Pat Murphy �ona z w�asnego ogr�dka Pierwszego dnia wiosny Flynn zasadzi� j� razem z pomidorami w szklarni. Instrukcje na opakowaniu by�y podobne do instrukcji na wszystkich torebkach z nasionami. Ro�linna �ona: wskazana ziemia piaszczysta, stanowisko s�oneczne. Sadzi� na g��boko�ci dw�ch cali, po ust�pieniu niebezpiecze�stwa przymrozk�w. Kiedy ro�lina osi�gnie wysoko�� dw�ch st�p, przesadzi�. Podlewa� obficie. W tydzie� p�niej w plastykowym pojemniku obok pomidor�w wykie�kowa�a delikatna sadzonka: prosto rosn�ce dwa silne p�dy z ma�ymi ga��zkami. Kiedy mia�y dwie stopy d�ugo�ci, Flynn przesadzi� j� w s�oneczne miejsce, w pobli�u zabudowa� mieszkalnych, by widzie� j� ka�dego dnia w drodze na pole. Po przesadzeniu sadzonki sta� pod zielonym niebem i przygl�da� si� swemu imperium: po�piesznie zmontowanemu z prefabrykat�w domowi, otoczonemu zabudowaniami gospodarskimi; szklarni z pleksiglasowych p�yt, nachylonych tak, �eby �apa� jak najwi�cej �wiat�a s�onecznego; i polom, czterem �yznym akrom, kt�re sam uprawia� i obsadza�. Wi�kszo�� ziemi przynosi�a doch�d: hodowa� tam cimmeg, ro�lin� rodz�c� nasiona cenione dla ich smaku i w�a�ciwo�ci medycznych. Ciemnozielone sadzonki, rz�d za rz�dem wznosi�y ku blademu niebu swe szpiczaste li�cie. Poza polami ros�a wysoka trawa typowa dla tej planety. Ogromny obszar faluj�cych �odyg. Kiedy wia� wiatr, �odygi porusza�y si� i trawy wydawa�y �wiszcz�cy d�wi�k. Cichy g�os wiatru w trawach dra�ni� Flynna. My�la�, �e brzmi to jakby ludzie przekazywali sobie szeptem sekrety. Sprawia�o mu przyjemno�� �cinanie trawy otaczaj�cej zabudowania domowe, ubijanie jej korzeni mechanicznym oraczem i sadzenie r�wnych rz�d�w cimmegu. Flynn by� m�czyzn� o kwadratowej szcz�ce, pospolitych br�zowych w�osach i szorstkich, prozaicznych palcach. By� cz�owiekiem metodycznym. Lubi� �y� sam, ale uwa�a�, �e m�czyzna powinien mie� �on�. Nasienie wyszuka� starannie, dobieraj�c odporny szczep, rezygnuj�c z delikatniejszych: Ro�linnej Panny i Ro�linnej Narzeczonej. Wybra� gatunek, kt�ry mia� dobrze przyj�� si� w ka�dych warunkach. Sadzonka ros�a szybko. Dwa p�dy spotka�y si� i po��czy�y formuj�c grubszy pie�. Zanim cimmeg wyr�s� na wysoko�� kolan, �ona si�ga�a mu do ramion. Jasnozielona ro�lina z szerokimi, mi�kkimi li��mi i pniem pokrytym puszystymi w�osami. S�o�ce wstawa�o wcze�niej ka�dego ranka, cimmeg ur�s� do pasa, wype�niaj�c powietrze egzotycznym, korzennym zapachem, a �odyga Ro�linnej �ony zgrubia�a i �ciemnia�a do oliwkowo-zielonego koloru. Zacz�y wy�ania� si� zaokr�glenia jej cia�a: nabrzmienie bioder po��czone w jeden kszta�t z w�sk� tali�, zaokr�glone piersi pokryte delikatnym, jasnym puchem, smuk�y kark podtrzymuj�cy okr�g�� wypuk�o��, kt�ra stanie si� jej g�ow�. Ka�dego poranka Flynn sprawdza� wilgotno�� ziemi wok� sadzonki i spogl�da� poprzez li�cie na dojrzewaj�cy pie�. P�n� wiosn� po raz pierwszy zobaczy� jej �onowe w�osy, ciemny tr�jk�t tu� nad miejscem, gdzie podw�jny pie� ��czy� si�. Z wahaniem rozsun�� li�cie i si�gn�� w mrok, by pog�aska� nowy porost. Podnieci� go zapach: bogaty, ziemny i ciep�y jak zapach szklarni. Drewno pod w�osami by�o ciep�e i podda�o si� lekko jego dotkni�ciu. Przysun�� si� bli�ej przesuwaj�c r�ce w g�r� do kielichowatych piersi, wyczuwaj�c pod kciukami nier�wno�ci, obietnic� przysz�ych sutek. Szelest wiatru w jej li�ciach spowodowa�, �e podni�s� wzrok. Przygl�da�a mu si�. Widzia� jej ciemne oczy, zarys nosa, usta, kt�re by�y zaledwie rozci�ciem, wargi lekko rozchylone. Cofn�� si� pospiesznie, wtedy dopiero zauwa�aj�c, �e kiedy przysun�� si�, by popie�ci� pie�, z�ama� kilka li�ci. Dotkn�� je z poczuciem winy, ale uprzytomni� sobie, �e ona jest tylko ro�lin� i nie czuje b�lu. Mimo to podla� tego dnia �on� hojniej ni� zwykle, a kiedy szed� do pracy na pola cimmegu, pomrukiwa� sam do siebie, �eby nie s�ysze� szept�w traw. Instrukcje m�wi�y, �e �ona dojrzeje w ci�gu dw�ch miesi�cy. Ka�dego ranka sprawdza� post�py, rozgarniaj�c li�cie, �yby podziwia� zaokr�glenia jej cia�a, gi�tki trzon karku i czysty, jasny blask oczu. Mia�a pe�ne cia�o i mi�kko zaokr�glon� twarz. Chocia� jej oczy by�y otwarte, sprawia�a wra�enie lunatyczki. M�odej, niewinnej dziewczyny, kt�ra b��dzi w ciemno�ciach nie�wiadomo�ci. Wyraz jej twarzy podnieca� go r�wnie mocno jak cia�o. Czasami nie m�g� oprze� si�, by nie przywrze� do niej prowadz�c d�o�mi po �agodnych �ukach po�ladk�w i plec�w, g�aszcz�c delikatne ciemne w�osy na jej g�owie, nadal kr�tkie, jak u ma�ego ch�opca, ale rosn�ce, doro�lej�ce jak ca�a reszta. By�a p�na wiosna, kiedy pierwszy raz poczu�, jak drgn�a pod jego dotkni�ciem. Jego d�o� le�a�a na jej piersi i poczu�, �e cia�o Ro�linnej �ony przesuwa si�, jakby chcia�a si� odsun��. - Ach - powiedzia� ciesz�c si� na to, co mia�o nadej�� ju� nied�ugo. Jej r�ka, kt�ra niedawno oddzieli�a si� od zgrubia�ego pnia, zadr�a�a na wietrze, jakby odpychaj�c go. U�miechn�� si�, gdy ro�lin� zako�ysa� podmuch wiatru, a jej li�cie zaszele�ci�y. Tego popo�udnia przyni�s� grub� lin�, zrobi� p�tl� wok� jej kostki i przywi�za� starannie. U�miechaj�c si� do anielskiej twarzy Ro�linnej �ony okolonej ciemnymi w�osami, powiedzia� cicho: - Teraz, kiedy ju� jeste� prawie dojrza�a, nie mog� pozwoli� ci uciec. Drugi koniec liny przywi�za� mocno do wspornika w �cianie domu i sprawdza� w�ze� nie raz, lecz co najmniej trzy razy dziennie. Pierwszy raz od miesi�cy wyczy�ci� wn�trze domu, wypra� koce na swym kawalerskim ��ku i otworzy� okna, �eby wyp�dzi� zapach st�chlizny. Przez otwarte okno widzia�, jak ko�ysa�a si� w delikatnych podmuchach wiatru. Czasami wydawa�o mu si�, �e �ona szamocze si� z lin� i kiedy to robi�a, sprawdza� sup�y, by upewni� si�, czy trzymaj�. Cimmeg wyr�s� wysoko. Jego ostre, po�yskliwe li�cie odbija�y �wiat�o s�oneczne i l�ni�y jak obsydianowe ostrza. Li�cie Ro�linnej �ony zwi�d�y i opad�y, pozostawiaj�c nagie zielono-oliwkowe cia�o wystawione na s�o�ce i wzrok Flynna. Przygl�da� si� jej uwa�nie, wracaj�c po kilka razy dziennie z pola, �eby sprawdzi� w�z�y. Pewnego ranka obudzi� si� i zobaczy� j� schylon� przy ko�cu powr�s�a, ci�gn�c� za supe� delikatnymi palcami, kt�re krwawi�y jasnym sokiem w miejscach, gdzie poci�a je szorstka lina. - No, ju� - powiedzia� - zostaw to. Kucn�� obok niej w kurzu i po�o�y� d�o� na nagrzanym przez s�o�ce ramieniu, chc�c j� uspokoi�. Odwr�ci�a w jego stron� g�ow� wolno, majestatycznie, z pe�n� godno�ci gracj�, jak kwiat zwracaj�cy twarz do s�o�ca. Jej twarz by�a pusta; oczy bez wyrazu. Kiedy usi�owa� j� poca�owa�, nie odpowiedzia�a, tylko s�abo odpycha�a r�kami jego ramiona. Opanowa�o go podniecenie, pchn�� j� na tward� ziemi�, ustami szukaj�c piersi, gdzie chropowate sutki smakowa�y wanili�, r�k� rozsun�� jej nogi, by otworzy� tajemnic� tego ciemnego, puszystego tr�jk�ta w�os�w. Kiedy sko�czy�, p�aka�a cicho wydaj�c wysoki, nie�mia�y d�wi�k, jak �piew ptaszk�w, kt�re wi�y gniazda w wysokiej trawie. To obudzi�o w nim wsp�czucie. Zsun�� si� z niej, zapi�� spodnie, �a�uj�c teraz, �e by� tak niecierpliwy. Le�a�a w kurzu, ciemne w�osy opad�y, zakrywaj�c twarz. By�a cicha, m�g� s�ysze� wiatr w jej w�osach jak w wysokiej trawie. - Teraz chod� - powiedzia�, rozdarty pomi�dzy wsp�czuciem i irytacj�. - Jeste� moj� �on�. Czy to takie straszne? Nie spojrza�a na niego. Uj�� j� za podbr�dek tak, �eby zobaczy� jej twarz. By�a niewzruszona, bez wyrazu i pusta. Poklepa� Ro�linn� �on� po ramieniu uspokojony jej wygl�dem. Wiedzia�, �e nie czu�a b�lu. Tak m�wi�y instrukcje. Odwi�za� lin� od belki i zaprowadzi� �on� do domu. Obok okna postawi� dla niej miednic� z wod�. Przymocowa� lin� do nogi ��ka, zostawiaj�c wystarczaj�co du�o miejsca, �eby mog�a sta� przy oknie lub drzwiach i patrze�, jak on pracuje w polu. Nie by�a ca�kiem taka, jak si� spodziewa�. Nie rozumia�a go. Nie potrafi�a nic powiedzie�. Nie zwraca�a na niego uwagi, chyba �e zmusi� j�, by na niego spojrza�a. Stara� si� by� dla niej mi�y - przynosi� z pola kwiaty i nape�nia� jej miednic� zimn�, czyst� wod�. Nie zwraca�a na to uwagi. Dniem i noc� sta�a w oknie z nogami w miednicy. Instrukcja m�wi�a, �e po�ywienia dostarcza�y jej woda, s�o�ce i powietrze, kt�re absorbowa�a poprzez pory swojej sk�ry. Wydawa�o si�, �e reagowa�a tylko na gwa�t, bezpo�rednie zagro�enie. Kiedy si� z ni� kocha�, szarpa�a si� usi�uj�c uwolni� i czasami p�aka�a wydaj�c niemy d�wi�k, jak szept wody p�yn�cej nawadniaj�cym kana�em. Po jakim� czasie jej p�acz zacz�� go podnieca� - jakakolwiek reakcja by�a lepsza ni� brak reakcji. Nie spa�a z nim. Je�eli zaci�gn�� j� do ��ka, uwalnia�a si� w nocy i kiedy si� budzi�, zawsze sta�a przy oknie, patrz�c na �wiat. Pobi� j� pewnego popo�udnia, kiedy po powrocie z pola przy�apa� j� na przecinaniu liny kuchennym no�em. Bi� j� po plecach i ramionach paskiem. Jej p�acz i �lady jasnego soku podnieci�y go i potem kocha� si� z ni�. Szorstkie koce na jego ��ku by�y lepkie od jej soku i jego spermy. Trzyma� j� tak, jak m�czyzna trzyma Ro�linn� �on�, jak cz�owiek trzyma dzik� rzecz, kt�r� wzi�� do swego domu. Czasami siada� i przygl�da� si� ciemno�ci pe�zn�cej nad jego gospodarstwem i s�ucha� wiatru w trawach. Patrzy� na sw� Ro�linna �on� i rozmy�la� o tych wszystkich kobietach, kt�re kiedy� go zostawi�y. By�a to d�uga lista, rozpocz�ta przez jego matk�, kt�ra odda�a go do adopcji. Pewnego dnia przylecia� helikopterem przedstawiciel rz�du na inspekcj� p�l cimmegu. Flynn nie lubi� tego cz�owieka. Chocia� kierowa� uwag� inspektora w stron� p�l, ten wci�� zerka� w kierunku domu. �ona sta�a w oknie, jej naga sk�ra l�ni�a w s�o�cu, g�adka, czysta i zapraszaj�ca. - Ma pan dobry gust - odezwa� si� urz�dnik. - Pa�ska �ona jest pi�kna. Flynn z trudem opanowa� si�. - S�ysza�em, ...
witbor