Boge Anne-Lise - Grzech pierworodny 21 - Plotki.doc

(644 KB) Pobierz

 

 

 

 

  Anne-Lise Boge

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Saga Grzech pierworodny

 

Część 21

 

Plotki

 

                  Przełożyła Ewa Partyga

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Copyright © 2007 Anne-Lise Boge

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wydarzenia przedstawione w serii powieściowej „Grzech pierworodny" rozgrywają się w gospodarstwie należącym do rodziny mojej matki. Dwór, przyroda, postaci i tło kulturowe są autentyczne. Chciałabym jednak zaznaczyć, że ani ludzie, ani cała historia opisana w serii nie mają żadnego związku z rzeczywistością. To powstało w mojej wyobraźni.

 

 

 

 Dla Randi i Martina, w imię przyjaźni

Anne-Lise Boge

 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1.

 

Mali słyszała pulsowanie krwi w skroniach. Stała sztyw­no i czuła, że wszyscy patrzą na nią i na Havarda. Zapad­ła całkowita cisza. Mali ogarnęła zebranych wzrokiem. Dostrzegła zdumienie. Szok. Otwarte usta i zaokrąglone oczy. Jej spojrzenie zatrzymało się na Oli Havardzie. Stał wciąż koło krzesła matki. Jakby nie mógł się oderwać. Blady chłopiec o czarnych jak węgle oczach. Mój Boże, pomyślała Mali, jak on to przyjmie?

-  Powiedz, Havardzie. - Głos Laury znów przerwał ci­szę. - On jest twoim synem, prawda?

-  To prawda.

os Havarda był cichy, ale zdecydowany. Mali na chwilę zamknęła oczy. Nie miał wyboru, pomyślała. Nie mógł zaprzeczyć, nie w obecności Oli Havarda. Niech się dzieje, co chce.  

Na twarzy Laury odmalowało się zdumienie, jakby nie oczekiwała, że Havard przyzna się do ojcostwa. Patrzyła skonfundowana to na Havarda, to na Mali. Zapadła się w swoim krześle, blada, ze ściągniętą twarzą. Ludzie zaczęli szeptać między sobą. Havard uczynił parę kroków i położył dłoń na ramieniu Oli Havarda.

-  Pojedź z nami do Stornes - poprosił z naciskiem. Mówił cicho. - Chciałbym z tobą porozmawiać.

Chłopak zwrócił ku niemu swoje ciemne oczy. Pełne zdumienia, ale przede wszystkim żalu. Żalu i czegoś, co przypomina gniew, pomyślała Mali. Potem bez słowa od­sunął się od Havarda. I jeszcze bardziej przysunął się do krzesła matki.

-  Czy ty nigdy nie myślisz o innych, zawsze tylko o so­bie? - syknął Havard cicho, ze złością do Laury. - Mógł się tego dowiedzieć w inny sposób. A teraz...

-  Całkiem możliwe, że jest wściekły na ciebie - odpar­ła drwiącym tonem. - Miałeś wiele lat, żeby mu powie­dzieć prawdę, Havardzie. Ale tego nie zrobiłeś.

Havard nie odpowiedział. Ze ściągniętą twarzą odwró­cił się i podszedł do Mali.

-  Idziemy - powiedział nieco schrypniętym głosem.

-  Nie możemy - odparła cicho. - Przyjechaliśmy tu, żeby pożegnać się po raz ostatni z Olą Pederem. Po tym, co się właśnie wydarzyło, byłoby jeszcze gorzej, gdybyśmy wyszli przed rozpoczęciem nabożeństwa. Uspokój się.

Havard zamilkł i cofnął się pod ścianę. Mali poszła za nim. Nie mogła nie zauważyć pogardliwych spojrzeń, któ­rymi ich obrzucano. Słyszała szmer zakłócających ciszę szeptów.

-  To dopiero rodzice chrzestni - mruknął ktoś za jej plecami. - To dopiero rodzice chrzestni.

Mali skuliła się. Ona też wolałaby stąd wyjść, nie mog­ła jednak pozwolić, by ci ludzie mieli satysfakcjonujące poczucie, że ich przepędzili. Nie spuszczała wzroku z Oli Havarda. Myślała przede wszystkim o nim. Miała nadzie­ję, że chłopak pojedzie z nimi później do Stornes, że będą mogli z nim porozmawiać, choć nie bardzo wiedziała, co mu powiedzą. Westchnęła ciężko.

Zaczęły się biblijne czytania. W izbie robiło się coraz bardziej gorąco. Przyszło mnóstwo ludzi, we wszystkich świecznikach płonęły świece. Mali zrobiło się słabo. Nie wiedziała, czy to z powodu zaduchu, czy też czuje się tak fatalnie ze względu na Olę Havarda i na to, co się teraz może wydarzyć. Starała się śpiewać ze wszystkimi psalm, ale nie mogła dobyć głosu. Havard stał obok niej, sztywny i milczący. Gdy wzięła go za rękę, wyczuła, że jest bardzo zdenerwowany.

Kiedy trumna miała zostać wyniesiona, powstało za­mieszanie. Laura płakała głośno. Podeszła i położyła dłoń na wieku trumny. Wygląda na prawdziwie zrozpaczoną, pomyślała Mali. Może jednak zależało jej na najstarszym synu znacznie bardziej, niż Mali przypuszczała. Mali mu­siała przyznać sama przed sobą, że wcale nie zna tak do­brze Laury.

Ola Havard stał sam koło krzesła, podczas gdy ktoś po­dał Laurze ramie, pomógł jej usiąść i przemawiał do niej uspokajająco.

-  Może powinniśmy z nim jeszcze raz porozmawiać? - szepnęła Mali. - Teraz jest sam.

Ale nim zdążyli do niego podejść, już znikł. Mali poczuła lekki powiew od strony zamykających się właśnie drzwi.

-  Teraz możemy już iść - powiedział Havard. - Nie mam zamiaru zostawać tu na kawę.

Mali skinęła głową. Ona też nie miała siły, by zostać na poczęstunek. Paliły ją cudze spojrzenia. Wymknęli się cicho, nie żegnając się z Laurą ani z nikim innym.

-  Musimy poszukać Oli Havarda - rzekła Mali po wyj­ściu.

Mrok ogarniał powoli podwórze. Mali podeszła do obory i wsunęła głowę do środka.

-  Ola Havard!

Nikt się nie odezwał. Zajrzała do ciemnej stodoły. Wszędzie panowała cisza.

-  Zobaczymy go jutro - powiedział Havard. - Pojedzie pewnie do Oppstad i wtedy będziemy mogli go zaprosić. A teraz jedźmy do domu.

-  Był taki nieszczęśliwy - powiedziała Mali powoli. - Boję się, że źle to przyjął. Na pewno przeżył szok.

-  Nie on jeden - rzekł gniewnie Havard. - Wszyscy, którzy...

-  Tamci się nie liczą - przerwała mu Mali. - Tylko Ola Havard się liczy.

-  Porozmawiam z nim jutro - powtórzył Havard. - Wtedy mu wytłumaczę...

-  Co mu wytłumaczysz? - zapytała Mali, wpatrując się w niego. - Jak można wytłumaczyć dziecku, że się nie chciało występować jako jego ojciec?

-  Nie wiem - powiedział cicho przygnębiony Havard. - Nie wiem.

 

W Stornes zastali Siverta i Tordhild, którzy przyszli na ko­lację. Johannes podskoczył, gdy tylko ujrzał dziadków.

-  Jak poszło z Olą Havardem?

-  No cóż, on...

Mali urwała i spojrzała na Havarda. Miała zamiar po­zostawić jemu decyzję, co należy powiedzieć. Jej zdaniem nie było powodu, by dalej trzymać rzecz w tajemnicy, bo przecież i tak wszyscy się wkrótce dowiedzą. Wieść roz­niesie się tak szybko jak pożar w suchej trawie. Najlepiej powiedzieć prawdę, pomyślała, czując, że coś ją ściska w dołku.

Zerknęła na Siverta. Jak on przyjmie informację, że znów skłamali i że tym razem znowu poszkodowane zosta­ło niewinne dziecko? Jak zareaguje Johannes? Co powie, gdy zrozumie, że Havard jest ojcem Oli Havarda? I jak mu wytłumaczą, dlaczego nie powiedzieli o tym chłopcu dawno temu? Ola Havard chciał przecież częściej bywać w Stornes, bo źle się czuł w domu. Chował się bez ojca - tak się przynajmniej obu chłopcom wydawało - a przecież jego ojciec był blisko przez cały czas. Mali odgarnęła włosy lodowatą dłonią.

-  Ola Havard jest bardzo smutny - powiedziała ci­cho. - To wszystko.

-  Szybko wróciliście - stwierdził Oja, zerkając na ze­gar.

-  Tak...

-  Wyszliśmy przed poczęstunkiem - wtrącił Havard nieco schrypniętym głosem. - Wyszło na jaw coś, co...

Stał na środku blady i pełen napięcia.

-  I tak się jutro dowiecie - ciągnął. - Laura postano­wiła ujawnić coś, co... do tej pory było tajemnicą. - Od­chrząknął. - To ja... to ja jestem ojcem Oli Havarda.

Zapadła paraliżująca cisza. Nawet Marilena usiadła i po­patrzyła na Havarda, jakby rozumiała powagę sytuacji.

-  Ty jesteś ojcem Oli Havarda? - powtórzył Sivert z niedowierzaniem.

-  Tak, to stara historia. Twoja matka i ja wyjaśniliśmy sobie tę sprawę dawno temu - powiedział Havard z wysił­kiem.

-  A Ola Havard? Nie wiedział o niczym?

-  Nie. I źle się stało. Teraz to rozumiem. Ale wydawało nam się, że najlepiej będzie, jeśli...

-  Dla kogo najlepiej? - zapytał Sivert ostrym głosem.

-  Dla wszystkich - wymamrotał Havard i zaczerwienił się.

-  Kłamstwo czai się tu w każdym kącie.

Sivert spojrzał na Mali, a ona poczuła się okropnie.

-  O co chodzi? - zapytał Johannes niespokojnie, wdra­pując się na kolana ojca. - Co się stało z Olą Havardem?

-  Havard jest jego ojcem - odparł Sivert, głaszcząc chłopca po głowie.

-  Ola Havard o tym nie wie!

-  Teraz już wie - stwierdził Sivert.

-  To dlaczego przedtem nie wiedział? - ciągnął Johan­nes. - Przecież tak bardzo chciał zostać w Stornes. Najbar­dziej chciał, żeby Havard był jego ojcem. I nie wiedział...

-  Teraz już wie - powtórzył Sivert. - Czas pokaże, czy się z tego cieszy.

-  Źle, że o tym nie wiedział - zaczęła Mali. - Ale to nie było proste. Wszystko nie byłoby wcale takie proste, gdy­byśmy mu od razu powiedzieli. Poza tym bywał tu bardzo często. Staraliśmy się, jak umieliśmy.

-  Ten chłopiec potrzebuje poczucia bezpieczeństwa - powiedział Sivert. - I nigdy go nie zaznał.

-  Teraz już wszystko wiecie - oświadczyła Mali. - I nie ma o czym dyskutować.

-  Czy Ola Havard się tu teraz przeprowadzi? - dopyty­wał się Johannes.

-  Nie, będzie mieszkał ze swoją matką - odparła Mali. - Ale będzie tu często przyjeżdżał.

-  Miejmy nadzieję, że zechce - rzekł Sivert. - Chłopak jest pewnie strasznie rozgoryczony. I zagubiony - dodał cierpko.

Johannes ześlizgnął się z kolan ojca, podszedł do Havarda i wziął go za rękę.

-  Ty jesteś ojcem Oli Havarda?

Tak, Johannes.

-  Nie kochasz go?

-  Oczywiście, że kocham.

-  To czemu nic nie powiedziałeś?

Havard kucnął i wziął obie dłonie chłopca w swoje ręce.

-  Byłem głupi - powiedział cicho. - Już dawno temu powinienem powiedzieć o tym Oli Havardowi i wszystkim innym, ale nie miałem odwagi. To było trudne, rozumiesz? No i nic nie powiedziałem. Źle zrobiłem.

-  Gdzie on teraz jest?

-  W Storhaug. Ale pewnie przyjedzie dziś wieczorem do Oppstad. Tak mi się wydaje. A jutro go tu przywiezie­my i wtedy postaram się mu wytłumaczyć, dlaczego byłem taki głupi i tchórzliwy. Mam nadzieję, że mi wybaczy.

- Na pewno - pocieszył go Johannes. - Ola Havard jest dobry, więc na pewno ci wybaczy.

Mali stała w milczeniu i patrzyła na nich. Wcale nie była pewna, że wybaczy. To nie jest kwestia dobroci. To kwestia straconego zaufania.

 

-  Chcesz go tu jutro przywieźć? - zapytała Mali, gdy się już położyli.

Havard oparł głowę na ramieniu i wpatrywał się w su­fit pustym wzrokiem.

-  To konieczne - odparł. - Muszę mieć czas na długą rozmowę.

-  Oboje tego potrzebujemy - stwierdziła. - Nie tylko ty go zawiodłeś. Ja też.

Havard obrócił się do żony i wziął ją za rękę.

-  Myślisz, że mi wybaczy?...

-  Nie wiem - odparła Mali szczerze. - Mam nadzieję. Ale bardzo go skrzywdziliśmy, Havardzie.

-  To wina Laury!

-  Nie - zaprotestowała. - To ty jesteś jego ojcem, a ja o tym wiedziałam, jeszcze zanim się urodził. Mogliśmy po­wiedzieć prawdę. A jednak milczeliśmy, bo tak nam paso­wało.

Zwlekał przez chwilę z odpowiedzią. Leżał ze wzro­kiem utkwionym w sufit.

-  Kto odziedziczy Storhaug teraz, gdy Ola Peder nie żyje? - zapytał po chwili.

-  Chyba Ola Havard.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin