MOJE ŚWIADECTWO.doc

(42 KB) Pobierz
MOJE ŚWIADECTWO

MOJE ŚWIADECTWO.

Dziś chcę Wam powiedzieć, kim jestem i dlaczego Bóg zajmuje tak dużo miejsca w moim życiu?

    Wychowałam się w rodzinie katolickiej. Mama posyłała nas do Kościoła i na lekcję Religii. Nauczyła nas pacierzy i pilnowała byśmy nie opuszczali Mszy Świętej. Lubiałam czytać historie, które opisane były w Katechiźmie i nawet wygrywałam konkursy o tematyce religijnej ale to wszystko nie dawało mi pewności, że Bóg istnieje.

Bóg, jeszcze jako tako, mogłam uwierzyć, ale Jezus?

    Myślałam, że Jezus jest legendą, którą wymyślił Kościół, bo przecież; "na czymś musieli się księża oprzeć, by zorganizować święta".

    Kiedyś czytałam książkę historyczną zatytuowaną; "Klaudiusz i Mesalina" i przeżyłam szok, bo przeczytałam w niej o Jezusie, który żył w tamtych czasach i mienił się być "Mesjaszem". Powiedziałam do mojego męża; "Ty wiesz, że Jezus naprawdę żył?" To była jednak tylko taka malutka refleksja a potem zapomniałam o tym.

    Kilka razy mnie też Pan Bóg zaskakiwał. Po prostu ingerował w moje życie, a ja wiedziałam, że to On ale nic z tym nie umiałam zrobić, bo z drugiej strony nie miałam pewności czy On istnieje, czy też nie. Myślałam, może to przypadek, może mi się tylko tak udało.

    Książki, to był mój świat i czytając je , byłam jeszcze bardziej zamieszana. Przy tym wszystkim modliłam się co dzień, przynajmniej starałam się. Nie miałam problemu uklęknąć i zmówić pacierz, chociaż często z tego powodu byłam wyśmiewana. Modląc się, mówiłam pacierz i dodawałam taką krótką, ułożoną przez siebie modlitwę; "Boże spraw, abyśmy byli zdrowi, aby pomiędzy nami nie było zdrady i zazdrości,i abyśmy byli szczęśliwi. AMEN!"  

    Naprawdę byłam zamieszana, bo innym znów razem wołałam; "Boże, ja nawet nie wiem, czy nie robię z siebie idiotki. Bo może Ty nie istniejesz a ja wołam w próżnię". 

    7 lat modliłam się o Australię, byśmy mogli tu zamieszkać. Nie wiem dlaczego Australia, ale to było tak niemożliwe jak fakt, że urodzę dziesięcioraczki. Jednak przez te 7 lat Bóg napełnił mnie taką wiarą, że nie było mocnych, jechałam i koniec. No i jestem tu, a Australia jest moim domem, od Boga darowanym. 

    Trudna to była podróż. Nie będę o tym mówić, ale naprawdę wiele przeżyliśmy. Miastem, w którym czekaliśmy na wyjazd do Australii, były Ateny w Grecji i właśnie tam, poznałam Mariolę i Sławka.

    Mariolę spotkałam pierwszą i kiedy opowiedziałam jej o naszych perypetiach w czasie podróży, odkąd wyjechaliśmy z Polski, to ona na to powiedziała mi; "Bóg ciebie bardzo kocha". Pomyślałam; "Trele-morele, już by mnie tam kochał", ale coś w moim sercu klikneło.

    Zauważyłam, że ona była inna. Jakaś taka ...., naprawdę nie wiem jak to określić. Np: zauważyłam, że dobrze mówi o swoim mężu!!!! To dla mnie była zupełna nowość, bo choć byłam mężatką, totalnie lekceważyłam ten gatunek człowieka, a moim córkom mówiłam; "Nigdy nie wychodźcie za mąż" i pokazywałam im jacy mężczyźni są (oczywiście, to nigdy nie było nic dobrego). Poza tym nigdy nie spotkałam kobiety, która by dobrze o swoim mężu mówiła.

    Mariola była inna, używała takich słów jak; kochany, lub ciepło wymawiała swojego męża imię. Nie za bardzo podobało mi się to. Spotkałyśmy się wtedy parę razy i moje dzieci bardzo ją polubiały.

    Któregoś dnia, Mariola, wraz z całą swoją rodziną, przeprowadziła się bardzo blisko naszego domu. Kiedy pierwszy raz odwiedziłam ją, poznałam jej męża. Był jakiś "dziwny". Czytał Biblię i słuchał religijnych pieśni. Kiedy zobaczyłam jak on ją traktuje i jak na nią patrzy, przeżyłam szok. Mieli troje dzieci, długi staż jako małżeństwo a ja widziałam, że on ją kocha. To zachwiało całe moje poznanie na temat życia( miałam tam jakieś swoje pewniki). 

    Zaczęli nas odwiedzać. Któregoś dnia Sławek przyszedł do nas sam. I tak rozmawialiśmy o tym i o owym. W pewnym momencie powiedział, że nie jest Katolikiem. Nigdy dotąd nie spotkałam człowieka z innego kościoła (z Mariolą nigdy na te tematy nie rozmawiałyśmy), więc uprzedziłam go, że życzę sobie, by nie próbował mnie przekabacać, bo ja jestem Katolikiem z dziada pradziada i ... i tak mu się to nie uda. Powiedziałam mu jeszcze, że szanuję jego religię ale proszę aby on uszanował moją.

    Kiedy tak już wszystko wyjaśniłam i poczułam się bezpieczna, zapytałam go o różnice. on na to odpowiedział mi tak; "Człowiek żyje i bardzo dba o swoje CIAŁO, tzn; myje je, odżywia; jakiś dobry film, jakaś dobra książka, itp... a przecież to ciało starzeje się i umiera a wogóle nie dba o DUSZĘ, ....... KTÓRA POTRZEBUJE POKARMU". 

    Słowa te zapadły we mnie głęboko. On nie mógł wiedzieć, że to co powiedział trafiło 100% w moją osobę. To ja właśnie byłam taka, że bardz dbałam o pokarm dla mojego ciała. Zawsze starałam się żyć doskonale a jak mi się coś przytrafiło zrobić złego, to starałam się ukryć to jak najgłębiej, nawet przed samą sobą. Kochałam klasyczną muzykę, dobre książki, dobry film. Nawet w doborze znajomych, śmiałam się i mówiłam, że mam błonę półprzepuszczalną, tzn; nie zadawałam się z każdym, aby moja rodzina miała super warunki do życia. Oczywiście, że mi się to nie bardzo udawało ale tego nie dostrzegałam i wydawało mi sie, że wszystko jest w pożądku.

    Ale DUSZA? Nie, przecież o tym się mówiło tylko w Kościele. Jaki pokarm dla duszy? O czym on mówi? Bardzo mnie to zdenerwowało ale oczywiście nie pokazałam po sobie, co się we mnie dzieje, bo niby z jakiej racji. 

    Jednak te słowa zrobiły we mnie ogromne spustoszenie. Cały czas słyszałam w moim umyśle; Dusza potrzebuje pokarmu, Dusza potrzebuje .......... 

    Na drugi dzień poszłam do Marioli i pytam; "Mariola, powiedz mi, kto wy jesteście?", "Mówicie, że jesteście Chrzścijanami, to dlaczego ja się tak w środku denerwuję, jak mówicie o Jezusie, przecież ja też jestem Chrześcijanką, no przecież Katolik, to też Chrześcijanin?". A ona mi na to;

"My na swej drodze znaleźliśmy Jezusa".

    Kiedy ona to powiedziała, przeraziłam się, bo pół roku wcześniej miałam sen. Śniło mi się, że znalazłam na swej drodze Jezusa i w tym śnie usłyszałam głos; "To jest mój Syn. On ciebie chce. Jeżeli Go zgubisz, Umżesz".

    Obudziłam się wtedy przerażona a ona mi teraz mówi, że znależli Jezusa. Powiedziałam; "Chcę iść z wami do tego waszego Kościoła".

    Ona próbowała mi to wyperswadować, że jest u nich inaczej, że ludzie ręce do góry przed Bogiem podnoszą, że niektórzy modląc się, ze szczęścia płaczą a ja jej na to; "Czy ze skóry u was obdzierają? Nie? No to idę z wami". 

    Poszłam i właśnie tam, w tym obcym, greckim kościele, spytano mnie czy chcę przyjąć Pana Jezusa do swojego serca a ja myślałąm, że chodzi o komunię, więc powiedziałam    

                               "TAK"

    I w tym momencie Boża miłośc napełniła mnie i wtedy Żywy Chrystus, Jezus zamieszkał w moim sercu. Od tego dnia minęło około 19 lat. Wciąż Jezus mieszka w moim sercu, dzięki łasce i miłosierdziu Jego.

    Gdybym na uczynkach polegała już dawno odpadłabym od Niego, ale Jego miłość i łaska trzymają mnie. On zmienił moje życie. Sprawił, że jestem spełniona i szczęśliwa. śmiem rzec, najszczęśliwsza na świecie.  

            NARODZIŁAM SIĘ NA NOWO! 

I z Nim, z Jezusem wędruję przez swoje życie. Nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie wyobrażałam sobie, że taka będzie moja przyszłość.

    Śpiewałam jedną pieśń wiele razy ale nigdy nie przyszło mi na myśl, że to prawda i że to w życiu pracuje; "To SZCZĘSCIE NIE POJĘTE Bóg sam odwiedza mnie"......... bo ta dalsza część tego zdania w tej pieśni; "O Jezu, pomóż łaską bym godnie przyjął Cię", zamykała mi do Jezusa drzwi. Ja nigdy nie byłam dość godna abym umiałą  Go odpowiednio przyjąć. On jednak nie wzbraniał się narodzić w stajni mojego serca i tam zamieszkał a poprzez to   SZCZĘŚCIE NIE POJĘTE stało się moim działem. 

Dziękuję Ci Ojcze, że posłałeś swego Syna na Krzyż, i że mógł narodzić się we mnie, i że dałeś mi łaskę, że wraz z nim do nowego życia ZMARTWYCHWSTAŁAM. 

    Alleluja! Chwałą Ci Panie! Bądź uwielbiony i wywyższony na wieki wieków AMEN!                   

http://tylkojezus.bloog.pl/kat,0,page,28,index.html

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin