Ludlum Robert - Strażnicy Apokalipsy T2 (Mandragora76).pdf

(1302 KB) Pobierz
tytuł: "Strażnicy Apokalipsy" - Tom II
tytuł: "Strażnicy Apokalipsy" - Tom II
autor: Robert Ludlum
drobna korekta: dunder@poczta.fm
przełożyli: SŁAWOMIR KĘDZIERSKI, ANDRZEJ
LESZCZYŃSKI, ARKADIUSZ NAKONIECZNIK
AMBER
Tytuł oryginału: "THE APOCALYPSE WATCH"
Projekt graficzny okładki: KLAUDIUSZ
MAJKOWSKI
Redakcja merytoryczna: ELŻBIETA
MICHALSKA-NOYAK
Redakcja techniczna: ANDRZEJ WIlKOWSKI
Copyright (c) 1995 by Robert Ludlum
For the Polish edition
Copyright (c) 1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z
o.o.
ISBN 83-7082-849-3
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1995. Wydanie I
* * *
ROZDZIAŁ 23
- Jezu! Mam wrażenie, że oni są wszędzie. Poruszają
się niczym duchy! - ryknął Drew, z wściekłości waląc
pięścią w blat biurka. Jakim sposobem zdołali mnie
odnaleźć? Claude Moreau stał przy oknie i w
milczeniu wyglądał na zewnątrz. Po chwili rzekł
cicho:
- Wcale nie ciebie, przyjacielu. Nic nie wiedzą o
pułkowniku Websterze. Musieli śledzić mnie.
- Ciebie? Przecież mówiłeś, że prawie nikt w Paryżu
cię nie zna - syknął złośliwie Latham. - Nie
wyróżniasz się w tłumie, tym bardziej że zawsze
dobierasz sobie jakiś kapelusz z całej cholernej
kolekcji!
- To nie ma nic do rzeczy. Musieli wiedzieć, dokąd
się wybieram.
- Skąd? - zapytała de Vries. Siedziała na krawędzi
łóżka w swoim pokoju w hotelu "Bristol", gdzie
postanowili się spotkać ponownie. Wracali z miasta
pojedynczo, każde na własną rękę.
- No cóż, wasza ambasada nie jest jedynym
miejscem, gdzie znajduje się przeciek - rzekł
Moreau, odwracając się od okna; jego mina
świadczyła o wściekłości pomieszanej ze smutkiem. -
W moim własnym biurze też musi być jakiś
informator.
- Czyżby do tego najświętszego ze świętych
Deuxieme Bureau także się wkradł jakiś agent?
- Daj spokój, Drew - powiedziała Karin, kręcąc
głową; wyraźnie uderzył ją fakt, że Moreau także
jest bardzo poruszony tym, co się stało.
- Ja nie mówiłem o Deuxieme Bureau, monsieur -
sprostował Francuz, kierując lodowate spojrzenie na
Lathama. - Chodziło mi jedynie o mój gabinet.
- Nie rozumiem - rzekł cicho Drew, zapominając o
złośliwości.
- To oczywiste. Nie znasz zasad, których musimy
przestrzegać. Jako le directeur mam obowiązek
zawsze zostawiać kontakt do siebie, na wypadek
gdyby zaszło coś nieprzewidzianego. Oprócz
Jacques'a, który codziennie pomaga mi
rozplanowywać zajęcia, kontakt ze mną ma tylko
jedna osoba, najbliższy współpracownik cieszący się
moim pełnym zaufaniem. Ta osoba nie rozstaje się z
przywoływaczem, aby mogła mnie zawiadomić o
dowolnej porze dnia i nocy.
- Jaką on pełni funkcję? - zapytała Karin, pochylając
się do przodu.
- Nie on, lecz ona. Mówię o Monique d'Agoste, mojej
sekretarce. Pracuje w biurze od sześciu lat i jest nie
tylko sekretarką, lecz także moim zaufanym
pomocnikiem. Tylko ona wiedziała o naszym
spotkaniu w kawiarni, tylko ona mogła o tym
komukolwiek powiedzieć.
- I nigdy nie miałeś w stosunku do niej żadnych
podejrzeń? spytała de Vries.
- A wy podejrzewaliście Janinę Clunes? - wtrącił
Drew.
- No nie, ale to przecież żona ambasadora.
- A Monique to serdeczna przyjaciółka mojej żony.
Jeśli mam być szczery, to właśnie moja żona
zaproponowała jej kandydaturę na stanowisko
sekretarki. Razem studiowały, później Monique
skończyła kurs w Service d'Etranger i pracowała w
dyplomacji, przeżyła też nieudane małżeństwo. Przez
te wszystkie lata utrzymywały ze sobą ścisły
kontakt... Teraz już chyba wiadomo, z jakiego
powodu... - Moreau urwał i podszedł do biurka, przy
którym siedział Latham, z uwagą przysłuchujący się
tej rozmowie. - Były jak papużki nierozłączki... Nie,
to nie wy byliście celem tego ataku, przyjaciele.
Chodziło o mnie. Gdzieś tam zapadła decyzja, mój
czas minął. Dlatego zapadł wyrok...
- O czym ty mówisz? - mruknął Latham, prostując
się na krześle.
- Żałuję, ale nawet wam nie mogę tego wyznać.
Moreau sięgnął po słuchawkę telefonu, wybrał
numer i po chwili rozkazał po francusku:
- Proszę się natychmiast udać do SaintGermain, do
mieszkania pani d'Agoste, i ją aresztować.
Zabierzcie ze sobą jakąś funkcjonariuszkę i na
miejscu przeprowadźcie dokładną rewizję osobistą
Monique. Ona może mieć przy sobie truciznę... Nie
będę udzielał żadnych wyjaśnień, proszę wykonać
rozkaz! Francuz ze złością odłożył słuchawkę i usiadł
na brzegu kanapy stojącej pod ścianą.
- To wszystko staje się po prostu przygnębiające -
mruknął jakby sam do siebie.
- Ależ to dwie całkiem różne rzeczy, Claude - rzekł
Drew. Nie rozumiem, jak możesz być równocześnie
rozwścieczony i zasmucony. Jedno z tych uczuć
powinno być dominujące. Przecież tu chodzi o twoje
życie.
- Nie można wszystkiego zostawić zawieszonego w
próżni, mon orni - dorzuciła de Vries. - Jeśli
weźmiesz pod uwagę, przez co przeszliśmy, to chyba
zasługujemy przynajmniej na jakieś pobieżne
wyjaśnienie.
- Zastanawiam się, od jak dawna ona to planowała,
ile informacji zdołała wykraść i przekazać...
- Komu, na miłość boską? - zapytał z naciskiem
Drew.
- Tym, którzy są na usługach Bruderschaftu.
- Przestań kręcić, Claude - rzekł Latham. - Może
jednak powiesz nam cokolwiek?
- Dobra. - Moreau odchylił się do tyłu i palcami lewej
ręki przetarł oczy. - Od trzech lat toczę
niebezpieczną grę, zbierając na swym koncie miliony
franków.
- Jesteś podwójnym agentem?! - krzyknęła osłupiała
de Vries, podrywając się na nogi. - Tak jak Freddie?
- Podwójnym agentem? - wycedził Latham,
podnosząc się z krzesła.
- Właśnie, tak jak Freddie - odparł szef Deuxieme
Bureau, spoglądając na Karin. - Byli przekonani, że
jestem niezwykle cennym informatorem, ale ja nigdy
im nie udostępniłem żadnych danych z archiwów
biura.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin