Krantz Judith - Klejnoty Tessy Kent.txt

(866 KB) Pobierz
Judith Krantz
KLEJNOTY TESSY KENT
Z angielskiego prze�o�y�a Bo�ena Krzy�anowska
�WIAT KSI��KI
Skan i korekta Roman Walisiak
Tytu� orygina�u THE JEWELS OF TESSA KENT
Projekt ok�adki i stron tytu�owych Lidia Michalak
Redakcja Anita Tomasiak
Redakcja techniczna Lidia Lamparska
Korekta Marianna Filipkowska, Jolanta Spodar
Copyright � 1998 by Judith Krantz
All rights reserved
� Copyright for the Polish edition by Bertelsmann Media Sp. z o.o., Warszawa 1999
Bertelsmann Media Sp. z o.o. Warszawa 1999
Sk�ad Joanna Duchnowska
Druk i oprawa w GGP
ISBN 83-7227-345-6
Nr 2350
Dla Andrei Louise Van de Kamp, dyrektorki Sotheby's West Coast Operations, pierwszej wiceprzewodnicz�cej Sotheby's World Wide, przewodnicz�cej i dyrektorki Musie Center w hrabstwie Los Angeles.
Nawet gdyby Andrea nie zasugerowa�a mi napisania powie�ci, kt�rej akcja rozgrywa si� w wielkim domu aukcyjnym, i gdyby nie umo�liwi�a mi dok�adniejszego zapoznania si� z dzia�alno�ci� Sotheby's, i tak zadedykowa�abym t� ksi��k� jej, poniewa� jest najwspanialsz�, najbardziej warto�ciow� i niezawodn� przyjaci�k� pod s�o�cem. Wiele os�b lubi j� i podziwia.
Charakter wielkich miast mo�na okre�li�, znaj�c mieszkaj�cych w nich wybitnych ludzi, a nikt nie reprezentuje Los Angeles r�wnie dobrze jak Andrea. Jej wspania�y i szczery entuzjazm, cudownie zara�liwy �miech, nadzwyczajna hojno�� i ogromny urok osobisty przesz�y do legendy.
Tylko Andrea potrafi efektywnie pracowa� na dw�ch wa�nych stanowiskach jednocze�nie, nie rozpraszaj�c si�, nie trac�c poczucia humoru - i nie zapominaj�c o ostatecznym celu.
Podzi�kowania
Podczas pracy nad Klejnotami Tessy Kent by�am zmuszona korzysta� z informacji os�b maj�cych ogromny zas�b wiedzy na temat dom�w aukcyjnych, medycyny i Ko�cio�a katolickiego. Jestem niezmiernie wdzi�czna tym wszystkim wspania�omy�lnym ludziom, kt�rzy pozwalali mi na zadawanie pyta� i udzielali na nie niezwykle cennych odpowiedzi. S� to nast�puj�ce osoby:
Diana Phillips, pierwsza wiceprzewodnicz�ca Sotheby's i dyrektor do spraw public relations,
Mallory May, asystent wiceprzewodnicz�cego z p�nocnoameryka�skiego biura prasowego Sotheby's,
John D. B�ock, wiceprzewodnicz�cy p�nocnoameryka�skiego oddzia�u Sotheby's i dyrektor Mi�dzynarodowego Zwi�zku Jubiler�w Ameryki P�nocnej,
Tracy Sherman, wiceprzewodnicz�cy wydzia�u bi�uterii w Sotheby's na Beverly Hills,
Carol Elkens, asystentka wiceprzewodnicz�cego wydzia�u bi�uterii w Sotheby's na Beverly Hills,
Elise B. Misiorowski, dyrektor Ameryka�skiego Instytutu Kamieni Szlachetnych,
dr med. Melani P. Shaum,
dr med. Mark Hyman,
dr med. Norman Schulman,
siostra Karen M. Kennelly, dyrektor Mount St.Mary's College w Los Angeles,
Lynn Marie Blocker Krantz,
profesor Patricia Byrne z Trinity College w Connecticut,
David W. Moreno z Tiffany & Co. w Beverly Hills.
***
Prolog
Tessa Kent szybko wysz�a z banku i pokona�a ca�� szeroko�� nowojorskiego trotuaru. Szofer przytrzyma� otwarte drzwi limuzyny. Tessa wsiad�a do samochodu. By�a zadowolona, �e wybieraj�c si� kilka godzin temu do banku, zostawi�a na tylnym siedzeniu p�aszcz. Wczesnym rankiem panowa�a niezdecydowana jesienna pogoda, teraz jednak popo�udniowe s�o�ce schowa�o si� za grub� warstw� chmur, kt�re zapowiada�y, �e jeszcze przed nastaniem zmroku spadnie deszcz. By�a po�owa wrze�nia tysi�c dziewi��set dziewi��dziesi�tego trzeciego roku.
- Dok�d jedziemy, prosz� pani? - zapyta� szofer, Ralph.
- Zaczekaj chwileczk�, Ralph. Chcia�abym co� zobaczy� -odpar�a impulsywnie, zaskakuj�c nawet sam� siebie, po czym w�o�y�a p�aszcz.
Przez ca�e sp�dzone w banku i ci�gn�ce si� bez ko�ca popo�udnie podtrzymywa�a j� na duchu my�l o tym, �e gdy tylko st�d wyjdzie, najszybciej jak to mo�liwe wr�ci do swojego apartamentu w Carlyle, we�mie d�ug�, wonn� k�piel, potem w�o�y najstarszy, najbardziej mi�kki i znoszony peniuar, po raz pierwszy w tym roku ka�e rozpali� w ogromnym kominku w sypialni i wyci�gnie si� na roz�o�onych na dywanie poduszkach. Marzy�a o tym, by zapomnie� o ostatnich trzech dniach. Mia�a zamiar zrobi� to, s�cz�c drinka i wpatruj�c si� w p�omienie, a� ca�kiem j� o�lepi�, a jej umys� uspokoi si� i zapanuje w nim mi�a pustka.
Jednak wsiadaj�c do limuzyny, Tessa nagle u�wiadomi�a sobie, �e jest jeszcze za wcze�nie na ten cudownie spokojny moment. Czego� nadal jej brakowa�o - potrzebowa�a jakiego� zdecydowanego akcentu, kt�ry jednoznacznie potwierdza�by


zako�czenie podj�tych przez ni� dzia�a� i trwaj�cego trzy dni spisu nale��cej do niej bi�uterii, pomin�wszy nieliczne klejnoty, kt�re mia�a na sobie.
Tessa zda�a sobie spraw�, �e pragnie zobaczy�, jak jej kolekcja wynoszona jest na ulic�, a potem b�yskawicznie znika w trzech taks�wkach i trzech zwyczajnych samochodach. Wykonanie tego zadania przydzielono sze�ciu kurierom i dwunastu uzbrojonym ochroniarzom, kt�rzy mieli przenie�� klejnoty warte dziesi�tki milion�w dolar�w, u�ywaj�c w tym celu specjalnie wybranych, nie rzucaj�cych si� w oczy zniszczonych akt�wek i mocnych toreb na zakupy.
Je�eli nie zobaczy fina�owej sceny tego dramatu, wci�� b�dzie my�la�a, �e jej bi�uteria spoczywa w skarbcu w ciemnych, pouk�adanych na sobie, aksamitnych pude�kach, czekaj�c na odpowiedni� okazj�, na przyk�ad na premier� teatraln�, przyj�cie lub kolacj� w eleganckiej restauracji. Co� tkwi�cego g��boko w kobiecej psychice Tessy ��da�o, by przekona�a si� na w�asne oczy, �e jej klejnoty nie nale�� ju� do niej - �e przepad�y. Przepad�y na dobre.
Od wyj�cia za m��, to znaczy od osiemnastu lat, Tessa Kent, najbardziej znana na �wiecie gwiazda ameryka�skiego kina, zawsze pojawia�a si� publicznie we wspania�ej bi�uterii. Nawet b�d�c w stroju bikini, nie rozstawa�a si� ze sznurem muszelek wysadzanych drogimi kamieniami. Niezale�nie od pory roku, pory dnia i charakteru chwili Tessa Kent zawsze potrafi�a dobra� odpowiednie klejnoty. Sta�y si� cz�ci� jej osobowo�ci zar�wno w �yciu prywatnym, jak i publicznym, czym� w rodzaju autografu, elementem tak samo charakterystycznym jak jej g�os, kszta�t ust i kolor oczu.
Nagle Tessa dostrzeg�a w drzwiach banku pierwszego kuriera, nios�cego trzy torby na zakupy. Po jego bokach szli pogr��eni w rozmowie uzbrojeni ochroniarze w szarych mundurach. Obok limuzyny Tessy przejecha�a jedna z kr���cych od wielu godzin po najbli�szej okolicy taks�wek. Zatrzyma�a si� na chwil�, a gdy m�czy�ni znale�li si� w �rodku, ruszy�a w dalsz� drog� wzd�u� Madison Avenue.
Ani wczoraj, ani przedwczoraj Tessa nie obserwowa�a, w jaki spos�b odbywa si� transfer. Potrzeb� zobaczenia tego wszystkiego na w�asne oczy poczu�a dopiero dzi�, gdy zosta�a spisana zawarto�� ostatniego pude�ka. Na widok nast�pnych kurier�w i ochroniarzy wychodz�cych z ruchliwego banku i wsiadaj�cych do podstawianych stopniowo �rodk�w transportu Tess� zala�a fala sprzecznych uczu�, kt�rych nie by�a w stanie od siebie oddzieli�: �alu, podniecenia, ulgi, oczekiwania, niedowierzania i t�sknoty. W tej mieszaninie dominowa�a jednak nadzieja.
- Teraz mo�esz zawie�� mnie do hotelu, Ralph - oznajmi�a Tessa, gdy zda�a sobie spraw�, �e z banku wyszli ostatni kurierzy.
Na ulicach panowa� potworny ruch. Limuzyna zdo�a�a pokona� zaledwie dwie przecznice, gdy lun�� rz�sisty deszcz.
- O, jak dobrze! - zawo�a�a Tessa. - Zatrzymaj si�, gdy tylko b�dziesz m�g�, Ralph.
Szofer wiedzia�, �e deszcz jest jej sprzymierze�cem. Tessa, ukryta pod ogromnym czarnym parasolem, mog�a w��czy� si� ulicami Nowego Jorku, maj�c pewno��, i� nikt jej nie rozpozna. Przy dobrej pogodzie to by si� nie uda�o, gdy� okulary przeciws�oneczne i chustka na g�owie w jaki� perwersyjny spos�b jeszcze bardziej przykuwa�y uwag� wszystkich zapalonych �owc�w autograf�w.
Tego dnia, po sp�dzeniu wielu godzin w klimatyzowanym skarbcu kilka pi�ter pod ziemi�, Tessa w mniejszym stopniu marzy�a o k�pieli i drinku - bardziej zale�a�o jej na d�ugim, uspokajaj�cym spacerze z dala od ludzkich oczu.
B�ogos�awi�c paskudn� pogod�, naci�gn�a beret na oczy, a potem zrzuci�a buty i w�o�y�a botki, kt�re czeka�y w tylnej cz�ci limuzyny. W�o�y�a lekki p�aszcz przeciwdeszczowy, zapi�a go od g�ry do do�u, a� po brod�, po czym wzi�a le��cy pod p�aszczem parasol.
- Wysi�d� na rogu, Ralph. Wr�c� do hotelu na piechot�. Gdy limuzyna si� zatrzyma�a, Tessa wyskoczy�a, roz�o�y�a
parasol, przesz�a energicznie na drug� stron� ulicy i ruszy�a w kierunku Pi�tej Alei. O ka�dej porze roku uwielbia�a spacerowa� wzd�u� Central Parku, zw�aszcza o zmierzchu, kiedy - tak jak teraz - zapalane stopniowo uliczne �wiat�a rozja�nia�y szare popo�udnie.
Znalaz�szy si� na rogu Pi�tej Alei i ulicy Czterdziestej Si�dmej, szybkim krokiem ruszy�a w kierunku p�nocnym, g��boko nabieraj�c powietrza w p�uca. Niezmiernie cieszy�a j� �wiadomo��, i� nikt nie zwraca na ni� uwagi. G�sty t�um sk�ada� si� ze zmokni�tych ludzi, kt�rzy wracali w�a�nie z zakup�w, oraz wychodz�cych z biur urz�dnik�w - wszystkich interesowa�o jedynie znalezienie jakiego� �rodka transportu, kt�rym mogliby dotrze� do domu.
Ciesz�c si� najcz�ciej nieosi�galn� dla siebie swobod�, Tessa w�drowa�a Pi�t� Alej�. Min�a katedr� �wi�tego Patryka i by�a ju� o trzy przecznice dalej, gdy nagle przystan�a, po czym gwa�townie zawr�ci�a. Mia�a trzydzie�ci osiem lat i od bardzo dawna nie by�a w ko�ciele. Nie chcia�a liczy�, ile czasu min�o od ostatniego razu, ale dzisiaj... w�a�nie dzisiaj... co� przyci�ga�o j� do wspania�ej, pot�nej katedry. To co� kaza�o jej pokona� schody, otworzy� drzwi i wej�� do �rodka. Z�o�y�a parasol. G�r� wzi�o stare przyzwyczajenie - zanurzy�a palce w wodzie �wi�conej, prze�egna�a si� i przykl�k�a, a dopiero potem usiad�a w jednej z ostatnich �awek.
Postanowi�a, �e posiedzi tu kilka sekund, a potem wr�ci na zewn�trz, by korzysta� z cudownej swobody, jaka mo�liwa jest jedynie na ruchliwych, sk�panych deszczem ulicach. Posiedzi i zagrzeje si� w przesyconej �piewnym pomrukiem ciszy, ciszy tak niepowtarzalnej, tak charakterystycznej, �e nawet z zawi�zanymi oczyma od razu i bez trudu mo�na rozpozna�, �e jest si� w ko�ciele...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin