Isabel Wolff - Cel matrymonialny - Rok z dziennika Tiffany Trott.txt

(929 KB) Pobierz
ISABEL WOLFF
CEL MATRYMONIALNY
Rok 2 dziennika Tijfany Trott
Przekład Alicja Skarbińska
Tytuł oryginału THE TRIALS OF TIFFANY TROTT
Redaktor serii MAŁGORZATA CEBO-FONIOK
Redakcja stylistyczna AGATA NOCUŃ
Ilustracja na okładce SUPER STOCK.
Projekt graficzny okładki MAŁGORZATA CEBO-FONIOK
Opracowanie graficzne okładki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
Skład WYDAWNICTWO AMBER^JJytat^
S2-3
imt
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu http://www.amber.sm.pl
Copyright © 1998 by Isabel Wolff. Ali rights reserved.
For the Polish edition Copyright © 2001 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o.
00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13, 620 81 62
Warszawa 2003. Wydanie reklamowe
Druk: Wojskowa Drukarnia w Łodzi
Ъ2Я\
Maj
\V/porządku. Szampan - odfajkowany; serowe jak im tam - odfajkowane; kwiaty -W odfajkowane; balony - odfajkowane; wstążki - odfajkowane; świeczki - odfajkowane; Boże, gdzie są świeczki? Cholera, nie mam trzydziestu siedmiu świeczek, mam... no, osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia. Cholera! Cholera! Gdzie ta lista? Mam. Dobrze. Co dalej? Aha, świeczki... Gałązki - odfajkowane; chipsy - odfajkowane; orzeszki - odfajkowane; żarcie - odfajkowane. Cholera. Żarcie. Masa żarcia. Kto zje sto pięćdziesiąt grzanek z krewetkami, dwieście śliwek w boczku, trzysta pięćdziesiąt kiełbasek koktajlowych w miodzie z estragonem, sto osiemdziesiąt rolek z łososia wędzonego w dymie dębowym i dwieście dwadzieścia trzy minirolady ze szpinaku z serem? Jak sześć osób ma to wszystko zjeść? Plus dziewięćdziesiąt pięć czekoladowych ekierek? Sześć osób. Pół tuzina. Albo, dokładniej biorąc, dwanaście procent z ogólnej liczby zaproszonych. Jestem rozczarowana, a wiązałam takie nadzieje z dzisiejszym wieczorem. Specjalnie kazałam udekorować salon. Śliczne nowe tapety od Osborne'a i Little'aoraz ręcznie złocony żyrandol. Ale w tym roku chciałam zrobić coś ekstra. Pójść na całość. W końcu mam co świętować - Bardzo Poważny Związek z naprawdę miłym facetem. Z Aleksem. Moim chłopakiem. Moim facetem. Bardzo miłym. W gruncie rzeczy fantastycznym. Naprawdę, naprawdę fantastycznym. Jest jeszcze ciągle sporo osób, które go nie znają i chciałam, żeby to przyjęcie było dla nas obojga. Nie wypaliło. Przyjmowanie gości bywa cholernie denerwujące, prawda? Odwołująprzyjście w ostatniej chwili, jak człowiek już wszystko kupił. Niestety, kilka osób odwołało swoje przyjście. No, trochę więcej niż kilka. Dokładnie czterdzieści cztery, co oznacza, że moje wielkie przyjęcie na pięćdziesiąt osób zmieniło się w raczej dyskretną kolacyjkę. I nie mam szans, aby opisano je w kronice towarzyskiej w „Highbury and Islington Express". Cholera. No tak, moje przyjaciółki mają zawsze problemy - nie mogą znaleźć opiekunki do dzieci, odchodzi niania, dzieci są chore, mężowie nie mają humoru. Najgorzej, jak większość kumpeli ma dzieci i problemy rodzinne stają się ważniejsze niż dobra zabawa. Na przykład Alison odwołała dziś rano, bo Jack ma „problem z kupą". Czy ona naprawdę musi być taka dosłowna?
5
v
-  Strasznie się denerwuję, jest cała zielono-żółto-pomarańczowa - powiedz
-  Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłaś - stwierdziłam sucho. W gruncie rzeczy nic takiego nie powiedziałam, tylko:
-  Biedne maleństwo, jaka szkoda. Dzięki, że zadzwoniłaś.
W południe Jane i Peter musieli zrezygnować, bo ich pomoc do dziecka w> z chłopakiem z sąsiedztwa. Nawet Lizzie, moja najlepsza i najstarsza przyjació może przyjść.
-  Przepraszam, skarbie - powiedziała, gdy zadzwoniła wczoraj rano. - Stras: przykro, ale zupełnie zapomniałam, że jest teraz przerwa w szkole i chcę gdzie: chać z dziewczynkami.
-  Cóż, nic nie szkodzi - odparłam filozoficznie. - Dokąd się wybieracie?
-  Obserwować ptaki w Botswanie. Okavango jest fantastyczne o tej porze rc Niezły wyjazd, pomyślałam, lepszy niż wycieczka do zoo.
-  Udało mi się znaleźć okazyjną wycieczkę w biurze podróży Coksa i Kings; dała, wyraźnie zaciągając się papierosem. - Dziś wieczorem wylatujemy do Gabs
-  Martin też z wami jedzie?
-  Nie żartuj, Tiff- powiedziała, prychając. - Martin pracuje. Jasne. Jaka ja jestem głupia. Biedny Martin,
Wczoraj wieczorem zadzwoniła Rachel, żeby powiedzieć, że nie może przyjść пг jęcie, bo ma poranne nudności (ale moje przyjęcie jest wieczorem - zaoponowałam), < godziny później zadzwoniła Daisy, że ma bóle w dole brzucha i boi się wyjść z don dziecko na pewno lada chwila się urodzi. Dziś rano zadzwonił Robert, żeby powiedzi zachorowała jego teściowa, zatem nie mogą przyjść, a potem zatelefonowała Felicity
-  Thomas ząbkuje i okropnie się ślini...
No, i teraz zostało nas sześcioro. Sześć samotnych osób: Sally, Kit, Catherine, ces, Emma i ja. I oczywiście Alex. Mój chłopak. Mój facet. Nie mam męża, ale prz mniej mam faceta. Czego nie można powiedzieć o moich samotnych przyjaciółkach. dactwa. To musi być dla nich potwornie przygnębiające. To, że są samotne. W nas wieku. Straszne. I niezrozumiałe - w końcu są całkiem niezłe. I atrakcyjne. Zwłas Sally. Jest naprawdę śliczna. I ma kupę forsy. Ale nawet Sally trudno jest znaleźć r. zwoitego faceta. Ja na szczęście mam Aleksa. I to na serio. Chodzę z nim już od daw osiem miesięcy, trzy tygodnie i pięć dni. W gruncie rzeczy... No, załóżmy, że pow tylko tyle: zaprenumerowałam sobie „Panny młode i urządzanie domu".
Chciałabym móc stwierdzić, że to było niezapomniane przyjęcie. I w pewnym sen jest to prawda. Zaczęło się obiecująco. Sally przyszła pierwsza, o wpół do ósmej, co mi zaskoczyło, bo pracuje w City dwadzieścia dziewięć godzin na dobę, a poza tym, dob wiem, że zarabia masę forsy -jej półroczna premia zapewne przekracza mojądwulet pensję, ale nie jest skąpa. Kupiła mi apaszkę Hermesa. Tutaj się ich dużo nie widuje. zwiększy prestiż naszejdzielnicy. Już widzę tytuł w miejscowej gazecie: „W gorszej с ści Islingtonu zauważono apaszkę Hermesa. Ceny domów poszły w górę".
- To ze sklepu wolnocłowego - wyjaśniła z uśmiechem. - Na lotnisku Kennedy'e odliczyli mi trzydzieści procent. Och, Tiffany, masz nowy wystrój. Fantastycznie. -Zd ła jasnoróżowy kaszmirowy sweterek, odsłaniając szczupłe, lekko opalone ramiona.
6
-  Miałam wredny dzień - jęknęła, opadając na kanapę. - Dziś po południu dolar ł o dziesięć centów w ciągu pół godziny. Sytuacja alarmowa. Kryzys.
Zawsze trudno mi wyobrazić sobie Sally w pracy, gdy w sali giełdy pełnej testostero-jzyczy bardzo głośno do słuchawki: „Sprzedawaj! Sprzedawaj! Sprzedawaj!". To ;nie robi, nie codziennie, ale często, i trudno w to uwierzyć, bo jest delikatna i kru-jak porcelanowa laleczka. Zupełnie niepodobna do Frances, która przyszła po niej. ices jest, jakby to powiedzieć, dość dobrze zbudowana. Raczej przystojna. Zwraca na ie uwagę niczym kredens Sheratona. Jest też bardzo mądra, skończyła prawo w Oks-zie z podwójną pierwszą lokatą. Mężczyźni tego nie lubią.
-  Wszystkiego najlepszego, Tiffany! - wykrzyknęła głębokim, bassoprofondo, gło-. Ma niesamowity głos, przypominający fagot. Dobrze wyglądała w lnianym kostiu-z Episode, oczywiście ciemnym, do sądu, i z krótko obciętymi kasztanowymi włosa-W każdym razie przyniosła mi tę cudowną książkę: Takie są fakty - przewodnik chi-r,iiplastycznej dla każdej kobiety.
-  To naprawdę miło z twojej strony, Frances - powiedziałam. - Jak wiesz, jestem bardzo zainteresowana.
-  Dlatego ją przyniosłam - odparła. - Żeby cię zniechęcić. Zdjęcia są obrzydliwe. A potem przyszła Catherine z wielkim bukietem peonii, z palcami umazanymi farba-lekkim zapachem terpentyny w długich rudych włosach. Catherine odnawia obrazy,
pliwie pocierając je kawałeczkami waty i małymi pędzelkami, usuwając wielowieko-osad brudu i kurzu. Można by powiedzieć, że odsłania ich prawdziwe kolory.
-  Przepraszam, że się nie przebrałam, Tiff - powiedziała. - Mam nadzieję, że to nie formalne przyjęcie.
-  Nie, jest nas tylko sześcioro. Wszyscy pozostali odwołali.
-  Super! - zawołała, rzucając okiem na stół w jadalni. - Będzie więcej dla nas. Te baski pysznie wyglądają.
Catherine jest bardzo chłopięca. Zwykle chodzi w dżinsach, a jej piegowata twarz błyszcząca i wyszorowana. I nigdy, ale to nigdy nie widziałam, żeby się umalowała. і używa tuszu do rzęs. Ani nawet błyszczyka. Podczas gdy ja, no, ja ostatnio najwięcej wam korektora. Całe masy, które nakładam na twarz łopatą, zatykając powiększające zmarszczki pod oczami. O ósmej zjawiła się Emma z wielkim pudłem czekoladek Godiva.
-  Szkoła była potworna -jęknęła. - Miałam lekcje z samymi chuliganami, najlepsze zenia, Tiffany, mój Boże, ile jedzenia, zaprosiłaś pułk wojska?
-  Nie, tylko paru starych znajomych. Ostatni przyszedł Kit.
-  Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Tiffany! - powiedział, obejmując mnie iłując głośno w policzek. Dzięki Bogu, że istnieje Kit. Często myślę, że powinnam dać ііе spokój z Aleksem - ciekawe, gdzie on się podziewa - i zająć się Kitem. Moja mat-uważa, że powinnam za niego wyjść. Mój ojciec uważa, że powinnam za niego wyjść. :zie też tak sądzi. Wszyscy tak sądzą. Dlaczego za niego nie wyszłam? Chyba dlatego, odpowiedni moment już dawno minął. Ale wciąż jest moją drugą połową, to znaczy ją drugą twórczą połową. Ja wymyślam słowa, a on robi zdjęcia. Jest moim dyrekto-i artystycznym. Dlatego się spotkaliśmy - przy reklamie mydła Camay. Teraz jest moim erzem, najlepszym kumplem i całkiem często także kolegą z pracy. Uwielbiam z nim
7
pracować. Jest wolnym strzelcem, tak jak ja, i nadal współpracujemy przy różnych kampaniach, choć Kit naprawdę chciałby reżyserować reklamy telewizyjne.
-  Dostałaś tę fuchę dla Kiddimint? - spytał, gdy popijaliśmy szampana w moim małym ogródku.
-  Tak. - Zerwałam kilka późnych konwalii, żeby je postawić na stole. - Cholera, Coward Spank chce mieć scenariusz za trzy tygodnie. Nie mam pojęcia, jak się do tego zabrać. Nigdy nie robiłam pasty do zębów, zwłaszcza past...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin