Barker Margaret - Dylemat chirurga.pdf

(537 KB) Pobierz
102129864 UNPDF
Margaret Barker
Dylemat chirurga
Rozdział 1
Kiedy prom minął wystający cypel lądu i płynął wprost do portu na Geres, Pat
patrzyła jak urzeczona. Nie spodziewała się takiej różnorodności pastelowych
barw. Stare domy, otynkowane na biało, zielono i różowo, z czerwonymi, lśniącymi
w słońcu dachami, oblepiały majestatyczne górskie zbocza aż po sam brzeg morza.
Małe łodzie rybackie cumowały przy nabrzeżu. Drzwi tawern stały otworem i
zapraszały do środka, gdzieś w wąskiej uliczce ktoś grał na buzuki.
A więc to jest Ceres, wyspa, na której będzie pracować przez sześć miesięcy.
Pierwsze wrażenie było bardzo przyjemne. Wyglądało to na miejsce wprost dla niej
stworzone. W dodatku kuzynka Nicole pisała, że Ceres to nie tylko to, co widać na
pierwszy rzut oka. Ujęła to tak:
„... Turyści przyjeżdżają i wyjeżdżają, i widzą tylko to, co chcą zobaczyć.
Cieszą się dwoma tygodniami wakacji i wracają do domu. Ale ty, jeśli zgodzisz się
przyjechać, odkryjesz inną Ceres, bo będziesz pracować wśród ludzi. Pacjenci w
szpitalu otworzą przed tobą serce i będziesz musiała ukoić ich smutki. Dla mnie też
to było trudne, kiedy osiem lat temu przyjechałam tu jako młoda pielęgniarka. Ale
zakochałam się i wyszłam za Alexandra, więc przeszłość oceniam teraz inaczej, w
różowych barwach. Nasze małżeństwo jest wspaniałe i jestem bardzo szczęśliwa.
Zanim przyszły na świat dzieci, pomagałam Alexandrowi w szpitalu...”
Oparta o burtę, Pat przypomniała sobie list Nicole – list, który w jednej chwili
odmienił jej życie. Zabawne, ale pisywała do Nicole zawsze, kiedy miała kłopoty.
To chyba dlatego, że w dzieciństwie Nicole była dla niej jak siostra. Była starsza o
osiem lat, więc oczywiście Pat czuła dla niej respekt. Kiedy kuzynka wyjechała do
szkoły pielęgniarskiej, Pat nabrała przekonania, że to najciekawsza i warta
poświęcenia praca. Śledziła postępy Nicole i postanowiła, że gdy tylko dorośnie,
będzie tak samo jak ona pracować w szpitalu Benington na przedmieściach
Londynu.
Tęskniła za kuzynką, kiedy ta wzięła ślub i na stałe wyjechała z mężem,
lekarzem, na tę sielankową grecką wyspę. A teraz i ona tam płynęła. Jakie cudowne
życie musi prowadzić Nicole... Co prawda Pat niewiele o tym wiedziała, gdy pisała
do kuzynki po swoim wypadku z nogą.
Co za potworny pech, nadepnąć na potłuczoną butelkę! W ostatnie święta
Bożego Narodzenia biegła wraz z braćmi do stawu. Co roku urządzali sobie
pływanie na Gwiazdkę. Woda była zawsze taka zimna, aż się dziwili, że nie
zamarza. Simon i Peter wciągali ją do wody i śmiali się z jej dygotania, więc
postanowiła pokazać im, jaka jest dzielna. Pognała wprost na głęboką wodę i
nadepnęła na potłuczone szkło... Chyba nigdy nie zapomni tego przeszywającego
bólu.
I teraz zadrżała, mimo że prażyło słońce. Opisała wszystko dokładnie kuzynce:
jak stary doktor Marsh z wioski usunął odłamki szkła i opatrzył jej nogę, a potem
kazał leżeć. W samo Boże Narodzenie! Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Trzy
miesiące później noga zaczęła puchnąć i bardzo bolała. Prześwietlenie wykazało,
że głęboko w stopie utkwiły okruchy szkła. Trafiła na kilka dni do szpitala – tym
razem jako pacjentka. Przeszła operację, potem dwa tygodnie poruszała się o
kulach i, co najbardziej przykre, przesunięto ją do lżejszej pracy w rejestracji. Tego
nie mogła znieść – ona, która przez ostatnie dwa lata kierowała zespołem
pielęgniarek na oddziale chirurgii.
„... Możesz sobie wyobrazić, jak bardzo się nudzę – pisała do Nicole. – Nie
wiem, jak długo jeszcze wytrzymam. Lekarze upierają się, że noga jest w kiepskim
stanie, bo szkło tkwiło w niej bardzo długo. Stwierdzili zanikanie tkanek – trzeba
czasu, żeby wzmocniły się kości i mięśnie...”
Odpowiedź od Nicole była jak promień słońca.
„... Znalazłam świetne wyjście, Pat! Może byś przyjechała na sześć miesięcy na
Ceres? Alexander i ja jedziemy do Stanów na serię wykładów. Chcielibyśmy
zabrać tutejszą przełożoną. Alexander mógłby wyznaczyć. na jej miejsce kogoś ze
szpitala, ale uważa, że nikt się nie nadaje. Można by dać ogłoszenie i przyjąć kogoś
z zewnątrz, ale równie dobrze ty mogłabyś wziąć tę pracę. Masz przecież
wystarczające kwalifikacje. Jestem pewna, że bardzo by ci się tutaj spodobało, a
przy okazji mogłabyś zaglądać do ojca Alexandra. Jest naprawdę uroczy i tęskni za
nami i za wnukami. Wystarczyłoby go odwiedzić od czasu do czasu i powtórzyć
plotki ze szpitala. Na pewno ci wspominałam, że to on założył szpital na Ceres i
nadal go wspomaga. Proszę, powiedz „tak”. Będziesz tu zupełnie niezależna, nikt
ci słowa nie powie, jeśli dasz odpocząć swoim nogom, a życie na Ceres płynie tak
powoli, że...”
Pat przypominała sobie list, wpatrując się w ryby pływające w przejrzystej,
błękitnej wodzie przy brzegu. Jeszcze zanim go doczytała do końca, była
przekonana, że to doskonałe rozwiązanie. Coś w rodzaju „pracujących wakacji”. Po
sześciu miesiącach wróci do Benington w świetnej formie i znów będzie mogła
pracować jako oddziałowa.
Prom był już tylko o parę metrów od brzegu. Zobaczyła opartego o barierkę
smagłego greckiego marynarza w błękitnej koszuli. Obok niego stał wysoki brunet,
ubrany w ciemnoszare dżinsy i białą koszulkę polo, rozpiętą u góry, ze stetoskopem
zawieszonym na szyi. Pat domyśliła się, że to musi być ktoś ze szpitala i że czeka
właśnie na nią. Odetchnęła parę razy głęboko, żeby się uspokoić. Lekarz na pewno
był Grekiem. Widziała takich mężczyzn w kinie – gorąca, piaszczysta plaża, ona
zakochana do szaleństwa, on bierze ją w ramiona... Na pewno ma równe, białe
zęby. Ale mężczyzna na brzegu wcale się nie uśmiechał, więc nie mogła
potwierdzić swych zwariowanych domysłów. Uporczywie wodził wzrokiem po
twarzach pasażerów, aż zatrzymał się na niej.
– Siostra Manson? – zawołał niecierpliwie.
Wszyscy pasażerowie odwrócili się w jej stronę.
Skąd on to wie? Przecież nie miała na sobie fartucha. Biała bluza i dżinsowa
spódnica nie mogą uchodzić za strój pielęgniarki. Nicole musiała mu ją dokładnie
opisać. Pewnie powiedziała tak: dwadzieścia pięć lat, ciemne włosy do ramion,
wzrost średni...
– Tak, to ja! – Wychyliła się za burtę, trzymając się barierki. – A pan chyba
jest...
– Może pani sama chodzić? Spieszy mi się do szpitala – usłyszała mało
zachęcające powitanie.
– Witamy na Ceres – mruknęła pod nosem. Nie tak to sobie wyobrażała. Ten
zarozumiały lekarz to pewnie znajomy Alexandra, który przyjechał go zastępować
przez sześć miesięcy, tak samo jak ona. Widocznie nie miał nic poważnego do
roboty, skoro mógł sobie pozwolić na obijanie się na jakiejś wysepce, gdzie nic się
nie dzieje. Trzeba mu trochę utrzeć nosa.
Powoli schodziła po nierównym, drewnianym pomoście. Od czasu wypadku
była bardzo ostrożna, ponieważ nadal z trudem utrzymywała równowagę. Chciała
sprawdzić, czy ten arogancki lekarz nadal się jej przygląda, ale musiała uważać,
żeby się nie potknąć. I jeszcze ta walizka na kółkach...
Ostatnie deski. Nareszcie! Odetchnęła i zeszła na ląd.
Nagle nieznośny ból przeszył jej lewą nogę. O Boże, musiała się potknąć o
kamień! Bolało potwornie, ale nie miała odwagi krzyknąć. Pierwsze wrażenie jest
takie ważne, pomyślała tracąc równowagę i wpadając prosto w ramiona niezbyt
sympatycznego lekarza.
– Co pani wyprawia? – Przytrzymał ją na odległość ramion, wpijając się
palcami w jej ciało.
– Mam chorą nogę. – Jej twarz wykrzywił grymas bólu.
– Słyszałem. Powinna pani wiedzieć, że nie podoba mi się sposób, w jaki mi tu
panią podrzucono.
– Ale właśnie uderzyłam się w palec – szepnęła onieśmielona. , Spojrzał na jej
nogę. Między paskami ortopedycznego buta zaczęły się pojawiać wyraźne oznaki
opuchlizny.
– Tego nam tylko brakowało! – westchnął teatralnie. – Dlaczego pani nie
uważała? Kiedy się dowiedziałem o zaniku tkanek w pani stopie, próbowałem
anulować kontrakt. Tylko że pani już wyjechała! Lepiej poproszę, żeby wezwano
karetkę.
Powiedział coś szybko po grecku do młodego chłopaka, który pobiegł do
białego budynku szpitala, widocznego ponad dachami sklepów i tawern
skupionych nad samą wodą.
– Teraz niech pani lepiej usiądzie – dodał z niechęcią. Pomógł jej dojść do
krzesełka przed najbliższą tawerną. – Niech pani skacze na jednej nodze. Nie
wolno obciążać chorej stopy. To może być złamanie.
– Skądże, to tylko lekkie uderzenie. Nie sądzę...
– Przy atrofii wszystko się może stać – rzucił.
– Szkło tkwiące tak długo w stopie spowodowało poważny uraz. Czytałem pani
dokumentację. Wszystko o pani wiem. W szpitalu zaraz zrobimy prześwietlenie.
Przysiadła na krawędzi niewygodnego, drewnianego krzesła i patrzyła na
morze. Byle tylko rozwiać niepokój i nie myśleć o bólu! A jeśli naprawdę złamała
nogę? Nie, tylko nie to! Trzeba być dobrej myśli. Rozejrzała się wokół. Po kocich
łbach prowadzących do sąsiedniej tawerny młody chłopak dźwigał kosz pełen
żywych homarów; przy łodzi rybackiej dwaj poławiacze gąbek czyścili i płukali
złowione okazy. Turyści, którzy wraz z Pat przypłynęli promem i przez chwilę
tłoczyli się wokół niej, zaczęli się szybko rozchodzić, żeby nie zmarnować
jednodniowej wycieczki na tę fascynującą, niemal dziewiczą wyspę. , Lekarz
pochylił się i zaczął ściągać jej sandał. Robił to delikatnie, ale znowu poczuła
przenikliwy ból. Spojrzała na rosnącą opuchliznę. Nie tak chciała zaprezentować
się na Ceres!
Usłyszała karetkę podskakującą na wąskiej, brukowanej ulicy. Wyjechała zza
ostrego zakrętu i zatrzymała się przy tawernie. Para greckich sanitariuszy wniosła
Pat do środka.
– Ostrożnie, ostrożnie! – upominał lekarz.
Więc jednak ma jakieś ludzkie odruchy, pomyślała Pat, omal nie krzycząc z
bólu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin