Żeromski Stefan - Duma o hetmanie.pdf

(417 KB) Pobierz
273765433 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
273765433.001.png 273765433.002.png
STEFAN ŻEROMSKI
DUMA
O HETMANIE
I INNE
OPOWIADANIA
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
DUMA O HETMANIE
Synowi swemu Adamowi
przypisuje ten utwór
autor
PROLOG
W śniadym dymie i w chmurach ponad morzem wyrosłych jesienne słońce połyska.
W gęstej kurzawie, wyrzuconej ze stepu stratowanego przez kopyta tatarskich koni, mdłe
światło gore.
Niezliczona ćma kruków, lecąca niby skrzydła czarnego anioła, napełniła szerokość nie-
bieską i nad dzikim krąży polem.
Głuchy tętent oddaje ziemia sucha.
Daleki zgiełk niosą wiatry.
Prawica najjaśniejszego, najwielmożniejszego Osmana, Mekki i Medyny cesarza, siedem
monarchii i cztery kąty świata trzymająca, podniosła chorągiew w stronach dalekich.
Wrzask trąby zagrzmiał nad morzem, między lądami. Ciemnolice, posępnookie ludy rzu-
ciły Eufrates, Nil, Dunaj. Nad Archipelagu zielone morze, między Tracją i Azji wybrzeżem,
ponad Cyklady, Sporady, Salaminę, Eubeę i Samotrace padło hasło.
Z Kandii, Lemnos, Samos, Chios i Rodos uderzyli we wiosła galer greccy żeglarze, ku
Bosforu dążąc cieśninie.
Z czarnej Kenii, znad kwiecistych grzęd Egiptu wyruszył Murzyn, fellach i Kopt.
Ze epickiej, skalistej pustyni, z suchych wąwozów puszczy libijskiej ciemny Arab pomyka.
Zza nagich gór, z łożysk wichru, spod bezchmurnego nieba, z okręgów suszy wiecznie
płonącej wybiegł Beduin, szeroko-białym osłoniony burnusem.
Ze stron, których deszcz nie nawiedza, brnie pod barwistym ciężarem garbaty wielbłąd,
porożysty bawół i pracowity muł.
Seciny wołów ciągną szczękającą armatę.
Niedościgły rumak pustyni, co cienia drzew nie widuje, depce pachnący mrok w buko-
wych lasach serbskiej płaniny, pławi się w zimnych nurtach Dunaju, rozwiera nozdrza, wcią-
gając jesienny wiatr zza Dniestru, i w miękkich łęgach Prutu lękliwe stawia kopyto.
Lśni nad pochodem plemion pyłem okrytych połysk złotego proporca.
Równymi korpusy dążą upierzone odżagi janczarów. Błyska grot włóczni Persa, Kurda i
Ormianina.
Albańczyk, Bułgar, Bośniak i Serb ściska w mściwej dłoni rusznicę, wecuje po nocy jata-
gan, handżar gotuje do ciosu.
64
Szepcąc modlitwę ku czci Allacha, zaprzysięga ku większej jego chwale przeszywać
strzałą serca dzieci, z dymem puszczać ruskie i polskie wsie i do podwalin wyłamywać zamki
po górach.
Sto kilkadziesiąt tysięcy cięciw czeka na strzałę.
Pożąda krwi zakrzywiona szabla, dżeryd-spisa, wielka włócznia i hak.
W pustce nocnej zanosi się daleko melodia dzika.
Śmieje się w dal surma – kotły takt biją – żądzę mordu podjudza tołumbas, brzękadło, żele
i flet.
Nastąpił dzień, gdy zsiadły się zgęstniałe chmury. Na paśmie gór, co od północy, zachodu i
południa okrążają błonia cecorskie, zadymił się obóz turecki. Po prawej stronie mogiły od-
wiecznej stanął buńczuk wezyra Iskiender-paszy, rządcy Sylistrii i serdara Mołdawii.
Przednią strażą jazdy sułtańskiej dowodzi Chyzyr-pasza stary, Sarimsak, łakomca na czo-
snek.
Na prawym skrzydle zatknął znak Jussuf-pasza, Rumelii bejlerbej – Hussein-pasza – Mu-
hammed, zwany Teriaki, opiumożerca, władca sandżaku Nikopolisu.
Na lewym skrzydle, po zboczach gór panujących nad Dęli doliną, zawisła sześćdziesię-
ciotysięczna nawałnica rwaczów tatarskich, której rozkaz wydaje chan Krymu, Dżanibeg-
Giraj.
Brat przy nim Kałgaj-sułtan, namiestnik chański. Diwlet-Giraj, potomek szczepu Dżyngis-
chana – książę przy nim Nebrie-Giraj z plemienia Mansurogli i – straszliwy Kantemir-mirza,
Krwawe Żelazo, do słonia wściekłego przyrównywany.
Dwa olbrzymie ramiona we sto kilkadziesiąt tysięcy żołnierza popod złowieszczymi
skrzydłami kruków rozwarły się do uścisku.
Przeciw nim polskiego rycerstwa niespełna siedem tysięcy.
W zaszczycie dawnych, tak dwudziestopięcioletnich szańców i przekopów Zamoyskiego
hetmana zaczajone błyszczą chorągwie.
Stanisław Koniecpolski, hetman polny, czyni w obozie rząd dzienny i dysponuje szyk w
polu.
On ma pod sobą skrzydło prawe.
Na czele wszystkiej siły skrzydła lewego trzyma dowództwa buzdygan Samuel książę Ko-
reckie, Pogoń odwieczną na tarczy noszący – w sercu niezgasłą żądzę tronu, Heremia Mohiły,
hospodarów multańskich zięć. Panie nieustraszone – ów, co bez Rzeczypospolitej zezwolenia
własną swą, korecką wojnę ottomańskiej potędze wydawał – nie polskim, lecz Michała Wisz-
niowieckim, Stefana Potockim, Jana Przerębskim hufcom hetmanił – dziesiątkami tysięcy
trupa muzułmańskiego we dwudziestu bataliach zaścielał wołoskie pola – hospodara Alek-
sandrzyka, Domny Halżbiety Mohiłowej wdowy synaczka, sadzał na tron – pojmany w boju
konał nieustraszenie w lochu stambulskim – junacko uchodził przez Raguzę, Sycylię, Neapol,
Rzym...
Zakuty w żelazo, olbrzymi – czarne dziwowisko – piorun turecki – wywlekał znowu miecz
na półksiężyc.
Nad kornetami niemieckiej rajtarii przewodzi Herman Denhof młodociany.
Roty piesze cudzoziemskie sprawia dziki, niesforny inflancki krzeczot-białozor, Wolmar
Farensbach, wielkiego Jerzego, puszkarzów syn.
Wyszły na odwagę wojenną siły królewiąt.
Stefan Chmielecki – postrach tatarski – z synami:
Adamem i Łukaszem prowadził ukrainnych pancernego znaku osiemset towarzysza.
Walenty Aleksander Kalinowski, kamieniecki starosta, wiódł cztery pełne chorągwie.
Mikołaj z Komarowa Struś halicki – Moskwy najezdnik i krwiożerca – stanął we trzysta
kopij.
65
Zgłoś jeśli naruszono regulamin