Barbara Nawrocka - Dońska - Zatruty bluszcz.pdf

(731 KB) Pobierz
794531124.004.png
Barbara Nawrocka-Dońska
ZATRUTY BLUSZCZ
Czytelnik • Warszawa 1977
794531124.005.png
 
794531124.006.png
Okładkę projektowała
JOANNA MARCZEWSKA
„Czytelnik”, Warszawa 1977.
Wydanie I
Nakład 100290 egz.
Ark, wyd. 6,9; ark, druk. 9,5.
Papier offsetowy ki. V, 60 g, 93 cm.
Oddano do składania 17II1977.
Podpisano do druku 11 VI 1977.
Druk ukończono w czerwcu 1977 r.
Zakłady Graf. „Dom Słowa Polskiego”
w W-wie
Zam, wyd. 97;
druk. 1401/k. F-21.
Cena zł 25-
Printed in Poland
794531124.001.png
Rozdział 1
Na dole, trzy piętra niżej, roztopiony asfalt błyszczał jak
płynna smoła w rozgrzanym na węglach kociołku. Miasto,
kamienie, bruki dyszały upałem. Gęsty bluszcz oplatał balkon,
zakrywał go szczelnie przed okiem przechodniów. Gęstwina
pnączy ochraniała wnętrze loggi, czyniąc z niej zieloną oazę w
środku miasta. Skomplikowany system rurek milimetrowej
średnicy doprowadzał wodę i utrzymywał stałą wilgoć w pod-
łożu rośliny. Woda ciurkała i szeleściła, płynęła wolno, spo-
kojnie, ale skutecznie. Korzenie pnącza trzymały się mocno
drobin zapełniających rowki blach ściekowych.
Trzeba całymi latami hodować pnącze, żeby osiągnąć taki
efekt - pomyślał kapitan Korda - i lubić roślinność. To spo-
strzeżenie nastroiło go przychylnie do właściciela mieszkania.
- Muszę powiedzieć chłopakom, żeby utrzymali dopływ wody.
Szkoda zmarnować tyle pracy.
Zrobił krok do przodu, chciał się oprzeć o balustradę bal-
konu. Rozmyślił się. Lepiej, żeby go nikt nie oglądał z dołu. Z
miejsca, w którym stał, widział korony drzew, pustą przestrzeń
zieleńca, kurz wytyczonych między trawnikami pieszych cią-
gów.
Osiedle zbudowano w ostatnich latach. Nikt nie miał sąsia-
dów z przeciwka. Patrzyło się na drzewa, trawniki, na obudo-
wane piaskowcem geometryczne figury kwietników albo na
niebo. Przestrzeń, światło, słońce i zieleń.
5
794531124.002.png
Korda westchnął - i kompletny brak świadków. Wrócił do
pokoju, pozostawiając otworem drzwi balkonu. Obok tapcza-
nu wbudowanego w biblioteczną półkę - tam mieścił się też
niewielki barek, miejsce na radio i telewizor - stała fotografia.
Wziął w ręce ramkę ze zdjęciem, ale nie spojrzał. Próbował
zapamiętać kombinację meblo-półki, zajmującej jedną ścianę
pokoju. Rozwiązywała cały problem umeblowania pożytecz-
nego. Resztę powierzchni mieszkalnej zostawiała na przyjem-
ności - puszysty, nylonowy dywanik, wygodny, długi fotel,
kilka świateł, ogromny wazon z chińskiej porcelany, posta-
wiony wprost na podłodze.
Człowiek z fotografii umiał mieszkać. Był wygodny, ale
nie sadził się na zbytek. Wykorzystał właściwie światło, po-
wietrze, przestrzeń - zagospodarował je roślinami i drewnem.
Kapitan wyrobił sobie o nim zdanie. Teraz - mógł przyjrzeć
się zdjęciu.
Był to niewątpliwie piękny mężczyzna, chociaż przeszedł
swoją smugę cienia. Minął już szczyt męskich lat. Zdjęcie
promieniowało jednak nadal urodą i ciepłem. Uśmiech, odbija-
jący się w jego oczach, na pewno zdobywał zaufanie dziew-
cząt. Dzieci lubią wsuwać rączki w podobną dłoń - wrażliwą i
czułą. Za takimi mężczyznami snują się kobiety i psy. Koty
moszczą się zaraz na kolanach.
Korda zbyt mocno postawił ramkę obok tapczanu. On też
w ciągu trzech kwadransów spędzonych tu samotnie polubił
mężczyznę z fotografii.
Mimo wrzawy, jaką robi się wokół wielkich gwiazd w
okresie powodzenia, ten mężczyzna był chyba zawsze zamy-
ślony nad sobą i zapewne dlatego tak diabelnie sympatyczny.
Kapitan odruchowo usiadł na tapczanie, ale znów się pode-
rwał, wyszedł na balkon, odsunął leżak od wiklinowego stoli-
ka i usadowił się wygodnie.
Miał przed sobą nie tknięte nakrycie. Lniana serweta w
6
794531124.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin