Gunther Pape - Byłem świadkiem Jehowy.pdf

(484 KB) Pobierz
668534206 UNPDF
Byłem Świadkiem Jehowy
Günther Pape
Przypisy
powrót
Świadkowie Jehowy, powszechnie nazywani Jehowitami: któż ich nie zna?
Pukają do naszych domów, przychodzą w porę i nie w porę, nierzadko nawet
w dniu Pańskim i przynoszą wszystkim radosne orędzie, że już niebawem
rozpocznie się na ziemi tysiącletnie panowanie Jehowy, które przyniesie
upragniony pokój i szczęście. Pośród tylu smutnych i przytłaczających
wiadomości o przemocy, gwałtach i okrucieństwach wojen, które zalewają
codziennie naszą ziemię, bliskość królestwa sprawiedliwości i pokoju brzmi
rzeczywiście jak radosne orędzie ocalenia. I niejeden człowiek daje temu
posłuch, ponieważ odpowiada ono najbardziej utajonym oczekiwaniom i
potrzebom jego duszy. Sami wysłańcy Jehowy są przekonani, że znajdują dla
swego posłania wystarczające potwierdzenie w Biblii i swoim radosnym
objawieniem pragną dzielić się z innymi.
Wielu nie uświadamia sobie, że problemy stawiane przez wysłanników nowej
wiary nie są tak bardzo nowe, jakby się mogło wydawać. Przecież i
Apostołowie pytali Chrystusa: "Powiedz nam kiedy to nastąpi i jaki będzie
znak Twego przyjścia i końca świata " (Mt 24,3). Zamiast oddać się jałowym
spekulacjom, kiedy to nastąpi, zwykła uczciwość i elementarne zasady
interpretacji nakazują posłuchać tego, co sam Jezus mówi na ten temat:
"Strzeżcie się, aby was kto nie zwiódł " (Mt 24,4), o owym dniu zaś i owej
Przedmowa
668534206.001.png 668534206.002.png
godzinie "nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec " (Mt
24,36). Tymczasem Świadkowie Jehowy, niepomni co na ten temat mówi
samo Pismo święte, nadal głoszą, że znają nawet to, czego w Piśmie nie
zapisano.
Na wszystkie poruszane zagadnienia znajdują gotowe cytaty z Biblii. Lecz
rzadko można nawiązać z nimi rzeczowy dialog. Niekiedy możemy się
przekonać, że nasza znajomość Biblii jest dosyć powierzchowna i
niewystarczająca. Jednak nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że oni
znają jedynie swoje wyuczone tematy, poza którymi są bezsilni wobec
faktycznych problemów współczesnych nauk biblijnych. Wierzą, że każdy z
nich otrzymuje wystarczające pouczenie od samego Ducha Świętego, którego
zresztą nie uznają za trzecią Boską Osobę. Denerwują swoją natarczywością,
ale potrafią zaimponować długimi, przytaczanymi z pamięci cytatami
biblijnymi, a pod względem gorliwości i zapału mogą być wzorem dla
niejednego wierzącego katolika. Nie zrażają się trudnościami i
przeciwnościami. Wyproszeni z domu potrafią wracać ponownie, zwłaszcza
gdy zauważą wątpliwości stanowiące podatny grunt dla nowej wiary.
Obiecują pełną szczęśliwość w Królestwie i to już teraz, w krótkim czasie, a
nie - jak to słyszymy w Kościele - dopiero przy dopełnieniu się dziejów
ludzkich.
Każdy, kto interesuje się treścią wiary Świadków Jehowy, może znaleźć w
Polsce liczne broszury, które wprowadzają nas w dziwny i mało zrozumiały
świat ich wiary. Świadkowie Jehowy nie dysponują jednolitym i zwartym
systemem prawd wiary. Odrzucają niezmienne dogmaty i cały ich system
nauczania opiera się na subiektywnym doświadczeniu wiary i na pouczeniach
założyciela, Charla Russela i jego następców, J. F. Rutherforda i Knorra,
stojących na czele prężnej organizacji mającej swoją główną siedzibę w USA.
Z tych. właśnie względów jakakolwiek dyskusja merytoryczna z nimi jest
mało owocna.
Książka Günthera Pape pt. "Byłem Świadkiem Jehowy " odbiega w sposób
zasadniczy od tego wszystkiego, co dotychczas napisano w Polsce o
Jehowitach. Jest to spojrzenie na Świadków Jehowy niejako od wewnątrz.
Günther Pape urodził się w roku 1917 w miejscowości Thale, w górach Harzu
w Niemczech. Zarówno jego ojciec jak i matka byli Jehowitami. Przejmujące
są opisy jego dzieciństwa i młodości poddanej surowym zasadom nowej
wiary, gdzie wszystko: dzieci, życie rodzinne i małżeńskie, nauka,
wykształcenie i praca, zostają podporządkowane działalności misjonarskiej.
Jak łatwo było przewidzieć, syn na wzór swoich rodziców stał się gorliwym
zwolennikiem i wyznawcą sekty. Piastował w niej różne stanowiska. Był
odpowiedzialny za szkolenie członków sekty, a jego gorliwość - jak sam
wyznaje - graniczyła z fanatyzmem.
Jednak im głębiej wnikał w naukę sekty, tym więcej rodziło się w nim
wątpliwości. Już wcześniej zauważył ustawiczne poprawki w zapowiedziach
o mającym nastąpić bliskim końcu świata. Gdy proroctwa się nie spełniły w
roku 1914 i w 1925, w "Strażnicy ", czasopiśmie Świadków Jehowy,
ogłoszono nowe daty, nie wspominając o wcześniejszych przepowiedniach.
Nauka Świadków Jehowy w sposób dowolny była dostosowywana do
zmieniających się potrzeb, a nawet zmieniana przez kolejnych przywódców
sekty. Nie sposób było zauważyć, jak dowolnie i różnie interpretowano teksty
biblijne.
Günther Pape zapragnął poznać całą prawdę o organizacji i strukturach
Świadków Jehowy, a nade wszystko pragnął znaleźć mocne oparcie dla
swojej wiary, by nie pozwolić się zwodzić "wymyślonymi bajkami i baśniami
", przed którymi przestrzegał już sam Chrystus (por. Mt 24,4), a za nim św.
Piotr (por. 2P 1,16). Pomny na przestrogę św. Jana: "Nie dowierzajcie
każdemu duchowi. Badajcie duchy czy są z Boga, bo wielu fałszywych
proroków wyszło na świat " (1J 4,1), zaczyna krytycznie badać i oceniać,
zarówno dotychczasowe dzieje organizacji Świadków Jehowy, jak i głoszoną
przez nich naukę. Kluczem do tej oceny są słowa Pisma świętego, czytane z
wiarą, bez uprzedzeń.
Oderwanie się od jednostronnej metody interpretacji Pisma świętego
prowadzi go do nieoczekiwanego i wstrząsającego odkrycia: nauka głoszona
przez Świadków Jehowy nie znajduje oparcia w Biblii, odbiega od niej w
wielu zasadniczych punktach. To odkrycie doprowadza w następstwie do
całkowitego załamania wszystkich jego dotychczasowych poglądów i
wyobrażeń religijnych. Pragnie służyć Bogu i poznać pełną prawdę przez
Niego objawioną, ale gdzie ją znaleźć? Czy taka prawda w ogóle istnieje? Nie
poprzestaje na samych pytaniach i wątpliwościach, z uporem szuka. Pokorna
i ufna postawa każe mu dalej poszukiwać w Piśmie święty znamion
prawdziwego Kościoła, który mógłby wylegitymować się apostolskim
pochodzeniem oraz ciągłością głoszonej nauki. To uparte poszukiwanie
prowadzi Günthera Pape do drugiego, jeszcze bardziej szokującego odkrycia:
te znamiona odnajduje jedynie w znienawidzonym przez siebie i
ośmieszanym dotychczas Kościele katolickim. To podwójne odkrycie
spowodowało całkowite zerwanie z organizacją Świadków Jehowy i
odnalezienie własnego miejsca w Kościele katolickim.
Książka Günthera Pape "Byłem Świadkiem Jehowy " jest wstrząsającym
świadectwem życia człowieka, który pragnie być wierny własnemu sumieniu,
poznanej prawdzie, a przez nią Bogu samemu. Dąży do tego ze świętym
uporem i żelazną konsekwencją. Przeżywa noc duchowego rozdarcia. Pójść
za poznaną prawdą oznacza dla niego przyznanie się do błędu, pożegnanie się
z tym wszystkim, co było treścią jego życia i narażenie się na szykany ze
strony swoich dotychczasowych współwyznawców. Raz poznanej prawdzie
Günther Pape pozostał wierny do końca, niezależnie od ceny którą przyjdzie
mu za to płacić. W jego sumieniu pozostaje jednak świadomość krzywdy
wyrządzonej tak wielu ludziom, przez przepowiadanie i kształtowanie ich w
błędnej nauce Świadków Jehowy. Aby naprawić swoje dotychczasowe błędy i
przestrzec przed naiwnością i lekkomyślnością, pisze tę książkę, którą
uzupełnia później inną jeszcze publikacją pt. "Prawda o Świadkach Jehowy ".
Wyznania Günthera Pape urzekają barwnością i żywością opowiadania, a
nade wszystko swoim autentyzmem i obiektywizmem. Pomimo osobistych
bolesnych doświadczeń związanych z długim pobytem u Świadków Jehowy
autorowi obce jest jakiekolwiek pragnienie zemsty lub chęci poniżenia. Nie
atakuje nikogo, nie wykorzystuje słabości i ułomności swoich przeciwników
dla usprawiedliwienia czegokolwiek. Po prostu daje wstrząsające
świadectwo, pisze dziennik swojej duszy. Wymownym znakiem tego
obiektywizmu jest fakt, że książkę dedykuje właśnie swoim rodzicom: ojcu
który w wieku 40 lat zginął jako Jehowita w obozie koncentracyjnym, i matce
która przeżyła obóz koncentracyjny i do końca pozostała wierna nauce
Świadków Jehowy.
Książkę Günthera Pape można polecić wszystkim, zarówno gorliwym
Świadkom Jehowy, jak i tym którzy w "Strażnicy " szukają rozwiązania
nurtujących ich wątpliwości, a także gorliwym katolikom i chrześcijanom.
Pierwszym może być pomocna do ukazania pełnej prawdy o organizacji i
treści ich wiary, drugim może otworzyć oczy i zaoszczędzić wielu
niepotrzebnych załamań i dramatów. Jak bardzo ta książka jest potrzebna i
poczytna świadczy fakt, ze w Niemczech od 1961 roku doczekała się już 13
wydań. Jestem przekonany, że także w Polsce spotka się z żywym
zainteresowaniem i przyjęciem ze strony szerokich rzesz czytelników.
Bp Henryk Muszyński
Niemcy po przegranej pierwszej wojnie światowej : pośród zmienności
politycznych wydarzeń wszystko zdawało się chwiać i zapadać. Rozsypywały
się przyjęte dotąd kryteria pewności i bezpieczeństwa. Coraz to nowe rządy
przychodziły i odchodziły - pozostawało jedno: człowiek pośród całego
splotu nie rozwiązanych problemów. Na kogo miał liczyć, na kim miał się
oprzeć naród?
Także i w Thale, niewielkim mieście u podnóża gór Harzu, w dzikiej,
romantycznej dolinie rzeki Bode, na życie mieszkańców padał cieniem
niepokój. W miejscowej hucie żelaza, dającej chleb ośmiu tysiącom
pracowników i ich rodzinom, jedno łączyło ludzi różnych poglądów
politycznych: lęk przed utratą pracy. Kryzys gospodarczy w Niemczech
przyjmował coraz groźniejsze formy. Kto dziś jeszcze stał przy warsztacie
pracy, ten już jutro mógł znaleźć się jako bezrobotny na ulicy.
Rok 1930. Narodowy socjalizm rósł szybko w siłę. Thale pozostawało jednak
miastem w przeważającej mierze "czerwonym ". Dochodziło często do starć
"czerwonych " z "brunatnymi ". W tym czasie ojciec mój miał jeszcze pracę
jako formierz w hucie żelaza. Życie stawało się jednak z dnia na dzień
cięższe, a bezrobotnych był już w mieście legion. Któregoś dnia i mój ojciec
znalazł się w ich szeregach. Nie byliśmy zamożni - jak ci liczni goście
przybywający do Thale na niedziele i urlopy z Berlina i innych miast, aby
spędzić tu miłe chwile i podziwiać piękno naszej doliny. Przejezdni płacili
chętnie parę groszy śmiałkom ważącym się na skok z diabelskiego mostu do
płynącej pod nim rzeki Bode, chociaż policja przeganiała każdego ze
skoczków. Goście mieli swoją szarpiącą nerwy rozrywkę, a ryzykant, biedny
miejscowy chłopak, miał swoich 50 fenigów. Uważano widać, że nie warto
płacić więcej za niebezpieczny pokaz. Jeśli jednak zgromadziło się dziesięciu
i więcej widzów, można było zebrać nawet pięć marek, a za te pieniądze
można już było niejedno kupić. Część tych nielegalnych zarobków
przypadała kilku sprytnym chłopakom, których zadaniem było ostrzeganie
zawczasu przed nadchodzącą policją. Szczęśliwcy dumni z zarobionych
pieniędzy, biegli do najbliższego rzeźnika po kawałek kiełbasy. W ten sposób
przyczyniali się do zaopatrzenia rodzinnego stołu. Kiełbasa - co za przysmak
na stole, na którym pojawiał się zwykle tylko chleb z margaryną!
Nie wszyscy mogli skakać z diabelskiego mostu - dwanaście metrów w dół
wąskim przesmykiem pośród skalnych ścian do rzeki. Dla niejednego byłby
to ostatni skok w życiu. Tylko niewielu mogło się na ten wyczyn odważyć.
668534206.003.png
Inni woleli zagłuszać trapiący ich głód bijatyką z rówieśnikami albo - gdy się
udało - kuflem piwa. Tak żyła większość, licząca się na tysiące.
Kiedy wschodni wiatr gnał brudny dym z szesnastu kominów huty w głąb
doliny, nie cieszyło to turystów. Tylko pozbawiony pracy robotnik marzył o
lepszych czasach, kiedy to dymy z huty znowu zapewnią chleb jego rodzinie.
Narodowi socjaliści obiecywali szczęście i dobrobyt. Niejednym wydawali
się zbawcami, ale wielu im nie ufało. Mój ojciec niczego dobrego od nich nie
oczekiwał. Należał do socjaldemokratycznej organizacji "Reichsbanner ",
jednak i do niej nie miał widać pełnego zaufania, uważając za cel godny
dążeń jedynie "złotą erę " zapowiadaną przez Badaczy Pisma świętego -
Świadków Jehowy.Czasopismo zatytułowane "Złota Era (1*)" pociągało
czytelników. Przynosiło wielkie ilustracje przedstawiające szeregi
bezrobotnych, głodujące dzieci, dzielnice nędzy w wielkich miastach,
zapowiadając że już niedługo o tym zapomnimy, bo nadejdzie raj, złota era! -
Właśnie dla nędzarzy sprawi to Bóg. Ufajcie, że tak się stanie; to jest wasza
prawdziwa pociecha.
W tych dniach nędzy, nieodpowiedzialności polityków i powszechnej
niepewności uchwycili się moi rodzice tej jedynej - jak sądzili - nadziei.
Czytali "Złotą Erę ", a z głodowych groszy zasiłku dla bezrobotnych
kupowali jeszcze książki wydawane przez Świadków Jehowy.
Wielu znajdujących się w tym samym położeniu czyniło to samo. Organizacja
założona przez amerykańskiego kupca Russela i jego następcę "sędziego "
Rutheforda rozwinęła się, poza Stanami Zjednoczonymi, najbardziej właśnie
w Niemczech. Książęta tej "społeczności nowego świata " potrafią
wykorzystać niepewną sytuację społeczno-polityczną narodów . "Nie ufajcie
władcom, synowi ludzkiemu " - powtarzają nieustannie znękanym ludziom.
"Sami widzicie, dokąd to prowadzi. Jesteście wyzyskiwani, uciskani,
zwodzeni. Słuchajcie nas! My głosimy wam słowo Boże. Bóg zapowiedział,
że Królestwo należy do ubogich. My je głosimy, przez nas powiedzie was ono
do Boga. Kościoły służą kapitalistom, a przez to - szatanowi. Przyjdźcie do
nas, to my jesteśmy prawdziwymi chrześcijanami! " I ludzie zawiedzeni
otaczającą ich rzeczywistością uwierzyli tak mówiącym, chwytając się danej
im nadziei.
Przywódcy Świadków śledzą bacznie aktualną sytuację w świecie i
umiejętnie dostosowują do niej swą propagandę . Jej sile ulegli moi rodzice.
Zostali Świadkami Jehowy. Czytali już nie tyko "Złotą Erę ", ale czerpali też
ze " Strażnicy(2*) " . Dla nas, dzieci, były kolorowe broszurki i już same
barwne obrazki budziły nasz zachwyt. Rodzice zostali włączeni w tzw.
system kazań, kolportowali literaturę, uczestniczyli w zebraniach -
organizacja zaczęła pochłaniać ich całkowicie. Wierzyli, że znaleźli "prawdę
" i oddali dla niej wszystko. My, dzieci, nauczyliśmy się modlić do "Jehowy
". Odczuwaliśmy to w ten sposób, że na Boże Narodzenie zniknęła z naszego
domu choinka, a na Wielkanoc nie pojawiał się już "zając " . Na co te
"pogańskie " zwyczaje, radujące wprawdzie dziecięce serca, w naszej, teraz
prawdziwie chrześcijańskiej rodzinie? Pocieszaliśmy się myślą, że wkrótce
nadejdzie nowy świat, w którym będziemy mogli się bawić z wilkami,
tygrysami, niedźwiedziami i innymi podobnymi zwierzętami, które przestaną
być groźne dla ludzi.
Krewni zaczęli się od nas odwracać, twierdząc że nasi rodzice są zbyt
wielkimi fanatykami. I tak też było: kiedy zmarł ojciec matki, rodzice nie
poszli nawet na pogrzeb. Prowadził go przecież ewangelicki duchowny, czyli
w ich oczach "sługa diabła ". Jakże "prawdziwi chrześcijanie ", Świadkowie
668534206.004.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin