Antologia opowiadań SF - Wielka księga fantastycznego humoru.pdf

(2193 KB) Pobierz
Wielka księga
fantastycznego
humoru
The Mammoth Book of Seriously Comic Fantasy
Opracował: Mike Ashley
Tłumaczyli:
Dominika Schimscheiner
I Marcin Mortka
830243309.001.png
James P. Hogan
(ur. 1941 r.) znany jest lepiej jako autor książek z gatunku fantastyki naukowej,
szczególnie cyklu „Giganci" („Giants"), który otwiera powieść „Gwiezdne dziedzictwo"
(„Inherit the Stars", 1977). Poniższa historyjka pokazuje jednak, że potrafi także traktować z
przymrużeniem oka i naukę, i naukowców. A przy okazji resztę rodzaju ludzkiego.
James P. Hogan
Pre-historia
- Sztuczny ogień?! Jak sobie to wyobrażasz? Co to w ogóle ma być, ten sztuczny ogień? - Ug
ściągnął wydatne wały nadczołowe, spoglądając z niechęcią na bujnie owłosionego, krępego
towarzysza. Odziany w niedźwiedzią skórę Og kucał przy otoczonym kamiennym kręgiem
stosiku chrustu. Niewzruszony zaczepnym tonem Uga, podkładał pod gałązki kawałki
suchego mchu. Stojący nad nim Ug trzymał maczugę na ramieniu, co oznaczało, że aktualnie,
jak rzadko kiedy, nie był w krwiożerczym nastroju.
- To ten sam ogień, który pojawia się, jak piorun uderzy w drzewo - wyjaśnił Og wesoło,
zabierając się do pocierania patyka o patyk. - Tyle że nie trzeba do niego pioruna.
- Zwariowałeś - skwitował Ug z głębokim przekonaniem.
- Poczekaj chwilę, a zobaczymy, czy zwariowałem.
Z suszu uniosła się smużka dymu, a chwilę później zamigotał płomyk, który szybko objął
cały stosik. Ug krzyknął zaskoczony, cofając się przed ogniem i chwytając za maczugę. Og
wstał usatysfakcjonowany ze stęknięciem.
- No i co, nadal uważasz, że zwariowałem?
Przez oblicze Uga przemknęły mieszane emocje, od zgrozy poprzez zdumienie aż po
zaciekawienie.
- A niech cię mamut! Nie wiesz, że to niebezpieczne? W jednej chwili może się zapalić
od tego cały las! Zgaś to, natychmiast!
- Spokojnie, kamienie zatrzymają go w miejscu. I nie zamierzam nic gasić, wprost
przeciwnie, myślałem, że może moglibyśmy go do czegoś użyć.
- Na przykład do czego? - Ug łypał na trzaskające płomienie z bezpiecznej odległości. -
Można się nim co najwyżej poparzyć.
- No nie wiem. Do różnych rzeczy... - Og potarł w zamyśleniu brodę. - Hm... Może dzięki
niemu nie musielibyśmy ganiać ludzi tak daleko do gorących źródeł, jak zaczynają
śmierdzieć.
- A jakim cudem mieliby się nim umyć?
- No, zrobilibyśmy nim ciepłą wodę w jaskini. Zaoszczędziłoby to nam sporo kłopotu.
Szczególnie dziewczynom. Pomyśl, nie musiałyby...
- Co?! - wrzask Uga odbił się echem po otaczających polankę skałach. - Chcesz to wnieść
do domu?! Zwariowałeś! Chcesz nas pozabijać? Nawet mamuty przed tym uciekają. Poza tym
jak chcesz ogrzać tym wodę? Przecież przepali się każda skóra.
- No to trzeba użyć czegoś innego. Czegoś, co się nie spali.
- To znaczy czego?
- Jeszcze nie wiem! - zirytował się Og. - To nowa technologia, trzeba czasu, żeby ją
opracować. Może coś z kamienia...
Przerwało im dochodzące zza zakrętu ścieżki tupanie oraz gwar głosów. Chwilę później
na polankę wpadł Ag, wicewódz, a zaraz za nim kilkunastu członków neandertalskiego
plemienia.
- Co tu się dzieje? - wydyszał Ag. - Usłyszeliśmy krzyki... Aaaa! Pali się! Dolina się pali!
Ratuj się, kto może! Pożar w dolinie! - Reszta plemienia podjęła histeryczne wrzaski i
rozbiegła się na wszystkie strony, znikając w zaroślach. Po lesie poniosły się odgłosy
wpadających na siebie ludzi i stłumione przekleństwa.
Niestropiony Og patrzył z dumą na swoje dzieło. Ug też patrzył, aczkolwiek podejrzliwie
i z daleka. Pomiędzy drzewami zaległa cisza. Dopiero po chwili zaczęły mącić ją ostrożne
szelesty, a w otaczającej polankę zieleni pojawiały się jedna po drugiej brodate twarze.
Wreszcie z listowia wynurzył się Ag.
- Co to? - Zbliżył się nieufnie do ogniska, popatrując to na Oga, to na Uga. - Skąd się tu
wzięło? Nie było przecież ostatnio burzy.
- Og go zrobił - pospieszył z wyjaśnieniami Ug.
- Zrobił? Jak to zrobił? Na żarty ci się zebrało?
- Zrobił - upierał się Ug. - Sam widziałem.
- Ale po co?
- Dostał na jego punkcie małpiego rozumu. Mówi, że chce go wziąć do jaskini i...
- Wziąć to do jaskini?! - Ag plasnął dłonią o czoło, wytrzeszczając oczy na Oga. - Czyś ty
oszalał? Nie widziałeś, co dzieje się ze zwierzętami, które nie zdążą uciec przed pożarem
lasu? Chcesz nas upiec żywcem?
- Przecież nie każę ci w tym siedzieć - westchnął Og. - Można go trzymać w pewnej
odległości. Występująca z brzegów rzeka wyrywa drzewa, ale przecież możesz zabrać wodę
do jaskini, a nie zalejesz i nie utopisz ludzi. No, więc może dałoby się zrobić to samo z tym,
jakoś go wykorzystać.
- Ale po co? - nie ustępował Ag.
- No, mógłby się przydać. Zwierzęta się go boją. Może odstraszyłby niedźwiedzie, które
każdej jesieni próbują zagarnąć naszą jaskinię. No wiesz... takie tam...
Ag zbył pomysł pogardliwym wzruszeniem ramion.
- Przede wszystkim odstraszyłby domowników - prychnął. - Pouciekaliby na wzgórza i
tyle. Tylko by nam zaszkodził.
- A dym? - krzyknęła któraś z postaci stojących na obrzeżach polany. Neandertalczycy
opuścili już kryjówki, ale nie podchodzili bliżej.
- Co dym?
- No, nie da się nim oddychać, więc jak mielibyśmy mieszkać w zadymionych jaskiniach?
- Trzeba zrobić tak, żeby dym wychodził na zewnątrz - zniecierpliwił się Og.
- Czyli jak?
- No, na grzywkę mamuta, nie wiem jeszcze! To świeży wynalazek. Co byście chcieli?
Wszystkie rozwiązania technologiczne w jeden dzień? Coś wymyślę!
- Zatrujesz tym powietrze - zgłosił obiekcje ktoś inny. - Jeśli zaczną używać go wszystkie
plemiona w dolinie, zrobi się dużo dymu, który zasłoni niebo. Wtedy bóg słońce się
wścieknie i wszystkich nas zabije.
- Skąd wiesz, że to bóg, a nie bogini? - zaprotestował jakiś kobiecy głos, szybko uciszony
łagodnym grzmotnięciem maczugi sąsiada.
W tym momencie krąg rozstąpił się, przepuszczając Juga Siłacza, wodza plemienia, oraz
Jega, szamana, którzy przybyli, by osobiście zbadać przyczyny zamieszania. Jeg był w
młodości wielkim wojownikiem. Wieść niosła, że w pojedynkę pokonał byka, zagadując go
na śmierć. Mówił tak długo, że zwierzę dostało skurczy w nogach i padło. W ten sposób
zyskał przydomek „Skurczybyk".
Z myślą o właśnie przybyłej starszyźnie Ag powtórzył wcześniejszą rozmowę przy
akompaniamencie gorliwego przytakiwania Uga. W miarę opowiadania twarz Jega
pochmurniała.
- To niebezpieczne - oświadczył po wysłuchaniu Aga. - Zdecydowanie.
- Nauczymy się, jak tego używać bezpiecznie - obstawał przy swoim Og.
- To niedorzeczne - obwieścił Jeg. - Jeżeli wymknie się spod kontroli, zniszczy całą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin