Konrad Lewandowski-Ksin.txt

(364 KB) Pobierz
Konrad T. Lewandowski

KAPITAN KSIN FERGO

ORBITA Sp�ka z o.o. Warszawa 1991

PRZYBYSZ


Wygrana �mier�
Przeci�g�e, wibruj�ce wycie wilko�aka rozleg�o si� gdzie� w g��bi mrocznego matecznika. 
�piew s�owika urwa� si�, ucich�y �wierszcze. Nawet wiatr zamar� i wszystkie cienie 
znieruchomia�y. Jeden tylko wielki, okr�g�y ksi�yc trwa� niczym nie wzruszony, siej�c mocn�, 
z�ocist� po�wiat�.
Ksin przystan�� na moment i zwr�ci� g�ow� w stron�, z kt�rej dolecia� go g�os. Oceni� 
odleg�o��. By�o blisko. Za blisko.
Ruszy� dalej. D�ugim susem przesadzi� strumie� i bieg�, prawie nie dotykaj�c spiczastych 
traw. �pieszy� si�, lecz to nie strach go pogania�. Powodem by� Korze�. Korze� dla Starej 
Kobiety, kt�ra tak bardzo go potrzebowa�a. Czu�, �e czasu ju� ma�o i dlatego chcia� zd��y�. 
Musia� zd��y�.
Wypad� z pomi�dzy drzew na niewielk� polan� i stan�� jak wryty. Instynkt tylko na ma�� 
chwil� wyprzedzi� wzrok. Teraz zobaczy�. Przypad� do ziemi, je��c sier�� na grzbiecie.

- Jednak nie bieg�em do�� szybko, musia� obej�� - pomy�la�, patrz�c na kszta�t, kt�ry 
wynurzy� si� przed nim.
Wilko�ak by� zaskoczony, szed� przecie� �ladem cz�owieka, ju� wyobra�a� sobie, smakowa� 
�wie�� krew i ciep�e drgaj�ce jeszcze mi�so, a tu...
Dwie pary �wiec�cych oczu niemo wpatrywa�y si� w siebie: czerwonosine wilko�aka i 
zielonkawe Ksina.
- Odejdzie, czy nie odejdzie? - zastanawia� si� Ksin.
Nie odchodzi�. Nie m�g� si� zdecydowa�. Czu� cz�owieka, widzia� koto�aka i nie pojmowa� 
tego.
Ksinowi obrzyd�o czekanie, poderwa� si� nagle i run�� wprost na tamtego. Chcia� tylko 
wolnej drogi, nie zwady. Odbi� si� i wypr�y� jak struna, przelatuj�c wysoko nad �bem 
wilko�aka.
I to by� b��d, nie doceni� napastnika. W u�amku sekundy ziej�ca smrodem morda znalaz�a 
si� tu� pod nim, a sczernia�e k�y wbi�y si� w jego udo, nieomal wyrywaj�c kawa� cia�a.
Ksin zwin�� si� w k��b i run�li na ziemi�, a� j�kn�a od podw�jnego ciosu. Drzewa zatrz�s�y 
si� od przera�liwego ryku, kt�ry wype�ni� ju� ca�y las.
Zakr�cili si� w op�ta�czym ta�cu, a strz�py darni i fontanny ziemi rozpryskiwa�y si� na 
wszystkie strony. Zwarli si� ciasno i miotali tak gwa�townie, �e Ksin nawet nie usi�owa� 
wyci�gn�� pazur�w. Ka�da pr�ba uwolnienia �ap mog�a mie� tylko jeden koniec: ucieczk� 
wilko�aka wraz z cz�ci� jego nogi. Nie mia� wyj�cia; wypu�ci� Korze� i ostro skr�caj�c �eb, 
wgryz� si� wolnym ju� pyskiem w krta� napastnika. Wycie zamieni�o si� w charkotliwy 
be�kot.
Gdyby mia� z�by takie, jak te, co wpi�y si� w niego, by�oby ju� po walce. Ale jego by�y 
kr�tsze i tkwi�y w du�o

mniejszej paszczy. Jednak zrobi�y swoje - wilko�ak pu�ci� i w tym samym 
momencie uczyni� to Ksin.
Odskoczyli od siebie.
Ksin prychn�� i warkn�� gard�owo. Odpowiedzia�o mu tylko chrypienie 
wilko�aka. Rzuci� kilka szybkich spojrze� - nigdzie nie dostrzeg� 
Korzenia. Nie by�o czasu na szukanie, wyprostowa� si� i powoli uni�s� w 
g�r� ramiona. Napi�� mi�nie. Mi�kkie opuszki rozchyli�y si� i pot�ne 
szpony w ksi�ycowej po�wiacie rozb�ys�y jak polerowana stal.
Wilko�ak zamilk�, spr�y� si� i zaszar�owa�, rozchylaj�c szcz�ki. K�y 
przeciw pazurom. Starcie by�o szybkie jak my�l, ale Ksin by� jeszcze 
szybszy i nie pope�ni� ju� b��du. Dwa ciosy zerwa�y napastnikowi z pyska 
wszystkie mi�nie i �ci�gna, ods�aniaj�c nag� ko�� oraz wro�ni�te w ni� 
z�by, kt�re bezsilnie chwyci�y powietrze w miejscu, gdzie przed 
momentem sta� Ksin.
Wilko�ak zary� �bem w traw� i przekozio�kowa� przez plecy. Natychmiast 
wsta� i zn�w zaatakowa�, tym razem z wyskoku. Spotkali si� w powietrzu.
Sk�ra na ramieniu koto�aka rozdar�a si� z trzaskiem, ale dwa jego pazury 
trafi�y wprost w jedno z sino jarz�cych si� �lepi i wyrwa�y je razem z 
kawa�em ko�ci czaszki.
J�k wilko�aka w niczym nie przypomina� ju� tego, co Ksin us�ysza� na 
samym pocz�tku - teraz by�a to przera�liwa skarga upiora. Na wp� 
o�lepiony zacz�� cofa� si� w stron� drzew, ale Ksin nie pozwoli� mu uciec. 
Pal�cy b�l w nodze i �apie za�mi� wszystko opr�cz pragnienia zemsty.
Wykorzysta� zdobyt� przewag� i zaszed� go od strony wy�upionego 
oka...
Rwa�, gryz� i szarpa�, czuj�c jak cia�o tamtego ust�puje pod jego 
szponami. Ogarn�a go zwierz�ca rado�� i uniesienie. Rozkosz 
mordowania. Jej szczyt nast�pi� wtedy, gdy

jego tylne pazury rozpru�y wilko�akowi brzuch i zapl�ta�y si� w jelitach. Na kr�tko, bo te 
porwa�y si� jak marne sznureczki.
Nareszcie odst�pi� i spojrza� na swoje dzie�o. Potw�r le�a� bez ruchu, nie wydaj�c �adnego 
d�wi�ku, ale �y�. �wiat�o jak gdyby skupi�o si� nad nim, tworz�c wyra�ny, oddzielny snop 
��cz�cy go ze �wiec�c� wysoko na niebie tarcz�...
Ksin podlega� tym samym prawom i wiedzia�, �e oznacza to, i� �adna z ran, kt�re zada�, nie 
jest tak naprawd� �miertelna i chocia� starczy�oby ich do zabicia dziesi�ciu zwyk�ych ludzi, to 
jednak wilko�ak ozdrowieje jeszcze tej samej nocy.
I rzeczywi�cie: wyprute wn�trzno�ci zacz�y si� porusza�, pocz�tkowo bez�adnie, lecz ju� po 
chwili, niczym wielkie bia�e glisty, z powrotem wpe�za�y do otwartego brzucha. W trawie co� 
zaszele�ci�o: nie musia� patrze�, aby upewni� si�, �e tam toczy si� teraz owo skrwawione oko, 
wlok�c za sob� od�upany kawa�ek czaszki.
Nie mia� ochoty na now� walk� i wiedzia�, co powinien zrobi�. Podszed� bez po�piechu i lew� 
�ap� opar� na gardle le��cego. Praw� uderzy� mocno. Zwar� pazury, �ciskaj�c �ebra i mostek jak 
chrust, w jeden p�czek. Poci�gn��. Rozleg� si� ostry, wielokrotny trzask i chrz�szcz�ce 
mla�ni�cie. Cisn�� na bok wyrwany och�ap, po czym si�gn�� po ods�oni�te, trzepocz�ce �r�d�o 
�ycia i mocy...'
Posoka bluzgn�a na boki. Podni�s� si� z sercem w �apach i patrzy�. Tylko dwie rzeczy mog�y 
pokona� moc magii nekrokreatywnej; srebrny pocisk lub miedziane ostrze albo pazury istoty 
pokrewnej - w�a�nie takiej jak on...
Niczym kawa� szmaty rozerwa� zdobycz na strz�py i rozrzuci�. Reakcja by�a natychmiastowa; 
struga opalizuj�cego
11

�wiat�a postrz�pi�a si� i zgas�a, a wszelki ruch usta�. Zerkn�� w d�. Przemiana ju� nast�pi�a... 
U st�p koto�aka le�a� teraz zmasakrowany trup cz�owieka. Przyjrza� si�: twarzy w�a�ciwie nie 
by�o, ale d�onie zabitego �wiadczy�y, �e musia� to by� m�ody m�czyzna; mniej wi�cej w wieku 
Ksina...
- Je�li rodzina odnajdzie go i jakim� cudem rozpozna - pomy�la� - na zawsze 
pozostanie dla nich tylko ofiar� i nikt nigdy nie dowie si� prawdy o nim...
Zaniepokoi� si�; straci� przecie� tak wiele czasu! Po�piesznie odszuka� Korze� i pobieg� w 
noc.
Zarys chaty pojawi� si� mi�dzy drzewami. Przy�pieszy�. Po chwili las by� ju� za nim. Ogarn�� 
go l�k; Cienie �mierci, kt�re kiedy odchodzi�, b��ka�y si� jeszcze na skraju zaro�li, teraz 
podesz�y a� pod sam dom. Bezkszta�tne i nieokre�lone snu�y si�, polatywa�y, aby zaraz 
rozp�yn�� si� w powietrzu i znowu ukaza�. Dop�ki trwa�a pe�nia, widzia� je, p�niej potrafi� 
jedynie odczu� ich obecno��; tak samo jak pies przewiduj�cy nieuchronny zgon swego pana... 
Jednak�e ani teraz, ani kiedykolwiek nie by�o w jego mocy rozproszy� ich lub przegoni� - 
one istnia�y tylko jako pewien rodzaj emanacji umieraj�cego...
Staraj�c si� nie patrze� na zawieszony nad drzwiami Znak, chy�kiem przest�pi� pr�g i 
przypad� do �o�a.
Stara Kobieta z wysi�kiem otworzy�a oczy.
- Jeste�... - wyszepta�a.
Pochyli� si� do przodu i otworzy� pysk - Korze� spad� na pos�anie. Jej d�o� drgn�a, 
przesun�a si� i szuka�a, a� w ko�cu palce natrafi�y i rozpozna�y poskr�cany kszta�t. 
U�miechn�a si� s�abo.
12

- Za p�no synku... - powiedzia�a to bardzo cicho, ale wyczu� w tych s�owach i �al, i ulg� 
zarazem.
Wcze�niej obawia� si� tego, ale teraz, gdy ujrza� Cienie, zyska� t� straszn� pewno��, kt�ra 
nape�ni�a mu dusz� rozpacz�. Stara Kobieta os�ab�a tak bardzo, �e nie mog�a ju� sama 
przyrz�dzi� sobie leku, a jego pot�ne, lecz niezgrabne �apy nie mog�y wykona� tej delikatnej 
pracy.
Do chwili, w kt�rej odzyska� mia� ludzki wygl�d, brakowa�o mu jeszcze kilka godzin...
By� bezsilny. Po�o�y� �eb na skraju pos�ania i czeka�. Nic innego nie m�g� zrobi�, a Cienie 
�mierci przenikn�y ju� �ciany i ta�czy�y w izbie.
R�ka Starej Kobiety unios�a si� i opad�a na jego g�ow�. G�adzi�a kr�tk� sier��, muska�a uszy. 
Gdy natrafi�a na kosmyk sztywny od zakrzep�ej wilko�aczej krwi, znieruchomia�a na moment. 
Potem zn�w poczu� s�abn�c� pieszczot�. Zrozumia�, �e domy�li�a si� wszystkiego.
Up�ywa� czas i nic nie zmieni�o si�, tylko Cienie ociera�y si� ju� o niego. Zamkn�� �lepia, by 
na nie nie patrze�.
- Ciesz� si�, �e jeste� przy mnie - us�ysza� nagle zupe�nie wyra�nie.
By�y to jej ostatnie s�owa. D�o�, kt�r� czu� na sobie, opad�a bezw�adnie. Cofn�� si�, spojrza�: 
le�a�a z zamkni�tymi oczami i ju� nie oddycha�a. Cienie znikn�y.
Gdyby by� wilko�akiem, by� mo�e zawy�by teraz, lecz on nie umia� nawet roni� �ez, ale 
potrafi� kocha�...
Pochyli� si� i zacz�� liza� jej stygn�c� r�k�. T� dobr� r�k�, kt�ra, cho� nigdy nie sprawi�a mu 
b�lu, pokryta by�a sieci� g��bokich bruzd - starych �lad�w jego k��w i pazur�w.
Siedzia� tak odr�twia�y ze smutku i �alu, �e nawet nie zauwa�y� godzin, kt�re min�y. Dopiero 
lekki dreszcz, jaki
13

wstrz�sn�� jego cia�em, przypomnia� mu o tym, co mia�o sta� si� za chwil�...
T�py b�l ockn�� si� gdzie� w g��bi m�zgu i narasta� pulsuj�c szkar�atem. R�s�, pot�nia�, 
nadyma� si�, rozsadzaj�c czaszk�, i nagle, jak lodowaty piorun, strzeli� wzd�u� kr�gos�upa. 
Ksin wyda� zd�awiony skowyt i pad�, skr�caj�c si� w drgawkach. Pysk, �apy ogarn�� �ywy 
ogie�. Ko�ci gi�y si� i zwija�y jak wiotkie ga��zki, a mi�nie puch�y i sztywnia�y na przemian. 
Z�by cofa�y si� w g��b szcz�k, kt�re w spazmatycznych zrywach zmniejsza�y sw� d�ugo��. 
Mia� wra�enie, jakby wydzierano mu oczy, mia�d�ono palce i nogi. Sier�� w rytm Przemiany 
kry�a si� pod obrzmia�� sk�r�.
Nareszcie cierpienie przesili�o si� i szybko zacz�o s�abn��. Po chwili w miejscach obj�tych 
Przemian� pozosta�o ju� tylko delikatne mrownienie, kt�re wkr�tce...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin