Groby Monarsze na Wawelu - sporo informacji(1).docx

(48 KB) Pobierz

Wstęp

Mistyka grobu monarszego. Miejsce pochówku, symbol przemijania, czy też symbol zdolny pobudzić do czynu? Nie ma chyba w Polsce człowieka, dla którego Wawel byłby pustym słowem, pozbawionym treści. To wyniosłe wzgórze królujące nad miastem było zawsze chlubą i dumą Rzeczypospolitej. Wyrażało jej historię oraz wspaniałe tradycje. Przemawiało do narodu, umiejąc w duszy polskiej wzbudzić wiele rozlicznych skojarzeń i wzruszeń. W tym jakże dziwnym miejscu wyłaniające się z murów katedry i zamku wielkie postacie historyczne zawsze mówiły o chlubnej przeszłości, wyrażającej naszą narodową tożsamość. Katedra wawelska była zawsze swoistą syntezą historii Polski, w której poczesne miejsca zajmowali królowie, przyrodzeni panowie tej ziemi. Tu na sen wieczny składano ich doczesne szczątki. Wyznaczały one historyczną ciągłość naszej państwowości, a z upływem czasu stały się symbolem trwałości państwowej, szczególnym znakiem przeszłości. Ich rola została w pełni pojęta dopiero po upadku Rzeczypospolitej.

W czerwcu roku 1787 nawiedził królewską katedrę na Wawelu ostatni nasz monarcha Stanisław August Poniatowski. To wtedy z ust biskupa sufragana diecezji krakowskiej Józefa Olechowskiego padły te ważkie słowa: „Tyle ta bazylika ma związków z dziejami narodu polskiego, tyle z epokami pomyślności i różnych przypadków tej monarchii, iż gdyby żadnej nie było pisanej historii krajów polskich, ściany i marmury jej w większej części poznać by ją dały”. Zawarł w nich prawdę historyczną ukrytą w murach tego katedralnego kościoła — sanktuarium dziejowego Rzeczypospolitej. Monarcha zwiedził wówczas kryptę św. Leonarda, złożył hołd cieniom króla Jana III, obejrzał zapewne kryptę pod kaplicą Wazów i Zygmuntowską, w której spoczywali nasi królowie i ich rodziny. Wybrał też miejsce dla siebie — w krypcie św. Leonarda. Dodajmy, że u schyłku XVIII wieku groby monarsze były niedostępne do zwiedzania. Jednakże już wtedy rodziło się „romantyczne” rozumienie grobu nie tylko jako miejsca grzebalnego, lecz także inspirującego do czynu, zwłaszcza w dobie narodowej niewoli. Jeszcze z końcem XVIII stulecia Jan Duklan Ochocki, zwiedzając katedrę krakowską, tak o niej pisał, przelewając na papier swoje wrażenia: „co krok godła, napisy, pamiątki przenoszące w ubiegłe wieki, cień posępny jakby go lata przeszłe rzucały, wszystko razem sprawia, że na zimno oglądać, dziwić się, rozbierać niepodobna, ale ze czcią, z uszanowaniem, z niepojętem uczuciem stąpa się po ziemi uświęconej tylą popiołami, pogląda na ściany, na których tyle bohaterskich oczów spoczywało”.

Rola grobów królewskich w pełni została pojęta dopiero po upadku państwa, co nastąpiło w roku 1795. W okresie niewoli, gdy dawną Rzeczypospolitą wymazano z mapy Europy, groby monarsze na Wawelu zaczęły pełnić funkcję patriotyczną i wychowawczą, poświadczając o minionej potędze Polski. Stały się ewangelicznymi żywymi kamieniami (lapides vivi), uczącymi dziejów ojczystych. Nekropolia wawelska przestała być cmentarzem, stawała się zbiorowym symbolem, wzbudzającym szereg skojarzeń, w tym także miała pobudzać do irredenty. Była zwornikiem narodowych dziejów.

Katedra krakowska nie należy do dużych kościołów. Pełniła kiedyś rolę biskupiej i zarazem dworskiej świątyni, przeznaczonej głównie dla króla i jego najbliższych. Nekropolia wawelska to pars pro toto historii narodowej. Obok królów będzie też mowa o bohaterach narodowych i Królach Ducha, których w XIX i XX stuleciu grzebano w tym narodowym sanktuarium. Kult i pietyzm, z jakim Polacy obdarzają groby królewskie na Wawelu, jest niezwykłym zjawiskiem w kulturze europejskiej, a specyficzny majestat przeszłości odczuwany na Wawelu stanowi o naszym pojmowaniu przeszłości i poszanowaniu dziejów ojczystych, które są jednym z tworzyw narodu. A kiedy w XIX stuleciu brakło monarchów, ten katedralny, a zarazem dworski kościół otrzymał nowe znaczenie — pierwszego w Polsce monumentu o funkcji nie tylko liturgicznej, lecz nade wszystko mauzoleum narodowego — sanktuarium historii, symbolu naszej dumy i wielkości, łączącego w murach katedralnych wszystkich — bez wyjątku — Polaków.

To właśnie te królewskie groby wybrał na msze prymicyjne papież Jan Paweł II, który o tym tak istotnym dla każdego kapłana wydarzeniu pisał w książce Dar i tajemnica, W pięćdziesiątą rocznicę moich święceń kapłańskich (1996): „W związku z tym, że święcenia kapłańskie otrzymałem w uroczystość Wszystkich Świętych wypadło mi odprawić Mszę św. prymicyjną w Dzień Zaduszny, 2 listopada 1946 roku. W tym dniu każdy kapłan może odprawić trzy Msze św. i dlatego też moje prymicje miały charakter troisty. Odprawiłem te trzy Msze św, w krypcie św. Leonarda, która stanowi część wcześniejszej tzw. Hermanowskiej Katedry biskupiej w Krakowie na Wawelu. Obecnie krypta św. Leonarda należy do całości grobów królewskich. Wybierając tę kryptę na miejsce pierwszych Mszy św., chciałem dać wyraz szczególnej więzi duchowej z wszytkimi, którzy w tej katedrze spoczywają. Katedra wawelska jest niezwykłym fenomenem. Jest bowiem, tak jak żadna inna świątynia w Polsce, nasycona treścią historyczną, a zarazem teologiczną. Spoczywają w niej królowie polscy, poczynając od Władysława Łokietka. W tej świątyni byli oni koronowani i tu składano później ich doczesne szczątki. Ten, kto nawiedza katedrę wawelską, musi stanąć twarzą w twarz wobec historii Narodu. (...) Ci ludzie, których sarkofagi znajdują się w katedrze wawelskiej, także czekają tam na zmartwychwstanie. Cała Katedra zdaje się powtarzać słowa Symbolu apostolskiego: »Wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny«. A ludzie, którzy w niej spoczywają, są wielkimi Królami-Duchami, którzy prowadzą Naród poprzez stulecia. Są to nie tylko koronowani władcy i ich małżonki, czy też biskupi i kardynałowie, są to także wieszczowie, wielcy mistrzowie słowa, którzy tak ogromne znaczenie posiadali dla mojej chrześcijańskiej i patriotycznej formacji. (...) Jako kapłan, a później jako biskup zawsze nawiedzałem kryptę św. Leonarda z wielkim wzruszeniem”. Tutaj, podczas wizyty papieskiej w roku 1997, Ojciec Święty Jan Paweł II odprawił 9 czerwca mszę świętą z okazji 50. rocznicy swoich prymicji.

W innym zaś miejscu, już jako papież, Jan Paweł II te słowa powiedział o Dniu Zadusznym na Wawelu: „W dniu 2 listopada modlimy się za naszych zmarłych... To mnie prowadzi do katedry wawelskiej, gdzie właśnie w ciągu tych dni, a szczególnie w Dzień Zaduszny, nawiedzałem jako biskup tego kościoła ów chyba najdostojniejszy na ziemi polskiej cmentarz, gdzie leżą nasi królowie, wodzowie, wieszczowie. Cała ta historia mówi do nas przez tych zmarłych. Historia mówi do nas przez zmarłych, i tak jak jest historią narodu, tak jest historią każdego człowieka, każdej rodziny”.

Miejsca spoczynku
polskich władców

Zanim przejdziemy do historii krakowskiej nekropolii, poświęćmy parę słów swoistej „geografii” pochówków polskich władców. Oczywiście nie miejsce tu na szczegó­łowy opis grobów wszystkich książąt i kró­lów oraz ich rodzin. Czytelnikowi wystarczy ogólny rys historyczno-topograficzny, uwzględniający monarchów, którzy weszli w skład powszechnie znanego pocztu królów pędzla Jana Matejki, uzupełnionego komentarzem Stanisława Smolki i Augusta Sokołowskiego. Poza sferą rozważań pozostaną liczne mauzolea śląskich książąt z rodu Piastów, które ciągną się od Opola aż po Żagań, kryjąc prochy dawnych panów tej ziemi.

Pierwsza historyczna księżna Dobrawa — zdaniem Jana Długosza spoczęła w roku 977 w Gnieźnie, jej szczątki przypadkowo miano odkryć w roku 1802 (miejsce jej pochówku nie jest pewne). Książę Mieszko I i Bolesław Chrobry spoczęli w katedrze poznańskiej, gdzie później przypuszczalnie pochowano Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela, o którego pogrzebie Długosz powiada: „zwłoki jego [Kazimierza Odnowiciela] pochowano w kościele katedralnym poznańskim z należną czcią i wspaniałością, w grobie dziada jego Bolesława I króla polskiego, razem z popiołami ojca [tj. Mieszka II]”. Natomiast Ryksa (Rycheza), matka Kazimierza Odnowiciela, pogrzebana w kościele S. Maria ad Gradus w Kolonii, od roku 1817 spoczywa w tamtejszej katedrze, w kaplicy św. Michała.

Dużo kłopotu nastręczał badaczom domniemany pochówek króla Bolesława Śmiałego, który, jak powszechnie wiadomo, wygnany z kraju po zabójstwie św. Stanisława, miał zakończyć życie w jednym z klasztorów w Karyntii. Źródła polskie przekazały dwie wersje śmierci Bolesława. Starsza, którą stworzył Mistrz Wincenty Kadłubek, mówi, że władca popełnił samobójstwo. Druga, z początku XV w., zapisana w Roczniku Świętokrzyskim, powiada, że król po zabójstwie biskupa krakowskiego pokutował przez dziesięć lat w jednym z węgierskich klasztorów, gdzie zmarł i został pogrzebany. Nazwy klasztoru źródło nie wymienia. Analogicznie przedstawił losy Bolesława komentator Kroniki Kadłubka, profesor krakowskiej Almae Matris, Jan Dąbrówka (zm. 1472). Według niego król udał się do Rzymu, a uzyskawszy od papieża pokutę, osiadł na stałe w jednym z klasztorów na pograniczu Węgier, Austrii i Karyntii. Odnotował też napis na grobie królewskim — HIC IACET BOLESLAUS REX POLONIAE OCCISOR SANCTI STANISLAI EPISCOPI CRACOVIENSIS (łac. Tu leży Bolesław król Polski, zabójca św. Stanisława biskupa krakowskiego). Natomiast wedle Jana Długosza, król odbywał pokutę w klasztorze w Wilten koło Innsbrucku i tam miał umrzeć. Osjak (Ossyak) jako miejsce pokuty i wiecznego spoczynku Śmiałego wymienił dopiero w Kronice Maciej z Miechowa. Od połowy XVI stulecia liczni Polacy wędrujący po Europie zaczęli odwiedzać benedyktyński klasztor w Osjaku. Zrazu w połowie wieku kanonik Walenty Kuczborski, który towarzyszył w podróży do Rzymu biskupowi warmińskiemu Stanisławowi Hozjuszowi, odwiedził królewski grób, a swe wrażenia przekazał Marcinowi Kromerowi. W roku 1576 wstąpił do Osjaku, jadąc w poselstwie do cesarza Maksymiliana II, biskup kamieniecki i opat mogilski w jednej osobie, Marcin Białobrzeski. On jako pierwszy opowiedział dokładnie Bartoszowi Paprockiemu legendę o pobycie, pokucie i śmierci Bolesława Śmiałego, która odtąd weszła do polskiej historiografii. Z jego relacji wynika, że po śmierci Bolesława mnisi osjaccy, znając dobrze ciążącą na zmarłym klątwę kościelną, pogrzebali go „za cmentarzem nie na święconej ziemi”. Ponieważ król ofiarował klasztorowi „wielkie klejnoty”, zakonnicy wystarali się u papieża o cofnięcie klątwy. Jednak mimo pomyślnego załatwienia sprawy mnisi nie przenieśli królewskich szczątków, lecz „nie ruszając go z onego sklepu, gdzie byli go pochowali, przyczynili cmentarza, a nad ciałem kaplicę okrągłą zmurowali — nad grobem ołtarz wielki i kazali wyryć na tym kamieniu konia” i cytowany już napis.

W roku 1839 z inicjatywy hrabiny Izabeli Goeos otwarto domniemany grób Bolesława. Znaleziono w nim fragmenty kości i metalową spinę, oddaną w roku 1882 do skarbca katedralnego na Wawel. Dodajmy, że grób znajdował się na zewnętrznej ścianie kościoła, niemal w fundamencie świątyni, co wskazuje na przykład grzebania osób wysoko postawionych w hierarchii społecznej, a pozostających w konflikcie z władzą kościelną. Trzeba też nadmienić, że w Osjaku istniał swoisty kult polskiego władcy, o czym świadczyły obrazy oparte na motywach z jego życia, czy malowidło ścienne z XVIII wieku w kościele; w annałach klasztornych zaś przechowała się tradycja, ciągnąca się co najmniej od XV w., o odbytej w tutejszym konwencie pokucie. Nadto do wieku XVIII w skarbcu przechowywano rzekomy pierścień Bolesława Śmiałego.

Dwukrotnie ponowne badania przeprowadziła w latach 1953 i 1955 Karolina Lanckorońska. W trakcie prac badawczych w roku 1953 stwierdzono, że grób królewski umieszczony w fundamencie kościoła pochodzi z XI stulecia, a ponadto znaleziono spinę, analogiczną do przechowywanej w skarbcu katedry krakowskiej. Gdy ponownie, tym razem w roku 1955, Lanckorońska rozpoczęła prace archeologiczne, okazało się po szczegółowej analizie atestu archeologicznego, że tzw. grób Bolesława Śmiałego jest miejscem spoczynku Irinburgi, żony komesa Ozziusa, fundatora benedyktynów w Osjaku, a płyta nagrobna Śmiałego została połączona z tym grobem przypuszczalnie w roku 1839. To właśnie z jej grobu pochodzą fragmenty uważane dotychczas za szczątki polskiego władcy.

Od początku XVI stulecia można w osjackim klasztorze odnotować niezwykły kult polskiego władcy, co poświadczają obrazy oparte na motywach jego tragicznego życia i świątobliwego końca. Dziś — jak wiadomo — sprawa osjackiego pochówku Bolesława Śmiałego od dawna już stoi na pozycjach nie do obronienia. Pozostała tylko legenda i jej niezwykła żywotność.

Jest i drugi — bardzo ważny — człon mitu osjackiego. To Tyniec pod Krakowem. Opactwo benedyktyńskie, którego fundację w roku 1044 przypisują księciu Kazimierzowi Odnowicielowi, zaś budowę kościoła królowi Bolesławowi Śmiałemu, wielkiemu dobroczyńcy Kościoła. To za jego duszę w roku 1087 zanosiła modły kapituła krakowska, modlili się również mnisi ze wspólnoty zakonnej św. Benedykta. Z upływem lat utrwalała się w świadomości powszechnej czarna legenda Bolesława, a tego władcę przesłaniał cień zapomnienia. Przez wieki zadawano sobie pytanie, gdzie spoczęły kości polskiego króla. Czy porzucone zostały wyrokiem dziejów na obczyźnie? Czy znamy to miejsce, skoro odrzucamy legendę? Pytania można by mnożyć. I oto w roku 1961 w fundamentach romańskiego kościoła w Tyńcu, fundowanego przez króla Bolesława, odkryto grób usytuowany w najbardziej honorowym miejscu świątyni, przez benedyktynów zazwyczaj rezerwowanym dla fundatorów. W grobie widać było resztki okuć trumny i dwie kości. Profesor Zofia Kozłowska-Budkowa wysunęła hipotezę, że jest to grób króla Bolesława Śmiałego. Doszła do przekonania, że książę Władysław Herman, brat i następca króla, w roku 1086 sprowadził do kraju zwłoki monarsze i kazał je pogrzebać zgodnie z jego wolą. W ten sposób dokonał publicznej legalizacji przejętej po bracie władzy. Ta znakomita uczona pisała: „Staranne badania wykazały tam jednak resztki okazałej trumny i dwie drobne kości. Obaj najstarsi opaci tynieccy, a także biskup krakowski Maur zmarły w roku 1118, byli pochowani bez trumien. Ale trzeba było szczelnej i mocnej skrzyni, aby z daleka przez góry przewieźć do Tyńca ciało króla fundatora. (...) Mogło to nastąpić bądź bezpośrednio po śmierci, bądź w roku 1086, gdy do ojczyzny wróciła rodzina Bolesława, żona i syn. Następnie po wielu latach, gdy wypadało fundację tyniecką przypisać Kazimierzowi Odnowicielowi czy Bolesławowi Chrobremu, gdy zetlała już trumna i rozsypały się zawarte w niej kości, usunięto je jako niegodne spoczywania w tym miejscu, usuwając zarazem niewygodny dowód rzeczowy”. Pogrzeb — zapewne uroczysty — w opactwie tynieckim potrzebny był Władysławowi Hermanowi do legitymizacji swoich praw do tronu Piastów, a „srogie ukaranie biskupa nie przeszkodziło władzom duchownym i świeckim w wykonaniu jego [króla Bolesława] woli”. Benedyktyni polscy zawsze darzyli estymą króla Bolesława Śmiałego, czego dowodem choćby dzieło Stanisława Szczygielskiego Tinecia seu historia monasterii Tinecensis (1668) czy pochodzący z początku XIX stulecia obraz w kościele pobenedyktyńskim w Mogilnie, wykonany dla uczczenia pamięci fundatora opactwa, którym był król Bolesław Śmiały.

Na zakończenie jeszcze jedna refleksja. Otóż w lipcu roku 1967 zatrzymał się w Osjaku świeżo przystrojony purpurą kardynał Karol Wojtyła. 7 lipca odprawił w osjackim kościele mszę świętą, niezwykłe wrażenia z tego miejsca zawierając w jednym zdaniu: „Pokuta i szczery żal za grzechy czyni świętego”. W innym zaś miejscu kardynał pisał: „Święty Stanisław, biskup krakowski, którego męczeńska śmierć w roku 1079 (...) łączy się w naszej tradycji z pokutą i nawróceniem króla Bolesława Śmiałego”. Po stuleciach grób monarszy zlokalizowano w kościele benedyktyńskim w Tyńcu, a osjacka legenda przeszła do zakamarków historii, stanowiąc niezwykle piękną konfabulację na temat kresu żywota króla Bolesława Szczodrego zwanego Śmiałym. Moralizatorsko-pastoralne znaczenie monarszej pokuty jeszcze przez wiele lat posłuży kaznodziejom jako właściwie umoralniające exemplum. Otóż w rzadkim dziś druku Kolęda dla Ludu na rok 1861 czytamy o królu Bolesławie: „ten król już w 17. roku życia wielkie męstwo pokazywał i był bardzo walecznym, dużo krajów zabrał i dużo dobrego narobił, — ale cóż kiedy go potem Pan Jezus jakoś opuścił, że się tak zapomniał i że św. Stanisława biskupa, za to że mu nie dał złego życia prowadzić i cudzołożyć, własną ręką przy ołtarzu na Skałce w Krakowie zabił. On też to potem pilnie odpokutował i Pan Jezus mu darował, ale szkoda, że się tak zabaczył, bo żeby nie to, toby Polska była miała z niego wiele pociechy i szczęścia”.

Bezpośredni następcy Śmiałego, książęta Władysław Herman i Bolesław Krzywousty, spoczęli w katedrze płockiej. Tam pogrzebano w roku 1102 zwłoki Hermana, a później, już po zniszczeniu kościoła przez najazd Pomorzan w latach 1126—1127, obok ojca pochowano w roku 1138 Bolesława Krzywoustego. Potem złożono jeszcze szczątki licznych książąt mazowieckich. W trakcie przebudowy katedry w pierwszej połowie XVI w. przez biskupa Andrzeja Noskowskiego kości piastowskie dano do jednej trumny, a dopiero w roku 1825 biskup Adam Prażmowski uroczyście przeniósł relikwie Hermana i Krzywoustego do kaplicy Królewskiej.

W okresie rozbicia dzielnicowego (1138—1320) książęta-seniorzy spoczęli w rozmaitych miejscach, przy czym można zauważyć pewne prawidłowości: Piastowie mazowieccy grzebią swych zmarłych w Płocku, wielkopolscy w Poznaniu, krakowscy w Krakowie, jedynie śląscy, najliczniejsi, budują nowe nekropolie. Według Długosza pierwszy senior, książę Władysław Wygnaniec, zmarł w Altenburgu w roku 1159, gdzie miano go pogrzebać, wedle zaś innych pochowano go obok żony Agnieszki w opactwie cysterskim w Pforcie. Kości Mieszka III Starego (zm. 1202) złożono w kolegiacie św. Pawła w Kaliszu, lecz gdy później świątynię zlikwidowano, zaprzepaszczono grób tego mądrego i energicznego władcy. Nie jest też pewne miejsce spoczynku jego syna, księcia Władysława Laskonogiego (zm. 1231). Powiada Długosz, że pochowano go w Raciborzu lub w Lubiniu. Trudno dziś dociec, gdzie są jego prochy. Trzech znakomitych Piastów śląskich: Henryka Brodatego, Henryka Pobożnego i Henryka Probusa, przyjęła ziemia rodzinna. Prochy Henryka Brodatego (zm. 1237) złożono w Trzebnicy, syn jego Henryk Pobożny (zm. 1241) pogrzebany został w kościele Franciszkanów we Wrocławiu przez matkę św. Jadwigę, która sama spoczywa w Trzebnicy. Natomiast we wrocławskim kościele Świętego Krzyża znajduje się okazały grób Henryka IV Probusa (zm. 1289).

Książęta krakowsko-sandomierscy Bolesław Wstydliwy (zm. 1279) oraz Leszek Czarny (zm. 1288) spoczywają w Krakowie. Pierwszy z nich leży u Franciszkanów, drugi zaś u Dominikanów. W poznańskiej katedrze pochowano króla Przemysła II (zm. 1296). Ostatni Przemyślidzi, a polscy władcy: król Polski i Czech Wacław II oraz jego syn Wacław III spoczęli poza Polską. Wacław II (zm. 1305) został pogrzebany w zbraslawskim klasztorze Cystersów, który za życia erygował i z iście królewską hojnością wyposażył. Jego następca Wacław III, zamordowany (1306) skrytobójczo w Ołomuńcu, został pogrzebany w tamtejszej katedrze.

Od czasów Władysława Łokietka prawie wszyscy nasi monarchowie spoczywają w katedrze wawelskiej. Nie ma wśród nich Ludwika Węgierskiego (zm. 1382), którego prochy złożono w nekropolii Székesfehérvár. Tam przy południowym boku bazyliki kró­lewskiej ufundował Ludwik Wielki, bo takie miano nadał mu naród węgierski, kaplicę grobową Andegawenów, z której w miejscowym lapidarium zachowały się jedynie fragmenty płyty grobowej zmarłego Ludwika; jego grób został splądrowany w roku 1601. Sama kaplica uległa zniszczeniu na początku ubiegłego stulecia.

Nic konkretnego bliżej nie wiadomo o losie ciała króla Władysława Warneńczyka (zm. 1444), zaginionego pod Warną. Współcześni kronikarze przekazali, że monarcha zginął w czasie bitwy, Turcy odcięli mu głowę, nabili ją na włócznię i jako znak tryumfu okazywali we wszystkich ważniejszych miastach Azji Mniejszej, a ciało pochowano w greckim kościele pod Warną. Nie brakło też odmiennych wieści, jakoby młody władca uratował się. Jak to często bywało w takich przypadkach w wiekach średnich, gdy nie odnaleziono ciała, powstawały najróżniejsze pogłoski i legendy o ocaleniu zaginionego. I w Polsce, jak mówi Długosz — „wielu poważnych ludzi upewniało w listach, że [Władysław] się udał do Konstantynopola, to do Wenecji, do Wołoch, Siedmiogrodu, na koniec do Albanii i Rascyi; a im pożądańsze były te wieści, tym łatwiej zyskiwały wiarę”. W Europie zaczęli się pojawiać samozwańcy podający się za Władysława. Wielu z nich zostało szybko zdemaskowanych, jednakże wiara, że król pokutuje gdzieś w dalekich krajach, była wciąż rozpowszechniana wśród rycerstwa, tak że w roku 1467 w eremicie osiadłym w dalekiej Hiszpanii, gdzieś pomiędzy Medina del Campo a Canta la Piedra, rozpoznano króla Władysława. Inna wersja „mitu Warneńczyka” podawała, że żyje on na „wyspach Portugalii”. Pożywką dla tak licznych legend był po prostu brak ciała zabitego władcy, resztę stworzyła średniowieczna wyobraźnia. W Polsce dopiero w roku 1906 z fundacji kardynała Jana Puzyny przybył katedrze wawelskiej symboliczny pomnik nagrobny króla Władysława, wykonany przez Antoniego Madeyskiego.

W katedrze wileńskiej grzebano ongiś wielkich książąt Litwy: Witolda, Zygmunta Kiejstutowicza i Świdrygiełłę, a pod kaplicą Królewską pochowano św. Kazimierza (zm. 1474), króla Aleksandra Jagiellończyka (zm. 1506), później przybyły tam trumny obydwu żon Zygmunta Augusta, Elżbiety (zm. 1545) i Barbary Radziwiłłówny (zm. 1551). Wszystkie trumny królewskie przeniesiono w roku 1636 do nowo wybudowanej kaplicy, w któ­rej pomieszczono też relikwie św. Kazimierza. Także w Wilnie, w soborze Bogarodzicy spoczywały kiedyś kości księżnej Heleny (zm. 1513), żony króla Aleksandra, a córki wielkiego księcia moskiewskiego Iwana III. Po zburzeniu soboru na początku XIX stulecia szczątki Heleny przepadły. Przy sposobności dodajmy, że matka ostatniego Jagiellona, królowa Bona (zm. 1557), leży w bazylice św. Mikołaja w Bari, jej zaś synowa, trzecia żona Zygmunta Augusta, Katarzyna (zm. 1572) spoczywa w opactwie Sankt-Florian koło Linzu.

Pierwszego, niefortunnego, elekcyjnego monarchę Henryka Walezego, zgodnie z wielowiekową tradycją francuską, uroczyście pochowano w opactwie Saint-Denis pod Paryżem, nekropolii królów Francji. Przypomnijmy, że Henryk po ucieczce z Polski (1574), ukoronowany w Reims, został 2 sierpnia roku 1589 w Saint-Cloud zamordowany przez fanatycznego mnicha Jacques'a Clémenta. Szczątki ostatniego z Walezjuszy, podobnie jak i innych władców francuskich, nie zaznały spokoju. W okresie Wielkiej Rewolucji splądrowano Saint-Denis.

W podziemiach obecnej katedry warszawskiej, a ongiś kolegiaty św. Jana, obok kości ostatnich książąt mazowieckich, Stanisława (zm. 1524) i Janusza (zm. 1526), leżą szczątki Izabeli, maleńkiej córeczki Władysława IV. Nie opodal, w kościele Jezuitów, spoczywa syn Zygmunta III, biskup płocki Karol Ferdynand Waza (zm. 1655). Pozostali Wazowie leżą w katedrze krakowskiej. Natomiast w roku 1938 trafiły do katedry krakowskiej szczątki króla Stanisława Leszczyńskiego (zm. 1766), który został pochowany w kościele Notre Dame de Bonsecours
w Nancy.

Nie ma na Wawelu także prochów Augusta III (zm. 1763) i jego małżonki Marii Józefy, pogrzebanych w kryptach kościoła dworskiego (Hofkirche) w Dreźnie, a nadto doczesnych szczątków ostatniego monarchy, Stanisława Augusta Poniatowskiego (zm. 1798), którego prochy spoczęły w katedrze św. Jana w Warszawie. Tyle ogólnych refleksji o swoistej topografii pochówków naszych monarchów i ich najbliższych.

Zatem w katedrze krakowskiej od roku 1333, kiedy pogrzebano w niej ciało króla Władysława Łokietka, wszyscy władcy wraz z rodzinami — z nielicznymi wyjątkami — znaleźli miejsce wiecznego spoczynku. Składano ich tam bez względu na osobiste zasługi, klęski, zwycięstwa czy winy, gdyż był to szczególny przywilej królów Polski, zagwarantowany tradycją i szanowany przez naród w ciągu stuleci.

Jak królów grzebano

dy we Francji umierał monarcha, lud natychmiast wiwatował na cześć nowego władcy, którym zgodnie z prawem zostawał delfin. Wykrzykiwano słowa: Le roi est mort, vive le roi (fr. Umarł król, niech żyje król). Jakże inaczej wyglądało to w Polsce. Na dobrą sprawę od śmierci ostatniego na polskim tronie Piasta, Kazimierza Wielkiego (zm. 1370), nigdy dobrze nie wiedziano po zgonie królewskim, kto będzie faktycznie władcą, oficjalnie bowiem następstwo tronu nie istniało. Przyszły monarcha musiał nieraz długo zabiegać o względy rycerstwa — w późniejszych czasach szlachty — by uzyskać akceptację, a dopiero po zatwierdzeniu przywilejów mógł się koronować. Tak było w przypadku córek Ludwika Węgierskiego, a potem dzieci Jagiełły. Ileż hartu musiała wykazać Zofia Holszańska, by swoim synom zapewnić polski tron. Długie debaty poprzedziły koronację Władysława Warneńczyka, a i nie obeszło się bez kłopotów przed koronacją Kazimierza Jagiellończyka. Nawet Jagiellonów z dynastii „formalnie” wybierała szlachta, lecz nie miało to nic wspólnego z późniejszą wolną elekcją. Wyjątkiem był wybór Zygmunta Augusta na króla, dokonany vivente rege (łac. za życia króla) Zygmunta Starego, co wywołało wśród mas szlacheckich poważną opozycję.

Po zgonie Kazimierza Wielkiego napotykamy po raz pierwszy opis ceremonii pogrzebu królewskiego — czyli rodzaj ordo funebris ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin