16 Saga o Ludziach Lodu - Kwiat wisielców.pdf

(643 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Margit Sandemo
KWIAT WISIELCÓW
SAGA O LUDZIACH LODU
Tom XVI
1
ROZDZIAŁ I
Młoda dziewczyna stała wysoko w czworokątnej wieżyczce na dachu domu w
Grastensholm. Rozjarzonym wzrokiem wpatrywała się w burzowe chmury. Za każdym
razem, gdy płomień błyskawicy przecinał niebo, twarz dziewczyny rozjaśniała się w
zachwycie bliskim ekstazy, a w rozpalonych, żółtych niczym siarka oczach pojawiał się
ogień.
Słyszała dochodzące z dołu wołania rodziców:
- Ingrid, Ingrid, gdzie jesteś?
Nie zadawała sobie trudu, by odpowiadać.
Oni się teraz nie liczyli. To była jej godzina, jej świat.
Obudziły się w niej uśpione moce. Jestem jedną z „nich”, myślała z dumą, bo obciążonych
dziedzictwem potomków Ludzi Lodu przeważnie cechowało wielkie zarozumialstwo. Zawsze
o tym wiedziałam, tylko przedtem nie miało to dla mnie większego znaczenia. Byłam zajęta
tyloma innymi sprawami.
Alv Lind z Ludzi Lodu, syn Niklasa i Irmelin, ożenił się z dziewczyną ze wsi. Miała na imię
Berit i jak większość chłopskich córek była pracowita i krzepka, romantycznie usposobiona i
niesłychanie dumna, że dziedzic majątków w Grastensholm i Lipowej Alei wybrał właśnie ją.
Właściwie powinien był dziedziczyć także Elistrand, lecz tu nieoczekiwanie pojawił się inny
spadkobierca, Ulvhedin, i osiedlił się w starym domu Villemo. Alv przyjął to z ulgą. Niełatwo
byłoby w pojedynkę zarządzać trzema dworami.
Zanim jednak wziął ślub z Berit, odbył z nią bardzo poważną rozmowę. Wszyscy w okolicy
zdawali sobie, naturalnie, sprawę z tego, jakie przekleństwo ciąży nad Ludźmi Lodu,
wiedzieli, że w każdej generacji rodzi się przynajmniej jedno dziecko obciążone i że jego
narodziny matka może przypłacić życiem. W przypadku Alva sprawy miały się szczególnie
źle. W swoim pokoleniu on zawierał małżeństwo jako ostatni. Christiana miała już syna
Vendela, najzupełniej normalnego. Ulvhedinowi i Elisie urodził się Jon, wspaniały
chłopaczek. Ze Szwecji nadchodziły wiadomości, że Tengel Młodszy także został ojcem
bardzo udanego syna, którego ochrzczono imieniem Dan. Więcej dzieci ta trójka raczej się
nie spodziewała.
Pozostawało zatem potomstwo Alva...
Czy Berit się odważy? Istniało ogromne ryzyko, że urodzi dziecko obciążone i że ona sama
może przy tym stracić życie.
Berit jednak kochała młodego, jasnowłosego, urodziwego niczym faun Alva. Nie bacząc na
nic podjęła ryzyko.
2
Wszystko poszło jak należy. Berit urodziła córeczkę o płomiennych miedzianych włosach,
gorejących żółtych oczach i wspaniałej twarzyczce. Nawet śladu tych kalekich ramion, które
mogły odebrać życie matce. Mała Ingrid była nadzwyczaj udanym dzieckiem, ale to jednak
na nią spadło dziedzictwo. Na zewnątrz świadczył o tym tylko kolor oczu; były to najbardziej
żółte oczy, jakie kiedykolwiek widziano. Jeśli natomiast chodzi o usposobienie... Och,
doprawdy... Ingrid była niczym mały troll, dzikus, którego po prostu nie dało się wychować.
Tengel i Silje mieli kłopoty z Sol, ale były one niczym w porównaniu z tym, co rodzice Ingrid
przeżywali ze swoją córką.
A na dodatek została obdarzona taką inteligencją, że nawet najbardziej uczeni mężowie
uważali, by nie wdawać się w dyskusje z tym nad wiek rozwiniętym dzieckiem. Dla nikogo
nie miała szacunku, nawet dla księdza. Może nawet dla niego najmniej. Ingrid wystrzegała
się kościoła jak ognia, co bardzo zasmucało Alva i Berit. Wiedzieli przecież, że najciężej
dotknięci potomkowie Ludzi Lodu z wielkim trudem przekraczają progi świątyni.
Okazało się, że jej daleki kuzyn, Jon Paladin z Elistrand, także ma bardzo otwarty umysł i że
będzie chodził na nauki do proboszcza. Ingrid znacznie przewyższała inteligencją Jona,
wobec czego Alv poprosił pastora, by i ona mogła się uczyć razem z kuzynem.
Ale nie! Zarówno Ingrid, jak i ksiądz stanęli dęba. Ksiądz nie mógł pogodzić się z myślą, że
miałby uczyć dziewczynę - słyszane to rzeczy? A pewnie wiedział już to i owo o jej bystrym
umyśle i nie chciał narażać na szwank swojego prestiżu w kontaktach z tą impertynencką
smarkulą. Poza tym z trudem przyjmował do wiadomości jej niechęć do kościoła.
Wielokrotnie myślał o tym, żeby ją ukarać, może postawić pod pręgierzem?
Powstrzymywało go tylko to, że pochodziła z tak znakomitego rodu. Nie należy zaczepiać
Ludzi Lodu, tego zdążył się już nauczyć!
Ingrid protestowała przeciwko podjęciu nauki u proboszcza, ponieważ nie chciała mieć z nim
do czynienia i nawet w dziesięć koni nikt by jej na plebanię nie zaciągnął. Postanowiono
więc, że Jon zaraz po lekcjach będzie przychodził do Grastensholm i przekazywał Ingrid
wszystko, czego się właśnie nauczył. Takie rozwiązanie zadowoliło zainteresowanych - na
kilka lat. W końcu jednak pastor nie miał już czego uczyć Ingrid. Doszło do tego, że najpierw
ponuro i ze złością wpatrywała się w książki, a któregoś dnia jednym ruchem ręki strąciła je
na podłogę.
- Co za paskudztwo! - wysyczała przez zęby. - Pastor może je sobie wziąć, będzie miał
czym się podcierać!
- Ingrid! - zawołał Alv ostro, lecz ukarać jej nie mógł.
Nie wolno było podnieść ręki na Ingrid, podobnie jak kiedyś na Sol. Jeśli ktoś się na to
ważył, odpłacała mu strasznie, i to wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewał. Gdy kiedyś
Berit dała jej klapsa, następnego dnia znalazła swoje piękne kilimy, które sama utkała,
pocięte na strzępy. Berit ponownie wymierzyła karę, a w odpowiedzi na to Ingrid stała przez
cały wieczór w kącie, bez jedzenia, i mamrotała jakieś niezrozumiałe słowa, a Berit się
3
zdawało, że kasza, którą jadła na kolację, roi się od robaków. Przerażona nigdy więcej nie
tknęła dziecka.
Alv wzdychał ciężko.
- Daliśmy jej takie pospolite norweskie imię jak to tylko możliwe w nadziei, że to może
wywrze jakiś wpływ na jej charakter. Ale nic z tego!
Czasami przychodziły listy ze Szwecji. Krewni pisali, że młody Dan Lind z Ludzi Lodu jest
młodzieńcem tak inteligentnym, iż uzyskał pozwolenie na naukę u szwedzkiego profesora
Olofa Rudbecka juniora, językoznawcy i botanika, i że nawiązał tam kontakty z innymi
wielkimi szwedzkimi profesorami, jak Urban Hjame i Emanuel Swedenborg.
Całe dzieciństwo Ingrid było dla jej rodziców czasem zmartwień i rozczarowań. Może
najbardziej dlatego, że kochali ją bezgranicznie i pragnęli dla niej wyłącznie dobra. Ona,
oczywiście, także odpowiadała uczuciem na ich miłość. Wyrażały to jej nieoczekiwane a
gwałtowne uściski. Zdarzało się też, że w środku nocy wślizgiwała się do ich łóżka, szukając
schronienia przed tymi wszystkimi paskudnymi istotami, które czają się w jej pokoju. Nie
chodzi o to, że się ich boi, mówiła Alvovi i Berit, ale one są takie męczące, okropnie hałasują
i nie dają spać. A w łóżku rodziców jest tak spokojnie i rozkosznie.
Alv wielokrotnie chodził z nią do dziecinnego pokoju, żeby przegonić strachy. Ale, rzecz
jasna, niczego tam nie znajdowali. Tylko księżyc rzucał na podłogę błękitnosrebrzystą
poświatę.
Wielką pociechą w tych latach był dla nich Ulvhedin. On wiedział, jak to jest, kiedy się
dorasta nosząc diabła w duszy, chciał wspierać małą kuzynkę i wskazywać jej drogę. Bardzo
się oboje ze sobą zaprzyjaźnili i wielokrotnie Ingrid, gdy miała zmartwienia, szła do Elistrand,
by prosić o radę starszego od niej o dwadzieścia cztery lata olbrzyma. Tłumaczyła mu, że
nie chce być niemiła i złośliwa, ale niekiedy czuje w sobie straszną złość. I wtedy bardzo jej
pomagały zapewnienia Ulvhedina, że z czasem można złe siły pokonać i zdławić.
Wielu ze starszego pokolenia, patrząc na Ingrid, wspominało o Sol i Alv musiał chodzić do
Lipowej Alei, żeby przyjrzeć się portretowi tamtej. Twarz Ingrid nie była podobna do małej,
kształtem przypominającej serce i w jakiś sposób kociej twarzyczki Sol. Ingrid miała
ogromne, bursztynowe oczy w ciemnobrązowej oprawie, mały nosek, duże, jakby wciąż
głodne usta i niezwykle piękne zęby. Delikatne, upodabniające ją do młodego fauna dołeczki
na policzkach odziedziczyła po ojcu. W dzikich oczach i w wyrazie lekko wydętych warg
rysowała się jakby pogarda czy szyderstwo, ale w ogóle rysy twarzy miała bardziej
klasyczne niż Sol. Były jednak niebezpiecznie urodziwe, obydwie.
Alv najbardziej obawiał się wewnętrznego podobieństwa. A było ono przerażająco wielkie.
Sol pod maską wesołego szaleństwa była osobą głęboko nieszczęśliwą. Och, Alv pragnął
tak bardzo, całym sercem, by jego jedyne dziecko mogło uniknąć gorzkiego losu tamtej.
4
Nie należało lekceważyć niebezpieczeństwa.
Najbardziej przerażały ich opowieści o tym, jak Sol potrafiła bez skrupułów odebrać życie
każdemu, kto stawał na drodze Ludzi Lodu. Alv i Berit wkładali całą duszę w wychowanie
swojej małej dziewczynki. Próbowali uczyć ją rozróżniania między dobrem a złem, między
tym, co należy do niej, a co trzeba oddać innym, próbowali jej wytłumaczyć, że inni ludzie są
tacy sami jak ona. Jeśli postąpi wobec nich niesprawiedliwie lub sprawi im ból, odczują to
równie boleśnie, jak ona by odczuwała. Powoływali się na słowa Biblii: postępujcie wobec
innych tak, jakbyście chcieli, żeby i oni postępowali wobec was. Wciąż mieli nadzieję, że
córka potrafi okazywać współczucie.
Trudno powiedzieć, jak dalece te ich starania się powiodły. Ingrid była zdolna do najbardziej
szalonych wybryków. Takich jak na przykład wypuszczenie wszystkich koni na pole owsa,
żeby się raz dobrze najadły, albo poinformowanie najbardziej szacownej gospodyni w
okolicy, że mamy nie ma w domu, ponieważ wiedziała, że Berit za tą panią nie przepada. To,
że Berit nieoczekiwanie zjawiła się w hallu i kłamstwo się wydało, nie miało dla niej
specjalnego znaczenia.
Z czasem jednak rodzice zrozumieli, że wszystkie te szaleństwa, które Ingrid popełniała,
wynikały z miłości. Po prostu płonęła miłością do wszystkich bliskich sobie ludzi i zwierząt.
To, co nazywali złośliwością, było wyrazem żalu i rozczarowania, swego rodzaju obroną.
Mściła się, jeśli za coś została skarcona. Nie mogła zrozumieć, że ci, których kocha tak
bardzo, mogą ją uderzyć czy w inny sposób ukarać.
Nie umiała odpowiedzieć, dlaczego sprawiła, że w jedzeniu matki pojawiły się paskudztwa.
Może po prostu odpłacała pięknym za nadobne? Może czuła się zbyt głęboko zraniona lub
chciała zwrócić uwagę na swoją krzywdę w dokładnie odwrotny sposób niż oczekiwano? Na
przykład to, że pocięła kilimy, było wyrazem dziecinnego niezrozumienia i głębokiej
zazdrości wobec tkaniny, która pochłaniała tyle czasu i uwagi jej matki. Ten i inne przypadki
dowodziły, że nie rozumiała prawdy zawartej w słowach rodziców, iż za większością
materialnych rzeczy kryją się ludzkie uczucia. Po prostu wobec rywali ogarniała ją dzika
pasja niszczenia. Konsekwencji tego czynu, żalu i rozgoryczenia matki, że z taką
starannością wykonana praca została zniszczona, w ogóle nie brała w rachubę.
Kiedy taki niszczycielski nastrój stawał się nie do zniesienia, wyprowadzała ze stajni konia i
jak wicher jeździła po polach. „Oho, złe znowu wodzi młodą pannę z Grastensholm” -
powiadali wtedy ludzie.
Przeważnie jednak Ingrid była miła, kochająca i słodka, a rodziców rozsadzała duma ze
wspaniałej córki, więc bez wahania wybaczali jej wszystkie szaleństwa.
Aż do następnego razu.
Była jakby odrodzoną Sol, ale oni o tym nie wiedzieli, bo przecież tamtej nie znali.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin