LU. VII-IX. Burroughs Edgar Rice - Tarzan 02 - Powrót Tarzana.pdf

(953 KB) Pobierz
Burroughs Edgar Rice - Tarzan 2
EDGAR RICE BURROUGHS
PRZYGODY TARZANA
CZŁOWIEKA LEŚNEGO
TŁUMACZYŁA J. COLONNA-WALEWSKA
CZĘŚĆ II: POWRÓT TARZANA
ROZDZIAŁ I
NA PAROWCU
- Magnifique* - odezwała się hrabina de Coude
sama do siebie.
- Co? - zapytał hrabia, zwracając się do swej
młodej żony. - Co wspaniałego zobaczyłaś? - i
hrabia rozglądał się wokoło, szukając
przedmiotu, który wywołał jej podziw.
- Ach, nic takiego, mój drogi - odrzekła hrabina,
a rumieniec chwilowo zabarwił jej już i tak
różowe policzki.
- Przypomniały mi się tylko te potężne drapacze
nieba, jak je nazywają w Nowym Jorku. - To
mówiąc, piękna hrabina poprawiła się w fotelu,
gdzie siedziała na pokładzie parowca, i zabrała
się do przeglądania miesięcznika ilustrowanego,
który wskutek owego "nic takiego" opuściła na
kolana.
Jej małżonek pogrążył się znów w czytaniu
książki. Dziwiło go to trochę, że żona w trzy dni
po opuszczeniu Nowego Jorku nagle uczuła
podziw uwielbienia dla tych budowli, które
 
jeszcze niedawno nazywała okropnymi.
Po pewnym czasie hrabia odłożył czytaną
książkę.
- Nudzi mi się, Olgo - rzekł. - Spróbuję znaleźć
innych, którzy równie się nudzą i zagramy w
karty.
- Nie jesteś zbyt grzeczny, mój mężu -
odpowiedziała, uśmiechając się, hrabina - lecz
ponieważ i ja nie jestem w wesołym
usposobieniu, mogę ci przebaczyć. Idź więc,
jeżeli masz ochotę i zagraj w swoje nudne karty.
Kiedy mąż odszedł, skierowała szybko oczy na
wysoką postać młodego człowieka, który
rozsiadł się wygodnie w fotelu w niewielkiej
odległości.
- Magnifique - wyszeptała znowu.
Hrabina Olga de Coude miała dwadzieścia lat,
jej mąż - czterdzieści Była wierną i uczciwą
żoną, wobec tego jednak, że nie pytano jej o
zdanie przy wyborze męża, mało
prawdopodobne byłoby przypuszczenie że była
gwałtownie i namiętnie zakochana w człowieku,
którego utytułowany rodzic kazał jej poślubić. Z
tego jednak, że mimowolnie wydała okrzyk
podziwu na widok wspaniałej postaci obcego
mężczyzny, nie należy bynajmniej wnioskować,
żeby myśli jej miały być nielojalne względem
małżonka. Uczuła podziw tak naturalnie, jak
mógłby w niej wywołać podziw inny, szczególnie
piękny okaz jakiegokolwiek innego rodzaju. A
przy tym młodzieniec niezaprzeczalnie był
 
piękny.
Kiedy ukradkowe spojrzenie hrabiny spoczęło
przez chwilkę na jego profilu, powstał z miejsca,
by opuścić pokład. Hrabina de Coude zwróciła
się do przechodzącego służącego.
- Kto to, ten pan?
- Zapisany jest w książce pasażerów jako pan
Tarzan z Afryki - odpowiedział służący.
- O, to są wielkie dobra - pomyślała hrabina, a
to wzbudziło jeszcze większe jej
zainteresowanie.
Kiedy Tarzan szedł powolnym krokiem, udając
się do pokoju dla palących, natknął się
niespodziewanie na dwu mężczyzn szepczących
coś do siebie w podnieceniu. Nie pomyślałby
nawet o nich ani przez chwilę, lecz uderzyło go
dziwne wejrzenie, jakie jeden z nich rzucił w
jego kierunku. Wygląd obu przypomniał
Tarzanowi melodramatyczne postacie
zbrodniarzy, jakie widywał w teatrach
paryskich. Obaj mieli pochmurny wyraz twarzy,
a dziwne ruchy, ukradkowe spojrzenia, jakie
rzucali wokoło, knując coś na boku, wzmacniały
jeszcze takie podobieństwo.
Tarzan wszedł do pokoju palących i znalazł
sobie krzesło w pewnym oddaleniu od innych
znajdujących się tam osób. Nie był w
usposobieniu do rozmowy i popijając absynt
zaczął ze smutkiem przypominać sobie
wydarzenia z ostatnich kilku tygodni swego
życia. Nachodziła go wątpliwość, czy postąpił
 
rozumnie, zrzekając się swych praw, należnych
mu z urodzenia, na rzecz człowieka, wobec
którego nie był niczym zobowiązany. Claytona
lubił, to prawda, tak - ale nie o to chodziło. Nie
dla Williama Cecyla Claytona, lorda Greystoke,
wyrzekł się swego prawa pierworodztwa. Zrobił
to przez wzgląd na kobietę, którą obaj kochali i
którą dziwne zrządzenie losu oddało Claytonowi
zamiast jemu.
To, że był przez nią kochany, powiększało
jeszcze trudności, lecz czuł, że nie mógł postąpić
inaczej, niż postąpił owego wieczora na małej
stacyjce, zbudowanej w lasach dalekiego
Wiskonsinu. Wzgląd na jej szczęście był dla
niego rzeczą najważniejszą, a krótkie
zaznajomienie się z cywilizacją i ludźmi
cywilizowanymi przekonało go, że życie bez
pieniędzy i bez pozycji towarzyskiej było dla
tych ludzi nie do zniesienia.
Janina Porter stworzona była do korzystania i z
bogactw, i z pozycji światowej. Gdyby Tarzan je
zabrał jej przyszłemu małżonkowi, to bez
wątpienia pogrążyłby ją w nędzy i cierpieniu. W
umyśle jego nawet nie powstało przypuszczenie,
że Janina Porter wyrzekłaby się Claytona,
gdyby był pozbawiony tytułu i dóbr, gdyż
wierzył, że inni ludzie żywią w sercu taką
szlachetność uczuć, jaka znamionowała jego
charakter. Co do tego nie był w błędzie.
Podobne nieszczęście istotnie mogłoby tylko
jeszcze bardziej wpłynąć na Janinę Porter, aby
 
pozostała wierna obietnicy danej Claytonowi.
Myśli Tarzana przeniosły się teraz od przeszłych
zdarzeń do przyszłości. Z początku zaczął
rozmyślać z uczuciem ulgi o swym powrocie do
dżungli, gdzie się urodził i wyrósł, do okrutnej,
dzikiej dżungli, w której spędził dwadzieścia z
dwudziestu dwu lat swego życia. Któżjednak z
masy żyjących tam istot powita radośnie jego
powrót? Nikt. Miał tylko jednego przyjaciela,
Tantora - słonia. Inne istoty rozpoczną zaraz
polowanie na niego lub będą przed nim
uciekały, jak to czyniły przedtem.
Nawet małpy jego własnego plemienia nie będą
mu towarzyszami.
Cywilizacja nauczyła w pewnej mierze Tarzana
jednej rzeczy, wytworzyła w nim potrzebę
towarzystwa ludzkiego i rozwinęła poczucie
prawdziwej przyjemności z przebywania w
miłej, dobrze dobranej kompanii i w równej
mierze obrzydziła mu inne życie. Trudno było
wyobrazić sobie dalsze życie bez przyjaciela -
bez żadnej istoty, do której można by
przemówić w jednym z tych języków, które
Tarzan nauczył się kochać. Zagłębiając się w
takie myśli, Tarzan nie uczuwał radości z tego
życia, jakie dla siebie wybrał. Gdy siedział tak
rozmyślając i paląc papierosa, oczy jego padły
na stojące przed nim lustro: ujrzał w nim
odbicie stołu, przy którym siedziało czterech
mężczyzn przy kartach. Jeden z nich w owej
chwili wstał i oddalił się, a inny zbliżył się.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin