświatę księżyca wydawały się błagać mnie o chociażby jeden gest, ruch, słowo. Bez wątpienia on już był mój!

 

 

Rozdział II

Pierwsze lekcje w Hogwarcie nie należały do nadzwyczajnie ciekawych, ponieważ w większości opierały się wyłącznie na teorii, nie zaś praktyce. Nie tylko mnie nudziło uczenie się metrowych regułek, wskazań i przeciwwskazań. Ron także nie należał do zwolenników wkuwania na pamięć całej treści podręczników i często jęczał coś pod nosem, kiedy przychodziło mu wziąć do ręki pióro i zapisać kolejne dyktowane uwagi.
Nauczyciele niezaprzeczalnie nie należeli do jakiejś najzwyklejszej grupy pedagogicznej, z jaką miałem do czynienia ucząc się w mugolskich szkołach. Niektórzy z nich robili wrażenie już na pierwszy rzut oka inni nie odznaczali się niczym szczególnym.
Pośród dość sporej elity czarodziejów i czarodziejek jeden mężczyzna nie pozwalał o sobie zapomnieć zbyt łatwo. Najbardziej oziębły i oschły ze wszystkich, z jakimi miałem do tej pory styczność. Czarne niczym dwa węgle oczy, które błyszczały niebezpiecznie osadzone na pokrytej jaśniuteńką skóra twarzy i miejscami przykryte pasmami ciemnych włosów uważnie obserwowały każdy ruch w klasie, a wysoka, szczupła sylwetka tylko dodawała mu powagi. Głos miał ostry, przypominający głęboki pomruk spoza grobu, który tu odbijał się od zimnych murów i niknął w ciemnościach lochu.
Wydawał mi się być pięknym w swojej niedostępności i obojętności na wszystko poza szacunkiem do własnej osoby. Mimowolnie drżałem, gdy z pogardą wypowiadał moje nazwisko, a jego uwaga, co jakiś czas skupiona była na Draco, który zalotnie odpowiadał uśmiechem lub minimalnym, zmysłowym ruchem warg.
Krew się we mnie gotowała za każdym razem, kiedy widziałem jak ich spojrzenie krzyżowały się, a klatki piersiowe poruszały w tym samym delikatnie przyspieszonym tempie. Nawet, jeśli z początku niemożliwym wydawały mi się łączące ich ze sobą pozalekcyjne układy to im dłużej przyglądałem się zachowaniu Malfoya tym bardziej byłem o niego zazdrosny.
Wizja jasnowłosego chłopaka, który z zafascynowaniem pozwalał mężczyźnie na wszystko, czego tylko zapragnie nauczyciel nie tyle denerwowała mnie, co dodatkowo podniecała. Obaj pewni siebie, opryskliwi, delikatnie mroczni i tajemniczy... Wolałbym samemu stać się ‘ofiarą’ ich wspólnych ‘zabaw’ niż pozwolić na to, by robili to sami.
- Draco, zostaniesz chwile po lekcji... – rzucił chłodno Snape znad leżących na biurku pergaminów, kiedy tylko wrzawa spowodowana przez Neville’a ucichła.
- Dobrze, panie profesorze. – w głosie jasnowłosego zabrzmiała specyficzna nuta, która niemal wyprowadziła mnie z równowagi.
Jak to było możliwe, że chłopak z taką chęcią dostosowywał się do poleceń nauczyciela eliksirów? Gdyby nie fakt, że profesor także na mnie działał niczym jakiś afrodyzjak prawdopodobnie uznałbym wszystko to za czysty przymus, a nie dobrą wolę i szczere chęci.

Przez resztę dnia nie potrafiłem myśleć o niczym innym jak tylko o profesorze, który zdołał mnie poniżyć już na pierwszej lekcji i zniewolić jednym tylko spojrzeniem pełnym odrazy, i nienawiści.
- Gdybym spotkał go w ciemnym zaułku jestem pewny, że nie puściłby mnie wolno... – westchnąłem raczej z nadzieję niż strachem zmierzając w towarzystwie Rona na kolejne zajęcia.
- On nikogo by nie puścił. Człowieku to potwór, a nie nauczyciel! Wolę nie wiedzieć jak traktuje tych, którzy mu podpadną i zostaną z nim sam na sam. – rudzielec zadrżał na samą myśl o tym. – Chyba tylko Malfoy może robić sobie, co mu się żywnie podoba! – warknął – Ma wpływowego ojca i każdy tylko skacze wokół niego!
Taak, Malfoy był jednym z tych, którzy mogli mieć wszystko. Piękny, inteligentny, bogaty i dumny. Nie spędził w szkole nawet tygodnia, a już miał grono adoratorek i rzeszę przyjaciół. Wystarczyło jedno jego skinienie i niemal każdy klęczał u jego stóp, a nawet ci, którzy nie chcieli się przyznać do tego, jakie wrażenie wywierał na nich jasnowłosy na każdym kroku starali się być w jego pobliżu.
- I się doczekałem... – westchnąłem.
- Co? – Ron popatrzył na mnie dość dziwnie.
- Nie, nie, nic takiego – wyszczerzyłem się z równie głupią miną.
Dursley’owie trzymali mnie w zamknięciu, a w szkole raczej każdy trzymał się z daleka ode mnie. Mogłem się założyć, iż właśnie to wpłynęło na mnie w taki, a nie inny sposób. Byłem napalonym, perwersyjnym dzieciakiem, który zawsze wpakuje się w jakieś kłopoty.
Piękny początek nowego życia.

 

 

Rozdział III

Myśli o Potterze odeszły dokładnie w chwili, gdy przekroczyłem próg klasy, a teraz wszyscy posłusznie opuścili salę, podczas kiedy ja stałem przy ławce czekając na jakikolwiek gest ze strony mężczyzny. Jego chłodne spojrzenie utkwione było w drzwiach, lecz kiedy tylko zamknęły się za ostatnim ze Ślizgonów niesamowicie ciemne oczy nauczyciela zwróciły się w moją stronę.
Snape usiadł za biurkiem i odgarnął z twarzy kilka kosmyków czarnych włosów.
- Draco, wiesz, o co prosił mnie twój ojciec? – ostry ton głosu mężczyzny sprawił, że przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Tak – odparłem siląc się na pewność siebie.
- Więc wiesz także, czego od ciebie oczekuję – uniósł nieznacznie brew – Posłuszeństwa. Za każde przewinienie będę cię karał osobiście i indywidualnie. Nie będzie mnie obchodziło jak się czujesz, czy masz ochotę. Rozumiemy się?
Moje źrenice poszerzyły się i pragnąłem wyrazić swój sprzeciw, jednak efektem tego był taki, że posłusznie spuściłem głowę i wymamrotałem mało przekonywujące:
- Tak.
- Świetnie. Dziś wieczorem, po kolacji, w moim gabinecie. Możesz odejść.
Milcząc opuściłem pomieszczenie.
Miałem nadzieję, że nauczyciel będzie milszy w stosunku do mnie jednak, czego mogłem spodziewać się po mężczyźnie, który pozostając w związku z moim ojcem musiał znosić moją matkę, by w chwili oświadczyn zostać odepchniętym na bok? Wydawało mi się, iż za każdym razem, gdy czarne tęczówki skupiały się na mnie błyszczała w nich tęsknota i ból po stracie Lucjusza.
Jego ciało na pewno wiele przeżyło i wiele mogło mnie nauczyć. Te dłonie o długich, szczupłych palcach, wąskie usta jakby stworzone do sarkazmu i cięty język bez wątpienia kryły więcej tajemnic niż mogłem sobie wyobrazić.
Byłem ciekaw jak będzie wyglądała pierwsza ‘lekcja’, jakiej udzieli mi mężczyzna. Ojciec wielokrotnie zapewniał mnie, że poza nim samym tylko i wyłącznie Snape godny jest tego by mnie nauczać i wyłącznie on posiada odpowiednie umiejętności. Jak widać dzisiejszej nocy miałem się przekonać, do jakiego stopnia mój ojciec mówił prawdę.

Zanim się obejrzałem stałem już pod drzwiami gabinetu Snape’ a i naciskałem na klamkę. Z cichym skrzypnięciem ostrzeżenia ustąpiły ukazując mi niewielkie, zacienione biuro. Niewiele było tu do oglądania, ale i obecność mężczyzny bynajmniej do tego nie nakłaniała.
- Dobrze, że w końcu się zjawiłeś. – syknął i wstał z fotela wyciągając rękę w moim kierunku przyzywając tym samym do siebie. Posłusznie zbliżyłem się, a lekko kościste palce zacisnęły się na mojej szczęce, zaś ciemne oczy uważnie zaczęły wpatrywać się w moje.
Dopiero teraz mogłem przyjrzeć się nauczycielowi. Nie był piękny, ale nie należał także do brzydkich. Ja raczej określiłbym go mianem ‘specyficzny’. Niczym nietoperz... Tak, to idealne porównanie. Nie ptak, ani nie gad... Wyważone połączenie zalet i wad.
Jęknąłem cicho, kiedy powoli uścisk zaczął sprawiać mi ból, na co mężczyzna zareagował chłodnym, karcącym spojrzeniem, jako że nie powinienem okazywać słabości. Puścił mnie nie powiedziawszy już nawet słowa i powoli podszedł do wnęki w ścianie, która okazała się zawierać w sobie drzwi do kolejnego pomieszczenia. Snape otworzył je pewnie i posłał mi znaczące spojrzenie, więc jako pierwszy przekroczyłem próg stając w ciemnej, surowo urządzonej sypialni. Duże łóżko stało na środku pod jedną ze ścian, a niewielkie okno po prawej stronie było zasłonięte przez ciemne zasłony. Poza nimi jedynie obszerna szafa, szafka nocna, fotel i kominek mogły stanowić jakikolwiek wystrój tego miejsca.
Snape nie odzywał się nadal, jednak przysunął się do mnie i bezpośrednio sięgając moich spodni rozpiął guzik, a zaraz potem zajął się rozporkiem. Pchnął mnie na fotel i przykucnął wkładając rękę za moją bieliznę, tym samym opuszczając ją trochę.
Podskoczyłem lekko i zajęczałem czując jak jego dłoń obejmuje mój członek. Podrażnił go szybkim ruchem doprowadzając mnie tym samym do lekkiej erekcji. Jego palce mocno ściskały mojego penisa, a tarcie, jakie powodowały powoli zaczęło sprawiać mi wielką przyjemność. Nawet nie zauważyłem, kiedy nasienie zaczęło spływać zarówno po ręce nauczyciela, jak i moim ciele za to wyraźnie dostrzegłem, a dokładniej poczułem, kiedy mnie puścił i wstając rzucił zimne:
- Dokończ.
Speszyłem się i sam objąłem własne przyrodzenie starając się jak najdokładniej wzorować na mężczyźnie, mimo wszystko różnica była wielka. Moja dłoń w niczym nie przypominała o wiele większej profesora, a jego pewność i siała cudownie podniecały.
- Rozłóż szerzej nogi.
Kolejne polecenie wypowiedziane w ten sam obojętny sposób sprawiło, że wraz z moim przyspieszonym oddechem wyrwał się także jęk. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu, dzięki czemu wydawało mi się, że pieszczota jest bardziej namiętna. Niewielka ilość spermy, której wypłynięcia nie kontrolowałem zaczęła być nieprzyjemna i drażniąca, ale i zwiększała wilgotność mojej dłoni oraz członka.
Niemal dochodziłem mając mroczki przed oczyma, jednak wtedy padły kolejne ostre słowa.
- Nie pozwoliłem ci jeszcze dojść.
Gdyby nie fakt, że byłem już cholernie podniecony i zmęczony żądałbym od Snape’ a większego szacunku, jednak teraz wszystkie moje myśli były w nieładzie i kierowałem się jedynie instynktem, który chciał bym już osiągnął spełnienie.
- J... Ja już... nie... – wycharczałem, a moje mięśnie spięły się, gdy wraz z głośnym krzykiem moje nasienie rozlało się po moim ubraniu, ciele, a także fotelu i podłodze.
Usłyszałem ciche trzaśnięcie drzwiami, a nauczyciela już nie było w pokoju.

 

 

Rozdział IV

Jak na chłopca znanego przez całą szkołę i każdego czarodzieja, na którego zdołałem się natknąć byłem strasznie naiwny. Zamiast siedzieć z Ronem i bliźniakami musiałem włóczyć się po korytarzach zmierzając do sali Obroni Przed Czarną Magią, gdzie rudzielec zostawił podręcznik, bez którego ciężko byłoby zrobić zadania, a poza tym był pełen małych karteczek, na których naśmiewaliśmy się z nauczyciela. Gdyby dostały się one w ręce któregoś z profesorów na pewno nie mielibyśmy łatwego życia, a i tak nauka dawała się nam we znaki.
Denerwowało mnie to, że Malfoy jakoś chwilowo nie zwracał na mnie uwagi. Nie byłem w prawdzie uzależniony od niego, ale mimo wszystko czułem się bardzo nieswojo, kiedy mijał mnie na korytarzu nie obdarzywszy pogardliwym spojrzeniem, czy też jakimś wrednym komentarzem.
- Odpłacę mu się... – mruknąłem i poczułem, że dotąd stabilne podłoże pod moimi stopami znika. Jęknąłem cicho i zamknąłem mocno oczy czekając na upadek, w którym ucierpi mój tyłek. Jak na zawołanie uderzyłem tylnią częścią ciała o twardą podłogę czując jak wilgoć wnika w moje spodnie. Zerwałem się szybko podpierając rękoma o mokrą posadzkę. Nie było to przyjemne, ale najgorszym uczuciem były lekko klejące się do ciała jeansy. Nie miałem pojęcia, co właściwie miało to znaczyć, ale i wolałem w to nie wnikać.
- Nic ci nie jest? – spokojny, męski głos wystraszył mnie, a odwracając się naprędce spojrzałem w ciemno niebieskie, niemal granatowe oczy chłopaka. Gładkie, czarne włosy do ramion delikatnie przysłaniały lekko opaloną skórę na policzkach i czole, a wąskie usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
Stałem lekko zszokowany. Zielono, srebrny krawat zdobił jego pierś i szyję rozwiązany i przewieszony byle jak, a biała koszula z rozpiętymi, co najmniej czterema guzikami ukazywała idealnie zbudowaną pierś, jednak delikatny wyraz jego twarzy był czymś zupełnie odbiegającym od normy. Wysoki, miły... Chyba tylko spokój i delikatny chłód zdobiący jego oblicze paskowały do godła Slytherinu. Najbardziej kontrowersyjny był jednak mop, który chłopak trzymał w ręce, a z którego niedbale ściekała woda.
Poczułem dość ostry impuls podniecenia, który przyprawił mnie o dreszcze, a mój wzrok zatrzymał się na rozporku spodni chłopaka, jednak szybko przeniosłem go z powrotem na piękną twarz. Czułem jak moja ślina robi się specyficznie lepka, a język powoli zwilża wargi.
- Nic ci nie jest? – powtórzył nieznajomy, a ja pokręciłem głową – To ty jesteś Harry, prawda? – posłał mi przyjazny uśmiech i zbliżył się trochę. Jednym ruchem odgarnął mi z czoła włosy i zatrzymał spojrzenie na mojej bliźnie. Przejechał po niej palcem i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Nie rozumiałem go, ale podobała mi się ta specyficzna aura, jaką wokół siebie rozsiewał. Lekko tajemniczy i pociągający. Idealny, jeśli chciało się o czymś, lub kimś, zapomnieć.
- Piękna... – westchnął i pochylił się, a ja poczułem jego wilgotny język na swoim czole.
Jęknąłem i zacisnąłem dłonie na jego koszuli nie pozwalając, aby się odsunął. Czułem jego przyjemny zapach, który na pewno nie był zwykłą, tanią wodą po goleniu. Usłyszałem ciche westchnienie zadowolenia i poczułem gorące dłonie chłopaka na swoich pośladkach. Ścisnął je lekko i przesunął usta na moją szyję.
Nowe doznanie, a jednak działało w całkiem znajomy sposób. Nie wiem, dlaczego, ale nie stawiałem oporu. Chciałem tego, nie zważając na konsekwencje. Może był to efekt mojego odosobnienia i nikłego kontaktu z ludźmi, a może po prostu chciałem zapomnieć o tym, co mnie męczyło i wyżyć się w jakiś sposób? Nie myślałem, nie zastanawiałem się, po prostu zgadzałem się na każdy ruch.
Chłopak wydawał się wiedzieć, co robi. Jego język zrównał się z wargami i zaczął pieścić skórę na mojej szyi.
Mop już dawno wylądował na ziemi, a ja zapomniałem o przykrym incydencie sprzed kilku chwil.
- Chodź – wyszeptał Ślizgon i szybkim krokiem odszedł ode mnie zmierzając w kierunku jednej z klas. Otworzył drzwi i ruchem głosy nakazał mi wejść do środka.
Jego ciało było idealnie opanowane, podczas kiedy moje drżało z niecierpliwości.
Kilkakrotnie widziałem na jakiś filmach oglądanych w szkole przez kilku chłopaków ze starszych klas, jak wygląda sex między mężczyznami, jednak nie myślałem, że w końcu sam tego spróbuję.
Stanąłem na środku sali lekcyjnej, a nieznajomy zamknął drzwi i stanął przy biurku. Oparł się o nie i odgarnął z czoła ciemne pasma, a jego granatowe oczy lśniły w nikły świetle wpadającym przez zakurzone okno.
- Nie myślałem, że Harry Potter może być tak chętny – roześmiał się przyjaźnie – Jestem Michael Sith, szósta klasa w Slytherinie. Co jeszcze... Poza tym, że latam z miotłą po szkole i szoruje korytarze za karę, to chyba nic. – Podszedł sunąc dłonią po blacie. – Siadaj...
- Z... Zrobisz to? – zapytałem niepewnie dziwiąc się, że przez moją krtań w końcu zdołały przejść jakiekolwiek słowa.
- Jeśli pozwolisz... – oblizał wargi i powoli przejechał językiem po zębach. – Jeśli chcesz... –dodał i przeciągnął się – Dawno już się nie bawiłem, więc warto sprawdzić czy nie wyszedłem z wprawy.
Nie wiem, jakim cudem, ale przypomniałem sobie w końcu o zażenowaniu i z rumieńcem na twarzy usiadłem we wskazanym mi miejscu, czując jak sprawne palce sunął po moim biodrze i udzie. Chłopak rozpiął guzik swoich spodni i rozsunął rozporek, a zaraz potem stanął między moimi nogami biorąc w zęby płatek mojego ucha przygryzając go i liżąc równocześnie. Jego dłonie sięgnęły mojego krawatu i szybko pozbyły się go odrzucając gdzieś w głąb klasy.
Nie wiedziałem do końca, co robić, dlatego drżący i już podniecony oparłem się o lakierowany blat lekko wyginając, podczas gdy Michael ściskał moje uda zaledwie kilka centymetrów od czułego miejsca, a mokra już pieszczota dotarła do mojej koszuli. Ślizgon ostatni raz polizał całą moją szyję i zaczął za pomocą ust i zębów rozpinać guziki mrucząc przy tym cicho. Był wyzywający i bez sprzecznie doświadczony. Rozsunął na boki jasny materiał i zaczął całować moja pierś zatrzymując się przy sutku, wokół którego językiem zatoczył kółeczko.
Jęknąłem głośno. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jak przyjemnie może to być. Zacisnąłem dłonie na krawędzi mebla przygryzając wargę. Było mi dobrze, a moje nie dopieszczone ciało chciało odczuwać więcej tych cudownych doznań.
Ślizgon pchnął mnie lekko i zsunął mi z bioder spodnie wraz z bielizną. Westchnął głęboko patrząc na moje nagie ciało i sztywny członek.
- Nie myślałem, że dane mi będzie rozdziewiczyć samego Pottera – zaśmiał się dotykając jednym palcem mojego penisa i wędrując po nim, aż do jąder.
Krzyknąłem cicho czując ciepły dotyk i widząc uśmiechniętą twarz, która tak dokładnie pokazywała całe piękno pożądania. Położyłem się na boku, kiedy jego ręce zmusiły mnie do tego mocno ściskając moje pośladki i odwróciłem speszony twarz, kiedy chłopka polizawszy palec jedną ręka podniósł mi nogę kładąc ją na swoim ramieniu, zaś druga, pokrytą śliną rozszerzył dwie półkule mojego tyłka bezceremonialnie wsuwając palec w moje wejście.
Wygiąłem się i krzyknąłem cicho uciekając biodrami, lecz on tylko mocniej naparł dłonią głębiej wciskając się w moje wnętrze. I zaczynając ruszać ręką tak by jak najdokładniej i najszybciej mnie rozszerzyć.
Wystarczyła minuta, a on już pieścił mnie dwoma palcami oddychając szybko. Kilka chwil później nawet nie pytając o zgodę wsunął we mnie swój członek z jękiem rozkoszy i wydając się nie słyszeć mojego krzyku. Wszedł do połowy i zatrzymał się, a kiedy tylko ucichłem łkając pchnął zagłębiając się niemal w całości.
- Zaraz ci przejdzie i będziesz błagał o więcej. – wysapał ściskając moje uda i szerzej rozkładając mi nogi.
Czułem, że nawet, jeśli to bolało to było cholernie przyjemne i podniecające, a mój penis płoną na równi z jego, który dokładnie, szybko i mocno penetrował moje wnętrze.
Początkowe łzy bólu zamieniły się w namiętne jęki i ciche krzyki rozkoszy. Ślizgon zamykając oczy skupił się na sobie, a ja mocno ściskając mój członek pieściłem sam siebie rozkoszując się niesamowitym uczuciem czyjejś obecności w moim ciele.
- J... Jeszcze... – wyjęczałem nabijając się bardziej na chłopaka – T... Tak!
- Cholera! Nigdy nie myślałem, że przepieprzę Pottera! – powiedział szybko i jęknął.
Niemal piszczałem czując drażniące tarcie i materiał ubrania Michaela ocierający się o moje spocone uda. Ciche skrzypnięcie drzwi dopiero po chwili uświadomiło mi, że ktoś musiał wejść do klasy.
- K... Ktoś tu... jest! – zawyłem nie mogąc powstrzymać się od zajmowania się własną erekcją, ale Sith nawet się tym nie przejął.
- Więc szybciej się spuść! – westchnął namiętnie i z całych sił wbił się w moje wnętrze, przez co poczułem, że nie wytrzymam, a moja sperma pokryła blat biurka i moją dłoń.
Ślizgon jeszcze chwilę napierał na mnie, a później sam w głośnym ‘tak’ wylał się we mnie. Jego nasienie wypełniło mnie całkowicie, a on nie miał zamiaru wychodzić.
- To było niezłe... – sapnął i szybko, lecz z niechęcią opuścił mój odbyt, a wyciągając z kieszeni chusteczki zaczął wycierać swoje ciało – Było mi bardzo miło pana poznać, panie Potter – roześmiał się i zmierzwił mi włosy.
Nie byłem w stanie się podnieść. Drżałem i sapałem głośno, a pot kleił się do koszuli, jednak było warto. Niezapomniane przeżycie, którego wspomnienie będzie mnie podniecać przez najbliższe może i nawet lata.
Z trudem spojrzałem w stronę drzwi. Nie było nikogo.

 

 

Rozdział V

Po tym jak widziałem Pottera pieprzącego się w klasie z jednym ze starszych Ślizgonów wiele dni nie mogłem dojść do siebie. Nie wiem, co on sobie myślał, ale ja na pewno nie byłbym gorszy niż jakiś tam szóstoklasista. I miałem zamiar to udowodnić! Niestety jak na złość Snape ani myślał spotkać się ze mną w celu dalszej edukacji indywidualnej, przez co chodziłem rozdrażniony i starałem się jak najgłębiej zaleźć za skórę zarówno Potterowi jak i jego głupim kolegą.
Okazja trafiła się dość szybko i koniec końców trafiłem wraz z okularnikiem, przemądrzałą szlamą i niedorozwiniętym grubasem do Zakazanego Lasu. Wystarczył malutki fortel i już miałem Harrego w zasięgu ręki. Wystarczyłoby pchnąć go na najbliższe drzewo i przerżnąć tak, by równocześnie jęczał żebym przestał i błagał mnie o więcej.
Niestety nic nie trwa wiecznie, a to Coś, które dobierało się do jednorożca ostatecznie wybiło mi z głowy jakąkolwiek zemstę na Potterze. Nie miałem zamiaru dać się zabić jakiemuś żałosnemu stworowi, na widok, którego miałem ochotę zwrócić kolację, którą jadłem przed przyjściem tutaj. Ucieczka wydawała mi się najmądrzejszym rozwiązaniem, a krzyk był odruchem niekontrolowanym.
Gdyby nie ciemność i gęste zarośla o wiele łatwiej byłoby mi wydostać się stąd i opuścić to przeklęte miejsce. Gałęzie uporczywie smagały mnie po twarzy, a jedna z nich zdołała przeciąć mi policzek tuż pod prawym okiem. Miałem ochotę wrócić się i zniszczyć całe to francowate drzewo.
Dopiero po dłuższym biegu, kiedy serce boleśnie biło w piersi, a gardło rozrywało silne pieczenie za każdym razem, gdy łapałem powietrze, czy też przełykałem lepką ślinę, zwolniłem i stanąłem na skraju jakiejś niewielkiej polany. Światło księżyca przebijające się przez korony drzew rzucało blady blask na trawę i nieliczne kwiaty. W przeciwieństwie do gęstwiny lasu tutaj powietrze wydawało się mniej duszne.
Zamarłem słysząc szmer po drugiej stronie polany, a łzy napłynęły mi do oczu. Gdyby nie przerażenie, które mną zawładnęło byłbym w stanie rozpoznać rytmiczny tętent kopyt.
Wystarczyła chwila, a z głębi lasu wyłoniła się wysoka postać, wchodząc w smugę światła księżyca.
Moje usta otworzyły się, a źrenice niemal całkowicie wyeliminowały jasne tęczówki. Sam nie wiem czy moje ciało zaczęło drżeć ze strachu czy zachwytu, gdy błyszczące oczy skupiły się na mnie. Mój wzrok niemal lizał cudownie zbudowaną pierś istoty pokrytą jasną, delikatną skórą. Nogi stworzenia przypominały tułów konia o lśniąco białej maści i długim, srebrzystym ogonie. Centaur zbliżył się powoli, podczas kiedy ja nie mogłem, lub po prostu nie chciałem się ruszyć. Teraz dokładnie mogłem dostrzec piękną twarz istoty. Męskie, lecz delikatne rysy, wąskie, cudownie wykrojone usta, duże bladobłękitne oczy, wąskie brwi i bielusieńkie, długie włosy upięte wysoko w ciasny kucyk.
Jęknąłem cicho, gdy moje zmysły zarejestrowały subtelny ruch mięśni na płaskim brzuchu stworzenia.
Niemal Anielskie oblicze zamarło w odległości około kilku centymetrów od mojej twarzy.
- Nazywam się Kero – powiedział cicho, a ja przymknąłem oczy rozkoszując się ostrym, jednak niesamowicie głębokim i zmysłowym brzmieniem jego głosu. Duże dłonie centaura objęły moją twarz, a ciepły oddech zaczął pieścić wnętrze moich ust w chwili, gdy władcze wargi zaklęły czas w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku. Silne ramiona objęły mnie w pasie, akurat w chwili, gdy moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa uginając się. Kero spokojnie pozwolił mi usiąść na trawie samemu klękając i ponownie muskając moje usta. Jego ciepły, wilgotny język rozsunął moje wargi wsuwając się w nie i pieszcząc dosłownie każdy zakamarek ich wnętrza. Zajęczałem i unosząc ręce wsunąłem je w miękkie, aksamitne włosy. Stworzenie odsunęło się ode mnie i polizawszy moje wargi pozbyło się cienkiej nitki naszej śliny, która łączyła jego usta z moimi.
Dół jego ciała rozbłysnął srebrną poświatą, a kopyta zamieniły się w nogi. Teraz klęczał przede mną zupełnie nagi, zwodniczo piękny mężczyzna o idealnie proporcjonalnym ciele, które wywoływało u mnie dreszcze podniecenia. Mój wzrok zachłannie wędrował po każdym kawałku cudownego ciała, a wargi same przysunęły się do jasnej skóry na piersi, którą zaczęły muskać. Język zazdrosny i cienką, gorącą powłokę pieszczoną przez usta sam powoli zaczął smakować wspaniałej skóry. Zsunąłem z włosów Kero wiążący je rzemyk i z westchnieniem zachwytu wczesałem palce w gęste, śnieżnobiałe włosy. Całe moje ciało już teraz drżało w początkowej ekstazie, a gorące dłonie delikatnie masujące mój kark potęgowały narastające pożądanie.
Centaur naparł na mnie całym ciałem i położył na wilgotnej trawie obdarzając kolejnym mocnym, długim pocałunkiem, podczas którego jego dłonie zaczęły wsuwać się pod materiał moich ubrań. Zajęczałem po raz kolejny czując, z jaką siłą, namiętnością, ale i spokojem badają moją pierś naciskając na każde z żeber i docierając do sutków. Kero oderwał się ode mnie i zręcznie zdjął górną warstwę mojej odzieży całując oraz liżąc zachłannie moją szyję, mostek i całą klatkę piersiową. Zaczynając ssać i przygryzać moje sutki bez zbędnych obiekcji zsunął mi spodnie wraz z bielizną i unosząc się spojrzał na moje ciało.
- Idealny jak każdy Malfoy – westchnął i oblizał wargi. Dłońmi przesunął po całej długości moich ud od kolan po jedno z najbardziej intymnych miejsc na moim ciele. Mocno objął moje jądra, po czym zacisnął palce na moim członku i pochylając się wsunął go całego w swoje wargi. Poczułem jak zrobiło mi się niesamowicie gorąco, gdy centaur podrażnił mnie językiem i zaczął mocno ssać tym samym dwoma palcami sunąc po mojej piersi docierając do sutka. Dwoma palcami zaczął go lekko szczypać i pocierać, co sprawiło, że krzyknąłem cicho wypychając biodra do góry. Kero zamruczał, przez co jego wargi zadrgały sprawiając mi tym jeszcze większą przyjemność. Starałem się wytrzymać jak najdłużej nie chcąc kończyć czegoś tak przyjemnego, jednak pot na moim ciele stawał się nieprzyjemnie chłodny.
Stworzenie mocno zacisnęło wargi u samej nasady mojej męskości i zaczęło wysuwać mnie z ciepłego wnętrza niesamowitych ust zatrzymując się przy samym czubku, który teraz drażniło językiem i co jakiś czas zębami. Krzyknąłem łapiąc oddech i drżąc tym samym, wplatając dłonie w jaśniutkie włosy. Z całych sił przyciągnąłem głowę centaura do swojego krocza pragnął ponownie zagłębić się we wnętrzu jego warg. Machinalnie zacząłem poruszać biodrami wysuwając się i wsuwając w te wspaniale miękkie usta, które posłusznie pozwalały bym je pieprzył.
Zdając sobie sprawę z własnej przewagi i zmysłowego dotyku na podbrzuszu z jękiem doszedłem wewnątrz Kero, jednak nie przestawałem poruszać się i wzdychać głośno. Było mi zbyt dobrze bym miał samemu to przerywać. Dopiero piękna istota brutalnie podniosła się i przełknęła moje nasienie, by po chwili pochylić się nade mną.
- Zliż to, co zostało – rozkazał cicho i rozchylił usta, z których wyłonił się jego język pokryty specyficzną substancją. Posłusznie przyciągnąłem go do siebie i zacząłem zlizywać własną spermę z warg, ich wnętrza, a także języka centaura. Na nowo zacząłem odczuwać podniecenie, więc uniosłem biodra ocierając się swoim penisem o sporych rozmiarów erekcję długowłosego. Jęknął namiętnie i oderwał się ode mnie. Usiadł między moimi nogami i uniósł dolną cześć mojego ciała tak, iż schylając się mógł spokojnie sięgnąć moich pośladków, które sprawnie rozsunął jedną dłonią, a tym samym wilgotny język mocno wniknął w moje wejście. Oddech Kero łaskotał moją skórę, jednak ja mogłem jedynie jęczeć czując jak się mną bawi.
Zadrżałem czując jak język zastępuje palcem, który mocno i głęboko wsunął we mnie tym samy zginając go nieznacznie, co sprawiło, że poruszyłem się nerwowo.
- Chcesz więcej? – zapytał zachrypniętym głosem uśmiechając się lekko.
- T... Tak! – krzyknąłem cicho i pozwoliłem by wepchnął mi drugi z palców. Nie zwracałem uwagi na dziwne uczucie i minimalny ból spowodowany tym, że nikt nigdy nie drażnił mnie w takim miejscu w taki sposób.
- Jeśli twoje mięśnie będą zaciskać się tak samo na moim penisie to nie licz na odpoczynek – zaśmiał się i niemiłosiernie dołączył trzeci z palców wsuwając je najgłębiej jak tylko było to możliwe.
Spod przymkniętych powiek widziałem jego błyszczące pożądaniem i szaleństwem oczy. Był niesamowicie piękny, a teraz wydawał się być także podniecająco niebezpieczny.
- Wsadź... go! – zawyłem ryjąc paznokciami w ziemi i tylko czekając aż centaur wejdzi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin