Część 1 Siedzieliśmy w moim pokoju i teoretycznie rozwiązywaliśmy zadania z trygonometrii. W praktyce leżeliśmy na łóżku i zajmowaliśmy się sobą. W pewnym momencie Edward oderwał się od moich ust i jęknął. - Co się stało?- zapytałam mojego ukochanego. - Tak bardzo chciałbym być człowiekiem! - O co ci znowu chodzi? - Nie musiałbym się zachowywać odpowiedzialnie… Mógłbym sobie pozwolić na więcej. - Znasz moje zdanie. Jak dla mnie możesz sobie pozwolić na więcej już teraz. Znowu go pocałowałam. Przeczuwając, że za chwilę znów mnie odepchnie postanowiłam wykorzystać sytuację maksymalnie i zdjęłam mu koszulę. - Przestań, Bello. A nie mówiłam? Edward był zbyt przewidywalny. - Nienawidzę tego czym jestem. - szepnął. Przytuliłam się do niego mocnej. Pocałowałam go w zimny tors i nagle poczułam nieodpartą ochotę, aby go ugryźć. Nigdy wcześniej nie miałam takich głupich myśli. O mój Boże, czy to jakieś zboczenie? Przez chwilę walczyłam z moim ciałem, jednak nie wytrzymałam. Zbliżyłam usta do jego szyi i wbiłam w nie zęby. Ciekawe ile ich połamałam? - pomyślałam w pierwszej chwili. Po chwili jednak dotarła do mnie prawda. Ja NIE MOGŁAM go ugryźć. To przeczyło wszelkim zasadom. Fakty były jednak faktami: w miejscu gdzie wbiłam zęby widniał niewielki, ale wyraźny półksiężyc. Zerknęłam na Edwarda zaskoczona. On, nie mniej zaskoczony, spojrzał na mnie. Po chwili w jego oczach zabrakło jakiegokolwiek wyrazu, a jego twarz wykrzywiła się w głupkowatym uśmiechu godnym Mike’a. - Przepraszam. - powiedziałam. - Nie wiem co mnie naszło. Po prostu poczułam, że albo cię ugryzę albo oszaleję. Zero reakcji. - Edwardzie, naprawdę bardzo mi przykro. Ale swoją drogą… To przecież niemożliwe, prawda? Cisza. - Obraziłeś się? W dalszym ciągu nic. - Możesz iść. Ja cię nie zatrzymuję. Może jak trochę ochłoniesz, to mi wybaczysz… To już zaczynało być denerwujące. Gdyby chociaż się odezwał! Przez kilka minut leżeliśmy w ciszy. W końcu Edward wydał jakiś odgłos. Nie do końca taki, jakiego się spodziewałam, ale przynajmniej przerwał tą okropną ciszę. Mianowicie zaczął się śmiać. I to jak! Nigdy wcześniej nie słyszałam takiego śmiechu u niego. Nawet, gdy okazało się, że Jacob ma pchły i musi nosić specjalną obrożę! - Edwardzie, na litość boską! Ciszej, bo przyjdzie Charlie! Zignorował mnie. Wściekła nie na żarty zadzwoniłam do Alice. - Edward zachowuje się jak nieodpowiedzialny dureń. Mogłabyś po niego przyjechać? Obawiam się, że sam się nie dowlecze do domu. - Jasne, Bells. Będę za trzy minuty. A tak nawiasem to co mu się stało? - Nic nie widziałaś? - Nie… Musiałam coś przeoczyć. Ale co mu się stało? Teraz miałam do wyboru dwa wyjścia: albo zataję to co zrobiłam, albo się przyznam i Alice pomyśli, że jestem nienormalna. Gryźć wampira? Szczyt głupoty. Musiałam jednak wyznać przed samą sobą, że nie chodziło o Alice, tylko o Emmetta. Znając jego niewybredne żarciki, nie dałby mi spokoju przez następne 100 lat. Co najmniej. W ułamku sekundy podjęłam decyzję. - Nie mam pojęcia. Po prostu siedzieliśmy w moim pokoju nad trygonometrią i w pewnym momencie zaczął się śmiać. Alice, możesz się pospieszyć? - zerknęłam na mojego chłopaka. Turlał się po podłodze i bił w nią pięściami co powodowało jej lekkie drżenie. - Proszę, pospiesz się! To naprawdę wygląda bardzo dziwnie. Za chwilę przyleci Charlie i Edwardowi nie będzie już do śmiechu. - Okej. Do zobaczenia! Wyłączyłam telefon, a po chwili przez okno weszła zaniepokojona Alice. Spojrzała na swojego brata turlającego się po podłodze, na jego zdezorientowaną dziewczynę (czyli mnie), na zadania z trygonometrii rozłożone na łóżku i na odrobinę tynku w kącie pokoju, który odpadł ze ściany, gdy Edward zataczał się po pokoju. Potem znów spojrzała na Edwarda, wzięła go pod pachy i wyskoczyła przez okno. - Alice! - syknęłam w ciemność. - Odezwij się dzisiaj i powiedz mi czy się uspokoił. Nikt mi nie odpowiedział. Zrezygnowana weszłam pod kołdrę i zasnęłam.
Część 2 To była długa noc. Budziłam się co chwilę zlana potem, by znów zapaść w niespokojny półsen, który był tylko ciągiem obrazów i dźwięków połączonych w plątaninę tego czego się obawiałam i tego, co przeżyłam. Nad ranem pamiętałam jednak tylko sen o balu absolwentów, na którym Edward tańczył z panią Cope, nie zwracając na mnie uwagi oraz drugi, o Jacobie, który z wielkim widelcem krzyczał, że wpoił się w Jaspera. Rano postanowiłam odwiedzić Cullenów. Szybko się umyłam, ubrałam i wsiadałam do swojej furgonetki. Jakimś cudem udało mi się znaleźć zjazd i szczęśliwie dojechać do domu Edwarda. W drzwiach powitał mnie Carlisle, który od razu przeszedł do przesłuchania: - Co się stało wczoraj w twoim pokoju? - Jak się czuje Edward? - Coś mu zrobiłaś? - Coś mu jest? - Mogę usłyszeć odpowiedź?- zapytaliśmy jednocześnie. - Okej, ja odpowiem pierwszy: Edward leży w izolatce. - Jest aż tak źle? - Sama zobacz. - to powiedziawszy zaprowadził mnie długimi schodami do piwnicy. Potem otworzył drzwi i weszliśmy do przestronnego, dobrze oświetlonego pokoju. Ściany były bardzo jasne, zresztą tak samo jak podłoga. W pokoju stała tylko leżanka i jedno krzesło. - To specjalny pokój. Jeśli miałbym kogoś zamienić w wampira, właśnie tutaj spędzał by kilka dni przemiany. - wytłumaczył się Carlisle. Mi jednak w oczy rzuciło się właśnie leżanka, na której leżał Edward. Podbiegłam do niego ze łzami w oczach i przytuliłam się. Edward nie zareagował . Jego twarz w dalszym ciągu była bezosobowa, ale wyglądał na bardzo szczęśliwego. Ucieszyłam się, że nie cierpi, ale w dalszym ciągu nie byłam w stanie zrozumieć dlaczego tak dziwne skutki ma to ugryzienie. No i oczywiście jakim cudem udało mi się wgryźć w marmurową skórę Edwarda. - Teraz twoja kolej. Co robiliście wczoraj w pokoju? - spytał Carlisle rzeczowo. - Trygonometrię - odpowiedziałam automatycznie. - Tą wersję już słyszałem. Wątpię, żeby Edwarda tak bardzo bawiły zadania matematyczne. Jakoś nigdy wcześniej tak nie reagował na ich widok. - Może to uczulenie? - palnęłam bez namysłu. Wolałam udawać idiotkę, niż wyznać prawdę. - Bello, tu chodzi o dobro Edwarda. - powiedział Carlisle beznamiętnym głosem. Tu mnie miał. - Ugryzłam go. - przyznałam się pełna skruchy. Doktora wmurowało. - Jakim cudem…? - nie czekałam aż dokończy. Wybiegłam z ich domu przewracając się na schodach i wsiadłam do furgonetki. Każde szaleństwo ma granice. Następnego dnia nie odbierałam komórki i nie wpuszczałam nikogo do domu. Biedny Charlie był zmuszony spać na wycieraczce, bo wydawało mi się, że gdy tylko otworzę drzwi wejdzie jakiś Cullen. Po pewnym czasie dali mi spokój. Na szczęście nie próbowali wejść siłą i zrozumieli, że potrzebuję trochę czasu, aby wszystko przemyśleć. W końcu wpuściłam rozeźlonego Charliego do domu i pozwoliłam Alice wejść do mojego pokoju przez okno. Nic nie mówiąc wzięła mnie pod pachę i zabrała do swojej rodziny. W salonie czekali już na mnie wszyscy. Gdy tylko weszłam udaliśmy się bez słowa do izolatki. Głupi wyraz na twarzy Edwarda trochę zbladł. - Powiedz nam co tak naprawdę stało się w twoim pokoju. - poprosił Carlisle. Widać nie uwierzył mi wczoraj. Postanowiłam nie kłamać, nawet jeśli doktor uważał to za bzdurę. - Ugryzłam go. - wyszeptałam ponownie. Nastała chwila ciszy. - Mój Boże! Bello, ty jesteś jadowita! - powiedział Emmett z udawanym strachem i schował się za Jasperem. Doktor spojrzał najpierw na Emmetta, potem na mnie i na Edwarda, a na końcu nagle się uśmiechnął i z ogromnym entuzjazmem krzyknął: - Oplujesz mnie?!
Część 3 Spojrzałam na doktora zdezorientowana. Co on powiedział? Kupujesz mnie? Przyjrzałam mu się badawczo. Po co miałabym go kupować? Na organy i tak go nie sprzedam, bo zasadniczo nie żyje. Miałabym go powiesić na ścianie? Doszłam do wniosku, że musiałam się przesłyszeć. - Co proszę? - Opluj mnie, Bello! Proszę! Acha. Czyli jednak nie miałam go kupić. I dobrze. Miałabym strasznie dużo do odkurzania-taki wielki Carlsile wiszący na ścianie, którego musiałabym co sobotę wycierać… Koszmar. Dopiero po chwili dotarło do mnie co on tak naprawdę powiedział. - Co mam ci zrobić? - Opluć mnie! - powiedział ojciec Edwarda z jeszcze większym entuzjazmem. Stojąca dotychczas nieruchomo rodzina nagle ożyła. Wszyscy spojrzeli z troską na Carlisla. Esme postanowiła zabrać głos: - Kochanie… Miałeś dziś ciężki dzień w pracy… Możesz chcesz odpocząć? - Przypominam ci, że jestem wampirem.- powiedział nie odrywając ode mnie wzroku. Wówczas głos zabrał Emmett: - Mój tata-wampir ma skłonności masochistyczne! - powiedział płaczliwym głosem. Skojarzył mi się on z dziesięciolatką z długimi warkoczami, żującą gumę balonową. Wyobraźnia podsunęła mi obraz Emmetta z owymi warkoczami i gumą, ale czym prędzej odgoniłam od siebie ten pomysł. - Spokój! - powiedział Jasper, wyczuwając złość Carlisla. - Tylko niech najpierw Bella mnie opluje! - upierał się ojciec Edwarda. Dom wariatów! Zastanowiłam się przez chwilę. Albo ucieknę (choć wątpię, żeby mi się to udało - widziałam, że Carlislowi naprawdę zależało na tym o co prosił), albo go opluję. On tymczasem wyciągnął rękę i czekał. Okej, skoro tak mu na tym zależy… Odczekałam chwilę, aż wystarczająca ilość śliny napłynie mi do ust i splunęłam w jego dłoń. Niestety nie trafiłam dokładnie i moja ślina znalazła się na wszystkich twarzach Cullenów. Spojrzeli na mnie z pode łba, ale potem przenieśli wzrok na głowę domu, która wpadła na tak głupi pomysł. - Przepraszam -szepnęłam. Tymczasem Carlisle badał swoją rękę. Podeszłam do niego, aby razem z nim pokontemplować zawartość jego dłoni. Na chwilę zaległa cisza. Trwaliśmy w oczekiwaniu. Po chwili zauważyłam, że jego skóra wchłonęła wydzielinę, a na dodatek w tym miejscu stała się odrobinę ciemniejsza, podobna odcieniem do mojej karnacji. Carlisle z zafascynowaniem przyglądał się temu zjawisku. Po chwili dotknął to miejsce i aż krzyknął ze zdziwienia: - Ciepłe! Na te słowa wszyscy dotknęli miejsca, w które trafiła je ślina. Emmett miał największego pecha, bo trafiłam mu do nosa i wyglądał dość głupio badając temperaturę w jego wnętrzu. Ja podeszłam do ojca Edwarda. Rzeczywiście, miejsce w którym skóra wampira wchłonęła moją ślinę było ciepłe. Tak ciepłe jak temperatura ciała człowieka. I tak samo miękkie. W tej chwili musieliśmy przerwać badania wpływu mojej śliny na skórę wampira, bo usłyszeliśmy przeciągłe ziewnięcie. - Ocochodzi? - wyjąkał zaspanym głosem mój ukochany. Odwróciliśmy się wszyscy jak na komendę. Edward podniósł głowę i otworzył oczy. Przyjrzałam mu się badawczo i zauważyłam jakąś różnicę w jego twarzy. Nie myślałam jednak o tym dłużej, tylko rzuciłam mu się na szyję. - Tak się cieszę, że się ocknąłeś! - wykrzyknęłam radośnie i pocałowałam go. Po chwili jednak przypomniało mi się, że za moimi plecami stoi cały zestaw wampirów i zawstydzona odkleiłam się od Edwarda. Spojrzałam mu w oczy i zrozumiałam jaka zmiana w nim zaszła: jego oczy stały się zielone. Nie ja jedna to zauważyłam. - Dlaczego masz takie dziwne oczy? - spytała Rosalie. - Dlaczego wszystko jest rozmazane, słabo słyszalne i na dodatek straciło zapach? - zapytał Edward. - Dlaczego słyszę bicie twojego serca? - zapytał Jasper - Dlaczego jesteś ciepły? - uświadomiłam sobie. - Dlaczego masz takie wielkie zęby? - zapytał roześmiany Emmett. - Ma normalne zęby. - zaprotestowałam gwałtownie. - No jasne. Ty masz w tym największe doświadczenie. - powiedział z udawaną powagą Emmett. Postanowiłam na wszelki wypadek nie kontynuować tej dyskusji. Zwróciłam za to uwagę na Carlisla, który wciąż stał z wyciągniętą ręką. Jak zauważyłam oplute miejsce wróciło do swojej pierwotnej postaci. - Bello, zamieniłaś mojego syna w człowieka. - wyjąkał zszokowany lekarz. - Przepraszam. - Ależ kochanie! To najwspanialsza wiadomość jakiej mogłem się spodziewać! Zostaniesz człowiekiem, ja się nim stanę i czeka nas cudowna przyszłość! Będziemy mieli dzieci… -Jest powód dla którego warto być człowiekiem, nie Jasper? Rozkosze… - mruknął Emmett porozumiewawczo do brata. Obaj wymienili znaczące uśmiechy. - Nie rozumiem o co wam chodzi. - powiedział Edward. - Chodziło nam naturalnie o jedzenie. Rozkosze podniebienia i tak dalej… -wytłumaczył się szybko Jasper. Doszłam do wniosku, ze lepiej zostawić ten temat w spokoju. - Skąd ta pewność, że Edward jest człowiekiem? - spytała zawsze rozsądna Esme. - Można to sprawdzić. - Emmett podszedł do zszokowanego i nie do końca rozbudzonego Edwarda, złapał go za rękę i podniósł pięść. - Chcesz mu zrobić dżem z przedramienia? - zapytał Jasper. - To jak mam to sprawdzić? - Jasper podszedł do Alice, wyjął delikatnie z jej włosów wsuwkę, podszedł do Edwarda i wbił mu ją delikatnie w przedramię. - Co ty robisz, idioto? - krzyknął Edward. Jasper nie zwrócił na niego uwagi i oddał spinkę Alice. Spojrzałam po członkach rodziny Cullenów. Ich twarze wyrażały głównie niedowierzanie. Tylko Rosalie patrzyła na mnie z niemym zachwytem. W końcu nie wytrzymała i rzuciła się przede mną na kolana, wyciągając błagalnie ręce: - Och, Bello! Proszę, przemień mnie! Zrobię wszystko o co poprosisz: będę twoją gosposią, kosmetyczkę i wszystkimi innymi. Mogę nawet zacząć pracować w fabryce margaryny, jeśli tylko wyrazisz taką chęć. Oddam ci wszystko co mam, a Emmett będzie twoim niewolnikiem! - Hej! - zaprotestował sam zainteresowany. - Nie ma mowy! Nikogo już nie ugryzę! A Carlisle przemieni Edwarda z powrotem. - oświadczyłam twardo. - Co? - powiedzieli jednocześnie Edward, Carlisle i Rosalie. - Edward, nie bądź tchórzem, to tylko 3 dni niewyobrażalnego bólu - powiedział sarkastyczne Emmett. Był zły, że odmówiłam Rosalie, więc chciał mnie podręczyć. - Nie boję się, Bello. Ale wierz mi, że lepiej będzie dla nas, gdy pozostanę człowiekiem. - Wszyscy stańmy się ludźmi! - krzyknęła podekscytowana Alice. - Litości! Cullenowie jako ludzie? Boli was głowa? - To raczej niemożliwe, Bello. - Ale możesz sprawić, że będzie mogła nas boleć. Tylko nas pogryź! - poprosiła Alice. Wszyscy wydawali się pełni nadziei. Wreszcie mieli szansę być normalnym ludźmi, z własnej krwi i kości. - Jasne! Kto pierwszy? - zapytałam sarkastycznie, ale oni zdawali się tego nie zauważać. Każdy chciał być pierwszy. W końcu rozsądna Esme zapytała: - Edwardzie, co się czuje w trakcie tej przemiany? - To bardzo przyjemne. Coś jakby masaż. A jednocześnie przypominają ci się najszczęśliwsze chwile istnienia. - Hej! Ja tylko żartowałam! - nie wydali się być tym szczególnie zmartwieni. Edward wstał, podszedł do mnie i szepnął: - Proszę cię! To dla nich ważne. Przez stulecia żyli półżyciem, cierpiąc męki pragnienia i niewyobrażalną tęsknotę za tym, co utracili. Pomóż im! To jedyna szansa.
quattro18