quovadis.pdf

(2376 KB) Pobierz
3018725 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
3018725.001.png 3018725.002.png
HENRYK SIENKIEWICZ
QUO VADIS ?
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
ROZDZIAŁ I
Petroniusz obudził się zaledwie koło południa i jak zwykle, zmęczony bardzo. Poprzednie-
go dnia był na uczcie u Nerona, która przeciągnęła się do późna w noc. Od pewnego czasu
zdrowie jego zaczęło się psuć. Sam mówił, że rankami budzi się jakby zdrętwiały i bez moż-
ności zebrania myśli. Ale poranna kąpiel i staranne wygniatanie ciała przez wprawionych do
tego niewolników przyśpieszało stopniowo obieg jego 1eniwej krwi, rozbudzało go, cuciło,
wracało mu siły, tak że z elaeothesium, to jest z ostatniego kąpielowego przedziału, wycho-
dził jeszcze jakby wskrzeszony, z oczyma błyszczącymi dowcipem i wesołością, odmłodzon,
pełen życia, wykwintny, tak niedościgniony, że sam Otho nie mógł się z nim porównać, i
prawdziwy, jak go nazywano: arbiter elegantiarum.
W łaźniach publicznych bywał rzadko: chyba że zdarzył się jakiś budzący podziw retor, o
którym mówiono w mieście; lub gdy w efebiach odbywały się wyjątkowo zajmujące zapasy.
Zresztą miał w swej insuli własne kąpiele, które słynny wspólnik Sewerusa, Celer, rozszerzył
mu, przebudował i urządził z tak nadzwyczajnym smakiem, iż sam Nero przyznawał im wyż-
szość nad cezariańskimi, chociaż cezariańskie były obszerniejsze i urządzone z nierównie
większym przepychem.
Po owej więc uczcie, na której znudziwszy się błaznowaniem Watyniusza brał wraz z Ne-
ronem, Lukanem i Senecjonem udział w diatrybie: czy kobieta ma duszę - wstawszy późno,
zażywał, jak zwykle, kąpieli. Dwaj ogromni balneatorzy złożyli go właśnie na cyprysowej
mensie, pokrytej śnieżnym egipskim byssem - i dłońmi, maczanymi w wonnej oliwie, poczęli
nacierać jego kształtne ciało - on zaś z zamkniętymi oczyma czekał, aż ciepło laconicum i
ciepło ich rąk przejdzie w niego i usunie zeń znużenie.
Lecz po pewnym czasie przemówił - i otworzywszy oczy jął rozpytywać o pogodę, a na-
stępnie o gemmy, które jubiler Idomen obiecał mu przysłać na dzień dzisiejszy do obejrze-
nia... Pokazało się, że pogoda jest piękna, połączona z lekkim powiewem od Gór Albańskich,
i że gemmy nie przyszły. Petroniusz znów przymknął oczy i wydał rozkaz, by przeniesiono
go do tepidarium, gdy wtem spoza kotary wychylił się nomenclator oznajmiając, że młody
Markus Winicjusz, przybyły świeżo z Azji Mniejszej, przyszedł go odwiedzić.
Petroniusz kazał wpuścić gościa do tepidarium, dokąd i sam się przeniósł. Winicjusz był
synem jego starszej siostry, która przed laty wyszła za Marka Winicjusza, męża konsularnego
z czasów Tyberiuszowych. Młody służył obecnie pod Korbulonem przeciw Partom i po ukoń-
czonej wojnie wracał do miasta. Petroniusz miał dla niego pewną słabość, graniczącą z przy-
wiązaniem, albowiem Markus był pięknym i atletycznym młodzieńcem, a zarazem umiał za-
chowywać pewną estetyczną miarę w zepsuciu, co Petroniusz cenił nad wszystko.
Pozdrowienie Petroniuszowi! - rzekł młody człowiek wchodząc sprężystym krokiem do
tepidarium - niech wszyscy bogowie darzą cię pomyślnością, a zwłaszcza Asklepios i Kipry-
da, albowiem pod ich podwójną opieką nic złego spotkać cię nie może.
- Witaj w Rzymie i niech ci odpoczynek będzie słodki po wojnie - odrzekł Petroniusz wy-
ciągając rękę spomiędzy fałd miękkiej karbassowej tkaniny, w którą był obwinięty. - Co sły-
chać w Armenii i czy bawiąc w Azji nie zawadziłeś o Bitynię?
Petroniusz był niegdyś rządcą Bitynii i co większa, rządził nią sprężyście i sprawiedliwie.
Stanowiło to dziwną sprzeczność z charakterem człowieka słynnego ze swej zniewieściałości
i zamiłowania do rozkoszy - dlatego lubił wspominać te czasy, albowiem stanowiły one do-
wód, czym by być mógł i umiał, gdyby mu się podobało.
- Zdarzyło mi się być w Heraklei - odrzekł Winicjusz. - Wysłał mnie tam Korbulo z rozka-
zem ściągnięcia posiłków.
4
- Ach, Heraklea! Znałem tam jedną dziewczynę z Kolchidy, za którą oddałbym wszystkie
tutejsze rozwódki, nie wyłączając Poppei. Ale to dawne dzieje. Mów raczej, co słychać od
ściany partyjskiej. Nudzą mnie wprawdzie te wszystkie Wologezy, Tyrydaty, Tygranesy i
cała ta barbaria, która, jak twierdzi młody Arulanus, chodzi u siebie w domu jeszcze na czwo-
rakach, a tylko wobec nas udaje ludzi. Ale teraz dużo się o nich mówi w Rzymie, choćby
dlatego, że niebezpiecznie mówić o czym innym.
- Ta wojna źle idzie i gdyby nie Korbulo, mogłaby się zmienić w klęskę.
- Korbulo! Na Bakcha! Prawdziwy to bożek wojny, istny Mars: wielki wódz; a zarazem
zapalczywy, prawy i głupi. Lubię go, choćby dlatego, że Nero go się boi.
- Korbulo nie jest człowiekiem głupim.
- Może masz słuszność; a zresztą wszystko to jedno. Głupota, jak powiada Pyrron, w ni-
czym nie jest gorsza od mądrości i w niczym się od niej nie różni.
Winicjusz począł opowiadać o wojnie, lecz gdy Petroniusz przymknął powieki, młody
człowiek, widząc jego znużoną i nieco wychudłą twarz, zmienił przedmiot rozmowy i jął wy-
pytywać go z pewną troskliwością o zdrowie.
Petroniusz otworzył znów oczy.
Zdrowie!... Nie. On nie czuł się zdrów. Nie doszedł jeszcze wprawdzie do tego, do czego
doszedł młody Sisenna, który stracił do tego stopnia czucie, że gdy go przynoszono rano do
łaźni, pytał: „Czy ja siedzę?” Ale nie był zdrów. Winicjusz oddał go oto pod opiekę Asklepio-
sa i Kiprydy. Ale on, Petroniusz, nie wierzy w Asklepiosa. Nie wiadomo nawet, czyim był
synem ten Asklepios, czy Arsinoe, czy Koronidy, a gdy matka niepewna, cóż dopiero mówić
o ojcu. Kto teraz może ręczyć nawet za swego własnego ojca!
Tu Petroniusz począł się śmiać, po czym mówił dalej - Posłałem wprawdzie dwa lata temu
do Epidauru trzy tuziny żywych paszkotów i kubek złota, ale wiesz dlaczego? Oto powie-
działem sobie: pomoże - nie pomoże, ale nie zaszkodzi. Jeśli ludzie składają jeszcze na świe-
cie ofiary bogom, to jednak myślę, że wszyscy rozumują tak jak ja. Wszyscy! Z wyjątkiem
może mulników, którzy najmują się podróżnym przy Porta Capena. Prócz Asklepiosa miałem
także do czynienia i z asklepiadami, gdym zeszłego roku chorował trochę na pęcherz. Odpra-
wiali za mnie inkubację. Wiedziałem, że to oszuści, ale również mówiłem sobie: co mi to
szkodzi! Świat stoi na oszustwie, a życie jest złudzeniem. Dusza jest także złudzeniem. Trze-
ba mieć jednak tyle rozumu, by umieć rozróżnić złudzenia rozkoszne od przykrych. W moim
hypocaustum każę palić cedrowym drzewem posypywanym ambrą, bo wolę w życiu zapachy
od zaduchów. Co do Kiprydy, której mnie także poleciłeś, doznałem jej opieki o tyle, że mam
strzykanie w prawej nodze. Ale zresztą to dobra bogini! Przypuszczam, że i ty także ponie-
siesz teraz prędzej czy później białe gołębie na jej ołtarz.
- Tak jest - rzekł Winicjusz. - Nie dosięgnęły mnie strzały Partów, ale trafił mnie grot
Amora... najniespodzianiej, o kilka stadiów od bramy miasta.
- Na białe kolana Charytek! Opowiesz mi to wolnym czasem - rzekł Petroniusz.
- Właśnie przyszedłem zasięgnąć twej rady - odpowiedział Markus.
Lecz w tej chwili weszli epilatorowie, którzy zajęli się Petroniuszem, Markus zaś zrzuciw-
szy tunikę wstąpił do wanny z letnią wodą, albowiem Petroniusz zaprosił go do kąpieli.
- Ach, nie pytam nawet, czy masz wzajemność -odrzekł Petroniusz spoglądając na młode,
jakby wykute z marmuru ciało Winicjusza. - Gdyby Lizypp był cię widział, zdobiłbyś teraz
bramę wiodącą do Palatynu, jako posąg Herkulesa w młodzieńczym wieku.
Młody człowiek uśmiechnął się z zadowoleniem i począł zanurzać się w wannie, wychlu-
stywając przy tym obficie ciepłą wodę na mozaikę przedstawiającą Herę w chwili, gdy prosi
Sen o uśpienie Zeusa. Petroniusz patrzył na niego zadowolonym okiem artysty.
Lecz gdy skończył i oddał się z kolei epilatorom, wszedł lector z puszką brązową na brzu-
chu i zwojami papieru w puszce.
- Czy chcesz posłuchać? - spytał Petroniusz.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin