Koniec z flanelową koszulą.pdf

(229 KB) Pobierz
621118990 UNPDF
Koniec z flanelową koszulą
5 maja, 08:31
Kolega wymyślił, że czwarty czwartek miesiąca będzie dniem flanelowych koszul. Istnieje
stereotyp, że informatycy noszą je wpuszczone w spodnie. Żaden z nas nie chodził tak jednak
na co dzień. Wtedy pojawiło się prawie czterdzieści osób, w tym nasza koleżanka – jedna z
niewielu dziewczyn na roku. Po wykładzie zrobiliśmy sobie zdjęcie, z którego powstał nawet
demotywator: „Informatycy – dbają o styl”.
Czy da się zdefiniować pojęcie „moda studencka”? Jakie jeszcze stereotypy funkcjonują na
ten temat? Co studenci najchętniej noszą i jakie kwoty przeznaczają na ubrania ?
– Moda studencka mieści w sobie tyle różnorodności, ile jest kierunków studiów. Myślę, że nie
można sklasyfikować studentów według jednego określonego stylu – mówi Małgorzata Kuniewicz
z Osy Osobistej Stylistki, firmy założonej przez Monikę Jurczyk, pierwszą w Polsce personal
shopper . – Dodatkowo mężczyźni zazwyczaj stawiają na ubrania wygodne i rano nie zastawiają się,
w co się ubrać. Wybierają proste, sprawdzone od lat komplety – jeansy plus t-shirt (w wersji
zimowej bluza i – niestety zbyt często – polar!) lub sztruksy plus koszula. Kobiety przykładają
więcej uwagi do stroju, z reguły starają się bardziej. Mają też większe pole do popisu: dobór torebki
czy biżuterii – dodaje.
Podobne zdanie ma Alicja Zielasko – krakowska autorska popularnego bloga o modzie. – Studenci
kierunków artystycznych albo humanistycznych więcej uwagi przywiązują do swojego wyglądu,
bardziej eksperymentują z ubiorem, gorzej jest ze studentami kierunków ścisłych. (Alicja także
wspomina o jeansach i osławionych polarach – przyp. red.). Myślę jednak, że wszystko zmierza w
dobrym kierunku, zainteresowanie modą i świadomość własnego wyglądu wśród studentów wzrasta
– mówi.
Sieciowa moda
– To, w co się ubieram, ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Strój wyraża stan mojego umysłu,
humor, zainteresowania oraz charakter – mówi Kasia, studentka z Krakowa. Zaznacza, że interesuje
się modą. – Moje ubrania muszą jednak przede wszystkim być zgodne ze mną, a w drugiej
621118990.001.png 621118990.002.png
kolejności z trendami. Najważniejsze jest dopasowanie do sylwetki i mojego stylu – podkreśla.
Zakupy robi najczęściej w tzw. sieciówkach (sklepach należących do jednej sieci, kolekcje w nich
nie różnią się – przyp. red.).
Wśród zalet takich sklepów wymienia cenę i różnorodność. – Marki nie mają dla mnie znaczenia,
najważniejszy jest styl ciuchów. Ważną rolę pełnią dodatki, szukam ich na bazarkach, przywożę z
podróży lub robię własnoręcznie – zaznacza. Miesięcznie na ubrania wydaje około 400 złotych. –
Kupowanie ubrań i moda to moja pasja, lubię dobrze wyglądać. Nie kupuję w second handach
(sklepach z używaną odzieżą), bo nie mam czasu, zazwyczaj otwarte są w godzinach, w których
pracuję, ale chętnie kupowałabym w tych sklepach – dodaje. Swój styl opisuje jako eklektyczny, ale
z przewagą etno, kolorowy, dziewczęcy.
Podobne podejście do mody deklaruje Natalia, studentka biotechnologii. – Nie podążam za
trendami, więc nawet nie wiem, czy moje ubrania są modne. Kupuję zawsze to, co mi się spodoba,
a nie to co jest ogłaszane jako "must have" sezonu – mówi. Tak jak Kasia, zakupy robi w galeriach
handlowych. – Wszystkie ulubione sklepy są w pobliżu. Wybieram zawsze tylko kilka konkretnych,
w których wiem, jakiego typu kolekcji oraz cen mogę się spodziewać – zaznacza. Wydaje średnio
około 150-200 zł miesięcznie. W second handach nie kupuje. – Nigdy nie udawało mi się znaleźć
niczego ciekawego, a wertowanie stosu ciuchów nie sprawia mi frajdy. Zdarzyło mi się kupić kilka
używanych rzeczy na Allegro – dodaje.
Co wpływa więc na sposób ubierania się studentów? – Wiele zależy od tego co studiujemy i jak
później spędzamy dzień – mówi Małgorzata Kuniewicz. Zaznacza, że kobiety na takich uczelniach
jak Uniwersytet Ekonomiczny, częściej wybierają obcasy, żakiety, spódnice. – Również charakter
studiów i związany z nimi rodzaj pracy wytycza określone trendy. Przykładowo, u informatyka
niemającego bezpośredniego kontaktu z klientem, luźny, niezobowiązujący strój nikogo nie dziwi,
zarówno w pracy, jak i na uczelni. Natomiast np. wśród studentów prawa można znaleźć spory
odsetek ludzi ubierających się casual business i to nawet nie na zajęcia czy zaliczenia, ale i
wieczorne piwo. Studenci weterynarii czy medycyny większość czasu spędzają w fartuchu, więc na
621118990.003.png 621118990.004.png
pierwszym miejscu liczy się wygoda, chociaż przyjaciółka z Lublina przyznaje, iż zajmując się
zwierzętami na ćwiczeniach spotyka inne niż biały kolory uniformów, czym studenci starają się
zaznaczyć swoją oryginalność – dodaje.
Małgorzata Kuniewicz przyznaje, że największą swobodą wyróżniają się studenci kierunków
artystycznych. – Odważne pomysły, fasony w niestandardowych połączeniach kolorystycznych to
właściwie norma. Mężczyźni z takich kierunków częściej eksperymentują, na Akademii Sztuk
Pięknych częściej spotkamy chłopaka w rurkach niż na ekonomii czy politologii. W przypadku
dziewczyn z ASP limitem jest wyobraźnia, ponieważ, mając manualne zdolności i fach, często same
szyją sobie sukienki czy przerabiają kupiony już wcześniej w second handzie ciuch. Nie znaczy to
jednak, że tylko stworzone własnoręcznie zestawy ubrań gwarantują oryginalność – zaznacza.
Niemoralnie drogie ciuchy
– Nie jest to kwestia życia lub śmierci, ale też nie jest mi obojętne, jak wyglądam – mówi Agata,
studentka socjologii. Podobnie jak Kasia, wybiera rzeczy, które jej się podobają i które dobrze na
niej leżą. – Nie zmieniam garderoby co sezon (czego wymagałoby podążanie za modą), bo: po
pierwsze nie mam na to pieniędzy, a po drugie, nawet jeślibym miała, to nie lubię wyglądać
dokładnie tak jak koleżanka obok, tylko po to, aby nabijać kasę domom mody – uśmiecha się. Ze
względu na ceny, zakupy robi też najczęściej w sieciówkach. – Jeśli chcę kupić coś dobrej jakości
np. buty zimowe, wybieram droższe sklepy – mówi. Podkreśla, że marki nie mają dla niej
znaczenia. – Druga strona medalu jest taka, że supermarkowe ciuchy, szczególnie te tworzone przez
utalentowanych projektantów unikatowe produkty, są zwykle bardzo pociągające ze względu na
wszystkie wyżej wymienione cechy. Wybór np. sukienki od Vivienne Westwood nie byłby
podyktowany faktem, że ma metkę jej domu mody, ale tym, że jest bardzo oryginalna, podoba mi
się i jest dobrej jakości. Jestem jednak przeciwniczką wydawania worków pieniędzy na ciuchy i
uważam torebki za 15 000 złotych za autentycznie niemoralne i snobistycznie żałosne – zaznacza.
Jaki jest jej styl? – To chyba za duże słowo. Myślę, że by wypracować styl, trzeba trochę mocniej
zainwestować w szafę – dodaje.
Stylowo, czyli jak?
– Dobry styl to sposób ubierania się dopasowany do osobowości i sylwetki. Najważniejsze, by czuć
się dobrze ubranym, ale nie przebranym! – podkreśla Małgorzata Kuniewicz. Wskazuje, że nie
musimy szaleńczo podążać za najnowszymi trendami, jeśli mamy świadomość, w czym wyglądamy
najlepiej. – Dobrze jest stawiać na fasony ponadczasowe. W sieciówkach można znaleźć wiele
świetnych rzeczy, są one ogólnie dostępne i wybór jest spory. Sklepy sieciowe niestety zawsze
podążają za obowiązującymi trendami, ale jeśli nie chcemy ślepo poddawać się sezonowej modzie,
i tak uda nam się znaleźć klasyczne rzeczy: spodnie, spódnice, bluzki. Ważne, by ubierając się, nie
zaburzyć proporcji sylwetki. Istotny oczywiście jest też gust. Najlepiej trzymać się zasady, że
czasem mniej znaczy więcej, zwłaszcza gdy wchodząc do sklepu, czujemy się lekko zagubione
wśród dżungli ciuchów i dodatków – mówi.
Man in style
Stereotyp mężczyzny, który nie zwraca uwagi na to, co na siebie wkłada, przełamuje z pewnością
Maciek, student politologii. – Zawsze staram się dobierać odpowiednio kolory i wzory, a jak mi
naprawdę bardzo zależy, to potrafię się stroić godzinę jak baba – śmieje się. Czy jego ubrania
muszą być modne? – Ani trochę. Jeśli złoży się tak, że akurat danego sezonu modne jest to, co mi
się podoba, to się cieszę, że mam w sklepach większy wybór. Jeśli natomiast modne jest coś, co mi
nie pasuje, najzwyczajniej w świecie zakładam to, co już mam w szafie. Podkreśla, że nie
przywiązuje zbyt wielkiej wagi do marek. – Marki mają dla mnie znaczenie tylko w połączeniu z
ceną, np. gdy coś nazywa się Hugo Boss, to nie biorę tego w ogóle pod uwagę, ponieważ na 99%
jest dla mnie za drogie. Najbardziej lubię robić zakupy w outletach, ale galerie – tylko w okresie
wyprzedaży – i lumpeksy też odwiedzam – zaznacza. Po używane koszulki, bluzy i spodnie, jak
mówi, sięga bez oporów. Używane ubrania potrafią być przyjemnie znoszone – zakładasz i czujesz
się, jakbyś chodził w tym od roku – zaznacza. – Mój styl (wielkie słowo) ma kilka cech – śmieje
się. Najważniejsze to dobór kolorów i materiałów. – 95% moich ubrań jest w brązach, beżach i
czerni. Nie trawię dżinsu, za to bardzo lubię sztruks i latem len. Do tego zawsze chodzę w
kaszkiecie. Nie wiem, jak miałbym określić swój styl. Na pewno staram się przez ubranie tworzyć
jakiś wizerunek siebie, ale nigdy nie znalazłem odpowiedniej nazwy sposobu, w jaki to robię –
dodaje.
Swojego stylu szuka także Konrad, student prawa – Moje ubrania nie muszą być modne. Dobrze,
gdy są oryginalne. Fajnie jest się wyróżnić czymś unikatowym – np. koszulką własnej roboty –
mówi. Powstało już kilka. – Nie chodzi tu jakieś specjalne wzory, ale własną pracę i inwencję. To
samo dotyczy second handów. Nie trzeba wiele zachodu, jeżeli połowa Polaków ubiera się w LPP –
śmieje się. Gdzie robi zakupy? – Czyste koszulki w najpopularniejszej sieciówce świata, dżinsy,
gdzie popadnie, garniaki zamawiam u krawca – wychodzą taniej niż markowe i są trzy razy lepsze
jakościowo – uśmiecha się. Zakupy robi dwa, trzy razy w roku. Wydaje wtedy większe sumy. – To
mój drugi wydatek, po jedzeniu – żartuje.
Za zakupami nie przepada z kolei Jakub, student politologii. – Każdy poniekąd zwraca uwagę na to,
w co jest ubrany. Dla mnie najważniejsze jest, żeby czuć się swobodnie. Nie znoszę ludzi, którzy
maja dopracowany każdy szczegół ubioru, bo uważam, że muszą obudowywać strojem brak
osobowości – zaznacza. Dodaje, że pytanie o modę jest dla niego trudne. – Wydaje mi się, że jeżeli
kupujesz w sklepach sieciowych, to siłą rzeczy kupujesz to, co w nich akurat jest, więc można nie
chcieć być modnym, ale np. jeśli w danym sezonie są modne koszulki polo, to one się pojawiają w
sklepach – mówi. Jego zdaniem chodzi o to, by być schludnie ubranym. Strój nie powinien się
wyróżniać i zastępować tego, co się ma do powiedzenia. Nie jest najważniejszy w definiowaniu
osobowości – twierdzi Kuba. Jak robi zakupy? – Wchodzę do sklepu, przymierzam, kupuję,
wychodzę. Zakupy nie sprawiają mi przyjemności, ani też przykrości, są koniecznością. Nie kręci
mnie wydawanie pieniędzy na ubrania. To, że np. fiolet był modny w 2009 roku, nie jest dla mnie
problemem – uśmiecha się. Do lumpeksów nie chodzi, ale nie widzi w tym niczego złego. – Marki
mają dla mnie znaczenie, w tym sensie, że wiem, że są takie, na które mnie nie stać. Do tych
sklepów nie wchodzę, żeby się nie frustrować. Są też marki, które moim zdaniem definiują za
bardzo – podkreśla. Ile wydaje średnio na ubrania? – Jeżeli nie muszę kupić kurtki czy zimowych
butów, mieszczę się w 500 złotych na sezon. Spodnie kupuję za cenę do 150 złotych, koszulki na
wyprzedażach do 40 złotych za sztukę, bluzy i koszule do 130 złotych – mówi.
Informatycy dbają o dystans
Na temat mody i informatyków funkcjonuje wiele anegdot. Tomek, absolwent Akademii Górniczo-
Hutniczej w Krakowie, wspomina, że na pierwszym roku postanowili pobawić się z tą konwencją. –
Kolega wymyślił, że czwarty czwartek miesiąca będzie dniem flanelowych koszul – mówi. –
Istnieje bowiem stereotyp, że informatycy noszą je wpuszczone w spodnie – śmieje się. We
flanelowych koszulach żaden z nich nie chodził jednak na co dzień. – Wtedy przyszło w nich
prawie czterdzieści osób, w tym nasza koleżanka – jedna z niewielu dziewczyn na roku. Po
wykładzie zrobiliśmy sobie zdjęcie, z którego powstał nawet demotywator: „Informatycy – dbają o
styl” – dodaje. Tradycja niestety szybko umarła. Tomek przyznaje jednak, że nie przejmuje się tym,
w co się ubiera. – Przed studiami ubrania zazwyczaj kupowała mi mama. Obecnie na zakupy
wybieram się, gdy już naprawdę nie mam w czym chodzić. Regularnie kupuję tylko spodnie, bo się
przecierają, i buty – wyznaje.
– Nie potrzeba wcale dużo pieniędzy, aby wyglądać świetnie. Dobrze jest zainwestować w droższe
buty, w których pochodzimy parę sezonów lub torebkę, ponieważ używamy jej cały czas i może
uatrakcyjnić prosty, codzienny zestaw. Sukienki, spodnie i bluzki możemy kupić we wspomnianym
ciucholandzie. Warto też poszperać w szafach mam i babć, zadziwiające, co można tam znaleźć.
Jedną z ostatnich modowych nowości, są tzw. swap parties, w czasie których ludzie wymieniają się
ciuchami – mówi Małgorzata Kuniewicz. Do tych zasad z pewnością stosuje się Joanna, studentka
prawa.
Dyskretna elegancja i negocjacje
– To, w co się ubieram, ma dla mnie duże znaczenie – mówi Asia. – Przy wyborze ubrań w
pierwszej kolejności kieruję się kolorystyką, w moim przypadku jest ona bardzo sprecyzowana.
Następnie zwracam uwagę na fason, oceniam, czy dana rzecz pasuje do mojej figury, dopiero
później patrzę na to, czy dana rzecz jest w danym sezonie „na topie” – dodaje. Zaznacza, że coraz
częściej liczy się dla niej jakość materiału i wykonania oraz uniwersalność stroju. – Kupuję sporo
ubrań „basic” – zaznacza. Podkreśla również, że nie poddaje się ślepo trendom – Staram się raczej
dobierać modne dodatki i, ewentualnie, wybierać z modnych rzeczy coś pasującego do mojego
sposobu ubierania – mówi. Jaki jest więc jej styl? – Mogę opisać go jako dyskretną elegancję. Na
co dzień wybieram stroje o klasycznym kroju i jednolitej stonowanej kolorystyce – brązy, beże,
czerń i biel. Ewentualnie przełamuję je mocnymi dodatkami. Staram się, aby mój styl był
minimalistyczny – zaznacza. Zakupy robi w sklepach znanych marek, często kupuje też w second
handach. – Poluję tam głownie na dobrej jakości markowe ubrania – mówi. Odwiedza również
komisy, sama oddaje do nich część rzeczy. – Chodzę także na swap parties. W ten sposób
zamieniłam zakupy, które okazały się nietrafione na kilka rzeczy, które bardzo polubiłam. Jedna z
takich imprez odbywała się w kawiarni na krakowskim Kazimierzu. – Dziewczyny przychodziły z
rozkładanymi stolikami, układały na nich posegregowane ubrania. Można było się wymieniać, jeśli
oczywiście dwie osoby przyszły ze swoimi ubraniami lub zwyczajnie kupić te rzeczy. Ceny,
oczywiście, do negocjacji. W jednym miejscu można było znaleźć ubrania w bardzo różnych
stylach, pojawiły się też osoby, które sprzedawały rzeczy wykonane według własnych projektów
np. ekologiczne – dodaje.
Joanna przy doborze ubrań kieruje się kilkoma zasadami. Wychodzi przede wszystkim z założenia,
że lepiej zapłacić więcej za uniwersalne rzeczy, które posłużą dłużej. Co ma na myśli? – Czarną
marynarkę, kardigan, czarną i beżową spódnicę, kremową sukienkę, białą koszulę. Nie oszczędzam
również na dodatkach – torebkach czy zegarkach. Ubrania dobieram bardzo starannie, staram się
kupować mniej, ale wyższej jakości – odpowiada.
– Wszystko zależy od wyobraźni, kreatywności i odrobiny gustu. Warto wykazać trochę odwagi
(szczególnie panie!) i nie bać się trochę poeksperymentować. Moje trzy żelazne zasady dotyczące
stroju, które zawsze się sprawdzają to: ubiór dopasowany do okoliczności i naszej sylwetki,
zapewniający możliwą wygodę oraz przy każdym przypadkowym spotkaniu z lustrem wywołujący
reakcję: Tak, dobrze mi w tym! – podsumowuje Małgorzata Kuniewicz.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin