Opowieść- modyfikacja.doc

(174 KB) Pobierz
- Wiedziałem, że tak będzie

{tytuł} Prolog

 

Za wszelkie błędy w tekście bardzo przepraszam

 

- Wiedziałem, że tak będzie. Mówiłem im!- mruczał do siebie kapłan w jednej z królewskich komnat, kręcąc się w kółko- Ale czy ktoś mnie posłuchał? Nie!

  Pomieszczenie to tonęło w złocie i szmaragdowej zieleni. Wszędzie pełno było akcentów kwiatowych, a zwłaszcza na obrusie, okrywającym hebanowy stół.

- Spokojnie, przyjacielu- uspokajała go kobieta, siedząca na jednym z mahoniowych krzeseł- Uważaj, bo jeszcze wydepczesz dziurę w posadzce!

  Kapłan zachowywał się tak, jakby tego nie usłyszał i dalej krążył, burcząc coś pod nosem. W pewnej chwili zatrzymał się i zwrócił głowę w kierunku swojej towarzyszki

- Nie mogę uwierzyć, że ta przepowiednia się sprawdziła. Pierwsza od dwudziestu pięciu lat…- powiedział to tak, jakby myślami był gdzie indziej

  Kapłan wyglądał jak siedem nieszczęść razem wziętych. Jego zwykle nieskazitelna, złota szata była brudna od kurzu i trochę podarta na dole. Na jego twarzy wyróżniał się duży, garbaty nos i małe okulary- połówki. Niebieskie oczy przepełniał niepokój, ale jego towarzyszka nie wracała na nie uwagi. Starała się go pocieszyć. No, na swój sposób…

- Czyli od twojego urodzenia- rzuciła kobieta- Nie mogłeś przepowiedzieć czegoś milszego od apokalipsy? Może by tak koniec świata?

- Cięty język do niczego ci się teraz nie przyda. Poza tym te dwie rzeczy, o których mówiłaś, mają takie samo znaczenie, a wojna, to jeszcze nie apokalipsa

- Kolejna wojna światowa to nie apokalipsa? Więc co zasługuje na takie miano?- zapytała kobieta ironicznie

- Przeżyliśmy trzy, to przeżyjemy jeszcze tę jedną…

  Nie ukrywał tego, że sam nie wierzył w swoje słowa. Często jednak lubił wmawiać sobie różne rzeczy. W pewnym stopniu mu to pomagało.

  Kobieta postanowiła, choć trochę odbiec od tematu, ale dość kiepsko jej się to udało:

- Twoja przepowiednia spełniła się tylko częściowo. Istnieje możliwość, że to tylko zbieg okoliczności i wcale nie jesteś jasnowidzem

- Obyś miała rację, Gemino…

  Nagle drzwi komnaty otworzyły się z hukiem i stanął w nich mężczyzna ubrany w szmaragdową szatę, ciągnącą się po ziemi. Wyglądał bardziej jak mało urodziwa kobieta, niż posłaniec królewski. Niestety, żeby być modnym, trzeba ponosić pewne ofiary…

- I co?- zapytał szybko kapłan- Co ustalili?

- Jeszcze nic- powiedział posłaniec uspakajającym tonem- Proszą cię na salę, by uzgodnić dalsze działania

  Kapłanowi zrzedła mina. Był prawie pewny, że obejdzie się bez jego pomocy. Przecież nie zajmował się działaniami militarnymi, ba, uniknął poboru do wojska. Tylko dlatego, że to on wypowiedział tą przepowiednię, ma teraz wziąć na siebie tak wielką odpowiedzialność i zadecydować o dalszych losach świata?

  Kapłan wymienił znaczące spojrzenia z Geminą i kiwną twierdząco głowa

- Prowadź- powiedział oschle do posłańca i wyszedł z komnaty, zatrzaskując za sobą drzwi

  Przeszli nie więcej niż kilka kroków, kiedy kapłan nie wytrzymał i zapytał:

- Naprawdę nic nie uradzili? Byłeś tam, na sali? Wiesz coś? A może oni…

- Spokojnie- powiedział trochę rozeźlony posłaniec- Zaraz sam się przekonasz

- Ale…

- Nie ma żadnego „ale”- przerwał goniec- Pamiętaj, że cierpliwość jest cnotą

  Ten argument przemówił do kapłana. Po co strzępić sobie język, jeśli i tak nie zdobędzie się żadnych informacji? Pozostaje tylko czekać, co nie jest mocną stroną naszego bohatera.

  W końcu nadeszła upragniona chwila i kapłan wraz z posłańcem przestąpili próg sali, w której odbywały się narady.

- Witaj, Treworze- powiedział król- Proszę, wejdź

  Kapłanowi przeszedł zimny dreszcz po plecach. Nikt nie zna jego imienia; nawet on sam zaczął powoli zapominać, jak się nazywa. Zrobił niepewnie kilka kroków do przodu, patrząc na twarze wszystkich zebranych.

  Główny Dowódca Sił Państwowych, krępy mężczyzna o zielonych oczach w szmaragdowym mundurze paradnym, patrzył wilkiem na Trewora, co nie sprawiało mu wielkiej przyjemności. Przy stole siedzieli też inni ludzie, których kapłan nie poznawał. Może to ministrowie, albo ktoś podobny rangą…

- Ja chciałbym zapewnić…- powiedział powoli kapłan

- … że twoja wiedza je w tej chwili niezbędna- dokończył za niego monarcha- I nie chcemy słyszeć żadnych sprzeciwów. Teraz twoje przepowiednie mogą się okazać kluczem do wyjścia cało z tego ambarasu

  Raz w życiu człowiek wypowie jakąś przepowiednię, która się sprawdzi i już go biorą za jasnowidza. Niestety w tych czasach, kiedy zabobony są na pierwszym miejscu, takie zachowanie staje się całkiem normalne. Zgroza… No cóż, jest też druga strona medalu- kapłani mają się z czego utrzymać

- Nigdy nie byłem w wojsku- zapewniał Trewor- Nie przydam się na nic Waszej Wysokości

- Och, nonsens- odpowiedział monarcha- Usiądź i przestań być taki oficjalny. Mów mi Kennes

  Kapłan usiadł bez słowa, wpatrując się tępym wzrokiem w króla. Od czasu, kiedy wszedł na tron, krążyły o nim różne plotki. Mówiono, że jest ekscentryczny, władczy, okrutny, ale nigdy nie obiło się Treworowi o uszy, że w jakiś stronach uważają go za… życzliwego. Jeszcze w historii tej krainy nie zdarzyło się, by jakikolwiek władca był choćby miły, czy dobrze wychowany, a co dopiero, żeby kazał zwracać się do siebie po imieniu…

- Może wypowiesz kolejną przepowiednię, albo chociaż powtórzysz nam poprzednią, po kieliszku dobrego wina? Udowodniono, że alkohol wpływa na kreatywność

  Kapłan rozejrzał się po komnacie, jakby nie wierząc w to, co się teraz dzieje. Uśmiechnął się do siebie. Przecież to niemożliwe. Jeszcze wczoraj był jedynie małowartościowym członkiem społeczeństwa, a teraz król zaprosił go do swojego pałacu i jeszcze chce dogodzić mu winem ze swoich spiżarni

- Ja śnię, prawda? To się nie może dziać naprawdę- rzucił od niechcenia Trewor

- Przykro mi, ale to się dzieje naprawdę, tu i teraz- wtrącił się Dowódca- I jeśli nie ruszysz swojego szanownego tyłka, żeby nam pomóc, to przestaniemy być tacy mili i wykopiemy cię stąd na zbity pysk!

- Ennorin!- zawołał Kennes- Bądź miły dla naszego gościa!

  No, teraz to zaczyna mieć jakiś sens. Chcą obłaskawić kapłana. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego nie przycisnęli go do muru i pod przymusem nie rozkazali mu wyjawić tej przepowiedni? Ciągle coś się tu nie zgadza… Może pod wpływem stresu tak bardzo się zmienili? Nie, to coś innego, ale ciągle nie mógł dojść, cóż to może być

- Przejdźmy do rzeczy, Treworze- powiedział król

- Tak jest- odpowiedział niepewnie rozmówca

 

{tytuł} Przepowiednia

 

***

  Geminie czas dłużył się niemiłosiernie. Teraz to ona krążyła z kąta w kąt z miną wściekłej osy, która gotowa jest w każdej chwili użądlić. Nie pasowała ona do drobnej, ładnej buzi dziewczyny, na której zwykle królował chytry uśmieszek. Jej zgarbiona postura też stanowiła pewien fenomen, bo zwykle chodziła jak „mistrzyni etykiety”.

  W końcu postanowiła usiąść na fotelu. Nie ma sensu się martwić. Przecież król jeszcze nikogo nie zabił. Na pewno kapłan tylko z nim rozmawia. Nic mu się nie stanie…

  Bardzo chciała uwierzyć w swoje słowa, ale to okazało się zbyt trudne. Im dłużej próbowała to sobie wmówić, tym bardziej nie mogła w to uwierzyć…

  Nagle drzwi komnaty otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wszedł kapłan ze zdenerwowaniem wypisanym na twarzy. Potknął się o dywan i już po chwili leżał plackiem na podłodze

- Nic ci nie jest?- zapytała Gemina, podrywając się z krzesła

- Wszystko w porządku- odpowiedział kapłan wstając- Przynajmniej tak myślę

  Podszedł do wersalki i usiadł na niej, po czym westchnął ciężko

- Ustalili, co będzie dalej- powiedział smutnym tonem

  Kobieta usiadła przy nim i spojrzała mu w oczy. Było w nich coś nowego, coś podobnego do niepewności zmieszanej z przerażaniem, ale w jego głosie wyczuwało się ulgę.

- Umieram z ciekawości- powiedziała towarzyszka kapłana

- Nie będę ci wszystkiego mówił, bo zanudzisz się na śmierć- rzucił, jakby od niechcenia- Jedyne, co musisz wiedzieć, to to, że nazwali mnie „Treworem”

  Kobieta rzuciła mu pytające spojrzenie

- To moje imię

- Jasne- powiedziała kpiąco- A skąd oni mogą je znać, jeśli nawet mnie, swojej najlepszej przyjaciółce go nie wyjawiłeś!

- Też chciałbym wiedzieć- spuścił głowę- A teraz najgorsze…

   Gemina położyła dłoń na ramieniu Trewora, dodając mu otuchy

- Rozpoczynamy kolejną wojnę, a my mamy nią dowodzić

- A… ale… Czy oni… wiedzą?

- Tak. Są świadomi, że w tej dziedzinie jesteśmy „zieloni”. Niestety ubzdurali sobie, że to o nas mówi przepowiednia

  Oboje spuścili wzrok i niemal równocześnie westchnęli ciężko

- Mógłbyś mi ją powtórzyć? Może coś wywnioskujemy?

- Wątpię, ale skoro tak bardzo chcesz…- pogrzebał w kieszeni i wyjął kartkę zapisaną drobnym, pochyłym pismem Trewora

  Kobieta wzięła i odczytała treść drżącym, niepewnym głosem:

- Na kraj urodzajny, gdzie lasy zielone,

Zaklęcie na niego zostanie rzucone.

Gdzie gwiazdy i słońce chodziły pod rękę,

Tam plagi i ból będą gonić udrękę.

Ciemność rzuci wieczny cień na cały nasz kraj.

Większość mieszkańców ucieknie na świata skraj.

Jest jednak nadzieja w odwadze dwóch ludzi,

Gdyż mężczyzna z kobietą bogów obudzi,

Którzy pomogą wojsku uwierzyć w siebie,

A wtedy… Żyć będziemy jak inni w niebie.

  Zapadła martwa cisza. Żadne z nich nie miało pomysłu, nawet krótkiej interpretacji tej przepowiedni. Była zbyt zawiła, niezrozumiała…

- Ty chyba nigdy nie będziesz dobrym poetą- Gemina starała bronić się ironią- Ten tekst mogło napisać dziecko w przedszkolu

- Pewnie dlatego nie chcieli brać jej na poważnie- powiedział zdezorientowany kapłan- Poza tym pisałem to pod natchnieniem Aresa. Jego wiń o brak artystycznej duszy! W końcu to bóg wojny. Woli miecz, zamiast pióra i kartki papieru. To i tak cud, że wszystko zrymował i użył tylu przenośni…

- Chyba, że ktoś mu pomógł. Przecież od jakiegoś czasu kręcił z Terpsychorą. Nestor o tym niedawno opowiadał. Wystylizowano to tak, by wyglądało, że pisał to sam

- Tylko, czemu to niby miałoby służyć?- zapytał kapłan z ciekawością

- Nie mam pojęcia, ale coś czuję, że niedługo się dowiemy, Treworze

  Kapłan znowu poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po plecach. Jednak dźwięk jego imienia, który był dla niego czymś nowym, ciągle wydawał mu się dziwny i jakiś nieznajomy. Przyzwyczaił się, że wszyscy mówią do niego „kapłan” i chyba wolałby, żeby tak pozostało. Jednak, jak wiedział z własnego doświadczenia Geminy nie da się tak łatwo przekonać, by przestała coś robić. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że szybko zapomni o jego imieniu

  Zegar na ścianie wybił godzinę piątą. Każde jego uderzenie wzbudzało w dwojgu serdecznych przyjaciół coraz większą niepewność i lęk przed przyszłością, którego do te pory jeszcze nie zaznali

- Jest jeszcze coś- powiedział Trewor, przerywając ciszę- Musimy stawić się w Sali Tronowej za piętnaście minut

  Gemina kiwnęła głową, na znak, że zrozumiała, wstała z kanapy i podeszła do okna. Chciała po raz ostatni nacieszyć się widokiem swojego rodzinnego miasta, gdzie spędziła tle miłych chwil…

  Zamek znajdował się na wzgórzu i z jego północnych okien rozpościerał się widok na całe miasto. Ciężko było rozpoznać konkretne miejsca, bo z tej wysokości wszystko wydawało się maleńkie. Geminie udało się wyróżnić jedynie rynek, na którym bawiła się z Treworem, kiedy byli jeszcze dziećmi. Wydawało jej się, że to było dopiero wczoraj, podczas gdy od ich ostatniej zabawy minęło przynajmniej piętnaście lat. Wtedy to właśnie wybuchła Pierwsza Wojna i dwójka przyjaciół została na zawsze pozbawiona dzieciństwa.

  Przy wspomnieniach czas bardzo szybko ucieka i Gemina nawet się nie spostrzegła, kiedy Trewor powiedział: „Czas już na nas” i oboje opuścili komnatę.

 

{tytuł} Misja

 

***

- No, gdzie oni są?- niecierpliwił się Ennorin- Już trzy minuty po czasie!

  Król udawał, że go nie słyszy. Sam dobrze rozumiał, dlaczego Trewor i Gemina się spóźniają. Trudno nie zgadnąć, co przed chwilą sobie powiedzieli, albo ciągle mówią, w drodze tutaj.

- Za moich czasów…

- Za „twoich czasów” było zupełnie inaczej- uciął monarcha

  Dowódca spuścił wzrok. Nie lubił przekomarzać się z Ennorinem, bo, po pierwsze był jego przyjacielem, a po drugie mógł zostać skazany na ścięcie. Ten król nie był tak wybuchowy, jak wielu innych w historii Denewrinu, ale nigdy nic nie wiadomo, a na pewno nie z Kennesem

  Gemina i Trewor weszli tak cicho, że żaden z obecnych w pomieszczeniu mężczyzn nie zauważył, że w końcu przyszli

- Przepraszamy za spóźnienie- król i Dowódca wzdrygnęli się na dźwięk słów Geminy- Trewor nie mógł sobie przypomnieć drogi tutaj

- Nic się nie stało- odpowiedział Kennes powoli- Tylko następnym razem proszę, byście stawiali się punktualnie

- Oczywiście, Wasza Wysokość

- Dobrze, teraz powinniśmy zapoznać was z zadaniem, jakie przed wami stoi- król zrobił dramatyczną pauzę, czekając na reakcję pozostałych. Wszyscy, z Dowódcą włącznie, lekko pobledli, ale nic poza tym- Ale tego nie zrobię. To wy macie „obudzić bogów”, czyli, jak się domyślamy, poprowadzić armię do zwycięstwa. Jeśli to o was jest mowa w przepowiedni, to tylko wy wiecie, co zrobić. Pozostaje nam tylko życzyć wam powodzenia

- Ale, Wasza Wysokość- zaczął powoli Trewor

- Mówiłem ci, że masz się do mnie zwracać „Kennes”, prawda?- przerwał mu król

- Kennesie,- ciągnął kapłan- wiesz dobrze, że my nie znamy się na działaniach militarnych. Nie podołamy temu zadaniu

  Dowódca spojrzał mu w oczy z zadowoleniem, a na twarzy Geminy malował się lęk

- Zaczynacie jutro- odpowiedział wymijająco monarcha, otwierając drzwi na znak, że czas już zakończyć tę wizytę- Prześpicie się w waszej komnacie. Służba ma przygotować jeden komplet pościeli, czy dwa?

- Dwa- odpowiedzieli natychmiast Gemina i Trewor

- Dobrze. Zatem… Dobranoc

- Miłych snów- odpowiedziała kobieta, kłaniając się w pas, po czym wyszła tuż za kapłanem

  Para przyjaciół miała rumieńce na twarzach. Obydwoje nie mogli zrozumieć, dlaczego. Nie wyglądali przecież na zakochanych, a przynajmniej nigdy tak o sobie nie myśli. Łączyła ich przyjaźń i nic więcej…

- Myślisz o tym samym, co ja?- zapytał nagle Trewor

  Gemina pokiwała tylko twierdząco głową, nawet nie patrząc mu w oczy

- Uważasz, że moglibyśmy…?- odezwała się kobieta

- Nie- odpowiedzieli jednocześnie

  Stanęli i spojrzeli sobie w oczy. Oboje mieli miny tak poważne, że roześmieli się szczerze i w ten sposób rozładowali nieco atmosferę. Mówią, że „śmiech to zdrowie”. W tym przypadku ciężko stwierdzić, że to przysłowie nie ma tu zastosowania

  Z uśmiechem na twarzach doszli do swojej komnaty, gdzie czekały na nich dwa komplety pościeli: jeden na dużym, złotym łożu, a drugi na twardej wersalce

- Kto śpi na kanapie?- zapytała Gemina z nadzieją

  Trewor spojrzał na nią, potem na łóżko i wersalkę, po czym oznajmił:

- Poświęcę się- rzucił z niesmakiem- Miałaś cięższy dzień. Powinnaś wypocząć

- Dziękuję- powiedziała kobieta- Kiedyś ci się odwdzięczę

- No, ja myślę

  Kapłan podszedł do swojego posłania i mina mu trochę zrzedła. Trudno, jedną noc jakoś przecierpi… A przynajmniej tak mu się wydawało

  Geminie zrobiło się go trochę żal, ale faktycznie to jej należał się porządny odpoczynek. Straciła wiele sił, kiedy broniła ich przed sługami króla, którzy na nich napadli i siłą zaciągnęli do pałacu. Gdyby Trewor łaskawie skojarzyłby, że jego przepowiednia się sprawdziła i Kennes doskonale o tym wiedział, uniknęliby wielu nieporozumień, a kobieta nie miałaby wielkiego siniaka na prawym udzie

  Towarzyszka kapłana weszła pod kołdrę i ułożyła się wygodnie na łożu. Okazało się, że materac jest wypełniony wodą, ale uznała za stosowne, nie informowanie o tym swojego przyjaciela

- Dobranoc- powiedziała

- Słodkich snów- syknął w odpowiedzi kapłan, który zgasił już swoją lampkę, stojącą na stoliku nocnym

***

{tytuł} Nagłe przebudzenie

 

- Obudź się, przyjacielu!- powiedziała Gemina do Trewora, siadając na krawędzi wersalki

- Ale, Calipso!- wymruczał kapłan, jeszcze niezbyt świadom tego, co robi- Zrobię dla ciebie wszystko, ale rano… Dziwię się, że nie jesteś zmęczona po wczorajszej nocy…

- O, rany- szepnęła do siebie i uderzyła Trewora w twarz

  Mężczyzna doszedł już trochę do siebie i złapał się za głowę. Poprzysiągł sobie, że już nigdy nie poświęci się dla Geminy

- Co… się dzieje? Która godzina?- zapytał zdezorientowany i spojrzał na zegarek ukryty pod jego rękawem- Mam nadzieję, że za tym brutalnym przebudzeniem o drugiej nad ranem stoi sprawa życia, lub śmierci, bo jeśli nie, to nie ręczę za swoje czyny!

- Mów ciszej- upomniała go kobieta- Musimy porozmawiać

- A nie możemy zrobić tego rano?- zapytał Trewor z nadzieją- Jestem wykończony…

- Musimy stąd uciekać- przerwała mu Gemina- Jeśli tego nie zrobimy dziś, możemy już nie mieć ku temu okazji

- A czemu ty chcesz opuścić to miejsce?- ziewnął przeciągle- Przecież jutro idziemy na wojnę

- I właśnie o to mi chodzi! Kiedy już się okaże, że to nie my jesteśmy wybrańcami i przegramy wojnę, to spalą nas żywcem na stosie

- No, to w końcu przestaniesz narzekać na to, że ci zawsze i wszędzie jest zimno- odpowiedział

  Trewor zamknął oczy i ułożył głowę na swojej poduszce. Po chwili słychać już było ciche pochrapywanie

- Mężczyźni…- Gemina westchnęła ciężko i uderzyła go w policzek

- Co znowu…?- zapytał na granicy snu i jawy

- Powiedz, co o tym myślisz

- Jedyne, co teraz powinniśmy, to dobrze wypocząć. Kładź się i zrób to, co ja: zaśnij wreszcie- wymamrotał

- Dobrze, mam dosyć. Jeśli ty nie chcesz iść, to pójdę sama!- powiedziała, po czym wstała z kanapy

  Kapłan westchnął ciężko i zaklął cicho pod nosem.

- Zaczekaj- rzucił z rezygnacją

  Kobieta uśmiechnęła się do siebie. W końcu znalazła sposób na nieposłusznych mężczyzn. Że też nigdy wcześniej nie przyszło jej to do głowy

  Kapłan pozbierał się do kupy i stanął o własnych siłach tuż obok towarzyszki. W dalszym ciągu przeszukiwał swój słownik, by znaleźć odpowiednie przekleństwo, które choć w części opisywałoby jego niechęć do udania się w jakąkolwiek podróż o tak drakońskiej porze. W końcu jednak doszedł do wniosku, że jest za wcześnie, żeby myśleć, więc zaprzestał tych działań. Zamiast tego zapytał:

- Wiesz może, jak stąd wyjść?

- Użyłam zaklęcia wyszukującego. Wszystko jest tutaj- pomachała mu przed nosem kawałkiem papieru- Droga będzie ciężka, ale na pewno nie będziemy się nudzić

- Zawsze, kiedy to mówisz, masz na myśli kłopoty- zauważył z przekąsem- Mogłabyś mi pokazać tę kartkę?

  Gemina pobladła na twarzy, ale oddała mu plan ucieczki, a kapłan od razu wziął się do lektury. Plan był niezwykle zawiły, ale wydawał się nawet wykonalny…

- Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem- zaczął powoli- Mamy wyjść stąd, przedostać się piętro niżej, pozbyć się pięciu umięśnionych strażników, potem przejść przez stołówkę, gdzie prawdopodobnie przesiaduje teraz król i wyminąć go tak, żeby nas nie zauważył, a pod koniec jest już prosta droga do wyjścia. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że tam roi się najwięcej strażników. Oczywiście nie wiadomo, co trzeba będzie zrobić, kiedy już znajdziemy się w ogrodach, bo do miasteczka jeszcze długa droga, a żadne z nas nie pamięta drogi powrotnej. Kaszka z mleczkiem…

- Wiedziałam, że ci się spodoba- powiedziała kobieta z przekąsem- Nie traćmy czasu. Może król nie poszedł jeszcze na śniadanie

- Podobno jest strasznym śpiochem. Nie wstanie jeszcze przez ładnych kilka godzin…

- A jak ci się wydaje, o której my dojdziemy do jadalni? O dziesiątej najwcześniej!

- Nie mów, że ten pałac jest taki ogromny

- Może nie taki strasznie wielki. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że trzeba jakoś obezwładnić wartowników…

- A co? Nie możemy użyć magii?- zapytał Trewor z wyrzutem

- Nie. Najmniejsze zaklęcie uruchomi alarm i będziemy musieli się tłumaczyć

  Kapłan zmarszczył brew i uruchomił swój, jeszcze na wpół śpiący, mózg

- W takim razie, jakim cudem rzuciłaś zaklęcie wyszukujące? Coś kręcisz

  Gemina westchnęła ciężko i wyjęła z kieszeni złoty amulet z małym, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin