Hughes Tracy - Pierwsze wrażenie.pdf

(448 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Tracy Hughes
Pierwsze wrażenie
Rozdział 1
Zachrypnięty śpiew Micka Jaggera wypełniał mroczne pomieszczenie,
sprawiając, że rozbawione, flirtujące głosy zdawały się anonimowe. Kiedy Kathryn
Ellerbee weszła do klubu na Manhattanie, w samo serce życia towarzyskiego,
ogarnęły ją miłe, radosne wspomnienia. Rozejrzała się pospiesznie: wiatraki
wirujące pod sufitem, szklana budka disc-jockeya, czerwone światła, ożywione
twarze czyhających na zdobycz... Spojrzenia kilku par oczu prześliznęły się po niej,
otaksowały, odwróciły się. Pewna siebie, odgarnęła ciemne kręcone włosy,
opadające jej na ramiona i poszukała w tłumie tego, dla którego tu przyszła. Rano
dowiedziała się, że wpada tu co dzień rozerwać się po pracy i że zazwyczaj siada
po lewej stronie baru.
Wysilając wzrok przez zasłonę z gęstego dymu i stłoczonych ludzi, przyglądała
się facetom przy barze – podejrzanym typom w tanich ubraniach, studentom po
wykładach, wilkom w owczej skórze. Ale przestała ich tak szablonowo oceniać,
gdy dostrzegła tę jedną postać – opartego o bar wysokiego, opalonego bruneta o
przenikliwych niebieskich oczach... utkwionych prosto w nią. Uwodzicielskie
spojrzenie wytrąciło ją z równowagi. Przecież miała pozostać nie zauważona...
Odwróciła wzrok i ruszyła w stronę wolnego stolika w drugim końcu sali.
Usiadła tak, żeby go nie spuszczać z oczu, skinęła na barmankę i zamówiła dwa
drinki – imbirowe piwo dla siebie i drugie na wypadek, gdyby się nawinął jakiś
Casanova. Dopiero gdy mogła nieco ukryć oczy za brzegiem szklanki, zerknęła
znów w stronę baru. Intrygujący mężczyzna opierał się teraz łokciem o blat, jakby
cały teren wokół był odgrodzony sznurem i należał wyłącznie do niego. Jedną nogę
oparł na szczebelku krzesła, przybierając luźną i naturalną pozę. Darryl Sledge, dla
przyjaciół i współpracowników – po prostu Sledge, pogrążył się w gazecie, którą
trzymał złożoną przed sobą i udawał niewiniątko, jakby jeszcze przed sekundą nie
myślał o tym, jak upolować którąś z chętnych kobiet. Jednak jego niesamowite
błękitne oczy, błądzące tam i z powrotem, powiedziały Kathryn, że może być
bardzo niebezpieczny, naprawdę.
Zmarszczyła brwi, nieco zdziwiona, i wyciągnęła z torebki mały notes i
długopis. To nie był ten napastliwy, władczy, onieśmielający Darryl Sledge,
jakiego oglądała podczas wywiadów, które zrobił do próbnego wydania programu
„Pod ostrzałem”. W rzeczywistości, jak stwierdziła, emanował zmysłowością,
przyciągając uległe spojrzenia wszystkich kobiet z baru. Czy to te zmierzwione
włosy czyniły go tak pociągającym, czy może ogorzała skóra albo gęste wąsy,
przykuwające uwagę do pełnych ust? A może sposób, w jaki nosił koszulę –
rozpiąwszy parę guzików, tak że było widać ciemny zarost na piersi – jakby przed
chwilą ściągnął marynarkę i krawat i rzucił gdzieś obok.
Cokolwiek to było, musiała przyznać, że działa. Przyglądała się, jak kobiety
przesuwają się obok niego, pochylają się, żeby zamówić drinki, posyłają mu
płomienne spojrzenia. Iskierka uśmiechu igrająca w jego oczach wskazywała, że
jest w pełni świadomy swego magnetyzmu, czeka jedynie stosownej chwili, żeby
wybrać zdobycz.
Potrząsając głową, jakby chciała się uwolnić od rzuconego na nią czaru,
Kathryn otworzyła notes i spróbowała opisać jego zachowanie.
Spojrzała w stronę baru i na moment wstrzymała oddech. Niebieskie oczy znów
były skierowane na nią, zatrzymały się parę sekund za długo, po czym przemknęły
po reszcie tłumu. Na twarz Kathryn wypłynął rumieniec. Po cichu skarciła się za
to, że nieświadomie reaguje na gesty, które wcale nie powinny na nią działać.
Odwróciła wzrok i raz po raz powtarzała sobie, po co tu przyszła, ale nie trwało
długo, zanim znów poczuła na sobie palące spojrzenie. Ich oczy się spotkały.
Podniosła szklankę do ust i wypiła trochę, sądząc, że przez to łatwiej uspokoi
nerwy. Uśmiechnął się lekko, jakby się przyznawał do winy i z powrotem utkwił
wzrok w gazecie.
Kathryn odetchnęła, korzystając z chwili spokoju. Położyła notes na kolanach.
Masa wrażeń, które właśnie odebrała niejako w pigułce, nie dawała się opisać. Zła,
że nie jest w stanie zachować zawodowego opanowania, przygryzła tylko wargi i
zaczęła znowu przyglądać się Sledge’owi.
Serce jej mocniej zabiło, gdy znów na nią spojrzał. Patrzyła niczym
zahipnotyzowana, jak odkłada gazetę i wstaje. Na moment doznała rozczarowania,
myśląc, że może wychodzi. Ale on wziął kieliszek i ruszył powoli w jej stronę.
Z rozmysłem powstrzymała się od uśmiechu, udając zaskoczenie. Zaschło jej w
ustach, gdy, szczerząc zęby, stanął przy jej stoliku. Jego spojrzenie było tak
bezpośrednie, tak śmiałe, tak przenikliwe, że nie potrafiła odwrócić oczu. Powoli,
jak hipnotyzer, pochylił się nad stołem, tuż przy niej.
– Pomyślałem, że może chcesz mi się przyjrzeć z bliska – powiedział,
przeciągając słowa, niskim głosem, który przeniknął ją bardziej niż dobiegający z
głośników dźwięk gitary basowej.
Absolutnie oryginalny, a przy tym nieco arogancki, uznała, a w jej oczach
błysnęła radość. By obronić się przed jego świdrującym wzrokiem, wybrała
uczciwe podejście.
– Po to tu przyszłam – odparła.
Uniósł brwi, jakby zaskoczony szybką odpowiedzią. Odsunął sąsiednie krzesło
i nie pytając o pozwolenie, usiadł. Wskazał na nie tknięte, ciepłe już piwo.
– Zamówiłaś to dla mnie?
– A skąd wiesz, że nie mam narzeczonego boksera, który właśnie tu idzie?
– Chyba się bardzo spóźnia! Jakoś to mi się nie wydaje prawdopodobne. Myślę,
że zamówiłaś piwo, by się uchronić przed adoratorami.
– Ty w tym samym celu czytasz gazetę.
Roześmiał się, odsłaniając równe, białe zęby.
– Jesteś bardzo spostrzegawcza.
– Powiedz mi – poprosiła Kathryn, unosząc szklankę i mimowolnie wodząc
palcem po krawędzi. – Jak to jest, że mój wywiad zawsze doskonale działał, a z
tobą mi się nie udało?
– Bo odkąd tu weszłaś, nie mogłaś ode mnie oderwać wzroku – powiedział
rzeczowo, z ledwo uchwytnym teksańskim akcentem.
Od razu ją przejrzał. Kathryn znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Nie mogła
wyjawić, dlaczego tak mu się przyglądała, popijała więc dalej piwo imbirowe i
kręciła głową. Sledge rozparł się na krześle, dokończył swojego drinka i patrzył na
nią z uśmiechem. A Kathryn wcale nie było do śmiechu.
– Wypij i to. Szkoda, żeby się zmarnowało – zaproponowała, wskazując na
drugą szklankę piwa.
– Wolałbym spróbować twojego – powiedział, biorąc jej rękę i unosząc razem
ze szklanką, którą kurczowo ściskała.
Serce Kathryn wybijało niezdrowy rytm. Ich oczy spotkały się ponad krawędzią
szklanki. On zna sztuczki, których nawet ja nie rozpracowałam, pomyślała z
niedowierzaniem.
– Imbirowe? – mruknął, odstawiając piwo, ale nie puszczając jej dłoni. – Nie
chcesz się upić?
– Czasem się opłaca.
– Rozumiem – odpowiedział, posyłając jej kuszący uśmiech, od którego na
pewno by się rozpłynęła, gdyby natychmiast nie przypomniała sobie, co wie o
takich uśmiechach. – Będziesz mogła nas odwieźć do domu.
– Do domu?
– Do mnie, do ciebie. Gdziekolwiek.
– Nawet nie wiesz, jak się nazywam.
– Nieważne – stwierdził. – To nie z twoim imieniem chcę pójść do domu.
Przekonana, że już najwyższy czas zakończyć ten wieczór, Kathryn sięgnęła po
torebkę i schowała notes.
– Może i tak – westchnęła. – Ale to bez znaczenia, bo nie zabierzesz stąd ani
mnie, ani mojego imienia.
Sledge owinął sobie dookoła palca kosmyk jej włosów i przysunął się bliżej,
jakby te włosy przyciągały go do niej.
– Nie jesteś z tych, co lubią udawać, że dały się skusić na odwiezienie do
domu? A myślałem, że będąc szczerym wyjdę najlepiej.
– Szczerość trzeba cenić – powiedziała Kathryn, starając się zignorować jego
świeży oddech na swojej twarzy, natarczywość jego dłoni, gdy głaskał ją po szyi, i
jego łydkę, naciskającą delikatnie na jej. – Ale wierz mi, rano nie mógłbyś na
siebie patrzeć.
Sledge spojrzał w sufit i pokręcił głową.
– Niemożliwe.
– I tak mam zamiar sama wrócić do domu.
– Dobrze – powiedział bez przekonania, bawiąc się kosmykiem jej włosów. –
To pozwól się chociaż odprowadzić do samochodu.
– Nie – ucięła. Mężczyźni tacy jak on zawsze się spodziewają, że kobieta
zmieni zdanie pod rozgwieżdżonym niebem. – Nie boję się iść sama na parking.
– Nawet żeby zaspokoić moją miłość własną? – nalegał.
– Twojej miłości własnej niczego nie brakuje. – Kathryn nie mogła się oprzeć,
żeby nie odpowiedzieć na jego nieustępliwy uśmiech.
– Ale będzie, jeśli pozwolę ci wyjść stąd samej.
Z ciężkim westchnieniem poddała się. Spojrzała prosto w jego zniewalające
oczy, które zachwiały jej stanowczością. Na próżno by z nim walczyła.
– Dobrze – zgodziła się. – Możesz mnie odprowadzić do samochodu, ale nic
więcej.
Sledge zerknął na zegarek i wstał.
– Zobaczymy. Powinienem mieć dobre trzy minuty, żeby zrobić następny ruch.
– Myślałam, że już zrobiłeś.
– To był tylko wstęp – zaznaczył. – Reszty nie mogę zrobić przy ludziach.
Kathryn zawahała się, kiedy wziął ją pod rękę i ruszył do wyjścia.
– Może lepiej...
– Obiecuję trzymać ręce przy sobie – zapewnił ją chichocząc. – Stosuję
wyłącznie psychologiczne metody. N Kathryn dalej próbowała sprawiać wrażenie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin