Bart Robert D - Etruski grobowiec.pdf

(810 KB) Pobierz
Bart Robert D - Etruski grobowi
Robert D. Bart
ETRUSKI GROBOWIEC
„KB”
ROZDZIAŁ I
Don Amadeo Alfieri, uniwersytecki kolega profesora Orlaniego, ojca mojej
przyjaciółki Claudii, mógłby odpowiadać opisowi antropologicznego typu etruskiego,
podanego kiedyś przez Gavina de Beer. Miał pociągłą twarz, cienki, ostro
zarysowany nos, czoło wysokie, gładkie i wąskie, a czaszkę wydłużoną
„arystokratycznie, w porównaniu do typu romańskiego”, jak sam mawiał w kawiarni
na Campo dei Fiori. Odpowiadałem mu żartobliwie, że jeśli chodzi o czaszkę, to
mógłby szukać pradziadków równie dobrze na Jukatanie w grobowcach Majów.
Alfieri, gdy zeszłego roku odwiedziłem go w jego wiejskiej posiadłości
leżącej pomiędzy Sieną i Volterra, obiecał mi pokazać coś, czego nie oglądały dotąd
oczy etruskologów. Nie jestem etruskologiem, interesują mnie zasadniczo kultury
mezoamerykańskie, ale kiedy Alfieri oznajmił mi, że mogę liczyć na dwie, no,
powiedzmy trzy wazy z VIII wieku przed naszą erą, obudził moją chciwość
kolekcjonera cierpiącego na niedosyt gotówki. Liczyłem bezwstydnie, że tego lata
obłowię się, nie wydając ani funta u tych hien, londyńskich antykwa-riuszy.
Zwłaszcza że leczenie mojej córki przeciągało się w Szwajcarii, a moja żona Laura
dokonywała cudów przebiegłości, aby przedłużać sprawę rozwodową i wycisnąć ze
mnie wszystko, co udało mi się zarobić na sprawie sir Garricka w Afryce.
Anglicy powiadają, że wiosna w Anglii ma niepowtarzalny urok. To samo
udało mi się już słyszeć w Prowansji i Andaluzji. Ja twierdzę, że najładniejsza jest
wiosna w Szwajcarii, nawet gdy na trasie zjazdowej moje stare markery w wiernej
symbiozie z jeszcze starszymi deskami rousillon budziły zrozumiałe zdumienie,
chichoty i małpie miny eleganckich zjazdowców zaopatrzonych w sprzęt wyceniany
na pierwszym, miejscu w katalogach renomowanych firm. Przyznaję, że sensacja,
jaką budziłem, trochę mnie drażniła, ale gdy wieczorem strzelałem mojego drinka i
dowiedziałem się, że znowu kilku specjalistów od zjazdu zawieziono oblepionych
 
gipsem do najbliższego szpitala, dobre samopoczucie wracało mi momentalnie.
Zwłaszcza, tu już muszę zanotować całą prawdę, że mój dzieciak czuł się tej wiosny
znacznie lepiej, a to było dla mnie najważniejsze. Ale życie, doktorze Bart, to nie
żarty. Życie uwielbia forsę, Szwajcarzy też ją lubią, lubią systematycznie. Telefon z
Londynu zaostrzył więc moją uwagę. Dzwonił Dawson, mój kumpel, mówiąc, że
faceci z policji włoskiej pamiętają o istnieniu Roberta D. Barta. - Archeologa? -
zapytałem rzeczowo.
 Nie bądź głupi. Interesujesz ich jako prywatny glina, coś tam o tobie
słyszeli.
 Kto zapłaci za to zainteresowanie i pamięć?
 Niejaki don Tulio Alfieri.
 Nie znam gościa - powiedziałem pomiędzy jednym łykiem. brandy, a
drugim. - To znaczy, coś mi mówiono.
 Nic nie szkodzi. Ma forsę.
 Ale nie będzie mi chyba płacić za to, że go odwiedzę?
 Jasne. Zamordowano jego brata, don Amadea Alfieriego. Znałeś go
podobno?
 Trochę. Wspólne zainteresowania i tak dalej. Słyszałem, że jego brat jest
trochę nie tego...
 Zbzikowany? Tak mówią. Pojedziesz, Rob?
 Wyślij notę dyplomatyczną, że pojawię się.
 Jestem pewien, że don Tulio nie da ci grosza przed zakończeniem sprawy.
To sknera.
 Widziałeś Włocha, który nim nie jest? - spytałem, zapalając fajkę. Dawson
przez chwilę milczał dyplomatycznie, nie zwracając uwagi na oszczędnościowe
przepisy swojej instytucji. Potem, jakby wiedział, o czym właśnie myślę, rzekł:
 Właściwie nie powiedzieli, dlaczego chcą, abyś się pokręcił przy tej
sprawie. Oni nie lubią prywatnych glin, zostawiają im różne robótki w typowych
sprawach...
 Męsko-żeńskich, Dawson?
 Coś w tym rodzaju.
 Dobra - nie komentowałem już tego. - Zadzwonię do Genewy. Jedna taka
strzelała do mnie okiem w biurze Swissair, pewnie myślała, że jestem nadziany. Ale
 
jeszcze kilka dni tu posiedzę. Cześć.
Lubię góry, lubię dalekie przestrzenie tego morza białego zimą, płynę po tej
bieli jak ptak. „Do gipsowego gniazda!” twierdzi moja przyjaciółka, Claudia, córka
starego Orlaniego z Rzymu. Jest ze mną teraz, a raczej nie ze mną, tylko z moją
córką. Claudia ma\vszystkie uroki młodości, a ja, idiota, nie mogę zapomnieć Joy,
która zdaje się zapominać o mnie. Nasze londyńskie pożegnanie było chłodne. Chyba
jednak spotykała się z typem, o którym wspominała, gdy prowadziłem sprawę
Garrickpw. Wyjeżdżała na kontynent, w Alpy. Wyobrażałem sobie, że jej towarzysz
to płaskostopy kretyn, który będzie oglądał góry, siedząc sobie w wygodnej kolejce
zębatej wyruszającej z Saint-
- Gervais u stóp Mont Blanc i zaliczając z ławki urocze doliny Montjoie i
Chamonix.
 Gdzie będziecie spędzać urocze wieczory? - zapytałem złośliwie. - Chyba
nie w tym cholernym Chamonix pełnym nadzianej hołoty?
 A co mi radzisz? - spytała lodowato Joy.
 Jaskinię Gargas w Hautes-Pyrenees.
 Dlaczego? - rzuciła ostrożnie.
 Podobno w XVIII wieku przemieszkiwał tam niejaki Blaise Ferrage,
zwany wilkołakiem z Gargas. Zgwałcił, poćwiartował i pożarł ponoć trzydzieści
dziewczyn. Jeśli znajdzie się tam ktoś, kto pożre twojego idola, będę o ciebie
spokojniejszy.
Może nie powinienem był tego powiedzieć, ale byłem w niedobrym.nastroju.
Moją córkę czekała operacja kostna w szwajcarskim sanatorium. To mogło mnie
tłumaczyć, ale Joy o tym nie wiedziała. Gdzieś podział się nastrój łączący nas
podczas krótkich wakacji w Ely. Joy była jak wolny ptak. To wiedziałem.
Wiedziałem również, że Claudia pozostanie moją platoniczną przyjaźnią. To dzieciak.
Chciałbym, żeby zaprzyjaźniła się z moją córką, gdy ja pojadę do Rzymu, tego
zakurzonego miasta, które, nie wiem czemu, wciąż budzi zachwyt tylu ludzi. Co do
mnie, wolę wiejski spokój, małe pensjonaty i kąty, gdzie można spokojnie strzelić
sobie drinka i gdzie niepodają niczego z oliwą i makaronem.
Dawson nie powiedział mi, dlaczego policja włoska interesuje się moją
skromną osobą. Widocznie sądził, że odpowiedź na to pytanie znajdę na miejscu.
Przyjaciel mojej ciotki, niejaki Morse z Yardu, sprezentował mi onegdaj ładne
cacko, smith and wessona 38, wiedząc, że lubię niezawodną broń, chociaż nie lubię
 
jej używać. Dołączyłem tego wessona do mojego małego kompletu, z którym się
nigdy nie rozstaję, do skorpiona i webleya, tym bardziej że prezent Morse’a ma tylko
dwuipółcalową lufę, wygodny do noszenia. Córce powiedziałem, że wybieram się na
wykopaliska, aby wydać ostatnie pieniądze przeznaczone na drinki. Nie dala się
zwieść żartowi, ale nie powiedziała ani słowa. Claudia widziała, jak pakuję te „dwa i
pół cala” do małej walizeczki.
 Na uniwersytecie mógłbyś się przynajmniej zestarzeć - rzek-Ja - i byłbyś
przystojnym staruszkiem, Rob.
 Nauka jest jak kolumna bersalierów biegnąca po zwycięstwo. Czy to nie
twój staruszek przepowiedział mi, że skończę jako naukowe Zero?
 A policja nie może się bez ciebie obejść? - zakpiła.
- Policja pewnie może, ale sprawiedliwość nie, moje dziecko. Poza tym
czasami lubię pieniądze, i raczej więcej pieniędzy niż mniej. Co ci kupić na
pożegnanie? Chanel numer 3?
- Yardleya.
Zmieniłaś gusty?
 Na złość tobie, Rob.
 Jutro powiem ci cześć, więc dzisiaj bądź dla mnie miła. Spojrzała na mnie
z wyrzutem.
Jej oczy, oczy jak dwa kwiaty, wspomniałem, kiedy samolot linii Swissair,
airbus A310, kołował na pasie lotniska Fiumicino. Nie bez przesady mówi się, że
Swissair to nie tylko linia lotnicza, i najlepszy w świecie system rezerwacji
komputerowej. Rzymskie biuro Swissair postarało się też o rezerwację hotelu i
wynajęcie samochodu, co oznajmił mi agent linii, kruczowłosa dziewczyna o
fiołkowych oczach. Rob, starzejesz się, bo masz fioła na punkcie dziewczyn.
Wciągnąłem w płuca ciężkie, rzymskie powietrze. Już nie pamiętałem o Claudii,
chociaż miałem jeszcze w oczach bajkowy obrazek szwajcarskiego zimowiska i
pamiętałem ciepło warg mojego dzieciaka. Czułem to dziwne podniecenie
ogarniające mnie zawsze, gdy zaczyna się jakaś sprawa. Naturalnie spłoszyłem
facetów z obsługi bezpieczeństwa lotów, gdy czujniki wymacały mój mały arsenał w
walizce. Sprawę szybko wyjaśni! komisarz Malone, uprzedzony już przez Yard o
moim przyjeździe, więc nie potraktowano mnie jak terrorysty z obszarów
przyjaznych, ale rozwijających się i dlatego bardzo nerwowych.
 
 Malone.
 Bart.
Spojrzałem z żalem na fiołkową dziewczynę ze Swissair, rzuciła mi rutynowy
uśmiech, zakodowany służbowo, i wskoczyła do czerwonego fiata uno, zostawiwszy
mi plik papierów, plan miasta i czeki podróżne. Oczywiście było tam również
poświadczenie rezerwacji apartamentu w hotelu „Raphael”.
Komisarz Malone miał wygląd wyżła mieszańca. Sylwetka wyżła, sierść
irlandzkiego setera, mam oczywiście na myśli włosy, wydłużona, sucha, wilcza twarz
i ślepia basseta. Słyszałem, że Malone uchodzi za doświadczonego wygę. Nie dziwię
się. Na oczy basseta da się nabrać niejeden spryciarz. W cywilnym ubraniu nie robił
wrażenia wygi, który, jak mówił o nim mój kumpel Dawson, pójdzie po tropie,
przezwyciężając nawet własny zawał serca.
Milczał, prowadząc swój służbowy wóz, aż do Piazza Navona. Przed hotelem
powiedział:
- Będę jutro rano. Około dziesiątej. Porozmawiamy. Teraz zostawiam pana,
idę do Domiziana na kawę, bo ledwie powłóczę nogami.
- Starość? - powiedziałem niegrzecznie, bo dostrzegłem, że jakby ociąga się z
pożegnaniem.
- Terroryści, psiakrew. Do jutra... Prywatny gliniarz to musi być coś! Ja
łaziłem za terrorystami przez całą noc.
Przechodząc przez hotelowy hall, zauważyłem doktora Paoli. Stary profesor
Orlani wypowiedział mu dom, obiady i kolacje, Claudia wypowiedziała mu
towarzystwo, bo polubiła moje. Co ten zdechlak tu robi o tej porze i w towarzystwie
facetów rozprawiających głośno
o przyszłości socjalizmu? Czyżby porzucił sympatię do Czerwonych Brygad?
Miał elegancko zaprasowane kremowe spodnie, kremową koszulę, kremową
marynarkę i kremowy krawat. Gębę też miał kremową jak po wyleczonej żółtaczce.
Popatrzył na mnie złym wzrokiem. Udałem, że go nie poznaję, nie lubię typków,
którzy przyjaźnie machają prawicą, a lewicą mieszają trucizny. Mydłek. Ale nie
wybaczył mi ani Claudii, ani tego że nie zrobi kariery w katedrze Orlaniego.
Byłćm zmęczony i nie chciało mi się jeść. Wziąłem prysznic, wyłączyłem
telefon, z przyzwyczajenia sprawdziłem zamek u drzwi i położyłem się na łóżku,
czekając na sen.
Następnego dnia o dziesiątej zastukano do drzwi. Na progu stał basset
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin