EDYP W KOLONIE
Tragedya Sofoklesa
przełożył
Kazimierz Morawski
Odbito w drukarni "Czasu" w Krakowie
1912.
OSOBY DRAMATU.
EDYP.
ANTYGONA.
KOLONEJCZYK.
CHÓR STARCÓW ATEŃSKICH.
ISMENA.
TEZEUSZ.
KREON.
POLYNEIKES.
POSŁANIEC.
Ciemnego starca dziecię, Antygono,
Do jakiej ziemi przyszliśmy i grodu?
Któż dziś błędnego Edypa uraczy
Drobną dauiną? O mało on prosi,
A gdy chce mało, mniej jeszcze otrzyma;
Lecz to mi sterczy, bo dawne cierpienia
I czas przydługi, duch wreszcie wrodzony,
Jako się godzić z losem mnie poucza.
Ale, o dziecię, jeżeli siedzibę
Widzisz ty jaką mi miejscu nieświętem,
Lub w bożych gajach, to przystań, daj spocząć,
Aby się zwiedzieć, gdzieśmy się znaleźli.
Obcym trza pytać się ludzi tutejszych,
A co usłyszym, wykonać bez zwłoki.
O biedny ojcze Edypie, opodal
Wieże na miasto wskazywać się zdają,
Świętem zaś chyba to miejsce, bo buja
Bluszczu, oliwek i winnic zielenią
I brzmi wszechpieniem słowików skrzydlatych.
Skłoń więc tu członki na szorstkim tym głazie,
Na starca długą masz drogę za sobą.
Posadź mnie tedy i pilnuj ciemnego.
Czas długi sprawił, iż zbędne zlecenia.
Czy więc rzec możesz, gdzie los nas zapędził?
Wiem, że do Aten; czem ostęp ten, nie wiem.
Tamto, co jeden nam mówił wędrowiec.
Czem więc to miejsce, pójść może się zwiedzieć?
Tak, dziecię, jeśli ten okręg nie pusty.
O, ta mieszkają ludzie! nie potrzeba
Dalszych wywodów, bo widzę tuż męża.
Czyż idzie ku nam i spiesznie tu zdąża?
Już on przed nami, mów przeto do niego,
O czem na razie byś pragnął się zwiedzieć.
O druhu, od tej ja słysząc, co za mnie,
Jak i za siebie patrzy, żeś tu w porę
Przybył, by nasze rozjaśnić wątpienia....
Nim spytasz więcej, opuść tę siedzibę,
Bo się nie godzi na miejsce to stąpić!
Czem jest to miejsce, czyż boga dziedziną?
Tknąć go i zająć nie wolno, bo dzierżą
Straszne je ziemi i ciemności córy.
Jakaż ich nazwa, bym wezwał je zbożnie?
Eumenid mianem wszechwidnych tutejszy
Lud zwykł je wzywać; inni zwą inaczej.
Niechby przybysza przyjęły życzliwie!
Bo nie ustąpię ja z tego już miejsca.
Cóż więc to znaczy?
Spełnienie mych losów.
Lecz i ja nie śmiem, bez wiedzy mych ziomków
Stąd cię oddalić, nim rady zasięgnę.
A więc, na bogi, nie poskąp przybyszu
Słów mnie nędznemu, o które cię błagam.
Mów, bo nie doznasz odemnie odmowy.
Czemże ten ostęp, po którym stąpamy?
Co ja wiem o nim, wraz wszystko usłyszysz.
Ten okręg świętym jest na wskroś, a dzierży
Cny go Posejdon i bóg ognionośny
Tytan Prometheus, a miejsce gdzieś wstąpił
Zwie się tej ziemi miedzinstopym progiem,
Aten podporą; pobliskie polany
Chętnie się szczycą, że jezdny Kolonos
Jest ich praojcem i odeń to miano
Za wspólne swoję przyjęli nazwisko.
Takiem to miejsce przybyszu, nie pieśnią,
Lecz raczej czczone hołdami pobożnych.
Więc tu mieszkają w tym okręgu ludzie?
Owszem, po bogu tym nazwę dzierżący.
Czy mają władzcę, czy władza u tłumu?
Królowi miasta ten ostęp podlega.
Któż ten, co słowem i siłą przewodzi?
Zwie się Tezeusz, z Aigensa się rodzi.
Mógłbyż kto od was pójść z wieścią do niego?
By tu stanąwszy co wyrzekł lub sprawił?
Zyskałby drobną przysługą on wiele.
KOLONEJCZYK
A cóż za zyski dać może mąż ślepy?
Wszechwidzącemi będą słowa moje.
Bacz, druhu, byś się nie potknął, bo zdajesz
Mi się szlachetnym, choć los cię pogrążył.
Zostań gdzieś przystał, aż podani wiadomość
O tem mieszkańcom co okręg ten dzierżą,
Nie zaś do miasta; bo tamci rozstrzygną,
Czy ci pozostać, czy odejść należy.
O córko, czyż więc już odszedł ten obcy?
Poszedł, więc możesz, o ojcze, w spokoju
Wszystko powiedzieć; ja sama przy tobie.
Że wasz przybytek, groźnookie dziewy,
Za pierwszą w kraju siedzibę mi służył,
Niech mnie, ni Feba, nie sięgną stąd gniewy,
Tego, co kiedy klęsk nawał mi wróżył,
Orzekł, że kiedyś po czasów szeregu
W kresowej ziemi, na bogiń cnych tronie,
Znajdę przytułek i dokonam biegu
I głowę moją zgnębioną tom skłonię,
Na zysk tym, co mi otwarli ogniska,
A tym na klątwę, co gnali mnie z domu;
Poręczą mi to przyrody zjawiska,
Gdy ziemia zadrży wśród błysku i gromu.
Więc ja wiem teraz, że tą oto drogą
Ptak od was siany iść prosto przeznaczył
I wiódł w te gaje; inaczej bo w progu
Nie byłbym tutaj was pierwszych zobaczył
Ja czczy was, którym niemiła ciecz wina
I na te twarde nie siadłbym kamienie.
Nuże więc, pomnąc wróżby Apollina
Dajcie mi dziewy kres i wyzwolenie.
Jeślim wam dość już nieszczęsny, ja, który
Najwyższe męki wśród śmiertelnych znoszę;
Nnże, o słodkie wieczystej mgły córy,
I grodzie wielkiej Pallady, was proszę,
Z miast wy najbardziej czcigodne Ateny.
Spójrzcie na marę znękaną od bólu!
To się zostało po Edypie królu.
Cicho, bo jacyś zbliżają się starcy
Aby wyśledzić, mój ojcze, gdzieś spoczął.
Zmilknę, a ty mnie opodal od drogi
Ukryj wśród gaju. bym wprzódy posłyszał.
Co mówić będą; ostrożna to rada,
Że ktoś przed czynem stan rzeczy wybada.
CHÓR.
Patrz, kto to był, gdzie jest, gdzie zbiegł
Nad wszystkich ten bezczelny człek.
Bacz, oglądaj, śledź bez tchu!
Chyba on nie zrodzon tu,
Lecz stary był to włóczęga,
Inaczej on nie śmiałby wraz
Wtargnąć w dziewic święty las,
Których niezłomna potęga,
Których imię wspomnieć lęk,
Lęk podnieść ku nim czoła.
Więc tłumiąc wszelki głos i jęk,
Duch w ciszy do nich wola.
Lecz teraz sluch, że jakiś zuch
Śmiał w okręg święty wkroczyć,
Przejrzawszy już go wszerz i wzdłuż
Nie mogę człeka zoczyć.
Otóż ja tutaj i widzę po glosie
Co wy mówicie.
O biada i biada!
Groza go widzieć i słyszeć go groza.
Sie patrzcie, błagam, jakby na zbrodniarza
Zeusie obrońco, kim byłby ten starzec?
Chyba nikt nie pozazdrości
Losu mojego, o stróże tej włości.
Obcem ja okiem się wlokę po świecie,
A za podporę to dziecię.
O straszny wzrok! Czyś ciemny w świat
Ty wszedł, dziś pełen klęsk i lat?
Nam ciebie strzedz, byś nowych win
Nie spełnił przez występny czyn!
Idziesz, bacz, by cię nie zwiódł
Obłędny kruk w zielony jar,
Gdzie wody płyn i słodki miód
Do jednych zbiega czar.
Więc baczność o przybyszu daj,
Spiesz, choć znużony drogą.
Czy słyszysz? upuść święty gaj
Nietknięty świecka nogą.
Milcz! gdy wyjdziesz z tej ostoi
Tam gdzie mowa wszem przystoi,
Zwierz się duszy mojej.
Córko, co czynie?
To, co czynią oni.
Słuchać, co trzeba, ustąpić!
Wesprzyj mnie ręką
Już się stało.
O ludzie, byłem ja krzywdy nie doznał,
Żem ufny wam się oddalił.
Przenigdy, starcze; z tej oto siedziby
Nikt cię wbrew woli nie wyprze.
Czyż dalej?
Naprzód.
Czy jeszcze?
Wiedz naprzód, o dziewczę, ty widzisz.
Idź więc, idź ciemnym krokiem dokąd wiodę.
Obcy w obcym goszcząc kraju
Czyń co czyni gród!
Czcij, co tutaj we czci mają,
Gardź czem gardzi lud.
A więc, dziewczę, prowadź tam,
Kędy stąpić można.
Tam się wraz w rozmowę wdam,
Bo walczyli z prawem zdrożna.
Oto głaz, a po za nim nie zegnij kolana.
Czy tu?
Dość już, jak słyszałeś.
Czy siąść?
W bok dawszy się nieco,
Przysiądz na głazie.
Ojcze, to moja rzecz, więc ty w spokoju...
O biada mi!
Dostrój krok do mego kroku,
Wesprzyj ciało twe sędziwe
Na miłosnym moim boku.
O nieszczęsna nędzo moja!
Ty biedny, skoroś wreszcie siadł,
Tę nam odpowiedź daj,
Któż wiedzie cię znojnego w świat,
Gdzie dom twój, gdzie twój kraj?
O druhy!
Bezdomny ja, przenigdy...
Przed czem zarzekasz się starcze?
Nie pytaj nigdy i nie śledź kim jestem.
Nie badaj dalej nad miarę.
Cóż to?
Ród mój jest strasznym!
Mów.
Dziewko, o biada, co rzeknąć?
Mów nam, przybyszu, z jakiego posiewu
Jesteś po ojcu...
O biada, coż się to stanie, o dziecię?
Mów, skoroś zabrnął tak bardzo daleko.
Więc rzeknę, bo nic ma już wyjścia.
Zwlekacie długo, wyznaj to odrazu.
Czyż wiecie o kimś, co Lajosa synem?
O!...
fklasyczna