Dziwaczny los Maximiliana.doc

(149 KB) Pobierz

 

 

 

Książę

Maximilian

Emanuel

von Württemberg
Dziwaczny los

Pultawa – Perevolotjna – Frederiksten

 

 

Jak nigdy dotąd królestwo szwedzkie potrzebowało na swych terenach siły sprawnego dowodzenia Karola XII, który i tak w owym czasie nie był w stanie zakończyć tego co rozpoczął. Na rosyjskich stepach zatrzymały go skutki postrzału przez Rosjan, który według opinii świadków prowadził go blisko do bram śmierci. W Frederiksten spotkał go kolejny cios, wrogi postrzał przez Duńczyków, który nie tylko doprowadził go przed bramy śmierci lecz przez nie. To, że królewska nieobecność miała ogromne znaczenie, było szczególnie zauważalne podczas czynów wojennych, w których już nie uczestniczył. Jednakże inaczej mogłoby się wszystko ułożyć, gdyby Karol XII mógł osobiście prowadzić naczelne dowództwo w Pultawie, gdyby przynajmniej mógł osobiście interweniować w tej decydującej chwili w Perevoltjanie, gdyby dany był mu czas na realizację swych planów w 1718 roku.

To, że Karol XII nie mógł ratować sytuacji, w tych najbardziej krytycznych momentach, nie było aktem jego złej woli. Gdyby wówczas powołano kogoś, by ukończył zaczęte dzieło, byłby zwany królem. Ku chwale Szwecji Karol XII uczyniłby wszystko, co tylko leżałoby w jego mocy i prawdopodobnie, w tych dwu przypadkach, udałoby się mu to dla dobra jego ojczyzny.

Król Karol XII posiadał świetny rozum, jego energia, chęć i zdolności do pracy były nieograniczone, jego wola była silna i szczera a jego wierność do obowiązku „żelazna”. Pozostał w pamięci jako człowiek, który dzięki swojemu wspaniałemu talentowi
w dowodzeniu i odwadze, poświęceniu i wytrzymałości, swojej uczciwości, bogobojności oraz wierności do swojego powołania, będzie wychwalany przez wszystkie narody i na wieki.

Taka była osobowość królewskiego nauczyciela i przyjaciela wirtemberskiego księcia Maximiliana Emanuela i Mały Książę był podobny do niego dzięki kształceniu oraz predyspozycji.

Śmiała waleczność, której wydawałoby się, nie stało nic na przeszkodzie, szybka zdolność podejmowania decyzji, wierność przyjacielska i niezawodność, uczciwość, wytrwałość oraz zdolności wyrzekania się są najsilniejszymi występującymi cechami księcia Maximiliana. Pamięć o nim pozostanie dla nas Szwedów szczególnie droga i wartościowa, dzięki jego wierności wobec króla Karola XII i Szwecji, którą udowadniał przy każdej okazji aż do śmierci.

W ostatnich godzinach życia ujawniła się jego głęboka bojaźń wobec Boga. Jego krótkie życie można porównać z bohaterskim mitem, pięknym snem. Wspomnienie o nim pozostanie zachowane dla potomności. Nigdy nie padło złe słowo o nim, dzięki osobistej uprzejmości zyskał wielu przyjaciół. Jego wesołość, męska odwaga i otwarty charakter wzbudzały szacunek i uwielbienie. Skromność w szczęściu i nieszczęściu, jego poczucie obowiązku i zdolności poświęcania się były dla wszystkich dobrym przykładem.

I też tak należy to rozumieć, co na marmurowej płycie jego grobowca w zgodzie
z prawdą zostało wygrawerowane m.in. słowa:Una Anima una Mens In duobus corporibus visa sit” – jedna dusza, jeden zmysł zjednoczone w dwa ciała, na dowód głębokiej więzi Króla z nim, jako najwyższa pochwała dla księcia Maximiliana.


Śmierć księcia Maximiliana Emanuela i pogrzeb. Pamięć o nim.

 

Tak rozeszły się drogi i losy Karola XII i księcia Maximiliana.

Książę miał to szczęście być dobrze traktowanym w rosyjskiej niewoli*). Już pierwszego wieczoru miał zaszczyt jadać przy stole cara. Oczywiście był pilnowany, ale otrzymał swój własny namiot i wóz oraz szczególną zagrodę. W trzeci dzień niewoli podarował mu car swoją własną szpadę (koncerz), a po ośmiu dniach spełnił jego szczególną prośbę, udania się do Wirtembergii, ale pod warunkiem, który mu przekazano, że nie opuści go eskorta. Przez trzy tygodnie towarzyszył rosyjskiej armii, która podążała do Polski, by stamtąd udać się do domu. Jednak nie było mu dane zobaczyć swój kraj ojczysty. Już
w pierwszy dzień marszu zachorował, dostał wysokiej gorączki i musiał pozostać w Lubny. Tutaj odwiedził go osobiście car w towarzystwie księcia Mentschikowa. Sprowadził mu do jego dyspozycji angielskiego lekarza przybocznego oraz podporucznika z 30 mężczyznami  rosyjskiej gwardii jako straż przyboczną. Poza tym pozostali przy nim podpułkownik Wrangel i podchorąży Hard, obydwaj należeli do pułku  księcia, również wierny Bardili
i własny sługa księcia.

W Lubny książę pomógł w ucieczce szwedzkiemu wojownikowi, może
i nieświadomie, który w Perevolotjna trafił do rosyjskiej niewoli. Był nim piętnastoletni wolontariusz z pułku Björneborg, Henrik Johan Spare, który dostał się do niewoli w Lubny
i przebywał u żony rosyjskiego pułkownika.

Spare dowiedział się, że książę Max przybył do Lubny. W nocy uciekł do kwatery księcia, udał się do stajni, w której znajdowały się konie i stajenni. Tak pisze Spare: „Zaraz mnie przyjęli i schowali w sianie, aż książę się ubrał i konie zaprzęgnięto. Podczas gdy tak schowany leżałem w sianie, przyszli posłańcy pani Oberst, którzy mnie szukali i o mnie pytali. Wszyscy byli tak przyjaźni i nikt nie powiedział, że jestem ukryty w stajni, mimo tego, że dobrze wiedzieli, że jestem tu. Gdy tylko książę był przygotowany do drogi, rozkazano mi, bym wsiadł do wozu, gdzie znajdowało się łóżko księcia. Tam też zostałem tak długo, aż dotarliśmy do Kijowa, oddalonego 20 mil od Lubny. Wóz był zamknięty i przykryty. Odpoczywaliśmy tam 4 dni. Potem wyruszyliśmy w drogę do Wolhynien.”


Po 5 tygodniach książę Max był już zdrowy. 4 września wyruszyli kontynuował podróż do Kijowa. Tutaj spotkał generała Rönne, który dołączył do niego. W Ostrowo, do którego przybył książę około 12 września, zachorował ponownie i musiał natychmiast położyć się do łóżka. Kazał się wieźć, by móc towarzyszyć rosyjskiemu korpusowi w marszu przez Polskę.

Czyżby wspomnienie z tak szczęśliwie spędzonego czasu w Dubnie sprawiło, że kazał się tam zawieźć? 16 września przybył do Dubna. Jak bardzo wszystko było inne niż niegdyś? Królewska armia szwedzka w rosyjskiej niewoli, król Karol, jego najlepszy przyjaciel
i dobroczyńca był daleko w Turcji. Tak wiele zerwanych więzi, tak wielu straconych przyjaciół!

I tak leżał tutaj dwudziestolatek i walczył ze śmiercią. Stan Małego Księcia pogarszał się błyskawicznie. Spoglądał śmierci w oczy z odwagą i ufnością. Otrzymał od generała Rönnersa, ewangelickiego spowiednika po raz ostatni komunię. Gdy duchowny spytał, czy jest gotowy umrzeć, odpowiedział: „Chętnie umrę, przecież wszystko na tym świecie przemija i marnieje. Nie ma większej różnicy, czy ktoś umrze 10 lat wcześniej czy później”.

Zlecił Wrangelowi, by przekazał królowi Karolowi „stokrotne dzięki za wszystkie łaski i łaskawość, które mu okazał i zapewni, że gdyby Bóg podarował mu dłuższe życie, sprawiło by mu to radość, oddać je uczciwie i rzetelnie służbie króla, tak długo, aż do ostatniej kropli krwi”. Ta obietnica wielokrotnie przez niego wypowiadana miała być próbą przeciągnięcia cara na swoją stronę, w innym wypadku byłaby zbyteczna. Tak była ona ostatnim wyznaniem wierności wobec Szwecji i króla Karola.

„Podziękuj mojej mamie” modlił się książę „za całą jej wierność i powiedz jej, że mi niczego nie brakuje i że chętnie i błogo zasnę w Bogu na wieki”.

Niebawem stracił przytomność i zaczął majaczyć w tej wysokiej gorączce. Nieustannie krążyły jego myśli wokół króla Karola.

Nagle oprzytomniał i zawołał: „O Jezu , Jezu, zabierz mnie szybko z tego świata do siebie!” Podczas gdy duchowny odezwał się do niego, zakończyło się jego królewskie życie.

I tak zmarł bohaterską śmiercią mały książę w Polsce w miejscowości Dubno
25 września 1709 roku między godziną 3 a 4 rano w wieku 20 lat i 7 miesięcy.

„Verum triumphavit magis de morte, Guam succubuit, sagt  Philippus Henricus
a Goelniz. „Ita juvenis aetate, animo senex obiit. Hic brevis quidem Vita, sed sempiterunus gloriae cursus fuit. Piękne i prawdziwe słowa!

Mama księcia Maximiliana osobiście zapewnia, na podstawie wiadomości, jakie otrzymała z pewnych źródeł, że jej syn wraz z pułkiem do ostatniego momentu wytrzymał
w bitwie nad Pultawą. Ból z powodu tego nieszczęścia i zranienie przyczyniły się do jego choroby i wczesnej śmierci. Księżna mówi o swojej głębokiej żałobie po śmierci, z całego serca kochanego dziecka. Mówi również o szczęściu, które spotkało jej syna, który posiadał łaskę u króla Karola XII, o jego waleczności oraz gotowości ofiarowania królowi ostatniej kropli krwi. Nawet na łożu śmierci zapewniał młody książę, że służyłby wiernie królowi Karolowi do ostatniej kropli krwi.

Prawdę mówiąc, trzeba przyznać, że książę walczył i umarł dla Szwecji.

Księżna Eleonora Juliana opłakująca swojego syna była w takim wstrząsie, że nie chciała prawie wcale słuchać opowieści o jego bohaterskich czynach. Ze względu na wielki ból matki, Bardili wydał książkę o księciu Maxie, dopiero po śmierci księżnej.

Gdy król Karol będąc w Turcji otrzymał tę bolesną wiadomość o śmierci księcia Maximiliana, wzruszył się bardzo i powiedział pełen smutku: „tak zmarł dla mnie mój najlepszy przyjaciel.”

Z bólem wspominał król Małego Księcia. Przecież wychował go „na swój własny sposób” – wychowanie, które pod różnymi względami uczyniło go bardzo podobnego do mistrza. Od pierwszego momentu powstało między nimi pewne koleżeńskie uczucie. Król nie miał jeszcze 21 lat, gdy książę Max przyszedł do niego jako młodzieniec. Tak samo jak król cenił już w swoim dzieciństwie wysiłek, uprawiał szermierkę i jeździł konno oraz przyzwyczaił się do głodu, pragnienia, upału i zimna. Byli również spokrewnieni ze sobą, wprawdzie w dalszej linii. Ich rodziny nie były sobie obce. Ojciec księcia już 10 lat przed narodzeniem Karola XII złożył wizytę na dworze w Sztokholmie.

Ani koleżeństwo ani pokrewieństwo nie miało wpływu na wychowanie, wręcz przeciwnie. Również jego awans nie został przez to przyśpieszony. Karol XII wielokrotnie odrzucał przedłożone mu propozycje awansu dla Małego Księcia. Odmowa nie miała na pewno związku z brakiem doświadczenia księcia. Miał odbyć 6 lat służby w Szwedzkiej Armii, zanim otrzymał własny pułk. Jeden z jego braci, Heindich Friederich, awansował na pułkownika będąc w Holandii już w wieku 16 lat a jego najstarszy brat, Karol Alexander, służył jako aktywny pułkownik w Cesarskiej Armii mając 13 lat. Książę Max posiadał nie tylko podstawowe, teoretyczne wiadomości, lecz również obszerne praktyczne doświadczenie, nim osiągnął najwyższe dowodzenie, jakie mogło być zaproponowane książęcemu synowi. Dorósł w pełni do stanowiska szefa pułku. Często, np. w wielu listach do matki Maxa Emanuela, Karol XII wyrażał swoje zadowolenie z dowodzenia młodego księcia oraz swoją radość, iż może go mieć w swojej armii. Göran Nordberg, najwspanialszy dziejopisarz powiedział: „posiadał doskonałą sympatię króla Karola XII, co zostało również powiedziane na pamiątkę jego czci przy tej okazji”.

Podchorąży Robert Petre, pisał w swoim pamiętniku o księciu m.in., że on „też zdobył nadzwyczaj dzielną istotę, tak że posiadł w pełni te same maniery jak i jego Królewska Mość jeżeli chodzi o atak przeciwnika, dlatego bywał też w wielu niebezpieczeństwach, został również ciężko ranny nad Dnieprem, gdy Jego Wysokość chciał go przekroczyć.

Josias Cederhielm, sekretarz kancelarii polnej, opowiada, iż książę z Wirtembergii żywił taką wierność do Króla, że bez obawy oddałby za niego życie, ostatnią kroplę krwi
i mógł wszystko poświęcić.

Szwedzki orszak i towarzysze oficerów księcia nie mogli się nadziwić że już w tak młodym wieku był tak dojrzały, bohaterski i wytrwały. Również dzięki swojej uprzejmości
i pogodzie ducha był wszędzie uwielbiany.

I tak pozostałą jedyna, tylko najlepsza opinia o księciu Maxie. Nigdzie nie znajdzie się innych opinii o nim. Tak jak jego wzorzec Karol XII tak i on pozostawał zawsze równocześnie w szczęściu i nieszczęściu. Nie należał do tych, którzy najchętniej szukaliby chwały w działaniach wojennych, gdzie można najprościej zebrać laury.

Grimaret pisze w Les Campagnes de Charles XII” w związku ze śmiercią księcia Maximiliana: „Les Czar en fut vivement touché, jusqu’à répandre des larmes; parce qu’il avait formé le dessein de l’attacher à son service, et d’en faire son Lieutenant Major, à cause de sa valeur.

Jego oddanie wobec Karola XII i jego dokładna znajomość stosunków szwedzkich sprawiały, iż był bardzo zżyty ze Szwedzką Armią i interesy Szwecji traktował jak swoje. Takim jakim był Wirtembergiem, takim też był odbierany z naszego szwedzkiego punktu widzenia, jako dobry Szwed*). Te dobre cechy wyniósł z domu rodzinnego. Nigdy nie dopuściłby do tego, by wstąpić do służb rosyjskich.

Mały Książę! Sześć lat dobrowolnie, nieustannie patrzyłeś śmierci w oczy. Ona chroniła twoją młodość. Teraz przyszła nieproszona. W tak młodych latach już rozpoznałeś, ze życie nie tylko przemija, lecz jest też marne. Mądrość życiową, którą rzadko zdobywamy przed jesienią życia, czasem i nie. Nie było widać u Ciebie abyś lekceważył sobie życie , nie chciał żyć. Wręcz przeciwnie, wesoło i nieustraszenie oddawałeś swoje krótkie życie obowiązkowi, walczyłeś za wysoko na północ położony kraj, którego Twoje oko nigdy nie zobaczyło, który był dla Ciebie Twoją drugą Ojczyzną i któremu wiernie służyłeś aż do końca twoich dni.

„Nieustraszony i wierny”, tak brzmi od wieków dewiza wokół poroża jelenie w twoim godle. Zawsze godnie okazywałeś swoją dewizę. Piękniejsza opinia nie może być o tobie wydana, nieustraszony i wierny. Wierny twojej ojczyźnie i tym pięknym tradycjom. Wierny nowemu krajowi, którego obowiązki przejąłeś jako swoje. Wierny Królowi, wierny samemu sobie. Piękne i szlachetne oraz oddane poświęceniu życie!

Dlatego wspomnienie o tobie, zawsze pełne wdzięczności powinno pozostać
w Szwecji, twojej drugiej ojczyźnie.

Zwłoki księcia zostały zabalsamowane w Dubnie. Jego wnętrzności zostały pochowane w trumnie wiernego przybocznego knechta księcia, który niedługo po nim zmarł.

Zwłoki księcia zostały odpowiednio do stanu ubrane i 28 września uroczyście pochowane w grobowcu w Klasztorze Kapucynów w Dubnie, przy czym szlachta
z sąsiedztwa i znajdujące się w mieście wojsko paradowała. Spowiednik generała Rönnersa wygłosił mowę pogrzebową. Następnie generał Rönner wydał wspaniałą ucztę dla wszystkich, którzy brali udział w uroczystości.

Później podpułkownik Wrangel z kapelanem i dwoma rosyjskimi pomocnikami odjechali z Dubna do Torunia, by przekazać carowi, który się tam zatrzymał, o śmierci księcia. Car Piotr był głęboko poruszony i zapłakał, gdy usłyszał tę smutną wiadomość, ponieważ, tak pisał Grimaret „planował wziąć  księcia, ze względu na jego sumienność do swojej armii.”

Po trzech tygodniach wrócił Wrangel ponownie do Dubna z rozkazem od Cara, że zwłoki mają zostać przewiezione do Krakowa. W grudniu zostały tam przewiezione zwłoki
z wartą honorową składającą się z 30 mężczyzn poprzez Jerislovia i Dosolqvi. Pod koniec miesiąca dotarł orszak żałobny do Krakowa i powitany przez generała Goltza z wszelkimi honorami, po czym trumna została pochowana w tamtejszym Klasztorze Dominikanów.

Należąca do księcia orszaku służba otrzymała od cara pozwolenie, powrotu do ojczystej Wirtembergii.

Zwłoki księcia Maximiliana pozostały tymczasowo w Krakowie do momentu, aż zapytano matkę Maximiliana, gdzie chciałaby, by było ostatnie miejsce wiecznego spoczynku jej syna. W celu uzyskania tych informacji, Car wysłał do Stuttgartu pułkownika Meyera. Towarzyszył mu porucznik Wrangel. Serce księcia, które zostało wyciągnięte podczas balsamowania zwłok przekazano jego siostrze w Ansbach. W pięknej małej cynowej trumnie, z cynowym sercem na pokrywie, zostało pochowane w 1660 roku w wybudowanym grobowcu znajdującym się pod chórem kościoła św. Jana. Do dzisiaj znajduje się tam
25 innych sarkofagów ze zwłokami margrabiów von Hohenzollern – Brandenburg – Ansbach i ich krewnych m.in. też siostry księcia Maxa, zmarłej w 1729 roku margrabianki Christine Charlotte jak i jej rodziców od strony matki. W 1923 roku na małej cynowej trumnie z sercem na wierzchu został wygrawerowany napis:*) Mała trumna byłą często zdobiona kwiatami
i żółto-niebieskimi szwedzkimi wstążkami.

Ponieważ droga do Stuttgartu była bardzo długa i panowały niespokojne czasy Księżna Eleonora Juliana prosiła pochować księcia za zgodą cesarza w najbliżej położonym kościele ewangelickim na ziemi niemieckiej na Śląsku, najlepiej w Kluczborku lub Byczynie.

W tych dwóch miastach znajdowały się kościoły ewangelickie, które na podstawie traktatu w Altranstädt z 1 września 1707 roku zwolnione zostały przed przejęciem przez katolików i zostały oddane protestantom.

Ponieważ w Polsce panowała dżuma, życzono sobie na Śląsku, by dla orszaku pogrzebowego wybrana była jak najkrótsza droga, ze względu na niebezpieczeństwo zarażenia się.

Po rozmowie z cesarzem zostało wybrane małe przygraniczne miasto Byczyna.

Wysłannicy cesarza udali się na granicę, by odebrać zwłoki. Wydzielony oddział podążał tutaj z Frankenberg.

Według zarządzenia generała Janusa w Krakowie zwłoki zostały przewiezione na granicę polsko-niemiecką, gdzi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin