Wylie Trish - Nagroda dla wytrwałych.pdf

(400 KB) Pobierz
347018529 UNPDF
Trish Wylie
Nagroda dla wytrwałych
347018529.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Jasne, że ciągle tu jestem. Trzymam drabinę i...
zaglądam ci pod sukienkę.
Ryan uśmiechnął się szeroko i próbował odwrócić wzrok.
Bezskutecznie. Molly O'Brien miała naprawdę znakomite
nogi. Przez te wszystkie lata jako jej przyjaciel, opiekun,
niemal brat, poznał wszystkie mocne i słabe strony jej natury.
I teraz, gdy spoglądał do góry, widział dwa największe atuty.
- Callaghan, zginiesz marnie! Niech no tylko znajdę się
na dole...
- Grozisz, że na mnie spadniesz? Uprzedzam, twoje wątłe
ciałko nie zrobi mi wielkiej krzywdy. Najwyżej nabijesz mi
małego guza.
Molly nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Przyda ci się parę porządnych siniaków, ty draniu!
- Jakoś to zniosę, Moll. - Przychylny wiaterek uniósł
spódniczkę do góry i Ryan wstrzymał oddech na widok
skrawka białej koronki. Ze złością poczuł, że się czerwieni. -
Masz już to głupie stworzenie?
Sięgnęła ręką jeszcze dalej i wreszcie pod palcami poczuła
miękkie futerko.
- Dobry koteczek... Chodź do mamusi... - Przyciągnęła
kotka do piersi. - No, mam cię! Następnym razem, Houdini,
sam będziesz stąd złaził. Nie ścierpię więcej tego tępaka, który
zagląda tam, gdzie nie powinien.
Ryan przytrzymywał drabinę, póki Molly nie stanęła na
ziemi.
- Wszystko słyszałem! - uprzedził z uśmiechem.
- O to mi właśnie chodziło. Gdybyś był dżentelmenem,
sam wszedłbyś po Houdiniego. Nie rozumiem, jak facet, który
ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, może cierpieć na
zawroty głowy!
347018529.003.png
- Przecież wiesz, że mam lęk wysokości. A w ogóle
uważam, że ten głupek poradziłby sobie sam, gdybyś za
każdym razem nie biegła mu na ratunek.
Ze złością pokazała mu język i zaraz znów się roześmiała.
- Nie ma co, wyzwalasz we mnie najgorsze instynkty. To
z pewnością jedna z najbardziej ujmujących cech twojego
charakteru.
Pochylił głowę, aż ich nosy niemal się zetknęły.
- Jeszcze nie zauważyłaś, że mam wyłącznie zalety?
Odłożył drabinę pod ganek i wszedł za Molly do domu, który
od pół roku ze sobą dzielili. Od kiedy sięgał pamięcią,. Molly
była jego przyjaciółką i najlepszym kumplem. Dobrze było
znów mieć ją obok. Zupełnie, jakby wróciły czasy
dzieciństwa. No, prawie...
Przysunął stołek do wysokiego baru, przy którym jadali, i
patrzył, jak Molly kręci się po kuchni. Niby ta sama
dziewczyna, którą poznał piętnaście lat temu, lecz po jej
powrocie ze Stanów coś go w niej niepokoiło.
Napełniała właśnie czajnik wodą, gdy poczuła, jak włosy
jeżą się jej na karku. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Znowu się gapisz, Callaghan!
- Wydaje ci się, że nie mam nic lepszego do roboty?
Oparła się plecami o blat, ręce skrzyżowała na piersi i
spojrzała na Ryana z politowaniem.
- W dodatku robisz to nie pierwszy raz. O co chodzi?
- O nic. Patrzeć nie wolno?
- Kiepski z ciebie kłamca, Callaghan - powiedziała
przeciągle. - No, już... Wyduś to z siebie.
- Znów ten amerykański akcent! Wystarczyło sześć lat i
zapomniałaś, że jesteś Irlandką.
Opuściła ręce i wolno podeszła do barku.
- Małpa! Dobrze wiesz, że nigdy o tym nie zapominam.
347018529.004.png
- Przezwałaś mnie małpą już trzeci raz. Uprzedzam, że w
końcu mi za to zapłacisz.
- Jaka to miałaby być zapłata, małpiszonie?
- Muszę to przemyśleć. ~ Podniósł się ze stołka i ruszył w
stronę wyjścia. - Nie ma pośpiechu. Cała przyjemność w
planowaniu zemsty. Powiem ci później, na tańcach.
Chwyciła ścierkę i cisnęła w jego kierunku.
- Idź już, Callaghan, nim zrobię coś, czego będę potem
żałować.
Nie potrafiła zachować powagi, kiedy wybuchnął głośnym
śmiechem.
- Zobaczysz, że któregoś dnia zapragnę sprawdzić, czego
to mogłabyś żałować.
Ryan był dzieckiem natury. Odkąd pamiętała, najlepiej
czuł się na świeżym powietrzu. Obecnie pracował jako szef
straży leśnej i trzeba przyznać, że było to dla niego idealne
zajęcie.
Stała w tłumie mieszkańców Boyle, którzy licznie
przybyli na potańcówkę, i z uśmiechem przyglądała się
Ryanowi. Jak to możliwe, że wszyscy traktują go tak
poważnie? - zastanawiała się.
W tej chwili właśnie dwaj biznesmeni z żonami jak
zafascynowani słuchali jakichś jego wyjaśnień. Prawdę
mówiąc, to przede wszystkim ich żony patrzyły w Ryana jak
w obraz. No tak, z pewnością jest szanowanym członkiem tej
małej społeczności...
Pociągnęła łyk czerwonego wina i podniosła wzrok na
ciemniejące niebo. Jak dobrze jest wrócić do domu. Tylko w
Irlandii czuła się tak spokojnie. Odetchnęła głęboko i
ponownie skupiła uwagę na otaczającym ją tłumie.
Miasteczko znacznie się rozrosło podczas jej nieobecności
i wśród mieszkańców dostrzegła wiele nieznanych twarzy.
Poza tym jednak nic się nie zmieniło od czasu, kiedy spędzała
347018529.005.png
tu letnie wakacje, biegając po wielkim leśnym parku i
pływając w zimnym jeziorze.
Patrzyła właśnie na ciemną wodę, gdy tuż obok zabrzmiał
obcy głos.
- Cześć! Mam wrażenie, że się nie znamy.
Dawno już przestała wierzyć w opisywane w romansach
dreszcze, które u bohaterek wywoływał głos nieznajomego
mężczyzny. Nagle jednak okazało się, że takie odczucia to nie
fikcja. Głęboki i niesamowicie zmysłowy głos mężczyzny
wydał się jej wyjątkowo atrakcyjny.
Odwróciła głowę i napotkała spojrzenie niespotykanie
błękitnych oczu. Do tego przystojna, opalona twarz.
- Rzeczywiście. Z pewnością zapamiętałabym pana -
Molly uśmiechnęła się, mimowolnie poprawiając rude włosy.
Jasnowłosy mężczyzna również się uśmiechnął.
- Z tego samego powodu twierdzę, że nigdy dotąd pani
nie spotkałem. - Wyciągnął rękę. - Jestem Nick, Nick Scallon.
Wprowadziłem się właśnie do jednego z domów w osiedlu
Doon.
- Ach, w takim razie to pan jest tym rekinem finansjery, o
którym nasłuchałam się tylu plotek. Słyszałam, że zarządza
pan teraz domkami letniskowymi - powiedziała, podając mu
rękę. Z zażenowaniem poczuła, że przytrzymuje jej dłoń
dłużej, niż to było konieczne. - Jest pan głównym tematem
rozmów klientek supermarketu.
- Domyślam się. A pani...?
- Molly O'Brien. Ja... mieszkam teraz u Ryana
Callaghana.
- O...
- Jesteśmy przyjaciółmi - pospieszyła z wyjaśnieniem,
bojąc się, że źle ją zrozumiał. - To znaczy... Znam Ryana od
dawna... To prawie mój brat... Chciałam powiedzieć, że nie
jesteśmy...
347018529.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin